Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
bł. MAURYCY TORNAY
(1910, La Rosière – ✟ 1949, To Thong / przełęcz Choula)
męczennik
patron: Tybetu
wspomnienie: 11 sierpnia
wszyscy nasi święci
tutaj
Maurycy (fr. Maurice) Tornay urodził się 31.x.1910 r. w maleńkiej osadzie (fr. hameau, ang. hamlet) La Rosière, na stoku zbocza, ok. 1,200 m n.p.m., górującego nad leżącą w kotlinie gminną wioską Orsières, w dystrykcie Entremont szwajcarskiego kantonu Valais.
Był siódmym z ośmiorga dzieci religijnej rodziny Jana Józefa (fr. Jean Joseph) i Faustyny Heleny (fr. Faustine Hélène) z domu Rossier (1871–1948).
Chrzest prawd. przyjął w lokalnej kaplicy pw. św. Anny, wybudowanej w latach 1694‑7…
W dzieciństwie, od najmłodszych lat, jak wszystkie dzieci w jego wiosce, pomagał rodzicom. Ojciec prowadził gospodarstwo rolniczo–pasterskie, handlował końmi, wypasał bydło, wyrabiał sery…
Gdy miał 15 lat przeniósł się do i rozpoczął nauki w gimnazjum prowadzonym w opactwie pw. św. Maurycego (fr. Abbaye de Saint–Maurice d'Agaune) w miejscowości Saint–Maurice d'Agaune (dawniej Aguanum), położonej ok. 40 km od rodzinnej wsi, w tym samym kantonie Valais, wybudowanym nad grobem łac. primiceriusa św. Maurycego (łac. Mauritius) (zm. ok. 286) i jego zmasakrowanego Legionu Tebańskiego (ok. 6,666 żołnierzy), pierwszego chrześcijańskiego legionu cesarstwa rzymskiego, wyciętego — wielokrotnie dziesiątkowanego, aż nikt nie pozostał żywy — za odmowę oddania hołdu cezarowi jako bogu i złożenia ofiary bożkom, w czasach prześladowań chrześcijan za wspólnych rządów cesarzy Dioklecjana (ok. 244, Solina – 313/6, Spalatum) i Maksymiana (ok. 250, Sirmium – 310). Ich relikwie odkrył i zidentyfikował ok. 350 r. św. Teodor z Grammont (zm. ok. 400, Octodorum), biskup miejscowości Octodorum (dziś Martigny i diecezja Sion)…
Opactwo prowadzili wówczas mnichowie Kongregacji Kanoników Regularnych Laterańskich Najświętszego Zbawiciela (łac. Congregatio Sanctissimi Salvatoris lateranensis – CRL), zwanych kanonikami regularnymi laterańskimi (dziś prowadzą ich następcy, Zakon Kanoników Regularnych św. Augustyna (łac. Ordo Canonicorum Regularium Sancti Augustini – CRSA). Założone zostało, na miejscu dawnej, pogańskiej świątyni po odkryciu szczątków męczenników Legii Tebańskiej i w 515 r. szczególnie bogato wyposażone — gdy wybudowano bazylikę — przez burgundzkiego króla, św. Zygmunta, patrona naszej parafii, który spędził tam, pokutując, ponad rok…
Maurycy natomast spędził tam 6 lat najważniejszego okresu życia — wieku młodzieńczego, dojrzewania, formacji duchowej…
Wreszcie gdy miał 21 lat powołanie zwyciężyło i zdecydował się: wstąpił do kanoników regularnych laterańskich. Napisał do opata:
„[Proszę o przyjęcie,] by wypełnić powołanie opuszczenia świata i pełnego poświęcenia służbie dusz — prowadzenia ich do Boga — i by zbawić siebie”.
Siostrze, która sugerowała, by został z rodziną, odpowiedział:
„Istnieje coś większego niż wszystkie skarby świata […] Jesteśmy młodzi, mamy po dwadzieścia lat, kochamy Boga i nie mamy się czego obawiać od śmierci […] Musimy się spieszyć, czy nie? W naszym wieku inni już byli świętymi”…
25.viii.1931 r., w klasztorze znajdującym się na Wielkiej Przełęczy Świętego Bernarda (fr. Col du Grand–Saint–Bernard), 2472 m n.p.m., gdzie zimą temperatury opadają poniżej ‑20oC, zaraz obok słynnego schroniska pw. św. Bernarda, rozpoczął nowicjat i przywdział habit zakonny. Klasztor — w najwyższym punkcie Via Francigena, czyli transalpejskiego szlaku, którym pielgrzymi z Anglii i Francji przez wieki pielgrzymowali do Rzymu — założył ok. 1050 r. św. Bernard z Menthon (ok. 996, Menthon – 1081/6), z myślą służenia i niesienia pomocy zagubionym lub zmęczonym pątnikom.
Miał wówczas mówić:
„[Chrystus] uczynił nasze dusze cyborium i pozostaje w nim na stałe, chyba że w szaleństwie wypędzamy Go stamtąd popełniając grzech ciężki”…
Pisał do rodziny:
„Nigdy nie czułem się tak wolnym. Czynię co chcę, mogę czynić co tylko zapragnę, bo wola Boża wyrażana jest wobec mnie w każdej chwili i dlatego, że pragnę to czynić”…
I dodawał znamiennie:
„Tylu woła do nas, tylu grzeszników, tylu pogan! Musimy im odpowiedzieć, czyż nie? Nasze zdrowie, nasze ciało jest dla nich, czyż nie? […] Im dłużej żyję tym jestem pewniejszy, że oddanie się innym nadaje sens życiu, tylko to nadaje sens w czasach, w których żyjemy”…
Już wtedy myślał o pracy misyjnej w Chinach.
W 1932 r. Towarzystwo Misji Zagranicznych w Paryżu (fr. Société des Missions Étrangères de Paris – MEP) — w osobie bpa Jana Chrzciciela Marii (fr. Jean Baptiste Marie) Budes de Guébriant (1860, Paryż – 1935, Paryż), przełożonego generalnego Towarzystwa — zwróciło się do mnichów z opactwa pw. św. Maurycego z prośbą o wysłanie kilku misjonarzy, przyzwyczajonych do życia na wysokościach, w Himalaje. Ówczesny opat, o. Bernard Aleksy (fr. Bernard Alexis) Burquier, zgodził się i w i.1933 r. czterej pierwsi misjonarze wyjechali do górskiego okręgu Weisi (Weixi) w chińskiej prowincji Junnan, graniczącej od południa z Himalajami, a od południa z Tybetem — wówczas w praktyce niezależnego krajem, acz nieuznawanego przez międzynarodową społeczność.
Nie było wśród nich Maurycego. Po pierwsze był jeszcze młodym zakonnikiem — jeszcze kończył studia teologiczne — a po wtóre zachorował. Zdiagnozowano wrzody (łac. morbus ulcerosus) dwunastnicy (łac. duodenum). Przeszedł operację i długi okres rekonwalescencji. Pisał do rodziny:
„Czy wiecie, że gdy chorujecie i tę chorobę ofiarujecie Panu możecie nawrócić pogan? Że godnie przeżywane cierpienie przynosi większą nagrodę niż całodniowa modlitwa? […] Nasze najmniesze cierpienia mają wartość nieskończoną, jeżeli złączymy je z ciepieniami naszego Pana”…
8.ix.1935 r., w swym klasztorze na Wielkiej Przełęczy Świętego Bernarda, złożył wieczyste śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa.
Opat Burquier zdecydował wówczas, na prośbę przełożonego misjonarzy w Tybecie, o. Piotra Marii (fr. Pierre Marie) Melly (1900, Vissoie – 1994, Fully). o wzmocnieniu grupy w Junnan. Wśród nowych misjonarzy znalazł się i kleryk Maurycy.
W ciągu kilku kolejnych miesięcy przygotowywał się do wyjazdu. Szkolił się m.in. w zasadach udzielania pierwszej pomocy, w generalnej medycynie i stomatologii…
Miał pisać do rodziny:
„W duszy mam pewność — by moja posługa przyniosła owoce muszę się jej całkowicie poświęcić, dla czystej miłości Boga, bez próżnej potrzeby dostrzeżenia moich wysiłków przez innych. Muszę się w Bożej posłudze wyczerpać do końca.
Już nie wrócę”.
Do Tybetu, wraz z innymi kanonikiem regularnym, o. Cyrylem (fr. Cyrille) Lattion (1909, Liddes – 1997, Martigny) oraz br. Nestorem Rouiller (1909, Troistorrents – 1980, Monthey), wypłynął 24.ii.1936 r. z portu w Marsylii. 8.v.1936 r., po podróży trwającej dwa i pół miesiąca, dotarł do miejscowości Weisi — stolicy okręgu Weisi — położonej na wysokości ok. 2,350 m n.p.m.. nad jedną z najdłuższych rzek świata, Mekong.
I tam — choć niedaleko trwały starcia rywalizujących w Chinach rządowych wojsk Kuomintagu i komunistycznej partyzantki (zaledwie rok wcześniej, bo w 1935 r. zakończył się tzw. Długi Marsz, czyli ucieczka komunistów przez Chiny przed nacjonalistycznymi siłami Kuomintagu, który w pewnym momencie zagroził misji w Weisi) zaczął dalej pogłębiać teologię i uczyć się języka chińskiego, pod nadzorem protestanckiego zresztą misjonarza.
Pisał do rodziców:
„Ziemia, którą uprawiamy, któregoś dnia przestanie być naszą. To co miłujemy któregoś dnia stanie się własnością kogoś innego. I choć musimy kochać ziemię — to prawda — to kochać tylko tak, by móc osiągnąć Boga, w stopniu umożliwiającym nam zrozumienie jak piękny i miłosierny jest Bóg.
Reszta nie ma znaczenia. Reszta przeminie”…
Po zdaniu niezbędnych egzaminów był w końcu gotów do przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Najbliższy biskup znajdował się Hanoi, w Wietnamie — był nim tamtejszy wikariusz apostolski (dziś archidiecezja Hanoi), bp Franciszek (fr. François) Chaize (1882, Mornant – 1949, Hanoi) — i tam, prawd. w katedrze pw. św. Józefa, po trwającej 20 dni wyprawie, 24.iv.1938 r., został wyświęcony. Pisał do rodziców:
„Wasz syn jest kapłanem! Chwała Bogu! Jest Bóg, któremu muszę służyć ze wszystkich sił!”.
Powrócił do Weisi i tam, w kaplicy misyjnej, odprawił 3.vii.1938 r. Mszę św. prymicyjną…
W Weisi kanonicy budowali m.in. schonisko dla podróżujących między Tybetem a Chinami. Ale Maurycy zajął się niższym seminarium — swego rodzaju gimnazjum, zwanym Probatorium — założonym przez kanoników w oddalonej o ok. 8 km od Weisi wiosce Hua Luo Ba. Czasy były trudne, bowiem oprócz ciągle trwającego, dewastującego Chiny, konfliktu między Kuomintagiem a komunistami, od vii.1937 r. trwała tzw. II wojna japońsko–chińska. W jej trakcie coraz bardziej osaczana chińska armia Kuomintagu zajęła przygraniczne z Tybetem ziemie. Doprowadziło to do kryzysu, braków żywności, powstań i grabieży. Maurycy, by nakarmić swoich seminarzystów, musiał niejednokrotnie nawet żebrać…
„Nieść krzyż” — pisał — „zrozumiałem, co to znaczy […] Ale im czasy trudniejsze tym ważniejszym staje się opieka nad duszami”…
Mimo wszelkich przeciwności udało mu się wykształcić liczną grupę chłopców.
Wojna się jeszcze nie skończyła, gdy w iii.1945 r. został mianowany proboszczem w położonej na wysokości 2,650 m n.p.m. misji we wsi Jerkalo (chiń. Szangjangjinsun) — oddalonej o ok. 340 km na północ od Weisi, w górę rzeki Mekong, wsi należącej wówczas do regionu zwanego Kham (dziś powiat Markam, prefektura Quamdo, Tybetański Region Autonomiczny), o który trwał spór między Chinami a Tybetem. Kham przynależało do Tybetu i znajdowała się tam jedyna na terenie Tybetu parafia katolicka.
Założona została w 1865 r., na terenie, gdzie dominował buddyzm tybetański. Współżycie z lamami, czyli buddyjskimi „duchowymi nauczycielami”, było niełatwe. Dochodziło do konfliktów. W 1887 r. misję spalono. W 1905 r. podczas starć tybetańczycy zamordowali 6 chrześcijan. W 1940 r., zaledwie 5 lat przed przybyciem Maurycego, „bandyci” zamordowali misjonarza…
Gdy do Jerkalo, parafii liczącej naonczas ok. 300 wiernych, przybył Maurycy napięcie między buddyjskimi mnichami a misją rosło. Choć Maurycy posiadał ponoć wsparcie gubernatora tybetańskiej prowincji Kham, niejakiego Yuthok Tashi Dhondup (1906–1984), lokalni lamowie stawali się coraz bardziej agresywni.
Faktyczną władzę, zarówno w sprawach religijnych, jaki i ekonomicznych i politycznych, dzierżył niejaki lama Gun–Akio, ze znanego klasztoru Dżogczen w pobliżu miejscowości Ganda, nienawidzący misjonarzy. I to on, po przybyciu Maurycego, zażądał od niego — poprzez lokalnych lamów z klasztoru Karmda w dolinie Kionglong — natychmiastowego opuszczenia misji…
Maurycy odmówił. Pisał do współbrata:
„Zostałem wysłany do Jerkalo przez mego biskupa i pozostanę tu tak długo, jak będzie tego sobie życzył. Jeżeli lamowie zechcą mnie usunąć będą mogli to zrobić tylko w jeden sposób — przywiązać mnie do grzbietu muła i przegonić. Ustąpię tylko przed siłą”…
26.i.1946 r. ok. 40 lamów napadło na misję. Ograbiono ją a potem zniszczono. 12 uzbrojonych zbirów wygoniło Maurycego z parafii i pod lufami strzelb wyprowadziło z Tybetu i doprowadziło do Pamé, wioski po chińskiej stronie, w prowincji Junnan.
Zaczęły się najtrudniejsze lata w jego misyjnej działalności. Maurycy, pragnąc być jak najbliżej swej parafii w Jerkalo, nie chciał opuszczać Pamé. A w Pamé żyła tylko jedna rodzina chrześcijańska. Domek, gdzie zamieszkał, należał do tybetańskiego pijaka, a ponieważ nieustannie próbował nawiązać kontakt ze w swoją trzódką w Jerkalo lamowie nie zaprzestali nachodzić go i straszyć także i w Pamé .
A podczas spotkań z odwiedzającymi go parafianami ciągle starał się ewangelizować, nauczać, pomagać.…
Udało mu się pozyskać od wspomnianego gubernatora prowincji Kham formalny, zapraszający do Tybetu, list. Ale gdy 6.v.1946 r. próbował powrócić bojówki lamów na obrzeżach Jerkalo zatrzymały go i wypędziły z powrotem — do Chin…
Lamowie postanowili po prostu katolików wyeliminować — chrześcijańscy mieszkańcy Jerkalo zmuszeni zostali nawet do przybrania buddyjskich imion…
Maurycy nie poddał się.
Ok. 19.ii.1947 r. wyjechał na odpoczynek do misji w Weisi. Odwiedził też misję w wiosce Ce–czung (chiń. Cizong), w dystrykcie Deszen prowincji Junnan — przy górskiej ścieżce (dziś droga) prowadzącej wzdłuż Mekongu z Weisi do Jerkalo (posługiwali tam ks. Franciszek Ludwik Noel (fr. Francis Louis Noël) Goré (1883, Saint–James – 1954, Voiron i współbrat, kanonik regularny, o. Anioł Maurycy (fr. Angelin Maurice) Lovey (1911, Orsières – 2000)), ok. 140 km na północ od Weisi. Postanowił wówczas przenieść na pewien czas do innej misji, Atzunze (Atendze) nad rzeką Adong, dopływem Mekongu. gdzie zajął się odbudową zniszczonej rezydencji misjonarzy. I tam odwiedzali go mieszkańcy z Jerkalo, przybywający by wymieniać sól na ryż, herbatę i inne dobra. Informowali go o kolejnych prześladowaniach ze strony lamów…
Wówczas Maurycy zdecydował się zaapelować bezpośrednio do nuncjusza apostolskiego w Chinach.
Udał się do Kunming, największego miasta prowincji Junnan, gdzie rozmawiał z ordynariuszem nowo powołanej — 11.iv.1946 r., bullą „Quotidie Nos” Piusa XII (1876, Rzym – 1958, Castel Gandolfo) — archidiecezji Kunming, abpem Aleksandrem Józefem Karolem (fr. Alexandre Joseph Charles) Derouineau (1898, Blaison – 1973, Angers). Poinformowano go, że w związku z wchodzącą w ostatnią fazę wojną Kuomintagu z komunistami, nuncjusz przebywa w Nanjing, wschodnio–chińskim mieście w prowincji Jiangsu, gdzie właśnie odbywał się kongres chińskiej Akcji Katolickiej i gdzie swe siedziby mieli również ambasadorowie akredytowani przy rządzie Kuomintagu.
Maurycy powiadomił więc o sytuacji swoich bezpośrednich przełożonych i — za zgodą abpa Derouineau — poleciał do Nanjing. Tam spotkał się nowym nuncjuszem, bpem Antonim (fr. Antonio) Riberi (1897, Monte Carlo – 1967, Rzym). Rozmawiał z przedstawicielami francuskiego i szwajcarskiego rządu. Wszyscy obiecywali wsparcie…
I to wówczas nuncjusz bp Riberi zasugerował udanie się do samego Tenzin Gjaco, czyli Dalajlamy XIV (ur. 1935, Takcer), najwyższego religijnego i politycznego przywódcy w Tybecie, do Lhasy, stolicy Tybetu…
Po powrocie do Weisi i Atzunze miał powiedzieć: „Muszę tam jechać i pracować z całych sił dla przypodobania się Bogu, a wszystko to tak, aby mnie nie zauważano, nie mówiono o mnie, wycieńczyć siebie z czystej miłości do Boga”…
Pisał do siostry:
„Tak, zostanę męczennikiem, zobaczysz […] Śmierć to najszczęśliwszy dzień naszego życia. Musimy go witać i oczekiwać bardziej, niż czegokolwiek, bowiem jest to chwila dotarcia do prawdziwej ojczyzny”…
Ok. 10.vii.1949 r., za zgodą przełożonych, dołączył w Atzunze do handlowej karawany i udał się do oddalonej ok. 1,700 km — 34 dni pieszo — Lhasy. Mimo, że zgolił brodę i przebrał się w tybetański ubiór został rozpoznany. Co więcej, jak się później okazało, lamowie mieli swoich szpiegów w Ce–czung. Ale nie uległ namowom powrotu. Mówił współtowarzyszom:
„Nie wolno nam się bać, bo jeśli nas zabiją pójdziemy prosto do nieba. Umrzemy dla Kościoła”…
Droga prowadziła najpierw na północ a potem skręcała na zachód. Mniej więcej w połowie drogi, po 17 dniach marszu, w środku Tybetu, został w końcu zmuszony do powrotu i odprowadzony z powrotem do granicy. Tam, tuż za granicą między chińską prowincją Junnan i Tybetem — lamom widocznie zależało, by działo się to na terenie Chin — stosunkowo niedaleko Pamé, gdzie wcześniej przebywał, w lesie zwanym To Thong (Tentho), w okolicach przełęczy Choula, na wysokości ok. 3,000 m n.p.m., wpadł 11.viii.1949 r. w przygotowaną przez lamów z Karmda zasadzkę i został wraz z jedną z towarzyszących mu osób zamordowany. Zastrzelono go strzałem w głowę i brzuch…
Zabójcy byli ponoć witani w Karmda z honorami i nagrodzeni niebagatelną wówczas kwotą 1,000 dolarów na głowę…
Do Weisi wieści o mordzie zanieśli dwaj tybetańscy współtowarzysze Maurycego, których lamowie oszczędzili. Zwłoki Maurycego przyniesiono 16.viii.1949 r. do Ce–czung i tam, w ogrodzie starej misji, je pochowano. W uroczystościach uczestniczyła cała wieś i mimo iż pogańska opłakiwała dobrego kapłana…
W późniejszym czasie ciało przeniesiono do Jerkalo i tam, przy katolickiej misji, je pochowano. Do dziś, gdy misja wznowiła swoją działalność, relikwie Maurycego są tam czczone…
Niedługo potem, w czasie, który zbiegł się z przejęciem władzy przez komunistów (rok 1949), zamordowano ostatniego tybetańskiego kapłana katolickiego, ks. Du. Wszyscy misjonarze zostali wygnani z Tybetu. Rozpoczęły się krwawe prześladowania Kościoła nie tylko w Tybecie, ale i w prowincji Junnan i w całych Chinach — 17.i.1952 r. kanonicy regularni zostali zmuszeni przez komunistów do opuszczenia misji w Weisi — trwające w praktyce do dnia dzisiejszego…
Jednocześnie rozpoczęły się krwawe prześladowania tybetańskich buddyjskich lamów. Chińscy komuniści zniszczyli m.in. klasztor Dżogczen, który odrodził się ale … w Indii.
Maurycego beatyfikował 16.v.1993 r. w Watykanie św. Jan Paweł II (1920, Wadowice – 2005, Watykan).
św. Jan Paweł II mówił wówczas:
„Maurycy Tornay odkrył, że aby z otwartym sercem odpowiedzieć na Boże wezwanie, trzeba się ‘wyczerpać do końca’, kochać w sposób heroiczny. Miłość Boża nie oznacza wycofania się, odseparowania od ludzi. Przeciwnie, rośnie w misjach. W duchu św. Teresy z Lisieux Maurycy Tornay pragnął tylko jednego: ‘prowadzić dusze ku Bogu’. Zgodnie z charyzmatem swego zgromadzenia — poświęcania nawet życia dla ratowania ludzi zagrożonych sztormami i burzami — wyjeżdża do Tybetu by ratować ludzi dla Chrystusa.
Zaczyna od stania się Tybetańczykiem — wśród Tybetańczyków: poznaje kraj, zakochuje się w nim i czyni go w swym drugim domem, nową ojczyzną; by lepiej przybliżać Chrystusa uczy się języka. Jak Dobry Pasterz, który życie daje za swoje owce, Maurycy Tornay kocha swoją trzódkę związując się z nią nierozerwalnie […]
Kościół i świat potrzebują takich rodzin, jak rodzina Tornay, takich tygli, w których rodzice przekazują swoim dzieciom wezwanie Chrystusa do życia chrześcijańskiego, kapłańskiego czy zakonnego. Dziękujmy Panu za ziarna nadziei zasiane na ziemiach Azji. Misja i pasja o. Tornay i jego poprzedników z Towarzystwa Misji Zagranicznych w Paryżu oraz od kanoników od św. Bernarda Wielkiego przynoszą owoce, bezgłośnie, w powolnym dojrzewaniu. Dziś można tylko radować się pełnym wzajemnego szacunku dialogiem, w poszukiwaniu Tego, który jest drogą prawdą i życiem, między mnichami tybetańskimi a katolickimi. Powołania rosną, […] a chrześcijanie kontynuują pracę Ojca Tornay, który pragnął kształcić dzieci i prowadzić je ku świętości.
Bo tylko święte życie jest warte życia”.
Katolicy w Tybecie, mimo dziesięcioleci prześladowań, przetrwali. A w 1997 r. do Tybetu powrócił — stamtąd bowiem pochodzi — pierwszy katolicki tybetański kapłan, wykształcony przed laty przez Maurycego w Probatorium, ks. Lu Ren‑Di (pl. Wawrzyniec) (ur. ok. 1970). Mnisi z klasztoru Ganda poprosili go wówczas oficjalnie o wybaczenie „historycznej pomyłki” zamordowania bł. Maurycego. Ks. Lu Ren‑Di wspominał: „Ja też prosiłem o przebaczenie”…
Popatrzmy na krótki film o schronisku na przełęczy Świętego Bernarda w Alpach (po francusku):
Parę chwil poświęćmy homilii beatyfikacyjnej Ojca św. Jana Pawła II z 16.v.1993 r. (po włosku i francusku)
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
angielskich:
francuskich:
norweskich:
włoskich: