Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. WŁODZIMIERZ jan LASKOWSKI
1886, Rogoźno – ✟ 1940, Mauthausen–Gusen
męczennik
patron: archidiecezji poznańskiej
wspomnienie: 8 sierpnia
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Na świat przyszedł 30.i.1886 r. w Rogoźnie, ok. 40 km na północ od Poznania, starym mieście lokowanym ok. 1280 r. na prawie magdeburskim przez króla Przemysła II (1257, Poznań - 1296, Rogoźno) (który zresztą w Rogoźnie miał być zamordowany). Rogoźno znajdowało się wówczas w tzw. niem. Regierungsbezirk Posen (pl. rejencja poznańska) w tzw. niem. Provinz Posen (pl. Prowincja Poznańska), części składowej niem. Königreich Preußen (pl. Królestwo Prus), kraju związkowego Cesarstwa Niemieckiego — czyli w zaborze pruskim.
Był synem Stanisława i Klementyny z domu Głowińskiej, którzy sakrament małżeństwa przyjęli 28.i.1879 r. w Poznaniu, w kościele pw. św. Marcina. Odtąd przez pewien czas przenosili się z miejsca na miejsce, zapewne w poszukiwaniu pracy, ojciec był bowiem nauczycielem (profesorem) gimnazjalnym — mieszkali m.in. w Ostrowie Wielkopolskim, Poznaniu i Rawiczu — zanim osiedli na dobre w Rogoźnie. Matka zajmowała się domem i pięciorgiem dzieci, z których Włodzimierz był czwarty…
Ochrzczony został 15.ii.1886 r. w parafialnym kościele pw. św. Wita w Rogoźnie. Otrzymał wówczas imię Jan, na pamiątkę św. Jana z Matty (fr. Jean de Matha) (1150, Faucon – 1213, Rzym), zakonnika, założyciela Zakonu Przenajświętszej Trójcy od Wykupu Niewolników — dziś Zakon Trójcy Przenajświętszej (łac. Ordo Sanctissimae Trinitatis – OssT) — czyli trynitarzy. Później posługiwał się imieniem Włodzimierz prawdopodobnie dlatego, że jego najmłodszy brat miał również na imię Jan…
Jego narodziny zbiegły się z najgorszym okresem germanizacji na terenach Wielkopolski. W 1885 r., czyli ledwie rok przed narodzeniem Włodzimierza, Niemcy rozpoczęli tzw. rugi pruskie, czyli masowe wysiedlenia wszystkich Polaków, nie posiadających obywatelstwa niemieckiego, które dotknęły ok. 26 tys. osób, przede wszystkim robotników i rzemieślników. W 1886 r., czyli roku urodzenia Włodzimierza, rząd pruski utworzył niem. Königlich Preußische Ansiedlungskommission in den Provinzen Westpreußen und Posen (pl. Królewska Pruska Komisja Kolonizacyjna dla Prowincji Zachodnich Prus i Poznańskiego), która zajęła się wykupywaniem ziemi z rąk polskich i osiedlaniem na niej Niemców.
Ale rodzina Laskowskich przetrwała i Włodzimierz wychował się, spędził dzieciństwo i młodość oraz pobierał nauki w Rogoźnie. Tu w 1891 r. rozpoczął nauki w szkole elementarnej. Tu też uczęszczał do Państwowego Męskiego Neoklasycznego Gimnazjum im. Przemysława II (dziś Liceum Ogólnokształcące i Gimnazjum im. Przemysława II). Nie jest jasne, czy jego ojciec nauczał jeszcze w nim, skoro w 1908 r., na skutek rugów pruskich, w szkole nie było już żadnego nauczyciela polskiego. Już wcześniej, od 1901 r., naukę języka polskiego powierzano wyłącznie nauczycielom niemieckim, a w 1902 r. niemieccy uczniowie w ogóle zbojkotowali lekcje języka polskiego. Od 1903 r. języka polskiego już nie nauczano.
Polską odpowiedzią było samokształcenie. W gimnazjum od 1903 r. działało — potajemnie, bowiem formalnie było przez NIemców zakazane — Towarzystwo Tomasza Zana, czyli Filomaci (gr. philos-manthano, czyli pl. przyjaciel wiedzy) i Towarzystwo Filaretów (gr. philos–arete, czyli pl. przyjaciel cnoty). Czy Włodzimierz należał do któregoś z nich — nie wiadomo, ale jest to możliwe skoro do Towarzystwa Zana w Rogoźnie należał młodszy od niego o dwa lata Walenty Dymek (1888, Połajewo – 1956, Poznań), późniejszy arcybiskup metropolita poznański, absolwent tego samego gimnazjum w Rogoźnie.
Po zdaniu egzaminu dojrzałości — matury — w 1906 r. rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim (łac. Universitas litterarum Vratislaviensis) we Wrocławiu.
Przez następne lata zmieniał uczelnie i miejsca studiowania. Był na Uniwersytecie Lipskim w Lipsku, na Uniwersytecie w Greifswald, znów we Wrocławiu…
Wreszcie powołanie zwyciężyło i w 1910 r. wstąpił do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu.
Ukończył je w 1914 r. przyjmując 1.iii.1914 r., u progu I wojny światowej, w archikatedrze pw. św. Piotra i św. Pawła w Poznaniu, święcenia kapłańskie, z rąk administratora archidiecezji poznańskiej, znajdującej się wówczas w unii personalnej z archidiecezją gnieźnieńską, bpa Edwarda Likowskiego (1836, Września – 1915, Poznań), który od 1906 r. oczekiwał na zgodę władz niemieckich na przejęcie obu archidiecezji. Stać się to miało dopiero 14.viii.1914 r., gdy został formalnie mianowany arcybiskupem metropolitą poznańskim i gnieźnieńskim, stając się jednocześnie Prymasem Polski…
Dla Włodzimierza rozpoczął się okres wytężonej posługi duszpasterskiej i kapłańskiej…
Już 1.iv.1914 r. został wikariuszem parafii pw. św. Idziego w Modrzu.
W ciągu następnych paru lat pełnił funkcje wikariusza w parafii pw. św. Stanisława Biskupa w Ostrowie Wielkopolskim (od 10.i.1915 r.), a potem (od 15.vii.1916 r.) przy kościele pw. św. Marcina w Poznaniu. Podążał w ten sposób niejako, w odwrotnej kolejności, śladami swoich rodziców…
Z tamtych lat datuje się jego działalność w organizacjach świeckich. Został członkiem istniejącego od 1841 r. Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego (w latach późniejszych był jego prezesem na powiat nowotomyski), pierwszej na ziemiach polskich instytucji stypendialnej organizującej pomoc finansową dla zdolnej, acz ubogiej młodzieży polskiej z terenu zaboru pruskiego, szczególnie z Wielkopolski. W 1915 r. natomiast został członkiem Wydziału Historyczno–Literackiego założonego w 1857 r. Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, którego ówczesną dewizą było łac. unguibus et rostro (pl. pazurami i dziobem), co było bezpośrednim odniesieniem do metod koniecznych dla obrony zagrożonej polskiej kultury i nauki w Wielkopolsce, gdzie w przeciwieństwie do pozostałych zaborów nie istniała żadna polska wyższa uczelnia.
1.i.1917 r. został powołany, przez abpa Edmunda Dalbora (1869, Ostrów Wlkp. — 1926, Poznań), metropolitę poznańskiego i gnieźnieńskiego, Prymasa Polski i późniejszego kardynała, na stanowisko sekretarza generalnego Związku Polsko-Katolickich Towarzystw Dobroczynnych (później po prostu Związek Towarzystw Dobroczynnych) „Caritas” archidiecezji poznańskiej, organizacji charytatywnej założonej w 1907 r. przez ks. Stanisława Adamskiego (1875, Zielona Góra – 1967, Katowice), późniejszego biskupa katowickiego, i ks. Piotra Wawrzyniaka (1849, Wyrzeka – 1910, Poznań). Rozpoczął posługę w Kurii Metropolitalnej w Poznaniu.
Na stanowisku sekretarza „Caritas” zastał go koniec I wojny światowej, Powstanie Wielkopolskie w latach 1918‑19 oraz odzyskanie niepodległości przez Polskę i powstanie II Rzeczpospolitej. Były to niełatwe czasy, gdy wykazać się musiał specjalną troską i zapobiegliwością, wobec pozostawionych przez zaborców i tragedię I wojny światowej wielkich obszarów ubóstwa, zniszczeń i zapuszczenia…
12.xii.1923 r. został prokuratorem — dyrektorem gospodarczym — przy Seminarium Duchownym w Poznaniu. Jednocześnie posługiwał w konsystorzu archidiecezjalnym, jako skarbnik i doradca biskupa, wspomagający go w sprawach administracyjno-sądowniczych.
W 1926 r. zmarł kard. Dalbor i wówczas Włodzimierz, 1.iii.1926 r., objął na krótko — jako komendarz (czyli pełniący rolę proboszcza) — parafię pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w sanktuarium maryjnym w Tulcach z cudowną figurką Matki Bożej z Dzieciątkiem.
1.xi.1927 r. został proboszczem parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny oraz św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty we Lwówku.
Tam, w parafii założonej jeszcze w XII w., z kościołem pod tym samym wyzwaniem, wybudowanym w 2. połowie XV w., w mieście, które lokowane zostało 1.vii.1419 r. na prawie magdeburskim przez króla Władysława II Jagiełłę (ok. 1352/62 – 1434, Gródek), przyszło mu posługiwać w ostatnich latach II Rzeczypospolitej, aż do momentu aresztowania…
Prowadził wiele prac nie tylko duszpasterskich, ale i remontowo-budowlanych, jakże niezbędnych po latach zaniedbań z czasów zaboru pruskiego. Rozpoczął budowę probostwa, założył gazowe oświetlenie w kościele. Doprowadził też do oddłużenia parafii.
Już w 1930 r. został dziekanem całego dekanatu lwóweckiego. W tej roli czasowo zarządzał sąsiednimi parafiami, w których wakowało stanowisko proboszcza: pw. św. Stanisława Biskupa w Miedzichowie (dekanat lwówecki), pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Bytyniu i pw. Wszystkich Świętych w Otorowie (dekanat pniewski). Natomiast w 1932 r. przystąpił do budowy kościoła pw. Chrystusa Króla w dużej wsi Bolewice, ok. 8 km od Lwówka, według projektu Mariana Andrzejewskiego (1882, Poznań – 1962, Poznań), późniejszego profesora Politechniki Poznańskiej (dziś kościół odrębnej parafii).
Od 1931 r. był także inspektorem duchownym nauki religii w szkołach powszechnych powiatu nowotomyskiego.
Był wielkim czcicielem Najświętszego Sakramentu. W dniach 15-16.ix.1934 r. zorganizował Dekanalny Kongres Eucharystyczny. Uczestniczył w nim m.in. August kard. Hlond (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa), Prymas Polski. A w dniach 25-30.v.1938 r. wziął udział w Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie.
W 1937 r. założył parafialne oddziały Akcji Katolickiej, osobne dla kobiet, mężczyzn, dzieci i młodzieży.
Czas olbrzymiego wysiłku duszpasterskiego, w który wkładał całe serce, brutalnie zakończyli sąsiedzi. 1.ix.1939 r. w granice Rzeczypospolitej, bez wypowiedzenia wojny, wkroczyli bowiem Niemcy. Na podstawie osławionego porozumienia z 23.viii.1939 r. dwóch wybitnych przywódców socjalizmu — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin), i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina (1878, Gori – 1953, Kuncewo) — oraz tajnego protokołu dodatkowego, ustalającego „strefy wpływów” owych nowych zaborców i będącego de–facto paktem o współpracy przy zaatakowaniu i podziale Rzeczpospolitej — od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwanych paktem Ribbentrop–Mołotow — Niemcy do Rzeczpospolitej wkroczyli od zachodu, a 17 dni później od wschodu Polskę najechali Rosjanie.
Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski (w praktyce uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu zaangażowania, Słowacy i Litwini), uzgodnionego formalnie i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r. w tzw. „traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”.
Rozpoczęła się II wojna światowa.
Wielkopolska została zajęta przez Niemców (Lwówek zajęli już 9.ix.1939 r.), którzy szybko włączyli ją bezpośrednio do niem. Drittes Reich (pl. III Rzesza) Niemieckiej, jako tzw. niem. Reichsgau Wartheland (pl. Okręg Rzeszy Kraj Warty), i natychmiast poddali mieszkańców rygorom prawa niemieckiego. Polacy traktowani byli jako obywatele drugiej kategorii, przeznaczeni na wywłaszczenie i wywiezienie na wschód. Część z nich zresztą została wyrzucona do utworzonego w centralnej Polsce tzw. niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete (pl. Generalne Gubernatorstwo dla okupowanych ziem polskich) — czyli Generalnego Gubernatorstwa — ze stolicą w Krakowie.
Rozpoczęły się prześladowania, w szczególności elit polskich, w ramach programu fizycznej likwidacji polskiej inteligencji i warstw przywódczych niem. „Intelligenzaktion” (pl. Akcja Inteligencja), zwanego także niem. „Flurbereiningung” (pl. Akcja Oczyszczenia Gruntu). W ciągu pierwszych dwóch miesięcy w ramach ludobójczej „Intelligenzaktion” Niemcy wymordowali ok. 40,000–60,000 osób narodowości polskiej, kapłanów, nauczycieli, pracowników urzędów państwowych. Polacy ginęli w dziesiątkach miejsc — mniej lub bardziej dziś znanych dołach śmierci, w lasach, żwirowiskach, etc. Ginęli w więzieniach i aresztach…
Podobną zbrodniczą politykę stosowali Rosjanie na terenach przez siebie zajętych…
niem. Gauleiter–em (pl. naczelnik okręgu) Reichsgau Warthegau został urodzony w Środzie Wlkp. jeszcze jeden „wybitny” niemiecki przywódca socjalistyczny, niem. Obergruppenführer SS (niem. Die Schutzstaffel der NSDAP) i niem. Reichsstadtthalter (pl. namiestnik Rzeszy), Artur Karol (niem. Arthur Karl) Greiser (1897, Środa Wlkp. – 1946, Poznań). Dążył do tego, by z podległego sobie regionu uczynić obszar „wzorcowy dla całych Niemiec”. Oświadczył wręcz, iż „zniemczenie Warthegau oznacza […], że żaden inny naród, oprócz narodu niemieckiego nie ma prawa tam mieszkać. To jest różnica między moją kolonizacją a starą bismarckowską”vi.1942 r.
Jednocześnie rozpoczął realizację polityki niem. „Ohne Gott, ohne Religion, ohne Priesters und Sakramenten” (pl. „bez Boga, bez religii, bez kapłana i sakramentu”)…
Objęto nią oczywiście polskich kapłanów katolickich.
W rezultacie w latach 1940‑1 Niemcy aresztowali ok. 90% kapłanów pełniących posługę na tych terenach. Większość wysłali do obozów koncentracyjnych, tylko niewielką część wygnali do Generalnego Gubernatorstwa.
A ci, którym wszechwładny niemiecki działacz socjalistyczny „pozwolił” pozostać na terenie Wielkopolski? 13.ix.1941 r. Greiser wydał rozporządzenie formalnie delegalizujące Kościół katolicki, a na jego miejsce powołujące schizmatycki niem. Römisch–katholische Kirche deutscher Nationalität im Reichsgau Wartheland (pl. Kościół Rzymskokatolicki Narodowości Niemieckiej w Kraju Warty), mający działać nie na podstawie korporacji prawa publicznego, lecz jako osoba prawa prywatnego, co w oczywisty sposób ograniczało jego możliwości. Dodatkowo Greiser dekretował, że Niemcy mogli być członkami „tylko zrzeszenia religijnego narodowości niemieckiej”, natomiast Polakom członkami „zrzeszenia religijnego lub stowarzyszenia religijnego narodowości niemieckiej” być nie wolno było…
Oznaczało to, że z niemieckiego prawnego punktu widzenia polscy kapłani w Reichsgau Wartheland, czyli ci, którzy do tamtej pory uniknęli aresztowania, nie byli odtąd chronieni prawem poblicznym i mogli być pozywani do sądów pod byle pretekstem. Posługa duszpasterska stawała się prywatnym zajęciem, tym bardziej, że zabroniono wszelkich kontaktów ze Stolicą Apostolską.
Jednocześnie zdelegalizowano i zlikwidowano wszystkie zakony, jako „sprzeczne z niemieckim pojęciem obyczajowości i polityką narodowego socjalizmu”.
Włodzimierz od początku nie miał złudzeń co do niemieckich intencji, skoro jeszcze przed agresją zabezpieczył cenne akcesoria kościelne, zawożąc je do ks. Narcyza Putza (1877, Sieraków – 1942, Dachau), ukrywając je w Poznaniu, w kościele pw. św. Wojciecha, zwanym Poznańską Skałką, gdzie ks. Putz był proboszczem.
Miał rację, objęty został bowiem pierwszą — po zatrzymaniach w 1939 r. (gdy uwięziono m.in. wspomnianego ks. Putza) — wielką falą aresztowań. Niemiecka Geheime Staatspolizei (pl. Tajna Policja Państwowa), czyli gestapo, na plebanii pojawiło się już 15.iii.1940 r.
Osadzono go w utworzonym przez Niemców obozie koncentracyjnym (niem. Konzentrazionslager) KL Posen (Fort VII) w Poznaniu. Już tam był straszliwie bity i torturowany…
Następnie 24.v.1940 r. przewieziono go do niemieckiego obozu koncentracyjnego ( niem. Konzentrationslager) KL Dachau (według innych źródeł z KL Posen miał zostać wywieziony już po siedmiu dniach, czyli 22.iii.1940 r.) w niemieckiej Bawarii. Tam otrzymał obozowe ubranie — zwane od charakterystycznych biało–czarnych pasów „pasiakiem” — okraszone namalowanym farbą lub naszytym na odzieży, na wysokości piersi, tzw. winklem, czyli czerwonym trójkątem z literą „P”, na określenie więźnia politycznego — Polaka, oraz wytłoczonym na białej taśmie numerem obozowym — 11160 (11150 — według innych źródeł).
Polski kapłan, sługa Boży, stawał się niczym, jedynie wpisem w niemieckich księgach ewidencyjnych…
„Nie było gorszego miejsca na ziemi” — tak wiele lat po wojnie określił KL Dachau misjonarz i apostoł trędowatych, o. Marian Żelazek (1918, Palędzie – 2006, Puri, Indie) — „panowało bestialstwo, śmierć i głód”.
Z powodu postury i otyłości zwrócił na siebie uwagę zwyrodniałych niemieckich strażników ze zbrodniczej organizacji SS, odpowiedzialnej za ochronę obozów, którzy pastwili się nad nim zmuszając go za najmniejsze, niebaczne wykroczenia do robienia długich serii przysiadów…
Niemcy nie podjęli jeszcze wówczas, co robić z aresztowanymi kapłanami katolickimi. Dopiero później, w 1941 r., zdecydowali się ich wszystkich zgromadzić w jednym miejscu, KL Dachau. Do tego czasu traktowali ich jako część polskiej inteligencji. Dlatego też 2.viii.1940 r. Włodzimierz został, wraz z grupą polskich kapłanów (w tym ks. Putzem), zesłany do kolejnego — jak się miało okazać ostatecznego — miejsca kaźni: niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Mauthausen–Gusen, ok. 20 km od Linzu w Austrii.
Był to szczególnie ciężki obóz, gdzie przetrzymywanych zmuszano do pracy w kamieniołomach, których właścicielem była zbrodnicza firma niem. Deutsche Erd– und Steinwerke GmbH (pl. Niemieckie Przedsiębiorstwo Wydobycia Ziemi i Kamienia) — czyli DEST. I tam właśnie skierowano tysiące Polaków, aresztowanych przez Niemców w ramach Intelligenzaktion.
Po kilku dniowej tzw. kwarantannie, gdy od więźniów odddzielono chorych i „niezdolnych do pracy”, Włodzimierz trafił do obozu właściwego.
Już 8.viii.1940 r. Niemcy skierowali go do pracy w kamieniołomach. Z jednego z nich, położonego na wzgórzu Kastenhofen, kazano mu znosić na plecach do obozu ok. 50 kg głazy. Pochylmy się nad wspomnieniem Anielina Fabera (1913, Łąki n. Olzą – 1983, Lędziny), jednego z więźniów Mauthausen:
„Lipiec 1940 roku. Jest piękny, letni dzień. Lekki powiew wiatru znad Dunaju sprawia ulgę zmęczonym i oblanym potem więźniom. Wspinają się z nerwowym pośpiechem po stromym zboczu kamieniołomu. Na pierwszym szczycie wzgórza Kastenhofen leży rozległe zwałowisko spiętrzonych granitowych skał. Tu każdy ze skazańców zabiera szeroki głaz i schodzi w kierunku obozu.
Idą pospiesznie. Muszą. Głazy pchają ich w dół. Kamienie są ciężkie. Twardy granit gniecie boleśnie ramiona, kaleczy palce, przecina dłonie. Kapowie popędzają z wrzaskiem. Biją gumowymi wężami. Rozstawieni wzdłuż ścieżki nadludzie z automatami szydzą, śmieją się, wulgarnie urągają. Popisują się niewybrednymi dowcipami o Polsce. Każda wypowiedź upstrzona rynsztokowym słownictwem, zieje nienawiścią do wszystkich i do wszystkiego, co nie jest niemieckie. Ubrani w letnie przewiewne bluzy, z zakasanymi rękawami, prześcigają się w barbarzyństwie. Biją bykowcami. Biją każdego Polaka, Czecha, Niemca, kopią, plują. Biją po głowie, przecinają policzki. Więźniowie jęczą z bólu, krwawią, puchną. Padają pod razami. Wypuszczone z rąk głazy podcinają nogi idącym w przodzie. Sieją zamęt i spustoszenie. Więźniowie przewracają się, krzyczą. Leżących na ziemi kopią kapowie. Kopią w brzuch, w twarz, łamią żebra. Robią to samo co umundurowani twórcy nowego ładu w Europie, twórcy nowej kultury, rasowi budowniczowie 'Wielkiej Trzeciej Rzeszy'.
Nagle suchy trzask przecina powietrze. Pada strzał, pada człowiek — więzień.
Jeden z esesmanów podszedł do więźnia […]. Z obleśnym uśmiechem polecił mu zdjąć z ramion kamień. Nawet udawał, że mu w tym chce pomóc. Potem zdjął mu z głowy bardzo delikatnie czapkę. Czapka była splamiona krwią. Z nieukrywanym obrzydzeniem odrzucił czapkę w bok. Kazał więźniowi iść po nią. Ten poszedł. Schylił się, już miał ją podnieść. Upadł, skulił się i jak kamień potoczył w dół.
Nadczłowiek pociągnął wtedy za cyngiel. Dobrze celował, głodny nie był. Zabił sprytnie, po czym uśmiechnął się. Otrzymał na pewno 3 dni urlopu”.
Jeden z takich niemieckich strażników zwrócił w pewnym momencie uwagę na Włodzimierza. Uprzejmie zapytał, czy jest kapłanem. Włodzimierz odpowiedział twierdząco. To wystarczyło…
Zaprowadzono go do jednej z szop i tam zaczęto katować. Bito go po twarzy, kopano, nawet gdy już leżał na posadzce. Jeden z oprawców zaczął skakać mu po brzuchu, piersiach i głowie tak długo, dopóki nie stracił przytomności.
Wówczas przywołano trzech współwięźniów: niejakiego o. Czymbora, franciszkanina, i dwóch wielkopolskich kapłanów, ks. Władysława Kawskiego (1909, Gostyń – 1988, Poznań) i ks. Ludwika Walkowiaka (1908, Sławina – 1989, Poznań). Kazano im odnieść Włodzimierza do obozowego „szpitala”.
Orszak ruszył w ostatnią drogę, drogę krzyżową, Włodzimierza. Wkrótce inny niemiecki strażnik zobaczył nieszczęsny pochód i nakazał mu przystanąć. Wściekłym rykiem zaczął domagać się, aby niesionego postawić na nogi. Nakaz wykonano, ale ten był nieprzytomny i sam stać nie mógł. Wówczas Niemiec zaczął go znów bić — drewnianą pałką…
Gdy się zmęczył pozwolił Włodzimierza zanieść dalej. W drodze skatowany kapłan odzyskał na krótko przytomność i, zapytany przez ks. Kawskiego, za co go tak pobito, miał odowiedzieć: „za to, że jestem księdzem”…
Zdążył się jeszcze wyspowiadać a ks. Kawski udzielił mu absolucji. Zaczął się modlić, ale wkrótce znów stracił przytomność…
Gdy go doniesiono do „szpitala” kolejny niemiecki strażnik kazał położyć go na ziemi i zaczął go uderzać drewnianą pałką. Gdy się zmęczył oświadczył, że „nie można przyjąć pacjenta do szpitala, gdyż musi on być obecny na południowym apelu”…
Zaniesiono więc Włodzimierza na plac apelowy w obozie.
Tam ostatnie jego chwile obserwał cały obóz. Był wśród nich m.in. wielkopolski kapłan, ks. Jan Wolniak (1912, Borzęcice – 2000, Koźmin). Inny świadek, także z Wielkopolski, ks. Zygmunt Ogrodowski (1912 – 1964, Rostarzewo), wspominał:
„Dziś jeszcze nam przed oczyma ten straszny widok: ks. Laskowski nieprzytomny leży na kamieniach, okrwawiony, opuchnięty, z wykrzywioną od kopnięć twarzą i majaczy. Co chwila z jego ust wydobywają sią westchnienia: 'O Jezu, Jezu'.
Drażniło to jeszcze jednego z członków SS, który poszedł do leżącego nieprzytomnego ks. Laskowskiego i z miną bohatera, nowymi kopniakami ukoronował szatańskie dzieło.
Po zakończeniu apelu koledzy odnieśli ks. Laskowskiego do szpitala obozowego, gdzie też po upływie niedługiego czasu, bo o godzinie 1315 w dniu 8 sierpnia 1940 r., oddał swą umęczoną duszę Bogu.
Na wieść o tym wszyscy orzekli, że umarł prawdziwy męczennik”.
Ciało spalono w obozowym krematorium…
Seminaryjny rocznik Włodzimierza, który święcenia kapłańskie otrzymał 1.iii.1914 r. w Poznaniu z rąk bpa Likowskiego, został — jak inni polscy kapłani — ciężko doświadczony niemiecką polityką eksterminacyjną. Na 22 owego dnia wyświęconych kapłanów w niemieckich obozach koncentracyjnych zginęło, oprócz Włodzimierza, 7 innych księży:
Włodzimierz beatyfikowany został 13.vi.1999 r. w Warszawie, przez św. Jana Pawła II (1920, Wadowice – 2005, Warszawa), w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Wraz z nim beatyfikowany został m.in. ks. Narcyz Putz, który przeżył KL Mauthasen–Gusen, ale zginął zaraz po przewiezieniu z powrotem do KL Dachau…
Dwa lata wcześniej, 2.vi.1997 r. w Poznaniu, św. Jan Paweł II mówił do zgromadzonej młodzieży:
„Drodzy mieszkańcy grodu Przemysława, drodzy młodzi przyjaciele […] 'Oto jest dzień, który dał nam Pan' […]
I […] odezwał się Piotr: 'Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!' A On rzekł: 'Przyjdź!'por. Mt 14, 28‑29. I Piotr wyszedł z łodzi i zaczął kroczyć po wodzie. Dochodził już do Chrystusa, gdy — wobec silnego uderzenia wiatru — uląkł się. Kiedy zaczął tonąć, krzyknął: 'Panie, ratuj mnie!'Mt 14, 30. Wówczas Jezus wyciągnął rękę, uchwycił go, ocalił przed utonięciem i rzekł: 'Czemu zwątpiłeś, małej wiary?'Mt 14, 31 […]
Ileż to razy wiara i nadzieja narodu polskiego była wystawiana na próbę, na bardzo ciężkie próby w [XX] wieku! Wystarczy przypomnieć pierwszą wojnę światową i związaną z nią determinację tych wszystkich, którzy podjęli zdecydowaną walkę o odzyskanie niepodległości. Wystarczy przypomnieć międzywojenne dwudziestolecie, w czasie którego trzeba było wszystko budować właściwie od początku. A potem przyszła druga wojna światowa i straszliwa okupacja w wyniku układu między Niemcami hitlerowskimi a Rosją sowiecką, który przesądził o wymazaniu Polski jako państwa z mapy Europy.
Jakże radykalnym wyzwaniem był ten okres dla nas wszystkich, dla wszystkich Polaków! Rzeczywiście pokolenie drugiej wojny światowej spalało się poniekąd na wielkim ołtarzu walki o utrzymanie i zapewnienie wolności Ojczyzny. Ileż to kosztowało ludzkich żywotów — młodych żywotów, obiecujących. Jak wielką cenę zapłacili Polacy, najpierw na frontach września 1939 roku, a z kolei na wszystkich frontach, na których alianci zmagali się z najeźdźcą.
Wiara w Chrystusa i nadzieja, której On jest mistrzem i nauczycielem, pozwalają człowiekowi odnieść zwycięstwo nad samym sobą, nad tym wszystkim, co w nim jest słabe i grzeszne, a zarazem ta wiara i nadzieja prowadzą do zwycięstwa nad złem i skutkami grzechu w otaczającym nas świecie. Chrystus wyzwolił Piotra z lęku, który owładnął jego duszą na wzburzonym morzu. Chrystus i nam pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu, jeżeli z wiarą i nadzieją zwracamy się do Niego o pomoc.
'Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!'Mt 14, 27. Mocna wiara, z której rodzi się nadzieja, cnota tak bardzo dziś potrzebna, uwalnia człowieka od lęku i daje mu siłę duchową do przetrwania wszystkich burz życiowych. Nie lękajcie się Chrystusa! Zaufajcie Mu do końca! On jedyny 'ma słowa życia wiecznego'por. J 6, 68. Chrystus nie zawodzi […]
Trzeba było to wszystko […] przypomnieć wam, młodym, którzy weźmiecie odpowiedzialność za losy Polski w trzecim millennium. Świadomość własnej przeszłości pomaga nam włączyć się w długi szereg pokoleń, by przekazać następnym wspólne dobro — Ojczyznę”.
Przeszłość rozświetlił swym blaskiem także i bł. Włodzimierz Laskowski. Zaufał Panu do końca i Chrystus go nie zawiódł…
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez św. Jana Pawła II:
Obejrzyjmy film o obozie koncentracyjnym KL Mauthausen–Gusen (po angielsku):
Posłuchajmy też słów św. Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:
Pochylmy się nad słowami Ojca św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
a także z 3.vi.1997 r. w Poznaniu:
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: