Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. FRANCISZEK DRZEWIECKI
(1908, Zduny - 1942, Dachau)
męczennik
patron: orionistów
wspomnienie: 13 września
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Urodził się 26.ii.1908 r. w w Zdunach koło Łowicza, w rodzinie Jana i Rozalii z domu Ziółkowskiej.
Rodzice, głęboko religijni, byli rolnikami. Miał dziesięcioro rodzeństwa (czterech braci i sześć sióstr).
Po zaledwie 5 latach szkoły podstawowej z powodu choroby ucha musiał czasowo przerwać naukę, po czym wstąpił do Liceum Pedagogicznego w Łowiczu. Ale niebawem i je opuścił by w 1922 r. rozpocząć nauczanie w kolegium księży orionistów - Zgromadzenia Małego Dzieła Boskiej Opatrzności (łac. Parvum Opus Divinae Providentiae), której członkowie zwani są Synami Bożej Opatrzności (łac. Figli della Divina Provvidenza, FDP) - w Zduńskiej Woli. Ta zamiana została niejako wymodlona: rodzice mieli problemy finansowe i Rozalia, matka Franciszka, udała się do Częstochowy prosić Matkę Bożą o radę i pomoc. W drodze powrotnej dowiedziała się przypadkiem o kolegium dla chłopców w Zduńskiej Woli, prowadzonym przez orionistów…
Po ukończeniu nauk na poziomie licealnym pozostał w Zduńskiej Woli i kontynuował studia filozoficzne w tamtejszym seminarium ks. orionistów.
W 1930 r. złożył pierwszą profesję zakonną.
Na czas nowicjatu wyjechał w 1931 r. do Wenecji i Tortony (gdzie znajduje się dom macierzysty zgromadzenia orionistów) we Włoszech. Studiował tam teologię.
W 1934 r. złożył profesję wieczystą na ręce Ojca Założyciela, ks. Alojzego Orione (dziś świętego). W 1935 r. przyjął cztery święcenia niższe, a rok później diakonat i, z rąk bpa Tortony, Egisto Melchiori, święcenia kapłańskie (prezbiterat). Na jego obrazku prymicyjnym widniał napis: „Daj mi moc przeciw nieprzyjaciołom Twoim”…
Mszę św. Prymicyjną oprawił w tzw. „Małym Cottolengo” w Genui-Castagna, w instytucie dla ciężko chorych, gdzie jednocześnie był formatorem tzw. „powołań wieku dojrzałego”. W owym instytucie, jeszcze jednym dziele Alojzego Orione, nazwanym na cześć św. Józefa Benedykta Cottolengo, założyciela słynnej instytucji charytatywnej Piccola Casa w Turynie: „nie pytano, kto doń przychodzi i jakie ma imię, ale tylko, jakie ma dolegliwości”…
Do Polski powrócił w 1937 r.
Czas podstawowej formacji się kończył, a rozpoczął czas codziennej pracy. Kontynuował działalność jako wychowawca i nauczyciel religii w gimnazjum orionistów w Zduńskiej Woli. Został prefektem Krucjaty Eucharystycznej.
Latem 1939 r. został wysłany do założonego na podobieństwo instytutu w Genui „Małego Cottolengo” i parafii Najświętszego Serca Jezusowego we Włocławku. Tu zastał go wybuch II wojny światowej i agresja Niemiec na Rzeczpospolitą.
Początkowo kontynuował „normalną” – na tyle na ile pozwalały na to warunki okupacyjne – działalność: prowadził rekolekcje, spowiadał, organizował nabożeństwa. Ale Niemcy postrzegali kapłanów jako elitę narodu polskiego i wkrótce rozpoczęły się prześladowania.
Już 7.xi.1939 r. Franciszek, wraz z ks. Henrykiem Demrychem (późniejszą ofiarą „eksperymentów medycznych” w Dachau, który doczekał wszelako wyzwolenia), został aresztowany przez gestapo. W więzieniu spotkali się z 43 innymi zatrzymanymi księżmi i klerykami diecezji włocławskiej, łącznie z bpem Michałem Kozalem…
Poprzez więzienia we Włocławku, Lądzie (przebywał tam, w konwencie ks. salezjanów, zamienionym na areszt, od 16.i.1940 r.), Szczyglinie, Sachsenhausen zagnano go 14.xii.1940 r., „drogą krzyżową polskiego kapłana”, do niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Dachau.
Przed wywiezieniem z Lądu Franciszek miał odrzucić możliwość zwolnienia wyrażając wolę pozostania i pracowania wśród uwięzionych…
Przetrzymywano go w specjalnym bloku 26, przeznaczonym dla polskich księży i zakonników – w Dachau było ich 1780, z których 868 poniosło śmierć. Jak pisał późniejszy bp pomocniczy włocławski, Franciszek Salezy Korszyński (1893, Reczno – 1962, Włocławek), zapamiętano go jako „człowieka, który budował swą uprzejmością i troskliwością”„Jasne promienie Dachau”, F. Korszyński. A bł. bp Michał Kozal zapisał: „Pośród internowanych ks. Drzewiecki był najlepszy, najbardziej uczynny, najbardziej miłosierny: to wyróżniało go spośród innych”…
Jak inni pracował w jednym z tzw. komand kapłańskich, ponad siły, o głodzie, w chłodzie, wilgotności, wśród szerzących się chorób, nieustannie maltretowany i szykanowany przez niemieckich nadzorców.
„[…] ks. Drzewiecki został wyznaczony do pracy na plantacjach. Musiał więc wraz z innymi współwięźniami pokonywać długie i wyczerpujące marsze, aby dojść do pracy. Pracowano bez względu na warunki klimatyczne, pod palącym słońcem, na deszczu i wietrze. Pamiętam jak pewnego dnia ks. Drzewiecki przyniósł mi jakieś ‘rośliny’, których nie znałem. Podając mi je, mówił: ‘Jedz Józiu. We Włoszech te rośliny się jada i dobrze robią’”ks. Józef Kubicki, orionista.
Ks. Władysław Sarnik (1912, Wielka Wieś – 1999, Charłupia Mała), ówczesny alumn seminarium włocławskiego, również więzień obozu w Dachau, wspominał Franciszka jako „człowieka - entuzjastę, dobrego kapłana, człowieka pobożnego w ścisłym tego słowa znaczeniu, zatroskanego przyjaciela, pogodnego, pokornego (lecz w pokorze ukrywał swoją wielkość!), człowieka, który nigdy nie narzekał, który w upokorzeniach zachowywał się jak bohater i który nigdy nie wyrażał się negatywnie o prześladowcach”.
Choć był tylko numerem 22666 do końca pozostał człowiekiem i kapłanem…
Był taki krótki czas w Dachau, gdy od i.1941 r. - po wstawiennictwie Stolicy Apostolskiej, w okresie tzw. „przywilejów” - kapłani polscy mogli korzystać z kaplicy utworzonej w bloku 26. I korzystali: codziennie odprawiali w niej Mszę św.
Ale - z rozkazu władz obozowych – celebrans nie mógł udzielać Komunii św. tysiącowi i więcej pragnących przyjąć Chrystusa. „I oto wprowadzono” - wspominał bp Franciszek Korszyński – „praktykę, jakiej bodaj jeszcze w całym naszym Kościele nie było, praktykę polegającą na tym, że kapłani będący na Mszy św. mieli w swoich rękach hostie, które intencją konsekrowania obejmował celebrans. Alumni i bracia zakonni dawali swoje hostie kapłanom, przy których znajdowali się w kaplicy tak, iż niektórzy kapłani trzymali w swoich dłoniach po dwie i trzy Hostie, czyli swoją i tych nie-kapłanów, którzy przy ich boku modlili się w kaplicy. W czasie Komunii celebransa kapłani komunikowali siebie samych i tych, którzy ich o to prosili.
Gdyśmy zetknęli się z tą praktyką komunikowania, dziwiliśmy się i trochę baliśmy się, czy nie jest ona niezgodna nie tylko z literą, ale nawet z duchem prawa liturgicznego w naszym Kościele, lecz spragnieni Komunii Świętej, chętnie tę praktykę przyjęliśmy, szczęśliwi, że możemy komunikować.”
„Był to widok wspaniały, podobny chyba do tych widoków, jakie przedstawiały katakumby, w których na Mszę świętą zbierali się po kryjomu pierwsi chrześcijanie”, dodawał bp F. Korszyński…
Hostie i wino przemycano z sąsiadującego z obozem miasteczka Dachau. Przemycane bywały też w paczkach od rodzin. Podobno Niemcy nigdy nie „rewidowali” chleba, w którym ukrywano komunikanty…
18.ix.1941 r., na skutek odmowy zapisania się na listę narodowości niemieckiej, kapłani polscy utracili przywilej uczęszczania na Mszę św. Surowo zakazano używania kaplicy…
W nieludzkich warunkach przeżył niecałe dwa lata. Wycieńczony, niedożywiony, z odmrożonymi kończynami nie był już w stanie pracować. 10.viii.1942 r. wywieziono go więc tzw. „transportem inwalidów” (w sierpniu 1942 r. takich transportów było co najmniej kilka – wywożono w nich wszystkich zamęczonych, „niezdolnych” do pracy wg norm niemieckich, z obozu do miejsc zagłady) do zamku Hertheim koło Linzu w Austrii, miejsca dokonywania zbrodniczych eksperymentów i eutanazji na osobach upośledzonych.
„Był wczesny ranek […] Główną ulicą obozu prowadzono tzw. ‘inwalidów’, aby przygotować dla nich transport. Ks. Drzewiecki, choć wiedział, że ryzykuje, zdobył się resztkami sił na przejście przez drogę, aby mnie pożegnać. Zapukał do okna. Zerwałem się z posłania, podbiegłem do okna i usłyszałem:
Józiu, żegnaj! Odjeżdżamy!.
Byłem tak przestraszony, że nie umiałem wypowiedzieć ani jednego słowa żalu. Tymczasem ks. Drzewiecki kontynuował:
Józiu, nie miej żalu. My dziś, jutro Ty.
Z wielkim spokojem powiedział jeszcze:
My odchodzimy… lecz jako Polacy ofiarujemy nasze życie Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie…
Były to jego ostatnie słowa”ks. Józef Kubicki, orionista.
Jego postawę przywołał wiele lat później abp Kazimierz Majdański (1916, Małgowo - 2007, Łomianki) mówiąc o nim, iż była to „osobowość przepiękna, pokorna, radosna, której świetlistość nie dopuszczała najmniejszej zdrady”…
Najprawdopodobniej w Hertheim zagazowany został 13.ix.1942 r.
Trochę wcześniej 28.iv.1942 r. Niemcy zamknęli instytut „Małe Cottolengo” we Włocławku, a wszystkich jego podopiecznych wymordowali…
Franciszek znalazł się w gronie 108 męczenników niemieckiego terroru beatyfikowanych przez Jana Pawła II w Warszawie w dniu 13.vi.1999 r. Papież wołał wtedy: „Raduj się, Polsko, z nowych błogosławionych […]. Spodobało się Bogu 'wykazać przemożne bogactwo Jego łaski na przykładzie dobroci' twoich synów i córek w Chrystusie Jezusiepor. Ef 2, 7. Oto 'bogactwo Jego łaski', oto fundament naszej niewzruszonej ufności w zbawczą obecność Boga na drogach człowieka w trzecim tysiącleciu! Jemu niech będzie chwała na wieki wieków.”
Posłuchajmy słów Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:
Pochylmy się także nad słowami Ojca św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: