MATKA BOŻA CZĘSTOCHOWSKA: kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneMATKA BOŻA NIEUSTAJĄCEJ POMOCYLOGO PORTALU

Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno

św. ZYGMUNT: kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneśw. ZYGMUNT: XIX w., feretron, kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własne

Valid XHTML 1.0 Strict

tutaj108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej

bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ
1892, Samborzec – ✟ 1942, KL Dachau
męczennik

patron: Marynarki Wojennej

wspomnienie: 15 października

Łącza do ilustracji (dzieł sztuki) związanych z błogosławionym:

  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - kościół parafialny w Iłży, wyobrażenie współczesne; źródło: www.ilzahistoria.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - portret poświecony 12.vi.1999 przez Jana Pawła II w Sandomierzu, Parafia Wojskowa Marynarki Wojennej RP pw. M.B. Częstochowskiej, Gdynia Oksywie; źródło: www.diecezja.gda.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - kopia obrazu z katedry garnizonowej  Marynarki Wojennej RP pw. M.B. Częstochowskiej w Gdyni Oksywie, parafia wojskowa p.w. św. Jerzego, Białystok; źródło: www.katedrapolowa.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ; źródło: www.8fow.uznam.net.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ; źródło: www.8fow.uznam.net.p
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ; źródło: www.udskior.gov.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ; źródło: www.lo1.sandomierz.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ; źródło: www.ilzahistoria.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - początek lat 20-tych XX w.; źródło: www.sjerzy.parafia.info.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - wśród marynarzy portu wojennego na Oksywiu, lata 1930-te; źródło: historia.trojmiasto.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - z aktorami założonego przez niego Teatru Marynarskiego w strojach do spektaklu sztuki Juliusza Słowackiego; źródło: www.sjerzy.parafia.info.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - Msza św. polowa na pokładzie ORP 'Bałtyk' podczas promocji absolwentów Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej, Gdynia, sierpień 1934; źródło: www.sjerzy.parafia.info.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - 15 maja 1935 r., nabożeństwo żałobne za spokój duszy śp. Marszałka Piłsudskiego, Westerplatte; źródło: www.sjerzy.parafia.info.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - 1940, wśród kapelanów Wojska Polskiego w Oflagu IX C, Rotheburg; źródło: www.gsd.gda.pl
  • MARSZAŁEK JÓZEF PIŁSUDSKI DEKORUJE ks. MIEGONIA KRZYŻEM VIRTUTI MILITARI - 5.vi.1921, Toruń; źródło: www.ilzahistoria.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - lata 1930., żniwa, Samborzec; źródło: wojskowagdynia.parafia.info.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - 1930, Lublin; źródło: www.miegon.tokraw.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - wśród marynarzy i rodziny, Gdynia; źródło: www.ilzahistoria.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - 1917-9, Iłża, z członkami zespołu Lutnia; źródło: www.ilzahistoria.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - lata seminaryje, 1908-15; źródło: katechizmy.com.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - lata seminaryje, 1908-15; źródło: www.ilzahistoria.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - tablica pamiątkowa, gimnazjum Nr 4, Gdynia; źródło: www.gsd.gda.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - tablica pamiątkowa ufundowana przez Stowarzyszenie Marynarki Wojennej w Argentynie, kościół św. Michała Archanioła, Gdynia; źródło: www.gimnazjum4.gom.pl
  • bł. WŁADYSŁAW MIEGOŃ - tablica pamiątkowa, szkoła w Strzebielinie; źródło: www.komk.ovh.org
  • KOŚCIÓŁ pw. MATKI BOŻEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ (dawny GARNIZONOWY): Gdynia; źródło: www.skyscrapercity.com
  • CHRYSTUS wśród 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW - BAJ, Stanisław (ur. 1953, Dołhobrody), 1999, obraz beatyfikacyjny, Licheń; źródło: picasaweb.google.com
  • KAPLICA 108 MĘCZENNIKÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ - Licheń; źródło: www.lichen.pl
  • MĘCZENNICY II WOJNY ŚWIATOWEJ - PIETRUSIŃSKI Paweł (), pomnik, 2004, brąz, granit, wys. 190 cm (z cokołem 380 cm), kościół św. Jana Chrzciciela, Szczecin; źródło: www.szczecin.pl
  • 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW - witraż, Kaplica Matki Bożej, Świętych i Błogosławionych Polskich, kościół św. Antoniego Padewskiego, Lublin; źródło: www.antoni.vgr.pl
  • POCHÓD 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ - ŚRODOŃ, Mateusz (), w trakcie tworzenia, kaplica Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa; źródło: www.naszglos.civitaschristiana.pl
  • 108 POLSKICH BŁOGOSŁAWIONYCH MĘCZENNIKÓW - witraż, Sanktuarium Matki Bożej Zawierzenia, Tarnowiec; źródło: www.sanktuariumtarnowiec.parafia.info.pl

Na świat przyszedł 30.ix.1892 r. w Samborcu, w zaborze austriackim, wsi położonej na skraju doliny Wisły, 9 km od Sandomierza, w ówczesnej guberni kieleckiej (ros. Келецкая губерния), należącej do Królestwa Polskiego (ros. Царство Польское), wchodzącego w skład zaborczego Imperium Rosyjskiego (ros. Российская империя).

Już na następnego dnia, prawd. w lokalnym kościele parafialnym pw. Trójcy Przenajświętszej w Samborcu — pochodzącym z XIII w., odbudowanym i powiększonym 1728 r., po najazdach szwedzkich — należącym do diecezji sandomierskiej, został przyjęty do Kościoła Powszechnego w sakramencie chrztu św.

Pochodził z średnio zamożnej rodziny włościańskiej. Był najstarszym z ośmiorga dzieci Stanisława (ur. 1866, Nawodzice) i Marianny z domu Rewera (ur. 1871, Samborzec).

Ojciec, obok gospodarstwa rolnego, prowadził również warsztat kołodziejski (wyrobu m.in. drewnianych kół), co pozwoliło mu zapewnić rodzinie środki na edukację dzieci.

Wzrastał w atmosferze głębokiej religijności — jego wuj, brat matki, Antoni Rewera (1869, Samborzec– 1942, KL Dachau), był księdzem — i gorącego patriotyzmu — jego dziadek, Władysław Miegoń, powstańcem styczniowym i ponoć cudem uniknął powieszenia za udział w walkach. Na całe życie pozostały mu w pamięci opowiadania ojca o bohaterstwie i dramacie powstańców z 1863 r. A Antoni Rewera całe życie był przykładem do naśladowania — aż do męczeństwa, na parę dni przed śmiercią Władysława

Początkowo uczył się w domu rodzinnym, pod okiem rodziców. W 1902 r. rozpoczął naukę w sześcioklasowym Męskim Progimnazjum (dziś I Liceum Ogólnokształcące, tzw. Collegium Gostomianum) w Sandomierzu, w którym większość nauczycieli była Rosjanami…

Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości w 1908 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu — używał jeszcze wówczas nazwiska Miegoński. Dał się wtedy poznać jako zdolny organizator działalności kulturalno-oświatowej, zarówno w seminarium jak i poza nim. Na przykład w swojej rodzinnej wiosce potrafił skupić młodzież szkolną i urządzał z nimi przedstawienia popularyzujące polskie tradycje narodowe — pamiętajmy: były to jeszcze czasy rozbiorowe!

Święcenia kapłańskie, z rąk ordynariusza sandomierskiego, bpa Mariana Józefa Ryxa (1853, Warszawa – 1930, Sandomierz), przyjął 2.ii.1915 r., w kaplicy Pałacu Biskupiego w Sandomierzu, już po rozpoczęciu I wojny światowej.

Posługę duszpasterską w tak trudnych latach rozpoczął od sandomierskich parafii. Pierwszą była parafia pw. św. Katarzyny AleksandryjskiejIwaniskach (nominacja 24.ii.1915 r.), ale już po kilka dniach został przeniesiony — w związku z chorobą tamtejszego proboszcza — do pobliskiej, oddalonej o ok. 7 km, parafii pw. św. Barbary we wsi Modliborzyce.

Gdy tam przybył front walk między państwami Centralnymi–Trójprzymierza — zaborczymi cesarstwami Niemiec (niem. Deutsches Kaiserreich)Austro–Węgier (niem. Österreichisch–Ungarische Monarchie) — a armiami należącego do Ententy–Trójporozumienia zaborczego Imperium Rosyjskiego, ustalony na skutek walk w 1914 r., znajdował się ok. 100 km na zachód od Modliborzyc. Ale w kilka pewnie dni po pojawieniu się w swej pierwszej parafii rozpoczęła się wiosenna ofensywa wojsk Trójprzymierza, której pierwszym objawem była bitwa pod Gorlicami, 2‑5.v.1915 r.

Bitwa zakończyła się klęską wojsk rosyjskich. Do 12.v.1915 r. wojska Państw Centralnych wzięły do niewoli ok. 140 tys. żołnierzy rosyjskich, zmuszając jednocześnie armię rosyjską do odwrotu. 15.v.1915 r. wojna dotarła do Iwanisk i Modliborzyc. Rosjanie próbowali ustalić nową linię frontu na linii Nowe Miasto nad Pilicą — Sandomierz — Przemyśl — Stryj, przebiegającą dokładnie przez parafie Iwanisk i Modliborzyce.

Na okolicznych polach stanęły okopy. W nich — nie raz, nie dwa — na przeciw siebie stawali, w ramach różnych armii, nasi rodacy…

Nową linię udało się Rosjanom utrzymać tylko ok. 2 tygodnie. Już na początku vi.1915 r. ją opuścili i pod naporem wojsko niemieckich i austro–węgierskich zatrzymali się daleko na wschodzie, na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej. Na terenach centralnej Polski, byłego już Królestwa Polskiego, zakończyła się trwająca ponad 100 lat zaborcza władza rosyjska…

Ks. Władysława zapamiętano, jak udzielał pomocy przypadkowo spotkanemu w okopie rannemu żołnierzowi armii austriackiej. „Dogaduje się z nim po francusku, jest to wiedeńczyk, katolik. Prosi o spowiedź. Że ks. Miegoń miał przy sobie konia, na którym jeździł wszędzie, zabiera go na niego do plebanii i udziela mu komunię świętą, ostatniego namaszczenia, zostawia na swoim łóżku, sam szuka doktora, którego znajduje we Włostowie, ten nie chce jechać […] Wraca bierze gospodarza i na furmance nocą dowozi go i oddaje w ręce lekarza. Ze łzami i wdzięcznością żegnany przez słabiutkiego wiedeńczykaAnna Stępień, „Opis o moim bracie ks. Miegoniu Władysławie”, Archiwum Diecezji Sandmierskiej

Posługę duszpasterską w tak trudnych latach rozpoczął od sandomierskich parafii. Pierwszą była parafia pw. św. Katarzyny AleksandryjskiejIwaniskach (nominacja 24.ii.1915 r.), ale już po kilka dniach został przeniesiony — w związku z chorobą tamtejszego proboszcza — do pobliskiej, oddalonej o ok. 7 km, parafii pw. św. Barbary we wsi Modliborzyce, jako jej tymczasowy administrator.

1.x.1915 r. przeniesiony został na wikariat parafii pw. św. Stanisława Biskupa i MęczennikaBodzentynie, ok. 30 km na wschód od Kielc. W miasteczku mieszkało (dane z 1909 r.) ok. 3,316 stałych mieszkańców, z czego 1,474 Żydów, 9 prawosławnych i 6 protestantów.

Posługa w Bodzentynie nie trwała zbyt długo. Obowiązki Władysława obejmowały m.in. pracę z dziećmi. Zabierał je na piesze wycieczki (m.in. na Święty Krzyż — szczyt Łysej GóryGórach Świętokrzyskich, miejsce najstarszego polskiego sanktuarium pw. Świętej Trójcy i Krzyża Świętego, z przechowywanymi w kaplicy Oleśnickich relikwiami krzyża świętego, i byłego opactwa benedyktyńskiego — w owych czasach znajdowało się w nim, po kasacie klasztoru 1.vi.1819 r. przez zaborczych Rosjan, ciężkie więzienie — ok. 20 km od Bodzentyna,). Dla dzieci stworzył też oddział „małego wojska” — „wyćwiczył go w musztrze, wyposażył w maciejówki, drewniany szable i lance z biało–czerwonymi proporczykami”. Żywe było wówczas wspomnienie marszu Pierwszej Kompanii Kadrowej, założonej przez Józefa Klemensa Piłsudskiego (1867, Zułowo – 1935, Warszawa), w kierunku Warszawy w viii‑x.1914 r. Wprawdzie wyprawa nie powiodła się i po bitwie pod Laskami i Anielinem 22‑26.x.1914 r. Kompania wycofała się, ale stała się później zalążkiem Legionów Polskich. Założenie owego „małego wojska” nie bardzo ponoć spodobało się rodzicom — podobnie jak mieszkańcom Kielc nie bardzo spodobało się przybycie do miasta ledwie rok wcześniej Pierwszej Kompanii Kadrowej! — obawiających się reakcji zaborczych Austriaków (od 1915 r. diecezja sandomierska znajdowała się na obszarze okupowanych przez wojska cesarstwa Austro–Węgier). A to spowodowało przeniesienie do innej parafii…

Już zatem 12.vii.1916 r. pojawił się w nowej parafii pw. św. BartłomiejaStaszowie, założonej w 1375 r. W ciągu niecałego roku zdążył zostać sekretarzem lokalnej ochronki, zorganizować przedstawienia teatralne „Wspomnienie” i „Kancelarii otwartej” — z których dochód zasilił kasę ochronki, a dochód z ponownych wystawień przeznaczono na dar narodowy dla Warszawy i Łodzi — dwukrotnie doprowadzić do wystawienia jasełek przez dzieci — dochód na bibliotekę dla dzieci oraz biednych mieszkańców Staszowa — a w okresie karnawału wystawić komedie „Z rozpaczy” i „Kleptomania” — z przeznaczeniem dochodu na biednych. Nie mało, jak na tak krótki okres czasu, nieprawdaż?

9.vi.1917 r. został wikariuszem powstałej w 1326 r. parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi PannyIłży. Przybył do miasteczka leczącego jeszcze rany walk niemiecko–rosyjskich z v‑vi.1915 r., po wspomnianej bitwie pod Gorlicami. Pod Iłżą Rosjanie bronili się do ok. połowy vi.1915 r., a w walkach obronnych szczególną rolę odegrał polski Legion Puławski, walczący u boku wojsk rosyjskich (m.in. w utarczkach pod Pakosławiem 19‑20.v.1915 r. i w walce na bagnety pod Michałowem 15.vi.1915 r.). Władysław na własne oczy zatem mógł zobaczyć skutki podziału Polski, w rezultacie czego Polacy wykrwawiali się w imię interesów różnych mocarstw (Legiony Polskie walczyły u boku cesarstwa Austro–Węgierskiego, Legion Puławski u boku Imperium Rosyjskiego) — większość domów w Iłży ciągle jeszcze leżała w gruzach.

Także i w Iłży Władysław założył amatorską grupę teatralną, a dochód z przedstawień przeznaczał na potrzeby najuboższych. Zawiązał też towarzystwo śpiewacze „Lutnia”…

O swej posłudze pisał do wuja, ks. Antoniego Reweryxii.1917 r.:

Życie w Iłży płynie mi dość pracowicie […] Dwa razy w tygodniu chodzę na lekcje religii. Owa organizacja młodzieży, którą mi Wuj poleca, ogromnie mi przypada do gustu. Chętnych będzie wielu. Praca to będzie dla mnie miła, gdyż lubię skupiać wkoło siebie młodzież […]

Kościuszkowska uroczystość [15.x. 1917 r. przypadała setna rocznica śmierci Tadeusza Kościuszki (1746, Mereczowszczyzna – 1817, Solur), GTKRK] wypadła w Iłży wspaniale, po nabożeństwie odbył się pochód religijno–narodowy. Na czele pochodu jechała banderia złożona z 20‑stu krakusów. Za banderią postępowały dzieci ze wszystkich szkół z parafii w formacjach ósemkowych, później cechy, korporacje, orkiestra, duchowieństwo, lud […] Nastrój panował podniosły. Sunął pochód między ruinami, pogorzeliskiem… Sterczące mury, jakby ironia wszystkiego, patrzyły na tę nieodrodną siłę i moc narodu, który gnębiony niewolą i nieszczęściami nie zginął, lecz jako feniks z popiołów do nowego życia i walki nowej staje. Wieczorem odegrano sztukę z Łobzowa 'Dla Ojczyzny'”.

Posługę w Iłży zdominowały jednak — na co wskazuje już na nawet powyższy cytat — wydarzenia polityhczne. Kończyła się I wojna światowa i świat, jaki wszyscy znali od co najmniej stulecia, drżał w posadach.

W Iłży — pod szyldem Towarzystwa Gimnastycznego „Piechur” — powstał oddział konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej POW — komendantem której był wspomniany Józef Piłsudski — należący do VII Okręgu Radomskiego organizacji. Programowa „Deklaracja POW” jednoznacznie określałą, że „celem POW jest zdobycie niepodległości Polski drogą walki zbrojnej”, podkreślając, że „POW jest organizacją apolityczną grupującą ludzi różnych przekonań i może podlegać jedynie Rządowi Narodowemu”. Istnieją przypuszczenia, że Władysław uczestniczył w tajnych spotkaniach tej organizacji…

Nadszedł pamiętny rok 1918.

Zaczęło się od podpisania 3.iii.1918 r. w Brześciu nad Bugiem traktatu pokojowego między państwami Centralnymi (Niemcy i Austro–Węgry) a nowym władcami Rosji — bolszewikami. Miesiąc wcześniej, 9.ii.1918 r., w tym samym miejscu, podpisany został traktat między tymi samymi państwami Centralnymi w Ukraińską Republiką Ludową URL. Umowa z Ukraińcami oznaczała de‑facto uznanie nowego państwa ukraińskiego; podpisanie z Rosją — rozejm wojenny. W obu przypadkach Polacy nie zostali zaproszeni do rozmów, co szczególne znaczenie miało w przypadku traktatu z URL, bowiem Ukraińcy zyskiwali prawa do ziemie, do których pretensje zgłaszali Polacy. Polskę — nadal pod okupacją niemiecką i austriacką — ogarnęły protesty. Także w Iłży. Władysław pisał w liście do ks. Antoniego Rewery25.ii.1918 r.:

Krzywda […] żywym odbiła się echem: był pochód, mowy, okrzyki itd. Zaczęło się jednak po bożemu, mszą św., miałem kazanie — podobno wrażenie wywarło. Dodatnią bardzo rzeczą jest coraz większe uświadomienie wsi”…

Ale coraz bardziej też ujawniały się podziały polityczne, które miały później zabarwić cały okres niepodległej Polski. Podziały, które wynikały z podziałów zaborczych — i.e. wspomaniane powżej Legiony Polskie, początkowo walczące pod stronie państw Centralnych i uznające Rosję za nawiększego przeciwnika, a Legion Puławski, walczący po stronie Rosji. Na to nakładał się bardziej fundamentalny spór, między uznawanymi za socjalistyczne organizacjami zakładanymi przez Józefa Piłsudskiego a Narodową Demokracją, pod przewodnictwem Romana Dmowskiego (1864, Kamionek — 1939, Drozdowo). W Iłży ujawniły się 3.v.1918 r. podczas patriotycznego pochodu — austriackie władze już nie reagowały. Świadek tak zapamiętał ów incydentJ. Szczepański, „Moje szkoły:

Pamiętam uroczysty dzień 3 Maja. Po nabożeństwie w kościele rusza ogromny tłum do pochodu. Na czele znajdują się różni przywódcy, a między nimi prefekt ze szkoły […] Ktoś zaczął na przedzie pieśń 'Gdy naród do boju'. Wszyscy ją podchwycili, bo pieśń ta była znana.

Wtedy staje się rzecz dziwna. Nasz prefekt wyskakuje do przodu, stara się zatrzymać pochód i krzyczy, aby tej pieśni nie śpiewać. Z czołówki występują działacze ludowi i socjaliści i zaczyna się sprzeczka między nimi. Oni się kłócą, a my młodzież i cały tłum pieśń dalej śpiewamy. Wtedy na znak protestu ksiądz występuje z pochodu i ucieka na swoją plebanię. Ale ludzie nie zważają na to, tylko maszerują i choć skończyły się słowa pieśni, od nowa ją zaczynają”…

Ów „prefekt” to prawd. młody ks. Władysław, nauczający religii w miejscowym gimnazjum…

Pieśń „Gdy naród do boju” była popularna wśród socjalistów i ludowców. Na marszach śpiewano: „O, cześć wam panowie, magnaci, / za naszą niewolę, kajdany, / o, cześć wam książęta, hrabiowie, prałaci, / za kraj nasz krwią bratnią zbryzgany… Lecz kiedy wybije godzina powstania, / magnatom lud ucztę zgotuje, / muzykę piekielną zaprosi do grania, / a szlachta niech wtedy tańcuje”…

Władysław nie miał więc dobrych notowań u socjalistów, choć wszak praw. uczestniczył w konspiracyjnych spotkaniach POW. Jeszcze bowiem w tymże 1918 r. lokalni przywódcy socjalistyczni wystąpili do jego proboszcza — był nim ks. Franciszek Sobutka (zm. 1929) — z żądaniem przeniesienia Władysława do innej parafii. Może dlatego, że młody wikariusz cieszył się dużym szacunkiem parafian, a „ruch narodowy bierze górę nad bolszewizmem w Iłży”, jak pisał w liściedo ks. Antoniego Rewery, xii.1918 r

Wreszcie 11.x.1918 r., w wagonie kolejowym w Lesie Compiègne we Francji, Niemcy podpisały rozejm z państwami Ententy. Zakończyła się I wojna światowa. Tego samego dnia Józef Piłsudski objął władzę cywilną i wojskową w Warszawie — Polska odzyskała niepodległość. Na mapie pojawiło się — na razie bez określonych granic — odrodzone państwo, II Rzeczpospolita. 16.xi.1918 r. o powstaniu niepodległego państwa polskiego Józef Piłsudski powiadomił państwa Ententy…

Jedną z ostatnich polskich ofiar czasów zaborów okazał się lokalny komendant Polskiej Organizacji Wojskowej POW w Iłży, Maksymilian Jakubowski. Kilka tygodni przed odzyskaniem niepodległości przez Polskę, 22.x.1918 r., żandarmii austriaccy śmiertelnie go ranili. Władysław prawd. udzielił mu sakramentu namaszczenia

I to wówczas Władysław zdecydował się na zmianę kierunku swej posługi. W liście z 22.xi.1918 r. poprosił swego pasterza, bpa Mariana Ryxa, o przeniesienie z posługi diecezjalnej do powstającego Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego (łac. Ordinariatus Militaris Poloniae). Na rozpoczęcie tej misji musiał jednak czekać ponad rok. Za pierwszym bowiem razem uzyskał w i.1919 r. odpowiedź odmowną. Druga prośba pozytywnie rozpatrzona została 20.xi.1919 r. — na prośbę pierwszego biskupa polowego, Stanisława Galla (1865, Klemensów – 1942, Warszawa), powołanego na tę funkcję 5.ii.1919 r. przez Benedykta XV (1854,Genua – 1922, Rzym) — i formalnie 30.xi.1919 r. Władysław zakończył posługę w Iłży. Od 1.xii.1919 został bowiem oddany do dyspozycji Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. W praktyce jednak nowe funkcje objął dopiero na początku następnego, 1920 r.

Rok 1919, rok oczekiwania na nowe wyzwania a zarazem pierwszy rok niepodległej Polski, upłynął mu pod znakiem rozmaitych trudnościach rodzinnych. Najpierw na tyfus plamisty (łac. Typhus exanthematicus), szerzący się wówczas w związku z bardzo trudnymi powojennymi warunkami bytowymi w Polsce, zachorowała jego siostra, Marysia, która uczyła się Iłży i znajdowała się pod jego opieką. Przeżyła. Ale choroby nie przeżył kolejny jego proboszcz w Iłży, ks. Stanisław Nurowski (1860 – 1919, Iłża) — epidemia tyfusu pochłonęła w miasteczku wiele ofiar i prawie całkowicie zaprzątała uwagę duszpasterską Władysława. Odwiedziny chorych przeplatały się z pogrzebami ofiar…

Na początku 1919 r. dotarły też do niego wiadomości, iż jego młodszy brat, Jan, miał zginąć gdzieś pod Lwowem, podczas wojny polsko–ukraińskiej 1918‑9, jednej z wielu wojen o granice odradzającego się państwa polskiego. Na prośbę rozpaczającej matki wziął dwa tygodnie urlopu i udał się na poszukiwania brata. Odnalazł go i przywiózł do rodzinnego domu…

W końcu 6.i.1920 r. nadszedł rozkaz — Władysław otrzymał przydział do Marynarki Wojennej i stopień kapelana (odpowiednik kapitana marynarki) ze starszeństwem. Odtąd związał się z morzem, i strzegącymi go polskimi żołnierzami — marynarzami, na trwałe…

Początkowo, gdy polskie siły morskie tak naprawdę jeszcze nie istniały, pełnił służbę w tworzącym się Batalionie Morskim, w składzie Frontu Pomorskiego, utworzonym w ii.1919 r. w Twierdzy Modlin k. Warszawy. Na jesieni 1919 r. Batalion zajął pozycje na granicy z Pomorzem — od Aleksandrowa Kujawskiego do linii Wisły. Pomorze ciągle było jeszcze w rękach zdemoralizowanych, po klęsce I wojny światowej, Niemców. Gdy Władysław dołączył do swego batalionu, prawd. w Aleksandrowie Kujawskim, oddział prawie natychmiast rozpoczął akcję opanowywania Pomorza. 18.i.1920 r. zajął Toruń, a w początkach ii.1920 r. dotarł do Pucka nad Zatoką Pucką.

10.ii.1920 r. Władysław wraz ze swym batalionem wziął udział w symbolicznych zaślubinach Polski z morzem, których w Pucku dokonał gen. Józef Haller (1873, Jurczyce – 1960, Londyn). Ks. Władysław koncelebrował uroczystą Mszę św. Tak o tym pisałlist do ks. Antoniego Rewery, 12.iii.1920 r:

Uroczystość objęcia morza wypadła wspaniale. Nastrój psuł tylko przykry deszcz. 9 lutego wyruszyliśmy z Torunia 2 pociągami, a przybyliśmy do Pucka przed południem. Różnemi drogami przybyły oddziały kawalerii — przyjechały delegacje wszystkich pułków frontu pomorskiego ze sztandarami, jak również wiele delegacji cywilnych z Gdańska, z Warszawy, nawet z Lwowa, posłowie z Sejmu i wielkie rzesze Kaszubów.

Haller przybył koło g. 2/2. Powitano o okrzykami, orkiestra zagrała 'Jeszcze Polska' i po krótkim przemówieniu jednego Kaszuby Haller dosiadł konia i olbrzymim wężem przy dźwiękach muzyki pochód ruszył ku morzu. Generał ze świtą wjechał kilka kroków w morze — wygłosił podniosłą mowę, wnosząc przy końcu okrzyk na cześć Kaszubów, który tysięczne rzesze powtórzyły. Przemawiali po nim min. Wojciechowski, admirał Porębski. Wręczono następnie Hallerowi pierścień złoty, który on wrzucił do morza. Generalicja podeszła do sztandaru. Nastąpiło poświęcenie bandery, a później podjęcie jej na wysoki maszt. Artyleria dała kilka salw — wojska obecne prezentowały broń.

Nastąpiła teraz msza polowa, a później uroczyste 'Te Deum' i dwa przemówienia księży. Zbliżające się ciemności zmusiły do powrotu — co też nastąpiło. Żołnierze znaleźli posiłek i odpoczynek w olbrzymiej szopie dla aeroplanów, a oficerowie w tak zw. 'Kurhausie' czyli domu kąpielowym”…

Miesiąc później, w iv.1920 r., został kapelanem i oficerem oświatowym komendy prowizorycznej bazy Marynarki Wojennej — portu wojennego Puck. Stał się pomysłodawcą, organizatorem i wykładowcą — mimo początkowego braku zainteresowania władz — kursów uzupełniających wiedzę żołnierską z zakresu języka polskiego (w szczególności dla dorosłych Kaszubów i dzieci, które dotąd uczyły się w szkołach tylko po niemiecku), matematyki, historii, geografii, wychowania patriotycznego. Powierzono mu też zadanie utworzenia sieci bibliotek polskich na całym polskim wybrzeżu…

Tymczasem w vii.1920 r. Batalion Morski został rozbudowany i przekształcony w Pułk Morski. Jego kapelanem pozostał Władysław.

Był to już kluczowy okres wojny polsko–rosyjskiej 1919‑21. Właśnie w vii.1920 r. ruszyła ofensywa rosyjskiego gen. Michała (ros. Михаил) Tuchaczewskiego (1893, Aleksandrowskoje – 1937, Moskwa)10.viii.1920 r. dotarła na północne Mazowsze. Los niedawno odrodzonej Rzeczpospolitej był śmiertelnie zagrożony.

Polscy biskupi już 7.vii.1920 r. wysłałi list do Benedykta XV, w którym prosząc o modlitwę, przestrzegali: „Jeżeli Polska ulegnie nawale bolszewickiej, klęska grozi całemu światu, nowy potop ją zaleje, potop mordów, nienawiści, pożogi, bezczeszczenia Krzyża”. Do biskupów świata pisali, iż „nie my sami zagrożeni jesteśmy. Dla wroga, który nas zwalcza, nie jest bynajmniej Polska ostatnią przystanią dla jego trofeów; lecz jest mu raczej etapem tylko i pomostem do zdobycia świata”. A do rodaków pisali: „Oto wróg zebrał wszystkie swe siły, ażeby zagrodzić nasze granice, zetrzeć naszą bohaterską armię i odebrać Polsce na nowo przecenny skarb jej wolności. Wróg to jest tym groźniejszy, bo łączy okrucieństwo i żądzę niszczenia z nienawiścią wszelkiej kultury, szczególnie zaś chrześcijaństwa i Kościoła. Za jego stopami powijają się mordy i rzezie, ślady jego znaczą palące się wsie, wioski i miasta, lecz nade wszystko ściga on w swej ślepej zapamiętałej zawiści wszelkie zdrowe związki społeczne, każdy zaczyn, religię wszelką i kościół. Mordowanie kapłanów, bezczeszczenie świątyń świadczy o drogach, przez które przechodzi bolszewizm. Prawdziwie duch antychrysta jest jego natchnieniem, pobudką dla jego podbojów i jego zdobyczy”. I wystosowywali apel: „Dajcież ojczyźnie, co z woli Bożej dać jej przynależy. Nie słowem samym, ale czynem stwierdzajcie, iż ją miłujecie. Godnymi się stańcie najdroższego daru wolności przez wasze poświęcenie się dla Polski”.

Na pola bitwy z Rosjami wysłany też został Pułk Morski. Walczył m.in. w okolicach Ostrołęki.

Tak później Władysław opisywał pierwszy dzień na froncie:

Serca nasze były przepełnione zapałem i wolą zwyciężenia wroga. Po przybyciu pociągiem na stację Ostrołęka, otrzymaliśmy alarmującą wiadomość, że bolszewicy są tuż. Poszczególne kompanie natychmiast się formują. Krótko do nich przemawiam — po czym odmawiają spowiedź powszechną — udzielam im absolucji i ruszają w bój. Nie upływa 15 minut — salwy karabinowe rozdzierają powietrze. Strzelanina trwa z pół godziny, potem cisza. Zaciekawiony ruszam na front i tu z rozgorączkowanymi twarzami opowiadają mi żołnierze o pierwszej potyczce i odparciu kozaków. Po chwili podchodzi do naszej grupki dowódca i proponuje: 'Kto idzie na ochotnika na zwiad?'. Zgłasza się jeden podoficer i żołnierz — 'Mało'. W młodym żołnierzu jeszcze wiele lęku… Wobec tego trzeba dać przykład — 'Ja idę!' Podpędził porucznik jeszcze ośmiu, mówiąc: 'to ksiądz idzie, a wy się boicie!?'

Na gorąco swe wrażenia z walk Władysław przekazał w liście do przyjaciela:

Występy moje wojenne były krótkotrwałe, gdyż na froncie znajdowaliśmy się przez miesiąc tylko. Walczyliśmy pod […] gen. [Bolesławem Jerzym Roją (1876, Bryńce Zagórne – 1940, KL Sachsenhausen), GTKRK] na polach historycznej Ostrołęki. Powodzenia zbytniego nie mieliśmy, siły były za słabe, żołnierz świeży, nie wytrzymywał należycie ognia, ogólne kierownictwo grupy (Roja) nie stało na wysokości zadania. Dość że po trzydniowych walkach musieliśmy cofać się ku Modlinowi, ciągle walcząc.

Pod Ostrołęką nasz baon morski poniósł wielkie straty. Dowódca pułku dostał się do niewoli, 2 oficerów zranionych, 1 zabity — kilkudziesięciu ludzi kozacy usiekli i wzięli kilkunastu do niewoli. Kapitan Jacynicz [Konstanty Leon Jacynicz (1890, Rawszki – 1970, Warszawa), GTKRK] po paru tygodniach zdołał umknąć bolszewikom.

Ja w czem mogłem starałem się być pomocnym w tak ciężkiej i przykrej sytuacji, (dowódca przedstawił mnie do krzyża 'dla walecznych'). Chodziłem na wywiady, raz byłem w ataku, pod m. Makowem dostałem granatem po głowiźnie ale tak delikatnie, iż bandaż nosiłem tylko kilka dni, nie oddalając się od oddziału zbierałem rozpierzchłych marynarzy, jak mogłem starałem się podnieść upadłego ducha w czasie cofania.

W jednym wypadku pułkownik, szef grupy będąc wielce podrażniony, zwymyślał mnie od 'świń', gdy mu zameldowałem, że żołnierze z prawego skrzydła uciekają z pozycji. W ogóle trzymałem się pierwszej linii, a czasem zastępowałem dowódcę oddziału, pełniłem służbę łączności no i wykonywałem obowiązki duszpasterskie przy rannych.

Msze święte tylko kilka razy odprawiłem w czasie miesiąca. Po tygodniu pobytu na froncie nie poznawaliśmy jeden drugiego: twarze miedziane, obrośnięte, oczy błyszczące od ciągłego podniecenia. Straciliśmy zupełnie świadomość jaki jest dzień dziś i którego, tak iż kiedyśmy przyszli pod Maków, widząc ludzi postrojonych, pytaliśmy się co to znaczy, dopiero nas objaśnili, że to dziś niedziela.

W ogóle wszystkich epizodów, wypadków, któreśmy w tym ciekawym czasie przeżyli, opisać niepodobna — ot kiedyś przy lampeczce wina i ciepłym kominku będziem sobie wspominać i opowiadać. Sądzę, iż Ty również niemało przygód doświadczyłeś i wielu emocji w tej kampanii doznałeś, będąc dłużej i może w cięższych walkachlist do ks. R. Śmiechowskiego, 13.i.1921 r.

W książce „Kościół katolicki w Gdyni” ks. Jerzy Więckowiak (ur. 1939) opisał inną z akcji ks. Miegonia, który tuż przed starciem „w przebraniu za bolszewickiego żołnierza przeszedł przez cały obóz wroga, dokonał pełnego rozeznania sił nieprzyjaciela, ze szczegółami, których nie powstydziłby się wytrawny batalista, a które walnie przyczyniło się do późniejszych pomyślnych działań taktycznych Wojsk Polskich. Niewątpliwą pomocą w tym niebezpiecznym przedsięwzięciu była biegła znajomość języka rosyjskiego, nabyta w szkole…

W czasie walk frontowych dźwigał i opatrywał rannych, podtrzymywał upadających na duchu, dawał dobry przykład żołnierzom. Już wtedy wśród marynarzy zyskał sobie przydomek „święty”…

Jak pisał w cytowanym liście 9.viii.1920 r., na progu wielkiej bitwy pod Warszawą, którą historia określiła Cudem nad Wisłą, został ranny pod Makowem Mazowieckim, a za okazane męstwo otrzymał później — w v.1921 r., na osobiście z rąk marszałka Józefa Piłsudskiego — Krzyż Srebrny Orderu Virtuti MilitariKrzyż Walecznych. Dekoracja marynarzy Pułku Morskiego miała miejsce na pokładzie monitora rzecznego — opancerzonego okrętu artyleryjskiego, przeznaczonego do służby na wodach śródlądowych, czyli rzekach i jeziorach — ORP „Horodyszcze”. Statek wybudowany został w owym pamiętnym 1920 r. w stoczni F. Schichau GmbH (niem. Schichau–Werft Danzig)Gdańsku, wówczas funkcjonującym — po uprawomocnieniu się 10.i.1920 r. postanowień głównego traktatu pokojowego kończącego I wojnę światową, traktatu wersalskiego, podpisanego 28.vi.1919 r. w Wersalu (fr. Versailles) we Francji — jako miasto odłączone od Rzeszy Niemieckiej, znajdujące się pod zarządem okupacyjnych sił alianckich. 15.xi.1920 r. miasto uzyskało formalnie przewidziany w traktacie wersalskim status tzw. Wolnego Miasta Gdańsk.

Władysław był już wówczas z powrotem nad polskim morzem. 30.viii.1920 r. bowiem, już po niezwykłym tryumfie polskiego oręża we wspomnianej Bitwie Warszawskiej, wraz ze swym pułkiem powrócił do koszar w Toruniu. Por. mar. Czesław Wnorowski (ur. 1891) tak wspominał wspólne z Władysławem wypady do Warszawy w tych dniach:

W czasie naszych podróży do Warszawy, poznałem go jeszcze z innej strony. Miał pogodne usposobienie, lubił życie i wszelkie rozrywki nie kolidujące z jego kapłaństwem. Wówczas z jego inicjatywy, poszliśmy w Warszawie na miód do Fukiera, a potem, o zgrozo! na operetkę 'Róże ze Stambułu'. Operetka o niewinnej treści, bardzo melodyjna nie mogła zgorszyć nikogo. Po powrocie do batalionu ks. kapelan przyznał mi się, że na drugi dzień, gdy się z nim rozstałem, aby załatwić swoje sprawy, poszedł jeszcze raz do teatru na tę samą operetkę, ponieważ tak był zachwycony jej melodyjnością. Przyznał się potem, że jako kapelan popełnił grzech nieposłuszeństwa wobec swojej władzy, która zabraniała księżom chodzić na podobne imprezy. Ale dodał: 'postarałem się odpokutować swój grzech'

Pod koniec xi.1920 r. powrócił na stanowisko kapelana i oficera oświatowego komendy portu wojennego Puck. Zamieszkał w nieistniejącym dziś klasztorze (po II wojnie światowej budynki klasztorne zostały zrabowane przez komunazistowskie władze prl) sióstr elżbietanek — Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety CSSE (łac. Congregatio Sororum Ravarum a Sancta Elisabetha).

29.v.1921 r. odprawiał Mszę św. polową na rozpoczęcie budowy portu w Gdyni. Później poświęcał nowe okręty floty Rzeczypospolitej (m.in. okręt hydrograficzny ORP „Pomo­rzanin”).

Był świadkiem zmian zachodzących na polskim wybrzeżu. Państwo polskie przykładało szczególną uwagę do polskiej obecności na Bałtyku. Centralnym punktem 140 km polskiego wybrzeża stała się Gdynia, w której po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zaczęto budować port morski. Gdynia gwałtowanie się rozwijała: w 1921 w miasteczku mieszkało 1,268 osób, a w 1926 r., gdy Gdynia otrzymała prawa miejskie, już 12 tys.…

Władysław pisał o tym w prawie każdym liście do swego wuja, ks. Rewery. Przeżywał zmiany, cieszył się z rozwoju. Pisał m.in.:

Po świętach byłem uczestnikiem okropnie miłej uroczystości: poświęcenia pierwszego okrętu wojennego polskiego w Gdańsku. Miałem msze św. na pokładzie, a później krótkie przemówienie, przy podjęciu bandery. Był obecny generał [Michał Aleksander, GTKRK] Borowski [(1872, Juncewicze – 1939, Wilno)] i minister [Maciej] Biesiadecki [(1864, Kraków – 1935, Kraków)]. Okręt ten nosi imię 'Komendant Piłsudski' i choć nie podług mego gustu nazywa się jest jednak śliczny. Zakupiony został w Finlandii, skąd jeszcze nadejdzie taki sam okręt [kanonierka], który nazywał się będzie '[Generał] Haller'29.xii.1920 r.

Flota nasza po trochu powiększa się: przyszły do Gdańska 2 traulery, a wkrótce ma nadejść okręt szkolny, jeszcze dwa traulery, oraz okręt 'Haller'. Wszystkie prace przygotowawcze do budowy portu wojennego w Gdyni postępują w przyspieszonym tempie21.ii.1921 r.

Flota nasza ciągle się zwiększa, mamy już 6 okrętów, 6 zaś jest w drodze. Budowa portu stopniowo postępuje naprzód. Przed dwoma tygodniami wobec komisji sejmowej, przedstawicielstwa wojskowego odprawiłem mszę święta i dokonałem poświęcenia prac przy budowie portu w Gdyni10.vi.1921 r.

Mamy w najbliższym czasie otrzymać 6 torpedowców i 2 kanonierki, a wtedy podążylibyśmy znów ku morzu.

Przez miesiąc mają być dokonywane w Gdyni próby lotów na aparatach bezsilnikowych. Do konkursu stanęły 33, a jeszcze mają więcej przywieźć. W Pucku wykonano na lotnictwie 2 takie aparaty. Ćwiczenia lotnicze są w tym roku wzmożone, ponieważ jednak aeroplany są nowe przeto i wypadków mniej18.v.1925 r.

W lipcu mieliśmy przykry wypadek — na torpedowcu [ORP] 'Kaszub' wybuchnął kocioł w porcie gdańskim, wskutek czego okręt zatonął i 3‑ch ludzi straciło życie. Przyczyna wybuchu nieustalona — przypuszcza się, że to zamach, ale udowodnić trudno. Uszkodzenie jest tak poważne, iż jest wątpliwą rzeczą, aby 'Kaszuba' remontowali. We Francji zakupiono nowy (używany) transportowiec, nazywa się [ORP] 'Wilja', ma pojemność 7000 ton, będzie służył do przewożenia materiałów wojennych. Łodzie podwodne torpedowe zamówione, ale dopiero nadejdą w 1927 — będą 2 razy większe od torpedowców — więc kiedy torpedowce mają 450 ton, to łodzie podwodne będą miały 800 — do 1000 ton9.ix.1925 r.

Od początku angażował się w życie publiczne szybko rozbudowującej się społeczności polskiego wybrzeża. Już w 1921 r. został sekretarzem zarządu Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego oddział w Pucku. Znalazł się również w Kole Przyjaciół Harcerstwa

Rozpoczął pracę nad składem i repertuarem powstającego przy komendzie Teatru Amatorskiego. Z czasem nie było gdyńskich uroczystości bez udziału tego zespołu, a także bez powołanego przez Władysława zespołu instrumentalno–wokalnego.

Organizował nabożeństwa polowe np. w dniu przysięgi rekrutów, powitania, i święcenia zakupionych okrętów, etc. Prowadził działalność oświatową — walczył z analfabetyzmem i dbał o wychowanie patriotyczne i poziom kultury wśród marynarzy.

Wiele ze swoich urlopów spędzał w rodzinnym Samborcu, pomagając w pracach polowych. Jego przyjazdy do Samborca były nie lada gratką dla mieszkańców tej małej wsi, którym opowiadał o powstawaniu portu w Gdyni, budowie statków. W tamtych latach opowieści o polskim morzu musiały brzmieć jak dzisiaj historie o Ameryce…

Pozostałe urlopy poświęcał pracy ze środowiskiem uczniowskim. Urządzał spływy kajakowe, a w ramach działalności Ligi Morskiej i Kolonialnej wycieczki uczniowskie i osób dorosłych z całej Polski nad morze, do Gdyni…

Od 1924 r. pełnił funkcję również kapelana komendy powstającego Portu Wojennego Gdynia — budowanego od 1921 r., w 1923 r. otwartego jako „Tymczasowy Port Wojenny i Przystań dla Rybaków”.

Ponieważ nie istniał jeszcze wówczas kościół garnizonowy — wojskowy — został również duszpasterzem przy kościele pw. Najświętszej Marii Panny Królowej Polski w Gdyni. Kościół ów, poświęcony 3.v.1924 r., początkowo funkcjonujący jako filia parafii pw. św. Michała Archanioła w pobliskim Oksywiu, jesienią 1926 r. został kościołem parafialnym Gdyni.

Opuścił wówczas Puck i gościnne progi klasztoru sióst elżbietanek. Przeniósł się Gdyni, tym bardziej iż w tymże 1926 r. komendę portu wojennego — a co za tym idzie dowództwo floty Marynarki Wojennej — także przeniesiono z Pucka do Gdyni. Prasa tak o tym pisała:

Wobec przeniesienia tutejszego garnizonu Marynarki Wojennej do Gdyni, opuścił również nasze miasto powszechnie lubiany przez ludność kaszubską Kapelan Marynarki Wojennej ks. Miegoń. Jako dzielny duszpasterz, wybitny Polak, był on tu poważany nie tylko przez osoby wojskowe, lecz także przez tutejsze społeczeństwo. Patriotyczne kazania, które ksiądz ten wygłaszał, skupiały każdorazowo dużo wiernych. Ubycie tego dzielnego duszpasterza wywołało ze strony tutejszego społeczeństwa żal. Miasto nasze straciło jednego z najwybitniejszych działaczy narodowych. Duszpasterzowi na nowej placówce 'Szczęść Boże'„Brak duszpasterza”, „Dziennik Bydgoski”, 1926, nr 251.

5.xi.1928 r. rozkazem Ministerstwa Spraw Wojskowych przerwał pracę duszpasterską w środowisku marynarskim. Został mianowany kierownikiem wojskowego rejonu duszpasterskiego w Lublinie. Istnieją przesłanki, że przeniesienie miało związek z publiczną krytyką przewrotu majowego dokonanego w 1926 r. przez marszałka Józefa Piłsudskiego, którą miał wygłosił ks. Władysław. W każdym razie ówczesny komendat Portu Wojennego Gdynia, kom. por. Władysław Filanowicz (1887, Odessa – 1969, Dubrownik), w rozkanie z 7.xii.1928 r., tak żegnał byłego swego podwładnego:

Żegnając z żalem ks. Kapelana Miegonia jako przełożony wyrażamy Mu cześć, uznanie i wielką dziękczynnośc za całą Jego twórczą działalność w podległych mi oddziałach”…

Do 1934 r. był kierownikiem wojskowego Rejonu Duszpasterstwa Katolickiego Okręgu Korpusu nr II w Lublinie. Czynnie włączył się w dzieło restauracji i przebudowy załogowego kościoła Wojska Polskiego pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, przeprowadzonego w latach 1927‑32. 1.x.1933 r. wziął udział w jego konsekracji, której dokonał nowy biskup polowy Wojska Polskiego, gen. Józef Feliks Gawlina (1892, Strzybnik – 1964, Rzym) — odtąd kościół zwany był kościołem garnizonowym.

Po przybyciu do Lublina rozpoczął też studia z zakresu prawa kanonicznego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim KUL (łac. Catholica Universitas Lublinensis) — początkowo bez wiedzy przełożonego. W xi.1930 r. otrzymał jednak pozwolenie z Polowej Kurii Biskupiej. Jako student został kapelanem Polskiej Korporacji AkademickiejKorabja”, założonej 3.v.1927 r. Celem korporacji było „wychowywanie młodzieży akademickiej na wiernych synów Kościoła i Ojczyzny, w duchu zasad chrześcijańskich przy zachowaniu zwyczajów i tradycji korporacyjnych, […] propagowanie 'idei morskiej', poprzez upowszechnianie w społeczeństwie świadomości znaczenia morza dla rozwoju Rzeczypospolitej”…

Zaangażował się także w działalność założego w 1921 r. w Lublinie towarzystwa śpiewaczego „Lutnia — jak ongiś w Iłży. Otrzymał Honorową Odznakę Śpiewaczą III stopnia. Został członkiem honorowym „Lutni”.

Prowadził ascetyczny styl życia. Pisałlist do ks. Antoniego Rewery, 17.xi.1931 r.:

Muszę kupić buty. Mam jedne — dziurawe. Z koszul się wydarłem. Ze zrobionych w r. 1925 zrobiła się pajęczyna, tak iż z prania przynosi ordynans strzępy, których już naprawić i scerować nie można. Ciepłej bielizny nie posiadam żadnej. Palto zrobione w 1928 r. w Gdyni — mam jedno na lato i jesień i wiosnę. Ledwie się trzyma. Suknię mam jedną — na święto i na co dzień. Kupiłem materiału na drugą. Długu mam paręset złotych. Spłacam co miesiąc. Zygm. Cebula — to uczeń ze szkoły ogrodniczej (z Samborca). Ostatni rok ma do matury. Musiałby przerwać gdybym mu nie pomógł. Gebetner i Wolff — to książki i pisma. Jedyna przyjemność, której trudno mi się wyrzec. Rodzicom i Jankowi też w tym trudnym czasie trzeba pomóc”.

Cały czas trwały starania i zabiegi oficerów i marynarzy Marynarki Wojennej o powrót ks. Miegonia do posługi nad Bałtykiem. Nasiliły się, gdy 14.ii.1933 r. nowym biskupem polowym został wspomniany bp Józef Feliks Gawlina. W końcu zakończyły się sukcesem — być może znaczenie miał także stan zdrowia Władysława, gdy bowiem w xi.1931 r. przeziębił się pozyskał od swego lekarza „oficjalne pismo stwierdzające konieczność przeniesienia mnie nad morzeop cit

Z dniem 1.i.1934 r. otrzymał awans na stopień starszego kapelana (odpowiednik komandora podporucznika) oraz został kapelanem Kierownictwa Marynarki Wojennej, pełniąc jednocześnie obowiązki kapelana komendy Portu Wojennego w Gdyni. Dotarł tam pod koniec ii.1934 r.…

Jedną z pierwszych decycji po powrocie było zainicjowanie budowy kościoła garnizonowego pw. Matki Bożej Częstochowskiej na Oksywiu. Wybudowana świątynia konsekrowana została pięc lat później, 1.vii.1939 r. Pierwszą Mszę św. ks. komandor odprawił w Święto Żołnierza 15.viii.1939 r. Okazało się, że w tej świątyni była to także jego ostatnia. Nie zdążył formalnie nazwać djej, jak planował, łac. „Domina Maris” (pl. Pani Morza)

W ramach obowiązków święcił bandery i okręty, odprawiał na pokładach statków nabożeństwa, odbywał z marynarzami podróże po morzach w rejsach szkoleniowych. …

Kontynuował inicjatywy, które rozpoczął wcześniej, podczas pierwszego okresu pobytu nad Bałtykiem. Patronował chórowi, orkiestrze smyczkowej i teatrowi. Organizował seanse filmowe. Prowadził kursy dokształcające. Rozbudował bibliotekę na Oksywiu.

Organizował akademie z okazji świąt i rozmaitych uroczystości…

Mimo eksponowanego stanowiska nigdy nie okazywał wyższości. Wyrazem tego były humorystyczne wręcz sceny rozgrywające się na ulicach przy spotkaniach z marynarzami, których zwykle pierwszy pozdrawiał. Peszyło to niższych stopniem marynarzy, i już z daleka oddawali honory komandorowi Miegoniowi

Gdy w ii.1935 r. blisko 700 rekrutów przechodziło szkolenia i w wyniku przeziębienia dwóch ich lekko starszych kolegów — instruktorów — zmarło zainteresował się losem tych młodych ludzi. Zaczął obserwować szkolenia i w trzech przypadkach, po dostrzeżeniu problemów zdrowotnych, udzielił pomocy żołnierzom — zabrał ich na swoją kwaterę i wraz z ordynansem zastosował „leczenie domowe”. Żołnierze wkrótce wrócili do swych oddziałów…

W 1936 r. brał udział w uroczystościach pogrzebowych gen. dyw. Gustawa Konstantego Orlicz‑Dreszera (1889, Jadów – 1936, Gdynia‑Orłów), m.in. prezesa Zarządu Głównego Ligi Morskiej i Kolonialnej, który zginął w katastrofie samolotu RWD‑9 nad Gdynią, w trakcie lotu w kierunku statku MS „Piłsudski', którym wracała z USA jego żona. Mediował wówczas z ks. Klemensem Przewoskim (1886, Starogard Gd. – 1976, Lubichowo), proboszczem parafii pw. św. Michałą Archanioła na Oksywiu, który nie chciał dopuścić do odprawienia w jego kościele Mszy św. żałobnej w intencji „rozwodnika i innowiercy” i jego pogrzebu na przykościelnym cmentarzu. Proboszcz — mimo iż w uroczystościach uczestniczyć miał Prezydent Rzeczypospolitej, Ignacy Mościcki (1867, Mierzanowo – 1946, Versoix), i marsz. Edward Śmigły–Rydz (1886, Brzeżany — 1941, Warszawa) — był nieugięty, więc ks. Miegoń zasugerował rozwiązanie. Jak pisał jeden ze świadków:

Ksiądz Miegoń mityguje:

Proboszcz ma prawo, to jest jego kościół i nikt z hierarchii kościelnej ani świeckiej nie może zabronić mu zamknięcia świątyni. Chyba tylko w wypadku, jeśli…. nie będzie miał go czym zamknąć.

Tu Miegoń ukłonił się złożył ręce i wyszedł.

Popatrzyliśmy po sobie. Naturalnie! Jakie to proste! W dniu pogrzebu, po porannej mszy świętej pod kościół podjechała ciężarówka z marynarzami, którzy sprawnie zdjęli z zawiasów drzwi wejściowe. Załadowali je na samochód a następnie udekorowali świątynię na ceremonię pogrzebową. Uroczystość odbyła się zgodnie z planem i bez komplikacjikmdr Borys Karnicki (1907, Władywostok – 1985, Londyn), „Marynarski worek wspomnień.

Orlicz–Dreszer został 20.vii.1936 r. pochowany nie na cmentarzu parafialnym, ale na gruncie w pośpiechu wykupionym, z inicjatywy przyjaciół Orlicza–Dreszera, od pobliskich gospodarzy, na skarpie w pobliżu latarni morskiej na Oksywiu. Był to zaczątek Cmentarza Marynarki Wojennej, a grób Orlicza–Dreszera był jego pierwszym.

Kapłanem owego cmentarza został oczywiście Władysław — administrator jeszcze wznoszonego wspomnianego kościoła garnizonowego. Ale gdy w vii.1939 r. dowództwo marynarki zażądało od Władysława, by poświęcił wybudowane na cmentarzu mauzoleum Dreszera i odprawił nabożeństwo podczas uroczystości przeniesienia prochów zmarłego do mauzoleum — odmówił. Pisał w liścielist do ks. R. Śmiechowskiego, 7.viii.1939 r.:

W lipcu miałem wiele kłopotów z Dreszerem […] Mianowicie wystawiono Dreszerowi piękne mauzoleum i miało się odbyć uroczyste przeniesienie zwłok połączone z nabożeństwem polowem i poświęceniem. Ja się od tego odmówiłem i napisałem do bpa polowego[, Józefa Felika Gawliny, GTKRK], przedstawiając całą rzecz. Bp zaraz mi odpisał, podziękował i zgodził się z moim stanowiskiem. Później dowiedziałem się, że zwracano się do niego i kategorycznie odmówił.

Uderzyli wtedy do bpa Okoniewskiego [Stanisław Wojciech Okoniewski (1870, Popowo – 1944, Lizbona), ordynariusz diecezji chełmińskiej, GTKRK] i ten zgodził się, przysłał swego delegata kapelana wojskowego ks. Stryszyka ze Starogardu [Ignacy Stryszyk (1899, Lutowo – 1963, Nowa Cerkiew), administrator parafii wojskowej w Starogardzie Gdańskim, GTKRK] aby odprawił nabożeństwo w kościele a następnie poświęcił grobowiec.

W przeddzień imprezy dzwoni do mnie adm. Unrug [kadm. Józef Michał Hubert Unrug (1884, Brandenburg an der Havel – 1973, Lailly–en–Val), GTKRK] i nakazuje mi pod posłuszeństwem wziąć udział w poświęceniu. Odpowiedziałem mu, że nie, gdyż to nie jest zgodne z przepisami kościelnemi i takiego mniemania jest również mój biskup. 'To dziwne czemu inni księża mogą to uczynić a ksiądz nie!' Kwestia sumienia. 'To niech ksiądz złoży wmi meldunek, który zaraz prześlę do Warszawy'.

Złożyłem”…

Rok wcześniej zdążył jeszcze przepłynąć Ocean Atlantycki i odwiedzić kontynent amerykański. 6‑7.iv.1938 r. wypłynął na pokładzie statku MS „Batory. Rejs, trwający 8 lub 9 dni, w zależności od pogody, rozpoczynał się w Gdyni i kończył — z przystankiem w Kopenhadze — w Nowym Jorku. W drodze powrotnej zatrzymywał się w porcie Halifax w Kanadzie. Jako członek załogi Władysław odprawiał Msze św. codziennie: w głównym salonie na przemian z salą jadalną „B” na pokładzie „A”. W drodze powrotnej wygłosił rekolekcje dla załogi. Do Gdyni wrócił w v.1938 r. Pisał w liście do ks. Rewery:

N. York nie zrobił na mnie dodatniego wrażenia. To kocioł, w którym wszystko kotłuje się, pędzi, goni. Architektura może zadziwiać techniką, ale estetycznych wrażeń nie wywoła.

Byłem na 100 piętrowej kamienicy. Wznosi się na kształt wieży. Na szczyt można dostać się windą elektryczną. Wjazd kosztuje dolara i coś centów. Widok rozległy na cały N. York.

Miasto leży jakby na wysuniętym języku. Z jednej strony rzeka Hudson, z drugiej jakaś woda — zdaje się wcięta w ląd głęboka zatoka. Mosty tunele, kolejki podziemne i nadziemne i samochody, samochody… tych mnóstwo, za bardzo. Po rzece krążą olbrzymie statki — promy. Wieczorem skoro zapłoną światła eonowe. N. York wygląda efektownie, ładniej niż w dzień.

Widziałem z zewnątrz katedrę pw. św. Patryka — ogromna. U nas w Warszawie, Lwowie, Gdyni byłby to kolos — tam wobec olbrzymich domów okolicznych ginie.

Do środka nie wchodziłem — tam dawno nie ma nic”…

Po powrocie zdążył jeszcze 10.ii.1939 r. poświęcić nowy polski torpedowy okręt podwodny ORP „Orzeł, zbudowany ze składek społeczeństwa polskiego. Uroczystość urozmaicił występ kierowanego przez Władysława Teatru Marynarki Wojennej, i wystawienie sztuki Janusza Stępkowskiego „Na morskich szańcach Rzeczypospolitej — kronika historyczna 1635 roku w w 6 odsłonach”. Zdążył jeszcze poświęcić 15.viii.1939 r. kościół garnizonowy pw. Matki Bożej Częstochowskiej. Jeszcze jeden biwak dla dziewięciorga dzieci — lato 1939 r. było wyjątkowo piękne…

To były już jednak ostatnie podniosłe i radosne uroczystości odrodzonej Rzeczypospolitej przed długą nocą niewoli niemieckiej, a potem rosyjsko–sowieckiej…

Gdy trwały jeszcze wakacje 1939 r. w Moskwie 23.viii.1939 r podpisane zostało, uzgodnione wcześniej, porozumienie dwóch wybitnych przywódców socjalizmu — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin), i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina (1878, Gori – 1953, Kuncewo) — oraz tajny protokół dodatkowy, ustalające „strefy wpływów” owych nowych zaborców w Europie Środkowej, będące de–facto paktem o współpracy przy zaatakowaniu i podziale Rzeczpospolitej — od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwanych paktem Ribbentrop–Mołotow.

Władysław oczywiście o tym nie wiedział. Ale przeczuwał zbliżający się konflikt. Pisał w kolejnych listach do przyjaciela, ks. Romualda Śmiechowskiego (1892‑1960), którego znał jeszcze z czasów seminaryjnych:

Trochę mnie niepokoją te fanfary wojenne — nie wiadomo co z tego wszystkiego wyniknie. Nie jest to wszystko takie proste, jak się zdaje wiecującej ulicy. Słyszę codziennie przez radio krzyki z różnych miast, ale tem się niepokoję, że potęga Niemiec rośnie a w miarę tego i apetyty — dziś zabrali się do Czechów, jutro mogą wystąpić z żądaniami o Gdańsk, Pomorze itd. Słowem możemy ich mieć na karkulisty do ks. R. Śmiechowskiego, 26.ix.1938r.

Buńczuczni, zadzierzyści, zdecydowani — trwamy w pogotowiuop. cit., 10.v.1939 r.

Żyjemy w ciągłym alarmie. Wojna wisi na włosku, a nikt nie może przewidzieć kiedy wybuchnie. Optymiści twierdzą nawet, że wcale nie będzie. Choć sam osobiście jestem zdecydowany i żadnego strachu nie odczuwam, to jednak oczekiwanie bardziej męczy niż sam faktop. cit., 7.viii.1939 r.

Przecucia spełniły się 1.ix.1939 r., gdy w granice Rzeczypospolitej, bez wypowiedzenia wojny, od zachodu i północy wkroczyli Niemcy. 17 dni później od wschodu Polskę najechali Rosjanie.

Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski (w praktyce uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu zaangażowania, Słowacy i Litwini), uzgodnionego formalnie i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r. w tzw. traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”.

Rozpoczęła się II wojna światowa.

Gdynia zaatakowana została już pierwszego dnia wojny. Polskie plany operacyjne Lądowej Obrony Wybrzeża, pod dowództwem płk Stanisława Dąbka (1892, Nisko – 1939, Kępa Oksywska), przewidywały utrzymanie przedpola Gdyni przez 3 dni, następnie obronę Kępy Oksywskiej przez kolejne 7. Tymczasem Polacy prowadzili działania zaczepne przez 10 dni. Dopiero 12.x.1939 r. płk Dąbek, wobec przeważających sił niemeickiej armii Wehrmacht i odcięcia wojsk polskich na Wybrzeżu od pozostałej części kraju, złożył kontradmirałowi Józefowi Unrugowi, dowódcy obrony wybrzeża, meldunek i wydał rozkaz o ewakuacji na Kępę Oksywską. Niemcy do Gdyni weszli 14.ix.1939 r.

Trwała już, rozpoczęta 12.ix.1939 r., Bitwa o Kępę Oksywską. Na terenie o powierzchni zaledwie 4 km2 broniło się ok. 9 tys. żołnierzy polskich oraz wielu cywilów. Stoczono co najmniej 110 potyczek. Zginęło ponad 2 tys. żołnierzy. Straty osobowe Lądowej Obrony Wybrzeża wyniosły razem aż ok. 39% stanu początkowego. Obrona Wybrzeża była więc jedną z najbardziej zaciętych w całej wojnie obronnej Polski w 1939 r.…

Władysław uczestniczył w walkach, gotów, zgodnie z rozkazem marsz. Edwarda Rydza–Śmigłego, bronić Gdyni i Kępy Oksywskiej „do ostateczności”. Służył jako sanitariusz, spędzając długie godziny w Szpitalu Morskim na Oksywiu, przekształconym na szpital polowy. Kpt Bolesław Markowski (1908, Jachnowce – 1990, Londyn), komendant i ordynator oddziału chirurgicznego Szpitala Morskiego na Oksywiu, tak go wspominał (prawd. na łamach „Naszych sygnałów”, pisma emigracyjnego Stowarzyszenia Marynarki Wojennej, którego był redaktorem naczelnym i publicystą):

Jak zawsze dość niedbale ubrany, jeszcze chudszy niż przedtem, jeśli to było możliwe, niezmordowany udzielał posługi kapłańskiej nie dbając o bomby, o sen, o pożywienie. Widziałem go przed operacjami, widziałem wśród rannych i umierających, zawsze gotowego do pracy, zawsze pogodnego, zawsze nie zmęczonego”…

Kpt Markowski przytaczał także relację oficera, który wraz z ks. Miegoniem udał się na linię frontu:

Podczas tego obchodu spostrzegli, że jeden okop pomimo obustronnej strzelaniny nie okazywał żadnej akcji. Przypuszczając, że żołnierz jest ranny albo zabity, podczołgali się do okopu i zauważyli, że młody żołnierz odłożył karabin, a sam skurczony siedzi w okopie i coś szepcze.

Co się stało, czemu nie strzelacie? — zapytuje ks. Miegoń.

Żołnierz rozpoznawszy księdza odpowiada

— Ja się modlę proszę księdza.

Na to ksiądz Miegoń wykrzykuje bez namysłu:

Modlicie się? Teraz nie czas na modlitwy, teraz trzeba strzelać!

19.ix.1939 r. płk Dąbek poprowadził ostatni atak na pozycje niemieckie. Został trafiony w głowę odłamkiem pocisku moździerzowego. Ranny ostatnią kulę zostawił dla siebie, nakazując zarazem niezwłoczne zaprzestanie walki po jego śmierci. O 1700 Kępa Oksywska skapitulowała.

Za zgodą zwycięskich Niemców Władysław, który w momencie kapitulacji znajdował się w Szpitalu Zakaźnym w Babim Dole w Gdyni, gdzie posługiwał wśród rannych, poprowadził skromną uroczystość pogrzebową płk Dąbka, w asyście honorowej niemieckich żołdaków…

Tego samego dnia, 19.ix.1939 r., niemiecki przywódca narodowo–socjalistyczny, Adolf Hitler, wizytował Gdynię i wydał rozkaz zmiany jej nazwy na Gotenhafen (pl. „Port Gotów”).

Obrońcy Kępy Oksywskiej, po selekcji, zostali przez Niemców internowani (obozy dla internowanych znajdowały się w różnych miejscach Gdyni — m.in. GrabówkuRedłowie — i Gdańska. Władysław, zgodnie z Konwencjami Genewskimi, został przez Niemców zwolniony. Dostał dokument gwarantujący mu nietykalność. Powrócił więc do domu, wziął koce, bandaże, prześcieradła, polowy ołtarz i książki, zwrócił się do miejscowej organizacji Polskiego Czerwonego Krzyża PCK o dostarczenie odzieży dla jeńców znajdujących się w przejściowym obozie, zorganizowanym przez Niemców w budynku Państwowej Szkoły Morskiej, po czym odrzucił i dokument gwarancyjny i wolność, by pozostać z ludźmi, którzy potrzebowali jego posługi. Został ze swoimi marynarzami. Miał powiedzieć: „Pragnę znosić ciężar niewoli wraz z żołnierzami!”, z — jak mawiał — „swoimi dziećmi”…

2.x.1939 r. — w dzień po podpisaniu, w Grand HoteluSopocie, aktu kapitulacji obrońców Helu, ostatniej broniącej się polskiej placówki obrony Wybrzeża w kampanii wrześniowej 1939 — na pokładzie statku szpitalnego „MS Wilhelm Gustloff” został przewieziony z Gdyni do FlensburgaSzlezwik–Holsztynie (niem. Schleswig–Holstein), tuż przy granicy z Danią.

Stamtąd został przetransportowany do miejscowości Itzehoe, również w Szlezwik–Holsztynie. Początkowo pozwolono mu posługiwać w zorganizowanym tam szpitalu polowym. Czterech polskich lekarzy i kapelan zajmowało się ok. 2500 rannymi jeńcami. W xi.1939 r. wszelako kadrę szpitala, w tym Władysława, przeniesiono do oflagu X A/Z Itzehoe, w tej samej miejscowości. Być może dlatego, że 5.xi.1939 r. w świetlicy szpitalno–obozowej odprawił Mszę św., a na jej zakończenie zaintonował „Boże, coś Polskę” — pieśń natychmiast podjętą przez polskich jeńców.

W obozie Niemcy przeetrzymywali ok. 1,000 jeńców, w tym 25 kapłanów katolickich. Obóz — o znośnych warunkach — funkcjonował co najmniej do połowy i.1941 r., gdy polskich oficerów przeniesiono do innego obozu jenieckiego, stalagu X–B Sandbostel, cieszącego się znacznie gorszą sławą…

Wuj Władysława, ks. Antoni Rewera, w liście do wspomnianego ks. Romualda Śmiechowskiego pisał:

Władzio jest teraz w tej samej miejscowości — ale widocznie szpital zlikwidowano — w obozie oficerskim wraz z 9 księżmi cywilnemrazem w obozie była ich większa ilość, GTKRK. Oficerowie zwracają się ku Bogu […] Msze św. odprawiać można. Mają chór 4‑głosowy. Sprowadzają dla jeńców szkaplerze, różańce i książeczki. Pisze, że żywność jest dostateczna22.xii.1939 r.

8.xii.1939 r. część kapłanów przetrzymywanych w oflagu X A/Z Itzehoe przetransportowano do innego obozu jenieckiego, Oflagu IX C RotenburgRotenburg an der FuldaHesji. Był wśród nich Władysław, był też i ks. Jan Góralik (1889, Staniątki – 1942, KL Dachau), który odtąd dziełił losy z ks. Miegoniem. Jak się miało okazać z 25 kapłanów przetrzymywanych w obozie X A/Z Itzehoe 21. Niemcy zesłali do obozów koncentracyjnych

W oflagu IX C Rotenburg (w vi.1940 r. przemianowanym na Oflag IX A/Z) Niemcy w xii.1939 r. zgromadzili ok. 60‑70 polskich księży katolickich, w większości kapelanów wojskowych, zatrzymanych przez Niemców w ix.1939 r., po niemieckim ataku na Polskę. Władysław pisał:

Duchowieństwa ponad kopę [w oflagu]. Klimat tu górski, widoki jak u nas na Podkarpaciu. Jestem zdrów. Tęsknię do kraju i swoichlist do ks. R. Śmiechowskiego, 18.xii.1939 r..

Był to chyba jeden z ostatnich listów pisanych w miarę normalnych warunkach, gdy reżim niemiecki jeszcze nie ujawnił ks. Miegoniowi swej prawdziwej twarzy. Jednocześnie był to jeden z ostanich napisanych przez niego listów po polsku…

Ale sytuacja polityczna się zmieniała. Wprawdzie na Zachodzie trwała tzw. dziwna wojna” (ang. phoney war”) — czyli brak prowadzenia jakichkolwiek działań zbrojnych, mimo wypowiedzenia 3.ix.1939 r. wojny Niemcom przez Francję i Wielką Brytanię — ale Niemcy przygotowywali się do kolejnych działań. Akolejnym krokiem miał być atak na kraje Beneluksu i Francję. Fragmentem przygotowań było też wyznaczenie obozów jenieckich dla schwytanych żołnierzy wroga. Oflag IX C Rotenburg znalazł się na liście takich obozów…

Dlatego też 18.vi.1940 r., jeszcze przed atakiem na Holandię, Belgię, Luksemburg i Francję 10.v.1940 r., wszystkich polskich kapłanów — kapelanów, oficerów Wojska Polskiego — przetransportowano do obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Buchenwald.

Odbyło się to z już jawnym pogwałceniem ustaleń tzw. Konwencji Genewskiej27.vii.1929 r. Podpisana, także przez Niemcy, konwencja zabraniała, pod rygorem bezskuteczności, wypowiadania ich przez stronę biorącą udział w wojnie. Przyjrzyjmy się paru zapisom z tej umowy:

  • Art. 2: „Jeńcy wojenni […] winni […] być traktowani w sposób humanitarny, a w szczególności mają być chronieni przed aktami gwałtu, obrazy i ciekawości publicznej. Środki odwetowe względem nich są zabronione”.
  • Art. 3: „Jeńcy zachowują pełną zdolność cywilną”.
  • Art. 10: „Jeńcy wojenni będą umieszczani w budynkach i w barakach, przedstawiających wszelkie możliwe bezpieczeństwo higieny i zdrowotności. Lokale powinny być zupełnie zabezpieczone od wilgoci, dostatecznie ogrzane i oświetlone”.
  • Art. 16: „Jeńcom wojennym będzie zostawiona całkowita swoboda w wykonywaniu praktych religijnych, włączając w to branie udziału w nabożeństwach ich wyznania, pod jednym warunkiem stosowania się do przepisów porządkowych i policyjnych, wydawanych przez władze wojskowe. Duchowni jeńcy wojenni, bez względu na to, jaką nazwę nosiłoby ich wyznanie, będą upoważnieni do wykonywania swoich obrządków wśród swych współwyznawców”.
  • Art. 20: „Żaden jeniec wojenny nie będzie mógł być używany do robót, do których jest fizycznie niezdolny”.
  • Art. 36: „Zasadniczo korespondencja jeńców będzie prowadzona w ich rodzinnym języku. Strony wojujące mogą upoważnić do korespondowania i w innych językach”.
  • Art. 56: „W żadnym wypadku jeńcy nie mogą być przeniesieni do zakładów karnych (więzienia, domów poprawczych, galer, etc.) dla odbycia tam kar dyscyplinarnych”.

KL Buchenwald, położony w lasach w kotlinie Turyngia, ok. 10 km od WeimaruTuryngii, był największym założonym przed wojną — w vii.1937 r. — obozem koncentracyjnym w Niemczech. Przeznaczony był dla więźniów politycznych, acz przetrzymywano w nim też więźniów kryminalnych. W 1940 r., gdy Władysław wraz z innymi kapelanami został doń przeniesiony, więziono w nim głównie Polaków, Żydów i Niemców.

Na bramie obozu znajdował się napis — tak jednak skierowany, by można go było odczytać tylko wewnątrz obozu — niem. Jedem das Seine” (pl. każdemu co mu się należy”, łac. Suum cuique”), wskazujący na miejsce więźnia w niemieckim systemie narodowo–socjalistycznym. Obóz otoczony był trzykilometrowym ogrodzeniem z drutu kolczastego, podłączonym do prądu elektrycznego, i chroniony przez wieże strażnicze. Wewnątrz znajdowało się tylko jedne drzewo, zwane dębem Goethego, pod którym w XIX w. spoczywał i tworzył ponoć mieszkający w Weimarze poeta niemiecki, Jan Wolfgang von Goethe (1749, Frankfurt n. Menem – 1832, Weimar)

Pierwszym dowodem na to, że dla Władysława i innych kapłanów–kapelanów rozpoczęła się właściwa droga krzyżowa, była rejestracja obozowa. Pozbawiono ich mundurów oficerskich i przydzielono obozowe ubranie — zwane od charakterystycznych biało‑czarnych pasów „pasiakiem”. Na pasiakach przyszyto oznaczenie obozowe, tzw. winkiel: numer obozowy — w przypadku Władysława 1140, który wypisywano na białej taśmie, i czerwony trójkąt z literą „P”, na określenie więźnia politycznego – Polaka. Polski kapłan, sługa Boży, stawał się niczym, jedynie wpisem w niemieckich księgach ewidencyjnych…

Dalej było tylko gorzej. Jak wspominał Bernard W., polski żołnierz pochodzenia żydowskiego:

Już pierwszy widok zrobił na mnie straszne wrażenie. Zobaczyłem zakrwawionych ludzi gonionych po obozie i bitych. Zobaczyłem ludzi w łańcuchach przywiązanych do okien i zmuszonych tak do stania przez cały dzień, z opuszczonymi spodniami. W strasznych pozycjach i wśród strasznych warunków.

Trzeciego dnia zagoniono na do pracy. Musieliśmy zbiegać w dół dużego kamieniołomu, bardzo głębokiego, i zbierać bardzo duże kamienie wykorzystywany do budowy drógFresh Wounds: Early Narratives of Holocaust Survival”, Donald L. Niewyk.

W kamieniołomie KL Buchewald — „piekle na ziemi” — wydobywano wapienny kruszec, wykorzystywany przez Niemców do budowy dróg oraz podkładów pod fundamenty budynków. Nie nadawał się do sprzedaży hurtowej, więc zarządzająca obozem kadra Shutzstaffel SS nie bardzo interesowała się kamieniołomem i dopiero w ostatnich latach wojny wprowadziła do niego maszyny robocze. Do tego czasu wszystkie prace były wykonywane przez więźniów ręcznie: wydobycie, rozbijanie, ładowanie i wynoszenie na wózkach…

Czeski więzień, Jarosław Bartl (ur. 1911, Praga), wspominał:

Kapo w kamieniołomach byli wyznaczani przez administrację obozową. Zawsze byli nimi brutalni mordercy. Aczkolwiek wielu z nich nosiło czerwony trójkąt na ubraniu jako oznaczenie więźnia politycznego rozkazy SS wykonywali dokładnie, co do joty. Praca w kamieniołomie była wykonywana w nieopisanie strasznych warunkach, pod czujnym okiem uzbrojonych w karabiny strażników z SS, w atmosferze towarzyszących wrzasków i ciosów udzielanych przez majstrów. Wiele wypadków miało miejsce skutkujących okaleczeniami i ranami śmiertelnymi, i prawie każdego dnia co najmniej jeden do któregoś z więźniów strzelano i któregoś mordowanoBuchenwald Concentration Camp, 1937–1945: A Guide to the Permanent Historical Exhibition.

Więźniów, którzy musieli wyciągnąć z kamieniołomu 50 załadowanych, cieżkich wózków dziennie, bito kijami i łopatami, do utraty przytomności. Stosowano karę kijów: więzień musiał głośno liczyć zadawane przez oprawcę ciosy, a jeśli się pomylił, karę rozpoczynano od nowa. Wieszano więźniów za nadgarstki na gałęziach drzew, niekiedy bijąc ich po genitaliach. Polewano nagich więźniów lodowatą wodą…

Początkowo polscy więźniowie–kapłani — a było ich w KL Buchenwald kilkuset — nie byli zmuszani do prac fizycznych. Według niektórych źródeł sytuacja uległa jednak zmianie, gdy odmówili wpisania się na tzw. listę volksdeutschów (pl. etniczny Niemiec”), i nie wyparli się polskości i godności kapłańskiej. Zabroniono im wówczas nawet odprawiania praktyk religijnych.

Nie wiadomo, czy także polscy kapłani–kapelani zmuszani byli do pracy w kamieniołomach. Władysław, który przetrzymywany był w baraku nr 33, a potem w baraku nr 50 b, o warunkach obozowych oczywiście nic nie wspominał w swoich, pisanych po niemiecku i cenzurowanych, listach do rodziny:

Jestem zdrowy i proszę, żeby się mama o mnie nie martwiła. Moje myśli są codzienne przy Was […] Wkrótce będziecie w polu rozpoczynali wiosenne prace. Byłoby dobrze na miejscu zmarzniętych drzewek nowe zasadzić. Najlepiej kupić jabłonie. W ogrodzie radzę Wam zasadzić więcej warzyw (groch, fasolę)16.ii.1941 r..

Dziękuję serdecznie wujkowi za modlitwę z prośbą o dalszą. Często mi się wujek śni, a także reszta rodziny a to dlatego, że często o Was myślę. Ja jestem zdrowy16.iii.1941 r..

Rodzice powinni z powodu podeszłego wieku więcej o siebie dbać. Mam nadzieję, że to ciepło i słońce dobrze ojcu zrobi […] Często myślę o Waszych troskach i przeżywam je z Wami. Czy zakończyliście już prace wiosenne w polu i w ogrodzie? Czy ostra zima zniszczyła drzewka? […]

Dużo o Was myślę i wyobrażam sobie w myślach poszczególne osoby19.iv.1941 r.

Kapłani–kapelani przynajmniej formalnie — co wynika z administracyjnych zapisów rejestracyjnych — byli przez Niemców nadal trochę inaczej traktowani. Gdy 6.xii.1940 r. większość polskich kapłanów przetrzymywanych w KL Buchenwald wywieziona została do innego niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Dachau — gdzie Niemcy zaczęli gromadzić wszystkich aresztowanych kapłanów katolickich — nie było wśród nich kapłanów–kapelanów z oflagu IX C Rotenburg. Ci przebywali w KL Buchenwald jeszcze ponad półtorej roku…

Władysława i 51 kolegów do KL Dachau zawieziono dopiero 7‑8.vii.1942 r.

Tam, przy bramie z napisem „Arbeit mach frei”, przywitał ich jeden z zastępców komendanta — komendantem był osławiony Aleksander Bernard Jan (niem. Alexander Bernhard Hans) Piorkowski (1904, Brema – 1948, Landsberg am Lech) — słowami:

— „Jesteście w Dachau, stąd się nie wychodzi […]

Tu nie jest sanatorium. Stąd się wychodzi tylko kominem lub w trumnie”…

Po przyjeździe, podobnie jak w KL Buchenwald, otrzymał „pasiak”, winkiel z numerem obozowym 31223, oraz czerwony trójkąt z literą „P”, na określenie więźnia politycznego — Polaka…

Nowo przybyłych umieszczono w bloku nr 28, gdzie przetrzymywano setki innych kapłanów katolickich, głównie polskich. W całym obozie więziono wówczas ok. 1,200 księży i zakonników — wielu zginęło już wcześniej, bowiem razem w KL Dachau w ciągu całego okresu funkcjonowania obozu przetrzymywano ok. 1,777 polskich duchownych, a po 1942 r. do KL Dachau przybyło ich już niewielu…

Nie było gorszego miejsca na ziemi” — tak wiele lat po wojnie określił KL Dachau misjonarz i apostoł trędowatych, o. Marian Żelazek (1918, Palędzie – 2006, Puri, Indie) — „panowało bestialstwo, śmierć i głód”.

Do obozu Władysław trafił w najgorszym okresie jego funkcjonowania. Początkowo pracował na tzw. plantagach”, polach przylegających do obozu: zimą dokuczał deszcz, mróz i śnieg, w upalne dni górskie słońce. Panował nieopisany głód, który nie pozwalał myśleć o niczym innym, jak tylko o jednym — w jaki sposób zdobyć kawałek chleba. Waga więźnia nie przekraczała często 40 kg. A w 1942 r. Niemcy głodowe racje jeszcze zmniejszyli…

 […] uczucie ciągłego głodu i słabości, oglądanie się z żalem, czemu te kamienie nie są kawałkami chleba. […] Ludzie jedli najgorsze rzeczy, aby napełnić czymś swój żołądek. […] Kawałek chleba porzucony przez dziecko na ulicy był przysmakiem albo wykradzione z psiej miski kawałki skórek chleba lub z klatki króliczej. Nawet garść owsa zabrana po kryjomu z kurnika była przysmakiem. Zapominać kazała choć na chwil kilka o głodzie. A śmierć się zbliżała, okazywało to powolne puchnięcie od stóp, jeżeli doszło do brzucha, już koniec, nie było ratunku […]. Tułów wychudzony, a nogi grube i ciężkie, w ciężkich buciorach ledwie się wlokące” — tak wspominał swoje przeżycia w KL Dachau jeden z kapłanów, ks. Franciszek Mączyński (1901, Pacyn — 1998, Rzym), późniejszy rektor Polskiego Papieskiego Instytutu Kościelnego w Rzymie…

Plan fizycznej likwidacji polskiego duchowieństwa przetrzymywanego w KL Dachau Niemcy realizowali także bardziej bezpośrednimi metodami. W iii.1942 r. zaczęli ogłaszać, że starsi i inwalidzi mogą „zgłaszać się na wyjazd do obozu specjalnego”, o mniejszym rygorze. Rozpoczęły się wywózki w tzw. transportach inwalidów”. Celem nie był jednak „ośrodek wypoczynkowy”, a zamek Hartheim, niemieckie centrum eutanazyjne, gdzie w ramach zorganizowanej Aktion T4 (pl. akcja T4) — „likwidacji życia niewartego życia” (niem. Vernichtung von lebensunwertem Leben”) Niemcy mordowali wszystkich — z udziałem „lekarzy”! — w komorach gazowych…

Władysławowi oszczędzona miała być śmierć w Hartheim ale jego los okazał się równie tragiczny. Zdążył jeszcze zobaczyć się z wujem, ks. Antonim Rewerą, przywiezionym do KL Dachau 5.vi.1942 r. — na odległość, wymienili tylko kilka słów.

W ostatnich listach do rodziny pisał:

Codziennie myślę o Was25.vii.1942 r.

Podczas żniw będziecie mieli sporo pracy, chętnie bym Wam pomógł gdybym był w domu. Bardzo mnie to cieszy, że […] jesteście zdrowi. Ja też dzięki Bogu jestem zdrów. Codziennie myślę o Was.

Bóg Wszechmogący nam pomoże, że się wkrótce spotkamy. Bylibyśmy wszyscy szczęśliwi9.viii.1942 r.

Mam nadzieję, że pogoda w sierpniu i we wrześniu umożliwiła wam żniwa, ale obawiam się, że ta susza nie jest dobra dla rozwoju roślin. Macie trochę owoców dla własnego użytku?

Jesteście wszyscy zdrowi? […] Ja jestem też zdrowy […]

Chciałbym wszystko wiedzieć bo jest mi tęskno za Wami i nie mogę się doczekać tego momentu, kiedy się znowu zobaczymy i nacieszymy się sobąix.1942 r.

W KL Dachau, wycieńczony ciężką pracą, głodem i licznymi chorobami, odszedł do Pana już po trzech miesiącach, 15.x.1942 r.

Ks. Feliks Bernard Kamiński (1912, Pelplin – 1989, Penley UK), kapłan diecezji chełmińskiej, tak wspominał jego ostatnie chwile:

Leżałem, zaraziwszy się tyfusem, na trzecim piętrze obok ks. komandora Władysława Miegonia. Znałem go jeszcze przed wojną i to dobrze, bo zapraszał mnie na gremialne spowiedzi marynarzy lub prosił o zastępstwo we mszy świętej w Komendzie Marynarki Wojennej, której był naczelnym kapelanem. Poszedł do niewoli z dwiema walizkami książek, by marynarze mieli pożyteczną rozrywkę.

Naturalnie nie wiedział, że znajdzie się w koncentraku. Pełen pogody zapraszał mnie do wspólnej modlitwy. Pewnego dnia z samego rana przerwał moją drzemkę:

Księże Feliksie, proszę mnie wyspowiadać, bo czuję, że zbliża się koniec.

I rzeczywiście była to jego ostatnia spowiedź. Zdążył jeszcze przyjąć Eucharystię i rozstał się z nieludzkim światem obozowym — pełnym brudu, wszy i smrodu. Świat okropności wokół lecz Bóg go doświadczył, jako złoto w ogniu próbował go i przyjął jako ofiarę całopalną.

Obóz koncentracyjny był miejscem, gdzie człowiek ukazywał wielowymiarowość swojego wizerunku. Nikt tam nie mógł udawać, że jest lepszy niż faktycznie nim był. Tam od razu można było dostrzec ludzkie plewy i prawdziwe perły […]

Żal mi go było bardzo, był mi podporą i opiekunem”.

Do domu Ojca odszedł zatem z Chrystusem w sercu. Polscy kapłani bowiem w KL Dachau, mimo zakazu praktyk religijnych w obozie, potrafili znaleźć sposób na odprawianie Mszy św. Ich opisy to jedne z najpiękniejszych tekstów, jakie wyszły spod piór Polaków…

Jeden ze współwięźniów, ks. Stanisław Grabowski (1911, Bagienice – 1993, North Redwood), wspominał:

 […] po długich staraniach osiągnęliśmy wielką rzecz: materię do Mszy św. […] [Poznaliśmy] przy pracy jednego SS‑mana — katolika. Gdy znajomość była już jako tako wypróbowana, [przekupiliśmy] go papierosami. Wtedy SS‑man przyniósł buteleczkę wina mszalnego.

Trudniej było o hostie. Ale i na to znalazł się sposób. Pracowałem przy hodowaniu królików. Zwierzęta te dostawały pożywienie z gorszego gatunku jęczmienia, w którym znajdowało się cośkolwiek ziaren pszenicy. Przez dłuższy czas, codziennie po parę, wybierałem te ziarna z przydzielonego moim królikom jęczmienia. Gdy uzbierałem garstkę pszenicy, wtedy drewnem rozcierałem te ziarna w małej miseczce, która normalnie służyła królikom do karmienia. Po rozgnieceniu ziarna, zalewałem wodą tę grubą mąkę, robiłem ciasto.

Najtrudniej było z upieczeniem. Trzeba było pilnować się przed współkolegami i przed SS. Bo przy pracy wszelkie tego rodzaju zajęcia były bezwzględnie karane. Często pomagał w tym dr Kurt Obity, więzień obozu, polski Mazur i protestant, zatrudniony w królikarni, jako lekarz weterynarii. Zżyłem się z nim, zaprzyjaźniłem i mogłem mu całkowicie zaufać. On pilnował swego gabinetu a ja wewnątrz, na elektrycznej maszynce piekłem placek ‑ hostię.

Innym razem, gdy w ten sposób nie mogłem upiec, stosowałem metodę pieczenia znaną mi jeszcze z harcerstwa. Ciasto oblepiałem na końcu drewnianego wałka, wchodziłem w stosownej chwili do kuchni, w której gotowano królikom żarcie, wkładałem na parę sekund wałek do ognia i ciasto było upieczone.

Rozumie się, nie było to piękna hostia, tak piękna jak na wolności. Była ciemną, opaloną, ale ważną.

Myślę, że była najpiękniejszą w oczach Bożych, jaką kiedykolwiek moje ręce używały do Mszy św.

Mając hostię i wino — można było pomyśleć o odprawieniu Mszy św. Rok 1941 i 1942 należały do lat niebezpiecznych. Łatwo było podpaść. Zdecydowałem się odprawić Mszę św. u siebie, przy pracy […] Udawałem, że czyszczę klatkę, mój przyjaciel porozkładał potrzebne do pracy narzędzia dookoła, a w rzeczywistości na chusteczce odprawiałem z pamięci Mszę św. Za kielich służyło małe pudełeczko od wazeliny.

A potem księżom roznosiłem Chleb Anielski pod tą naprawdę skromną postacią […]

Czasem zdobywaliśmy się na odwagę […]Boże Narodzenie […] weszliśmy na trzecie piętro łóżek i tam, leżąc, bo nie było miejsca, aby siedzieć, odprawiliśmy Mszę św. A na dole stali zaufani koledzy, pilnując naszego spokoju i uczestniczyli w tej żłóbkowej Mszy św.ks. Stanisław Grabowski, „Znienawidzeni…”, Filadelfia, 1947 r.

Inny więzień, ks. Leon Stępniak (1913, Czarnotki – 2013, Kościan), któremu zrządzeniem Opatrzności dane było dożyć — by świadczyć — 100 lat, wspominał:

Mieliśmy też swój kielich, który teraz znajduje się w Muzeum Watykańskim. Wykonał go z armatniego pocisku jeden z więźniów.

Wstawaliśmy wcześnie rano, w naszych izbach, ukryci za piecem, jeszcze przed zbudzeniem całego obozu, odprawialiśmy Msze św. Ponieważ obowiązywało zaciemnienie, nikt o tym nie wiedział”…

Czy tak właśnie przygotowano ostatni Chleb Pański, który Władysław spożył na ziemii? Nie wiemy…

W akcie zgonu nr 3909/1942 zapisano, że zmarł 15.x.1942 r. o 845. Jako przyczynę śmierci podano niem. Versagen for Herz und Kreislauf” (pl. niewydolność serca i krążenia”). Dłuższ niemiecka diagnoza brzmiała:

M. został przyjęty do szpitala więziennego 4.x.42 z powodu silnego bólu lewej piersi.

Diagnoza: zapalenie opłucnej po lewej stronie z wysiękiem. Stan pacjenta pogarsza się stale przy stale rosnącej temperaturze i dużych trudnościach w oddychaniu. Szybka utrata siły, duża utrata masy ciała. W godzinach porannych 15.x.42 występuje osłabienie serca i układu krążenia, które prowadzi do śmierci o g. 845 […]

Przyczyna śmierci: Niewydolność serca i krążenia z powodu zapalenia opłucnejArchiwum Arolsen.

Wuj Władysława, ks. Antoni Rewerą, zmarł dwa tygodnie wcześniej, 1.x.1942 r. Spośród 52 kapłanów–kapelanów, więzionych ongiś w oflagu IX C Rotenburg, i przetransporto­wanych do obozu koncentracyjnego KL Dachau, w obozie zginęło 19. Był wśród nich wspomniany ks. Jan Góralik, był i ks. Franciszek Dachtera

Ciało Władysława spalono w obozowym krematorium.

13.vi.1999 r. w Warszawie Ojciec św. Jan Paweł II (1920, Wadowice – 2005, Watykan) beatyfikował ks. kmdr ppor. Władysława Miegonia, w gronie 108 błogosławionych męczenników polskich, ofiar niemieckiej machiny śmierci. Wśród nich był ks. Antoni Rewerą, wuj Władysława, był też bł. Franciszek Dachtera

Władysław Miegoń był pierwszym w Polsce i Europie oficerem i marynarzem wyniesionym na ołtarze.

Warto rozważając osobę bł. Władysława przypomnieć sobie słowa Ojca św. Jana Pawła II wypowiedziane w Radzyminie 13.vi.1999 r.:

Wiecie, że urodziłem się w roku 1920, w maju, w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę. I dlatego noszę w sobie od urodzenia wielki dług w stosunku do tych, którzy wówczas podjęli walkę z najeźdźcą i zwyciężyli, płacąc za to swoim życiem”.

Uzupełnił je tego samego dnia w katedrze praskiej w Warszawie:

Ciągle żywa jest w naszych sercach pamięć o Bitwie Warszawskiej, jaka miała miejsce w tej okolicy w miesiącu sierpniu 1920 roku. […] Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny i dlatego zostało nazwane 'Cudem nad Wisłą'. To zwycięstwo było poprzedzone żarliwą modlitwą narodową. Episkopat Polski zebrany na Jasnej Górze poświęcił cały naród Najświętszemu Sercu Jezusa i oddał go pod opiekę Maryi Królowej Polski. Myśl nasza kieruje się dzisiaj ku tym wszystkim, którzy pod Radzyminem i w wielu innych miejscach tej historycznej bitwy oddali swoje życie, broniąc Ojczyzny i jej zagrożonej wolności”.

Dwa miesiące później, w Castel Gandolfo, dodał:

Zawsze myślę, co by było, gdyby nie było tego Radzymina, tego 'Cudu nad Wisłą'. Jest głęboko to wydarzenie, ten dzień wpisany w moją historię osobistą, w historię nas wszystkich.

Wy jesteście młodsi, ale wasze życie znajduje się na przedłużeniu tamtego dwudziestego roku, tamtego 'Cudu nad Wisłą', tamtego Radzymina”.

Czy będziemy o tym pamiętali?

Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:

Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez św. Jana Pawła II:

  • POLSCY ŚWIĘCI i BŁOGOSŁAWIENI WYNIESIENI do CHWAŁY OŁTARZY przez JANA PAWŁA II; źródło: www.youtube.com

Posłuchajmy piosenki JanDorana „Śpiewajcie mu ludzie” o ks. Władysławie Miegoniu:

  • Ks. WŁADYSŁAW MIEGON - JanDoran; źródło: www.youtube.com

Posłuchajmy piosenki Lecha Makowieckiego „Honor i gniew” o roku 1920:

  • HONOR i GNIEW - Lech Mazowiecki i zespół Zayazd; źródło: www.youtube.com

Posłuchajmy fragmentu homilii beatyfikacyjnej św. Jana Pawła II13.vi.1999 r. w Warszawie:

  • 13 CZERWCA 1999 - HOMILIA JANA PAWŁA II; Msza św. beatyfikacyjna, Warszawa; źródło: www.youtube.com

Opracowanie oparto na następujących źródłach:

polskich:

norweskich:

włoskich: