Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. FRANCISZEK DRZEWIECKI
1908, Zduny – ✟ 1942, Hartheim
męczennik
patron: orionistów
wspomnienie: 10 sierpnia
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Na świat przyszedł 26.ii.1908 r. we wsi Zduny k. Łowicza ówcześnie należących do guberni warszawskiej (ros. Варшавская губерния), części tzw. Królestwa Polskiego (ros. Царство Польское) wschodzącego w skład zaborczego Imperium Rosyjskiego (ros. Российская империя).
W lokalnym, wybudowanym w 1779 r., kościele pw. św. Jakuba Apostoła otrzymał sakrament chrztu św.
Rodzice, Jan i Rozalia z domu Ziółkowska, głęboko religijni, byli rolnikami. Miał dziesięcioro rodzeństwa (czterech braci i sześć sióstr).
Po zaledwie 5 latach szkoły podstawowej z powodu choroby ucha musiał czasowo przerwać naukę, po czym edukację kontynuował — już za czasów odrodzonej, niepodległej II Rzeczypospolitej — prawd. w Gimnazjum Państwowym im. ks. Józefa Poniatowskiego w oddalonym o ok. 12 km od domu rodzinnego Łowiczu.
Ale niebawem i je opuścił, by w 1923 r. rozpocząć nauki w nowym, właśnie powstającym kolegium księży orionistów — Zgromadzenia Małego Dzieła Boskiej Opatrzności (łac. Parvum Opus Divinae Providentiae), której członkowie zwani są Synami Bożej Opatrzności (łac. Figli della Divina Provvidenza – FDP) — w Zduńskiej Woli.
Ta zamiana — wymuszona, rodzice byli ubodzy i mieli problemy finansowe — została niejako wymodlona: matka Franciszka, Rozalia, udała się mianowicie do Częstochowy, na Jasną Górę, by prosić Matkę Bożą o radę i pomoc. W drodze powrotnej dowiedziała się przypadkiem o powstającym kolegium dla chłopców w Zduńskiej Woli, prowadzonym przez oo. orionistów…
Kapłanem, który oo. orionistów wprowadził do Polski, był ks. Aleksander Chwiłowicz (1880 Słupca – 1967, Boston), który 29.i.1923 r. powrócił z Włoch do Polski i już latem 1923 r. otrzymał od ówczesnego ordynariusza włocławskiego, bpa Stanisława Kazimierza Zdzitowieckiego (1854, Barczkowice – 1927, Włocławek), propozycję podjęcia posługi jako wikariusz parafii przy kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Zduńskiej Woli, której proboszczem był ks. Jan Hevelke (1887, Gdańsk – 1940, Sachsenhausen). Rok później, 5.v.1924 r., zakupił za ok. 36,000 zł karczmę z pięcioma morgami ziemi, którą przebudował i zamienił na centrum religijne — dom misyjny i kolegium. W roku szkolnym 1926/27 w kolegium — rodzaju niższego seminarium duchownego — uczyło się 220 uczniów. Równolegle zaczęło funkcjonować wyższe seminarium, w którym w latach 1925‑8 studiowało 40 kleryków. Pierwszych czterech święcenia kapłańskie otrzymało już w 1928 r.…
Tak więc Franciszek stał się jednym z pierwszych uczniów nowo powstającego ośrodka oo. orionistów. Nie tylko uczniem, bowiem po ukończeniu nauk na poziomie licealnym pozostał w Zduńskiej Woli — przyszło powołanie i zdecydował się kontynuować studia filozoficzne we wspomnianym seminarium wyższym…
Po zakończeniu nowicjatu złożył w 1930 r. pierwszą profesję zakonną, czyli pierwsze, czasowe śluby zakonne zachowania ewangelicznych cnót czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, oraz czwartego: wierności Ojcu Świętemu. Uroczystość dopełniły obłóczyny, czyli publiczne nałożenie — po raz pierwszy — habitu. Odtąd celem jego życia stała się reguła zgromadzenia głosząca zadanie szerzenia Ewangelii i podnoszenia moralnego i materialnego losu biednych i odrzuconych, by doprowadzić ich do Kościoła i „wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie”Ef 1, 10, zgodnie ze słowami Ojca Założyciela Zgromadzenia, św. Alojzego Orione (1872, Pontecurone – 1940, San Remo): wł. „Fare del bene a tutti, fare del bene sempre, del male mai a nessuno” (pl. „Czyńcie dobro zawsze, czyńcie dobro wszystkim, zła nigdy i nikomu”).
W 1931 r. wyjechał do Wenecji, a potem do Tortony we włoskim Piemoncie, miejscu założenia w 1893 r. i formalnego erygowania w 1914 r. Zgromadzenia, gdzie znajdował się do dziś działający dom macierzysty zgromadzenia orionistów. Studiował tam teologię.
15.viii.1934 r. złożył profesję wieczystą na ręce Ojca Założyciela, św. Alojzego. W 1935 r. przyjął cztery święcenia niższe — ostiariusza, lektora, egzorcysty i akolity — a rok później, 17.iii.1936 r., diakonatu i wreszcie, 6.vi.1936 r., z rąk ordynariusza diecezji Tortony, bpa Ajgistosa Dominika (wł. Egisto Domenico) Melchiori (1879, Bedizzole – 1963, Tortona?), święcenia kapłańskie, czyli prezbiteratu.
Mszę św. prymicyjną oprawił w prowadzonym przez oo. orionistów instytucie dla ciężko chorych, zwanym tzw. „Małym Cottolengo” — położonym w dzielnicy Castagna (dziś część dzielnicy Quarto dei Mille) portowego miasta Genua nad Morzem Śródziemnym, we włoskim regionie Liguria, oddalonego o ok. 75 km od Tortony — gdzie jednocześnie był formatorem tzw. „powołań wieku dojrzałego”. W owym instytucie, jeszcze jednym dziele św. Alojzego Orione, nazwanym na cześć św. Józefa Benedykta Cottolengo, założyciela słynnej instytucji charytatywnej „Piccola casa della Divina Provvidenza” (pl „Mały dom Bożej Opatrzności” w Turynie: „nie pytano, kto doń przychodzi i jakie ma imię, ale tylko, jakie ma dolegliwości”…
Na obrazku prymicyjnym Franciszka widniał napis: „Daj mi moc przeciw nieprzyjaciołom Twoim”…
W Małym Cottolengo w Genui posługiwał przez półtorej roku. Do Polski powrócił w xii.1937 r.
Czas podstawowej formacji się kończył, a rozpoczął czas codziennej pracy. Kontynuował działalność jako wychowawca i nauczyciel religii w gimnazjum orionistów w Zduńskiej Woli. Został prefektem wywodzącej się ze stowarzyszenia Apostolstwo Modlitwy Krucjaty Eucharystycznej.
Latem 1939 r. został wysłany do założonego — na podobieństwo instytutu w Genui — „Małego Cottolengo” dla chorych i parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego we Włocławku.
oo. orionistów do Włocławka sprowadził ordynariusz diecezji włocławskiej, bp Karol Mieczysław Radoński (1883, Kociałkowa Górka – 1951, Włocławek), który m.in. w tym celu w 1930 r. spotkał się we Włoszech z św. Alojzym Orione. Inicjatywę podjął orionista, o. Henryk Demrych (ur. 1904, Łódź – 1967?), i cztery lata później, 7.ix.1934 r., Zgromadzenie zakupiło — zgodnie ze swoim powołaniem posługi biednym, chorym i potrzebującym — na terenie Grzywna, włocławskiego osiedla zamieszkałego przez ok. 6,000 mieszkańców, głównie przez nędzarzy i bezdomnych, przez tzw. margines społeczny, plac pod budowę kościoła i ośrodka dla chorych, owego „Małego Cottolengo”. Już 25.xi.1934 r. bp Radoński dokonał poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę.
Gdy przybył tam Franciszek prace budowlane nadal trwały. Ale rozwijało się też duszpasterstwo. Natychmiast włączył się do posługi…
Pokorną, spokojną posługę szybko jednak brutalnie 1.ix.1939 r. przerwali sąsiedzi. Rzeczpospolitą zaatakowali Niemcy. 17 dni później niemieckich agresorów wsparł sojusznik rosyjski — bandycką przyjaźń przypieczętowało sławetne porozumienie i jego tajny aneks, zwane paktem Ribbentrop–Mołotow z 23.viii.1939 r. — najazdy które doprowadziły do czwartego rozbioru Polski, uzgodnionego formalnie w tzw. „traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy” i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r.
Rozpoczęła się II wojna światowa.
Reakcję założyciela orionistów, św. Alojzego Orione, na wieść o niemieckiej i rosyjskiej napaści na Rzeczpospolitą najlepiej oddają słowa św. Jana Pawła II (1920, Wadowice – 2005, Watykan), wygłoszone podczas beatyfikacji św. Alojzego, 26.x.1980 r.: „Jest rzeczą dla mnie wzruszającą, gdy pomyślę, że ksiądz Orione miał szczególną miłość do Polski i cierpiał ogromnie, kiedy moja droga ojczyzna została napadnięta i rozdarta we wrześniu 1939 r. Wiem, że polska flaga biało–czerwona, którą podczas tych tragicznych dni triumfalnie zaniósł w orszaku do sanktuarium Matki Bożej, dotychczas wisi na ścianie jego bardzo ubogiego pokoiku w Tortonie — sam chciał ją tam mieć. W ostatnim pożegnaniu, które ks. Alojzy Orione wygłosił wieczorem 8 marca przed udaniem się do San Remo, gdzie zmarł, powiedział jeszcze: 'Ja tak bardzo kocham Polaków. Kochałem ich już jako chłopiec, kochałem ich zawsze. […] Kochajcie zawsze tych naszych braci'”…
Tymczasem na okupowanych terytoriach Polski natychmiast rozpoczęła się niem. „Intelligenzaktion” (pl. „Akcja „Inteligencja”), fizycznej likwidacji polskiej inteligencji oraz polskich warstw kierowniczych na terenach okupowanych, w ramach której Niemcy wymordowali setki tysięcy Polaków (podobną akcję na okupowanych przez siebie terytoriach rozpoczęli Rosjanie)…
Włocławek Niemcy w x.1939 r. włączyli do tzw. niem. Reichsgau Posen (pl. Okręg Rzeszy Poznań), przemianowanego później na niem. Reichsgau Wartheland (pl. Okręg Rzeszy Kraj Warty), czyli bezpośrednio do państwa niemieckiego.
Franciszek początkowo kontynuował „normalną” — na tyle na ile pozwalały na to warunki okupacyjne — działalność: prowadził rekolekcje, spowiadał, organizował nabożeństwa. Ale Niemcy postrzegali kapłanów jako elitę narodu polskiego i wkrótce rozpoczęły się prześladowania.
Droga krzyżowa Franciszka zaczęła się w nocy z 7 na 8.xi.1939 r., o 300 nad ranem, gdy wraz ze wspomnianym ks. Henrykiem Demrychem, został aresztowany przez niem. Geheime Staatspolizei (pl. tajna policja polityczna) — czyli osławione Gestapo. W więzieniu spotkali się z 43 innymi zatrzymanymi księżmi diecezji włocławskiej oraz profesorami i klerykami włocławskiego Wyższego Seminarium Duchownego, łącznie z bpem Michałem Kozalem i innym kapłanem diecezji włocławskiej, ks. Józefem Straszewskim (1885, Włocławek – 1942, Hartheim).
We włocławskim areszcie policyjnym przy ul. Karnkowskiego, niedaleko budynków włocławskiego seminarium duchownego, przetrzymywany był do 16.i.1940 r.
Stamtąd przewieziono go do Lądu, gdzie w klasztorze Towarzystwa św. Franciszka Salezego (łac. Societas Sancti Francisci Salesii — SDB), czyli salezjanów, dawnym opactwie zakonu cystersów (łac. Ordo Cisterciensis — Ocist), Niemcy zorganizowali przejściowy obóz dla duchowieństwa. Przeszło przez niego ok. 152 kapłanów, w tym 70 do 3.iv.1941 r. oraz 82 w dniach 6‑28.x.1941 r., głównie z diecezji włocławskiej, gnieźnieńskiej, poznańskiej, warszawskiej, płockiej i częstochowskiej, których obszar posługi pokrywał się z terenami przyłączonymi przez okupanta bezpośrednio do Niemiec, oraz zakonnicy z kilku zgromadzeń posługujących na terenie tych diecezji.
Franciszek był w tej pierwszej grupie. Miał wówczas możliwość zwolnienia, ale odrzucił propozycję, wyrażając wolę pozostania i pracowania wśród uwięzionych…
Tymczasem Niemcy przygotowywali się do kolejnego etapu eksterminacji polskiego duchowieństwa na anektowanych do Niemiec polskich ziemiach, w szczególności na obszarze. Nadzorca owego okupacyjnego tworu, niem. Gaulaiter (pl. naczelnik okręgu), Obergruppenführer SS (niem. Die Schutzstaffel der NSDAP) i niem. Reichsstadtthalter (pl. namiestnik Rzeszy), Artur Karol (niem. Arthur Karl) Greiser (1897, Środa Wlkp. – 1946, Poznań), pragnął uczynić z niego obszar „wzorcowy dla całych Niemiec”, w którym będzie niem. „Ohne Gott, ohne Religion, ohne Priesters und Sakramenten” (pl. „bez Boga, bez religii, bez kapłana i sakramentu”).
I 26.viii.1940 r. do plebanii i wikariatów kilkuset duszpasterzy załomotały oddziały Gestapo. Wszystkich zatrzymanych duchownych zawieziono do wsi Szczeglin k. Mogilna. Niemcy zorganizowali tam obóz przejściowy i obóz pracy, który funkcjonował od 1.x.1939 r. do 15.x.1940 r. Przetrzymywali w nim — w zabudowaniach gospodarczych, stajniach, oborach i stodołach — przed wysłaniem do obozów koncentracyjnych, ok. 4,600 polskich więźniów. Ok. 150 z nich zostało zamordowanych.
Tego samego dnia do tej grupy dołączono część przetrzymywanych w obozie przejściowym w Lądzie. Był wśród nich i Franciszek…
Rok później wspomniany niemiecki przywódca socjalistyczny, Greiser, uznany po zakończeniu działań wojennych za zbrodniarza, sądzony, skazany i stracony, wydał 13.ix.1941 r. rozporządzenie formalnie delegalizujące kościół katolicki, na jego miejsce powołując schizmatycki niem. Römisch–katholische Kirche deutscher Nationalität im Reichsgau Wartheland (pl. Kościół Rzymskokatolicki Narodowości Niemieckiej w Kraju Warty), mający działać nie na podstawie korporacji prawa publicznego, lecz jako osoba prawa prywatnego, co w oczywisty sposób ograniczało jego przywileje. Dodatkowo Greiser zadekretował, że Niemcy mogą być członkami „tylko zrzeszenia religijnego narodowości niemieckiej”, natomiast Polacy nie mogą być członkami „zrzeszenia religijnego lub stowarzyszenia religijnego narodowości niemieckiej”…
Oznaczało to, że z niemieckiego prawnego punktu widzenia polscy kapłani w niem. Reichsgau Wartheland — pl. Kraju Warty, czyli głównie w Wielkopolsce — ci, którzy do tamtej pory uniknęli aresztowania, nie byli odtąd chronieni prawem poblicznym i mogli być pozywani do sądów pod byle pretekstem. Posługa duszpasterska stawała się prywatnym zajęciem, tym bardziej, że zabroniono także wszelkich kontaktów ze Stolicą Apostolską.
Jednocześnie zdelegalizowano i zlikwidowano wszystkie zakony, jako „sprzeczne z niemieckim pojęciem obyczajowości i polityką narodowego socjalizmu”.
Franciszka już wówczas w niem. Reichsgau Wartheland nie było. Trzy dni bowiem po przywiezieniu do Szczeglina wszyscy przetrzymywani duchowni zostali 29.viii.1940 r. zagnani — pieszo — do oddalonej o ok. 30 km stacji kolejowej w Inowrocławiu. Było ich ok. 525, w tym, oprócz Franciszka, co najmniej 7 przyszłych męczenników, a dziś błogosławionych Kościoła Powszechnego: kleryk Tadeusz Dulny (1914, Krzczonowice – 1942, KL Dachau), o. Krystyn Wojciech Gondek (1909, Słona – 1942, KL Dachau), ks. Edward Grzymała (1906, Kołodziąż – 1942, Hartheim), ks. Dominik Jędrzejewski (1886, Kowal – 1942, KL Dachau), kleryk Bronisław Jerzy Kostkowski (1915, Słupsk – 1942, KL Dachau), ks. Władysław Mączkowski (1885, Przygodzice Wielkie – 1942, KL Dachau) i o. Marcin Jan Oprządek (1884, Kościelec – 1942, Hartheim).
Już 29.viii.1940 r. wywieziono ich pociągiem na zachód, w kierunku Berlina. Tam wszystkich zapakowano na ciężarówki.
o. Józef Kubicki (1916, Słotnica — 2000), ze Zgromadzenia Małego Dzieła Synów Boskiej Opatrzności (łac. Parvum Opus Filiae Divinae Providentiae – FDP), czyli oo. orionistów, wspominał:
„Przybyliśmy do Berlina.
— Berlin! Wyłazić! — ustawiono nas w rzędzie, by można było wszystkich zobaczyć […]
Gdy ciężarówki zatrzymały się na światłach przechodnie wypytywali eskortę, kto jest nimi więziony.
— 'Polscy bandyci' — usłyszeli w odpowiedzi.
Wówczas dotarły do nas przekleństwa i obelgi rzucane w naszą stronę. Potraktowano nas jak przestępców. Zaczęto nam wygrażać, popychać, bić pięściami. Pamiętam starego człowieka, który zaczął nas uderzać laską”…
Upchane do granic możliwości ciężarówki ruszyły dalej. Ks. Bolesław Kurzawa (1912, Pieczyska – 2001), brat innego męczennika, bł. Józefa Kurzawy (1910, Świerczyna – 1940, Witowo/Osięciny), pisał:
„Z Berlina w czarnych autach SS‑mańskich z trupią czaszką przewożą nas dalej. Ale dokąd? Dokąd? Po drodze odczytujemy na drogowskazie: Oranienburg. Potem las. W lesie baraki. Auta stanęły. Co to? Oczom nie wierzymy”…
Samochody znów po ok. 20 km się zatrzymały, tym razem przed bramami niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Sachsenhausen.
Samo przybycie do obozu najbardziej plastycznie opisał inny jego więzień, przywieziony tam trochę wcześniej, bo 10.iv.1940 r., ks. Wojciech Gajdus (1907, Papowo Toruńskie – 1957, Zakopane):
„To […], co zaczyna się dziać w chwili, gdy opuszczamy spiesznie nasze klatki, przypomina jakąś jazdę wysokiej szkoły woltyżerskiej.
Tuż przy budce z napisem Sachsenhausen wysoko usypany, nieuregulowany nasyp. Przy nasypie z obu stron piaszczystej dróżki, wiodącej w dół, stoi dwóch strażników tutejszych. Widać, że dobrze im się spało, bo obydwaj i przy głosie, i w dobrym humorze.
Podbiegamy do nasypu. Stojący w przejściu strażnicy SS podstawiają nieświadomym, zwłaszcza starym, nogi, tak, że ci zwalają się głową na dół, a na nich wali się fala innych. Powstaje wielkie kotłowisko ciał. Śmigają w powietrzu zawiniątka, kapelusze, czapki, chleb, a nad całym tym rozruchem świszczy, jak bat, dobrze znany, złośliwy niecierpliwy okrzyk:
— los, los, schnell, schnell […]
Błyskawicznie formują się czwórki i zanim ostatni pozbierał się u naszych stóp, czoło rusza szybkim marszem czy truchcikiem naprzód […]
Pochód biegnie porządnie wybrukowaną ulicą, skręca między wysokie białe mury. Z dala widać bramę. Powiewają dwie wielkie chorągwie: państwowa, czarno‑czerwona ze swastyką i czarna zupełnie, przecięta dwoma SS, które chwiejąc się w rannym wietrze, wyglądają jakby dwa białe nagie kościotrupy przylepione do żałobnej płachty”.
Tam Franciszek był bity i maltretowany, zmuszany do nieludzkiej pracy przy noszeniu cegieł i budowie dróg. W nieustającym zimnie, głodzie, szykanach obozu szybko tracił zdrowie…
Niebawem jednak, bo już 14.xii.1940 r., wraz z setkami polskich kapłanów więzionych w KL Sachsenhausen, wywieziony został — przez Berlin, Lipsk (niem. Leipzig) i Norymbergę (niem. Nürnberg) — do najstarszego niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager), bo założonego już w 1933 r., KL Dachau, ok. 20 km na północ od Monachium (niem. München).
Wywózka nie była przypadkowa. W tym właśnie czasie Niemcy zdecydowali się wreszcie zgromadzić większość aresztowanych kapłanów z różnych podobitych krajów w jednym miejscu. Wybór padł na KL Dachau. Kilka dni wcześniej do KL Dachau przybył transport z KL Buchenwald, przywożąc kolejne dziesiątki polskich kapłanów. Tego samego dnia podobny transport przybył z KL Mauthausen, do którego duża część polskich kapłanów przywieziona została wcześniej, gdy Niemcy jeszcze nie zdecydowali się na generalne rozwiązanie „problemu więzionego duchowieństwa”, z tegoż KL Dachau. Później przywożono polskie duchowieństwo z KL Posen czy KL Auschwitz. Wśród zwiezionych byli także — z pogwałceniem IV Konwencji Haskiej z 1907 r., uzupełnionej postanowieniami Konwencji Genewskiej, podpisanej 27.vii.1929 r. — kapłani wojskowi, przetrzymywani początkowo jako jeńcy wojenni w obozach dla oficerów, czyli oflagach. Razem przez obóz przejść miało ok. 2,794 duchownych — w tym ok. 1,780 z Polski, z których 868 zostało zamordowanych…
Po przyjeździe Franciszek otrzymał obozowe ubranie — zwane od charakterystycznych biało–czarnych pasów „pasiakiem” — okraszone namalowanym farbą lub naszytym na odzieży, na wysokości piersi, tzw. winklem, czyli czerwonym trójkątem z literą „P”, na określenie więźnia politycznego — Polaka, oraz wytłoczonym na białej taśmie numerem obozowym – 22666.
Polski kapłan, sługa Boży, stawał się niczym, jedynie wpisem w niemieckich księgach ewidencyjnych…
Przetrzymywano go w specjalnym bloku 26, przeznaczonym dla polskich księży i zakonników. Jak pisał współwięzień, późniejszy pomocniczy biskup włocławski, Franciszek Salezy Korszyński (1893, Reczno – 1962, Włocławek), zapamiętano go jako „człowieka, który budował swą uprzejmością i troskliwością”„Jasne promienie Dachau”, F. Korszyński.
Jak inni pracował w jednym z tzw. komand kapłańskich, ponad siły, o głodzie, w chłodzie, wilgotności, wśród szerzących się chorób, nieustannie maltretowany i szykanowany przez niemieckich nadzorców.
„[…] ks. Drzewiecki został wyznaczony do pracy na plantacjach. Musiał więc wraz z innymi współwięźniami pokonywać długie i wyczerpujące marsze, aby dojść do pracy. Pracowano bez względu na warunki klimatyczne, pod palącym słońcem, na deszczu i wietrze. Pamiętam jak pewnego dnia ks. Drzewiecki przyniósł mi jakieś 'rośliny', których nie znałem. Podając mi je, mówił: 'Jedz Józiu. We Włoszech te rośliny się jada i dobrze robią'” — wspominał wspomniany towarzysz więziennej drogi krzyżowej Franciszka, oznaczony numerem obozowym zaledwie o jeden mniejszym od Franciszka, czyli 22665, o. Józef Kubicki.
Ks. Władysław Sarnik (1912, Wielka Wieś – 1999, Charłupia Mała), ówczesny alumn seminarium włocławskiego, również więzień obozu KL Dachau, wspominał Franciszka jako „człowieka — entuzjastę, dobrego kapłana, człowieka pobożnego w ścisłym tego słowa znaczeniu, zatroskanego przyjaciela, pogodnego, pokornego (lecz w pokorze ukrywał swoją wielkość!), człowieka, który nigdy nie narzekał, który w upokorzeniach zachowywał się jak bohater i który nigdy nie wyrażał się negatywnie o prześladowcach”.
Choć w niemieckiej nomenklaturze był tylko numerem 22666 do końca pozostał człowiekiem i kapłanem…
Był taki krótki czas w KL Dachau, gdy od i.1941 r. — po wstawiennictwie Stolicy Apostolskiej, w okresie tzw. „przywilejów” — kapłani polscy mogli korzystać z kaplicy utworzonej w bloku 26. I korzystali: codziennie odprawiali w niej Mszę św.
Ale — z rozkazu władz obozowych — celebrans nie mógł udzielać Komunii św. tysiącowi i więcej pragnących przyjąć Chrystusa. „I oto wprowadzono” — wspominał bp Franciszek Korszyński — „praktykę, jakiej bodaj jeszcze w całym naszym Kościele nie było, praktykę polegającą na tym, że kapłani będący na Mszy św. mieli w swoich rękach hostie, które intencją konsekrowania obejmował celebrans. Alumni i bracia zakonni dawali swoje hostie kapłanom, przy których znajdowali się w kaplicy tak iż niektórzy kapłani trzymali w swoich dłoniach po dwie i trzy Hostie, czyli swoją i tych nie–kapłanów, którzy przy ich boku modlili się w kaplicy. W czasie Komunii celebransa kapłani komunikowali siebie samych i tych, którzy ich o to prosili.
Gdyśmy zetknęli się z tą praktyką komunikowania, dziwiliśmy się i trochę baliśmy się, czy nie jest ona niezgodna nie tylko z literą, ale nawet z duchem prawa liturgicznego w naszym Kościele, lecz spragnieni Komunii Świętej, chętnie tę praktykę przyjęliśmy, szczęśliwi, że możemy komunikować.”
„Był to widok wspaniały, podobny chyba do tych widoków, jakie przedstawiały katakumby, w których na Mszę świętą zbierali się po kryjomu pierwsi chrześcijanie”, dodawał bp F. Korszyński…
Hostie i wino przemycano z sąsiadującego z obozem miasteczka Dachau. Przemycane bywały też w paczkach od rodzin. Podobno Niemcy nigdy nie „rewidowali” chleba, w którym ukrywano komunikanty…
18.ix.1941 r., na skutek odmowy zapisania się na listę narodowości niemieckiej, kapłani polscy utracili przywilej uczęszczania na Mszę św. Surowo zakazano używania kaplicy…
W nieludzkich warunkach Franciszek przeżył niecałe dwa lata. Wycieńczony, niedożywiony, z odmrożonymi kończynami nie był już w stanie pracować. Niemcy takie osoby izolowali w odrębnej części obozu, zwanej „blokiem nr 29 — inwalidów”…
Izolacja nie była incydentalna. W 1942 r. Niemcy przeprowadzili bowiem akcję fizycznej likwidacji kapłanów — więźniów w KL Dachau. Wywozili ich w tzw. „transportach inwalidów” do austriackiego ośrodka eutanazyjnego na zamku Hartheim (niem. Schloß Hartheim) w Austrii, gdzie w ramach zorganizowanej Aktion T4 (pl. akcja T4) — „likwidacji życia niewartego życia” (niem. „Vernichtung von lebensunwertem Leben”) — mordowali w szczególności osoby niedorozwinięte umysłowo, przewlekle chore psychicznie i neurologicznie, w tym dzieci…
10.viii.1942 r. w takim transporcie, z liczną grupą innych więźniów — „lebensunwertem Leben” (pl. „niewartych życia) — Franciszek został z KL Dachau wywieziony. Był to dwudziesty szósty z kolei i pierwszy taki transport w viii.1942 r. Nazwiska wywożonych zaczynały się na litery od A do M — Niemcy, niedoścignieni formaliści, podzielili przeznaczonych do eksterminacji według ściśle określonego schematu. Tego dnia na liście znalazło się jak wynika z akt Instytutu Pamięci Narodowej — m.in. 42 kapłanów katolickich, wśród nich kapłan archidiecezji warszawskiej, Edward Detkens oraz kapłan diecezji włocławskiej, Edward Grzymała…
„Był wczesny ranek […] Główną ulicą obozu prowadzono tzw. 'inwalidów', aby przygotować dla nich transport. Ks. Drzewiecki, choć wiedział, że ryzykuje, zdobył się resztkami sił na przejście przez drogę, aby mnie pożegnać. Zapukał do okna. Zerwałem się z posłania, podbiegłem do okna i usłyszałem:
Józiu, żegnaj! Odjeżdżamy!.
Byłem tak przestraszony, że nie umiałem wypowiedzieć ani jednego słowa żalu. Tymczasem ks. Drzewiecki kontynuował:
Józiu, nie miej żalu. My dziś, jutro Ty.
Z wielkim spokojem powiedział jeszcze:
My odchodzimy… lecz jako Polacy ofiarujemy nasze życie Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie…
Były to jego ostatnie słowa”ks. Józef Kubicki, orionista.
Jego postawę przywołał wiele lat później abp Kazimierz Majdański (1916, Małgowo – 2007, Łomianki) mówiąc o nim, iż była to „osobowość przepiękna, pokorna, radosna, której świetlistość nie dopuszczała najmniejszej zdrady”…
Zapamiętano też słowa więzionego w KL Dachau bpa Michała Kozala, który do Pana odszedł, zamordowany w obozie przez Niemców, w niecałe pięć miesięcy po Franciszku: „Pośród internowanych ks. Drzewiecki był najlepszy, najbardziej uczynny, najbardziej miłosierny: to wyróżniało go spośród innych”…
Pociągi „transportów inwalidów” wyjeżdżały w kierunku Austrii i zatrzymywały się na stacjach w Mauthausen albo w Linzu. Stamtąd przewożonych upakowywano do „samochodów dostawczych” i kierowano w stronę pięknego zamku Hartheim (niem. Schloß Hartheim) k. Linzu.
Krótki przejazd wystarczał: celem nie było „letnisko”, jak dawano do zrozumienia wywożonym, ale krematorium, a samochód nie wozem dostawczym a szczelną komorą gazową, z rurami wydechowymi nakierowanymi do wnętrza…
Prawdopodobnie w takim wozie Franciszek został 10.viii.1942 r. zagazowany.
„Akcja” zajęła 5 do 7 minut. Zwłoki spalono w krematorium, a prochy rozrzucono na pobliskich, austriackich polach…
Biurokracja niemiecka działała do końca — rodzinę powiadomiono, że śmierć nastąpiła 13.ix.1942 r.
Ośrodek oo. orionistów we Włocławku już wówczas nie działał. Już bowiem 1.ix.1939 r. Niemcy przystąpili do likwidacji całego osiedla Grzywno. Wielu z jego mieszkańców zamordowano (m.in. w lesie niedaleko wsi Pińczata). Ponad 1,000 osób wywieziono do Generalnego Gubernatorstwa na ziemiach polskich (niem. General gouvernement für die besetzten polnischen Gebiete), czyli utworzonego przez Niemców na terenach centralnej okupowanej Polski pseudo–państewka, tzw. Generalnej Guberni. Zabudowania spalono. „Małe Cottolengo” i wznoszony kościół jeszcze wówczas przetrwały. Ale w ix.1941 r. Niemcy zajęli świątynię, dewastując przedmioty sakralne. Pół roku później, 28.iv.1942 r., zamknęli też „Małe Cottolengo”, zamieniając go — wraz ze wznoszonym kościołem — na magazyn odzieżowy.
Wszyscy podopieczni „Małego Cottolengo” zostali — w ramach wspomnianej Aktion T4, której ofiarą stał się Franciszek — tego samego dnia przez Niemców zamordowani…
Beatyfikowany został przez św. Jana Pawła II (1920, Wadowice – 2005, Watykan), w Warszawie 13.vi.1999 r., w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Byli wśród nich wspomniani Edward Detkens, Edward Grzymała i Józef Straszewski…
Papież wołał wówczas:
„Raduj się, Polsko, z nowych błogosławionych […]. Spodobało się Bogu 'wykazać przemożne bogactwo Jego łaski na przykładzie dobroci' twoich synów i córek w Chrystusie Jezusiepor. Ef 2, 7. Oto 'bogactwo Jego łaski', oto fundament naszej niewzruszonej ufności w zbawczą obecność Boga na drogach człowieka w trzecim tysiącleciu!
Jemu niech będzie chwała na wieki wieków.”
Osiem lat wcześniej, 7.vi.1991 r., podczas czwartej pielgrzymki do Ojczyzny, św. Jan Paweł II we Włocławku rozwijał te myśli:
„Pismo mówi […]: 'Będą patrzeć na Tego, którego przebodli'por. J 19, 37; Za 12, 10.
Będą patrzeć na Ukrzyżowanego. Będą wpatrywać się w Jego Serce. W tych słowach zawiera się klucz do tajemnicy […] Klucz do dziejów duszy wielu ludzi, którzy poprzez tę otwartą ranę w boku ukrzyżowanego Chrystusa, widoczną na zewnątrz, docierają do tego, co jest ukryte dla wzroku. Patrzą na Jego Serce. Wpatrują się w Jego Serce.
Iluż takich ludzi, zapatrzonych w Serce Odkupiciela, przeszło przez tę nadwiślańską ziemię, przez to biskupie miasto?
Czy [takimi ludźmi nie byli] ci wszyscy męczennicy obozów […], w których diecezji włocławskiej wypadło zapłacić szczególnie wysoką cenę krwi? Samych tylko kapłanów zginęło podczas ostatniej wojny aż 220, co stanowiło ponad połowę duchowieństwa waszej diecezji.
Wpatrywali się oni wszyscy w to przebite na krzyżu Serce — i znajdowali nadludzką moc, ażeby dawać Mu świadectwo życia i śmierci. Serce, które jest źródłem życia i świętości”.
Czy myślał wtedy o bł. Franciszku? Nie wiemy, ale Franciszek zaiste znalazł ów „klucz” i z „przebitego na krzyżu Serca” otrzymał „nadludzką moc, ażeby dać Chrystusowi świadectwo życia”…
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez św. Jana Pawła II:
Obejrzyjmy program o bł. Franciszku Drzewieckim (po włosku):
Przyjrzyjmy się też seminarium oo. orionistów w Zduńskiej Woli:
Popatrzmy na film o KL Dachau (po niemiecku):
Popatrzmy też na dwa filmiki o zamku Hartheim:
Posłuchajmy też słów św. Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:
Pochylmy się także nad słowami Ojca św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
oraz jego słowami z 7.vi.1991 r. wygłoszonymi we Włocławku:
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: