MATKA BOŻA CZĘSTOCHOWSKA: kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneMATKA BOŻA NIEUSTAJĄCEJ POMOCYLOGO PORTALU

Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno

św. ZYGMUNT: kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneśw. ZYGMUNT: XIX w., feretron, kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własne

LINK do Nu HTML Checker

tutaj108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej

bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ
1908, Żarnowiec – ✟ 1942, Dachau
męczennik

patron: szkół w Wieluniu,
Publicznego Gimnazjum SPSK w Wieluniu

wspomnienie: 24 czerwca

Łącza do ilustracji (dzieł sztuki) związanych z błogosławionym:

  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ - wyobrażenie współczesne; źródło: archiczest.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ: ok. 1939; źródło: olkuszanin.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ: 1931; źródło: www.kuriaczestochowa.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ: 1926; źródło: olkuszanin.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ: ok. 1931; źródło: www.ogrodywspomnien.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ: ok. 1939; źródło: olkuszanin.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ: lata 1930-te; źródło: olkuszanin.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ z SIOSTRAMI: lata 1930-te; źródło: olkuszanin.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ: lata 1930-te; źródło: olkuszanin.pl
  • bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ z UCZNIAMI: ok. 1939, Wieluń; źródło: olkuszanin.pl
  • OBRAZEK bł. MAKSYMILIANA BINKIEWICZA na ŚWIĘCENIA KAPŁAŃSKIE: 21.VI.1931; źródło: olkuszanin.pl
  • KOŚCIÓŁ NARODZENIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY: Żarnowiec; źródło: pl.wikipedia.org
  • KOŚCIÓŁ św. JÓZEFA: Wieluń; źródło: parafiajozefa.wielun.pl
  • KOŚCIÓŁ św. ROCHA: Konopnica; źródło: ar.wsiodle.lodzkie.pl
  • FRAGMENT OPASKI bł. MAKSYMILIANA BINKIEWICZA: Dachau; źródło: olkuszanin.pl
  • TABLICA PAMIĄTKOWA ku czci bł. MAKSYMILIANA BINKIEWICZA: kościół św. Józefa, Wieluń; źródło: www.basiapg.republika.pl
  • TABLICA PAMIĄTKOWA ku czci ZAMORDOWANYCH KAPŁANÓW ZIEMI WIELUŃSKIEJ: kolegiata, Wieluń; źródło: www.basiapg.republika.pl
  • TABLICA PAMIĄTKOWA ku czci bł. MAKSYMILIANA BINKIEWICZA: kościół Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, Żarnowiec; źródło: olkuszanin.pl
  • TABLICA PAMIĄTKOWA ku czci bł. MAKSYMILIANA BINKIEWICZA: kaplica w miejscu urodzenia bł. Binkiewicza, Żarnowiec; źródło: olkuszanin.pl
  • SYMBOLICZNY GRÓB bł. MAKSYMILIANA BINKIEWICZA: cmentarz, Żarnowiec; źródło: olkuszanin.pl
  • NAGROBEK bł. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ: cmentarz przy ul. Wałbrzyskiej, Służewiec, Warszawa; źródło: zasoby własne
  • CHRYSTUS wśród 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW - BAJ, Stanisław (ur. 1953, Dołhobrody), 1999, obraz beatyfikacyjny, Licheń; źródło: picasaweb.google.com
  • KAPLICA 108 MĘCZENNIKÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ - Licheń; źródło: www.lichen.pl
  • MĘCZENNICY II WOJNY ŚWIATOWEJ - PIETRUSIŃSKI Paweł (), pomnik, 2004, brąz, granit, wys. 190 cm (z cokołem 380 cm), kościół św. Jana Chrzciciela, Szczecin; źródło: www.szczecin.pl
  • 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW - witraż, Kaplica Matki Bożej, Świętych i Błogosławionych Polskich, kościół św. Antoniego Padewskiego, Lublin; źródło: www.antoni.vgr.pl
  • POCHÓD 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ - ŚRODOŃ, Mateusz (), w trakcie tworzenia, kaplica Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa; źródło: www.naszglos.civitaschristiana.pl
  • 108 POLSKICH BŁOGOSŁAWIONYCH MĘCZENNIKÓW - witraż, Sanktuarium Matki Bożej Zawierzenia, Tarnowiec; źródło: www.sanktuariumtarnowiec.parafia.info.pl

Na świat przyszedł21.ii.1908 r. we wsi Żarnowiec w dzisiejszym województwie śląskim, należącej wówczas do guberni kieleckiej (ros. Келецкая губерния), części tzw. Królestwa Polskiego (ros. Царство Польское) wschodącego w skład zaborczego Imperium Rosyjskiego (ros. Российская империя). Żarnowiec, acz wieś, chlubi się długą historią sięgającą X w. i prawami miejskimi pochodzącymi z XIII w. — utraciła je aliści w 1869 r., mocą aktu ros. указ (pl. ukaz) carskiego, w ramach rosyjskich represji za patriotyczny udział mieszkańców w Powstaniu Stycznio­wym lat 1863‑4 (w okolicy miała miejsce jedna z bitew powstańców z zaborczymi oddziałami rosyjskimi, a w samym mieście funkcjonowały agendy powstańczego Rządu Narodowego).

Był synem Romana i Stanisławy z domu Czubasiewicz.

Miał trzech braci (Feliksa, Władysława, Tomasza), z których dwóch zginęło w czasie II wojny światowej, i dwie siostry (Józefę i Janinę). Ponadto rodzice, którzy posiadali w Żarnowcu sklep i prowadzili niewielkie gospodarstwo rolne, adoptowali też daleką kuzynkę–sierotę…

Do Kościoła Powszechnego w sakramencie chrztu św. przyjęty został 26.ii.1908 r. w kościele parafialnym pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w rodzinnym Żarnowcu.

Był wątłym, słabowitym dzieckiem, wymagającym ciągłej opieki. Gdy miał 9 lat ciężko chorował i rodzice liczyli się nawet z jego rychłą śmiercią, dlatego przygotowano go pospiesznie do I Komunii św. Przyjął ją i … stan jego zdrowia się poprawił…

Uczył się w Żarnowcu, a następnie — już w odrodzonej Rzeczypospolitej — w prywatnym Progimnazjum Ogólnokształcącym w Pilicy (dziś Zespół Szkół w Pilicy), gdzie ukończył początkowe trzy klasy. Po półrocznej przerwie rozpoczął naukę w czwartej klasie gimnazjalnej w Krakowie, a potem przeniósł się do Państwowego Gimnazjum im. króla Kazimierza Wielkiego w Olkuszu (dziś I Liceum Ogólnokształcące im. Kazimierza Wielkiego). Być może największy wpływ na jego postawę w tych latach i później wywarło wówczas harcerstwo, do którego należał.

Świadectwo dojrzałości uzyskał w 1926 r. (tego samego roku, w tej samej szkole, takie same świadectwo otrzymał jego rodzony brat Feliks). Zaraz potem wstąpił do właśnie otwartego w Krakowie Seminarium Duchownego nowo powstałej — bullą papieża Piusa XI (1857, Desio – 1939, Watykan)Vixdum Poloniae Unitas” (z 28.x.1925 r.) — diecezji częstochowskiej. Uczęszczał też na wykłady na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Święcenia kapłańskie otrzymał 21.vi.1931 r. z rąk pierwszego biskupa diecezji częstochowskiej Teodora Kubiny (1880, Świętochłowice – 1951, Częstochowa) na Jasnej Górze. Na obrazku pamiątkowym ze święceń i Mszy św. prymicyjnej umieścił wyobrażenie Jezusa Chrystusa z cytatem: „Ecce HomoJ 9, 15 (pl. Oto Człowiek”).

Zaraz potem mianowany został prefektem etatowym (czyli katechetą i pomocnikiem rektora) rodzimego seminarium. Pozwoliło mu to na podjęcie formalnych studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim (jednym z jego profesorów był m.in. Stefan Szuman (1889, Toruń – 1972, Warszawa), wybitny pedagog, psycholog i lekarz), które w 1933 r. ukończył pracą z zakresu teologii moralnej „Geneza i rozwój miłości w przedstawieniu św. Bernarda”. Broniąc ją uzyskał tytuł magistra na Wydziale Teologicznym.

Następnie od 7.vi.1933 r. nauczał — jako prefekt — w prywatnych gimnazjach Sosnowca (m.in. w żeńskim ośmioklasowym Gimnazjum Polskiej Macierzy Szkolnej im. Emilii Plater – dziś II Liceum Ogólnokształcące im. Emilii Plater; w I Państwowym Gimnazjum Męskim im. Bolesława Prusa — dziś III Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa; w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim H. Rzadkiewiczowej — po objęciu rządów przez rosyjskich namiestników w 1945 r. zamkniętej: w budynku szkoły najpierw był szpital, a potem, po jego zburzeniu, wybudowano w tym miejscu siedzibę Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego; i w Szkole Zawodowej — prawdopodobnie chodzi o Szkołę Rzemieślniczo-Przemysłową, dziś Zespół Szkół Mechaniczno–Elektrycznych im. Jana Kilińskiego), po czym — po roku — został skierowany do Wielunia.

Przejął obowiązki rektora — czyli sprawującego opiekę nad kościołem nie należącym do parafii ani do żadnej innej wspólnoty — kościoła pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny.

Jednocześnie nauczał — jako prefekt — w Prywatnym Gimnazjum Męskim im. Tadeusza Kościuszki (dziś I Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki) — które na mocy decyzji bpa Kubiny pełniło rolę Niższego Seminarium Duchownego dla diecezji częstochowskiej — i w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim wybitnej nauczycielki i wychowawczyni wieluńskiej Pelagii Zasadzińskiej (1858, Dębołęka – 1949, Wieluń) (które po wybuchu II wojny światowej, 1.ix.1939 r., przestało istnieć…)

Pełnił także funkcję opiekuna internatu i harcerstwa oraz Sodalicji Mariańskiej, której członkiem został jeszcze podczas studiów seminaryjnych. Był szanowany zarówno przez nauczycieli, jak i młodzież szkolną.

Wtedy też, z upoważnienia bpa Kubiny, podjął się misji tworzenia Związku Polskiej Inteligencji Katolickiej (prezesem którego był rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ks. Antoni Szymański (1881, Praszka – 1942, Bełżyce)), na terenie Wielunia. Zgromadził ok. 15‑20 nauczycieli, ale koło formalnie nie powstało…

Należał też do aktywnych działaczy wieluńskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża

W viii.1939 r. powiadomiony został zapewne, że Prywatne Biskupie Gimnazjum Męskie im. T. Kościuszki od 1.ix.1939 r. mieć będzie nowego dyrektora, którym mocą decyzji bpa Kubiny mianowany został ks. Ludwik Roch Gietyngier. Pewnie spotkał się z nim na kilka dni przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego i formalnym objęciem obowiązków…

Rozpoczęcia roku szkolnego już nie było, bowiem 1.ix.1939 r. w granice Rzeczypospolitej, bez wypowiedzenia wojny, wkroczyli Niemcy. Na podstawie osławionego porozumienia z 23.viii.1939 r. dwóch wybitnych przywódców socjalistycznych — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera, i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina — i jego tajnych aneksów, od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwanego paktem Ribbentrop–Mołotow, Niemcy do Rzeczpospolitej wkroczyli od zachodu. 17 dni później od wschodu Polskę najechali Rosjanie. Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski, uzgodnionego formalnie i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r. w tzw. traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”. Rozpoczęła się II wojna światowa.

Wieluń był bodajże pierwszym miastem zaatakowanym w czasie tej wojny. Kilkadziesiąt niemieckich bombowców, w prawd. kilku nalotach — z których pierwsze zaczęło się jeszcze przed 500 rano — zrzuciło swoje ładunki na bezbronne miasto. W ludobójczym akcie zniszczono ok. 75% zabudowy miasta, wraz z dobrze oznakowanym czerwony krzyżem na dachu szpitalem i zabytkami włącznie. Zginęło prawd. kilkaset osób…

Maksymilian i ks. Gietyngier przeżyli, aliści nie mogli podjąć swoich obowiązków. Nie tylko dlatego, że miasto było totalnie zniszczone. Także — a może przede wszystkim — dlatego, że okupant niemiecki (a także rosyjski na wschodzie Rzeczypospolitej) nie przewidywali funkcjonowania szkół średnich dla Polaków…

Datą charakterystyczną — warto ją zapamiętać — był 28.ix.1939 r. Tego dnia padła Warszawa. Tego samego dnia dwaj urzędnicy niemieckiego centralnego niem. Rassenpolitisches Amt der NSDAP (pl. Urząd Polityki Rasowej NDSAP), Erhard Wetzel (1903, Stettin – 1975) i dr Günther Hecht (1902–1945), w oparciu o wytyczne wyartykułowane dwa dni wcześniej przez niemieckiego socjalistycznego przywódcę, Adolfa Hitlera, opracowali memoriał niem. Die Frage der Behandlung der Bevölkerung der ehemaligen polnischen Gebiete nach rassepolitischen Gesichtspunkten” (pl. Traktowanie ludności byłych obszarów Polski z punktu widzenia polityki rasowej”). Owi wybitni przedstawiciele „rasy panów” pisali m.in.: „Uniwersytety i inne szkoły wyższe, szkoły zawodowe, jak i szkoły średnie były zawsze ośrodkiem polskiego szowinistycznego wychowania i dlatego powinny być w ogóle zamknięte. Należy zezwolić jedynie na szkoły podstawowe, które powinny nauczać jedynie najbardziej prymitywnych rzeczy: rachunków, czytania i pisania. Nauka w ważnych narodowo dziedzinach, jak geografia, historia, historia literatury oraz gimnastyka, musi być zakazana”.

Jak to dosadnie określił inny „wybitny” niemiecki przywódca narodowy i socjalistyczny, zbrodniczny Henryk (niem. Heinrich) Himmler (1900, Monachium – 1945, Lüneburg): „dla polskiej ludności […] nie mogą istnieć szkoły wyższe niż 4‑klasowa szkoła ludowa. Celem takiej szkoły ma być wyłącznie proste liczenie, najwyżej do pięciuset; napisanie własnego nazwiska; wiedza, iż boskim przykazaniem jest być posłusznym Niemcom, uczciwym, pracowitym i rzetelnym. Czytania nie uważam za konieczne”…

Okupanci nie tylko nie przewidywali funkcjonowania szkół średnich dla Polaków. Nie przewidywali w ogóle istnienia polskiej inteligencji. W zasadzie od pierwszych dni okupacji Niemcy uruchomili specjalną „Intelligenzaktion” (pl. Akcja Inteligencja”), zwaną także „Flurbereiningung” (pl. Akcja Oczyszczenia Gruntu”) — akcję fizycznej eksterminacji polskiej inteligencji oraz polskich warstw kierowniczych, w ramach której wymordowali setki tysięcy Polaków (podobną akcję na okupowanych przez siebie terytoriach rozpoczęli Rosjanie)…

Wieluń i okolice znalazły się na obszarze utworzonego przez niemieckiego okupanta regionu włączonego bezpośrednio do państwa niemieckiego, tzw. niem. Reichsgau Posen (pl. Okręg Rzeszy Poznań), przemianowanego później na niem. Reichsgau Wartheland (pl. Okręg Rzeszy Kraj Warty). niem. Gaulaiterem, czyli nadzorcą, owego okupacyjnego tworu był urodzony w Środzie Wlkp. jeszcze jeden „wybitny” niemiecki przywódca socjalistyczny, niem. Obergruppenführer SS (niem. Die Schutzstaffel der NSDAP)niem. Reichsstadtthalter (pl. namiestnik Rzeszy), Artur Karol (niem. Arthur Karl) Greiser (1897, Środa Wlkp. – 1946, Poznań). Dążył do tego, by z podległego sobie regionu uczynić obszar „wzorcowy dla całych Niemiec”. Oświadczył wręcz, iż „zniemczenie Warthegau oznacza […], że żaden inny naród, oprócz narodu niemieckiego nie ma prawa tam mieszkać. To jest różnica między moją kolonizacją a starą bismarckowskąvi.1942 r..

Wśród pierwszych ofiar „Intelligenzaktion” i polityki Gaulaitera Greisera byli polscy duchowni. Greiser zaplanował mianowicie uczynienie z Reichsgau Wartheland okręgu niem. Ohne Gott, ohne Religion, ohne Priesters und Sakramenten” (pl. bez Boga, bez religii, bez kapłana i sakramentu”). Pierwsze aresztowania miały miejsce już w 1939 r. 9.xi.1939 r. aresztowany został i osadzony w obozie koncentracyjnym KL Radogoszcz (niem. Konzentrationslager Radogosch)Łodzi — wraz z 6 innymi kapłanami — ks. Franciszek Szuba, proboszcz parafii pw. św. RochaKonopnicy, w gminie Wieluń. Decyzją bpa Kubiny jego miejsce zajął Maksymilian.

Mniej więcej w tym samym czasie Maksymilian został kapelanem rodzącej się konspiracyjnej jednostki zbrojnej państwa polskiego — zwanej później Polskim Państwem Podziemnym — czyli Związku Walki Zbrojnej (przekształconego później w Armię Krajową AK) pod pseudonimem „Tomasz”…

Posługę duszpasterską utrudniał fakt, że Niemcy Wieluń włączyli bezpośrednio do Rzeszy, do prowincji niem. Reichsgau Wartheland, poddając mieszkańców rygorom prawa niemieckiego. Siedziba ordynariusza, Częstochowa, znalazła się natomiast w okupowanym pseudo–państewku założonym przez Niemcy w centralnej części Polski, zarządzanym przez Niemców niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete (pl. Generalnym Gubernatorstwie na okupowanych ziemiach polskich). Obie strefy przedzieliła granica. Kontakty z biskupem można było utrzymywać tylko drogą korespondencyjną.

A namiestnik Rzeszy, wspomniany Greiser, kontynuował eksterminację polskiego „żywiołu” w Reichsgau Wartheland. 13.ix.1941 r. wydał rozporządzenie formalnie delegalizujące Kościół katolicki, a na jego miejsce powołujące schizmatycki niem. Römisch–katholische Kirche deutscher Nationalität im Reichsgau Wartheland (pl. Kościół Rzymskokatolicki Narodowości Niemieckiej w Kraju Warty), mający działać nie na podstawie korporacji prawa publicznego, lecz jako osoba prawa prywatnego, co w oczywisty sposób ograniczało jego możliwości. Dodatkowo Greiser dekretował, że Niemcy mogli być członkami „tylko zrzeszenia religijnego narodowości niemieckiej”, natomiast Polacy członkami „zrzeszenia religijnego lub stowarzyszenia religijnego narodowości niemieckiej” być nie mogli…

Oznaczało to, że z niemieckiego prawnego punktu widzenia polscy kapłani w Reichsgau Wartheland, czyli ci, którzy do tamtej pory uniknęli aresztowania, nie byli odtąd chronieni prawem poblicznym i mogli być pozywani do sądów pod byle pretekstem. Posługa duszpasterska stawała się prywatnym zajęciem, tym bardziej, że zabroniono wszelkich kontaktów ze Stolicą Apostolską.

Jednocześnie zdelegalizowano i zlikwidowano wszystkie zakony, jako „sprzeczne z niemieckim pojęciem obyczajowości i polityką narodowego socjalizmu”.

W x.1941 r. miała miejsce trzecia, jak się okazało ostatnia, fala aresztowań polskiego duchowieństwa Reichsgau Wartheland — dwie poprzednie odbyły się w 1940 r. Aresztowaniem objęto duchownych diecezji częstochowskiej, łódzkiej i włocławskiej oraz archidiecezji poznańskiej. W regionie wieluńskim Niemcy aresztowali 55 kapłanów. Był wśród nich Maksymilian, był i ks. Gietyngier

Krótko przetrzymywano go, wraz z ok. 450 aresztowanymi księżmi, w tzw. niem. Durchgangslager Konstantinow (pl. obóz przesiedleńczy)Konstantynowie Łódzkim.

Jeden ze współwięźniów, ks. Zygmunt Franczewski (1906, Łódź – 1971, Łask?), wspominał:

Obóz mieścił się w dużym budynku fabrycznym. 350 księży ulokowano w jednej olbrzymiej Sali. Nie było łóżek ani słomy. Po kilku dniach przywieziono trochę słomy i cienką warstwą pokryto podłogę. Zaraz po przybyciu do obozu w Konstantynowie poddano każdego z nas dokładnej rewizji, wszystkie pieniądze uległy konfiskacie. Niezapomniana pierwsza noc. Pokotem leżeliśmy wszyscy na podłodze. Z podwórza obozowego przedzierał się wiatr przez stłuczone szyby sali. Trzy razy dziennie karmiono nas; rano i wieczór czarna kawa i suchy kawałek chleba, w południe trochę ciepłej zupy. Niewielkie podwórze fabryczne z kałużami błota służyło jako teren codziennych spacerów. Całość otoczona drutami kolczastymi i silnie strzeżona przez esesmanów. Mycie i toaleta ranna dokonywała się na podwórzu przy studni. Kto mógł się docisnąć do wody chwytał w obie garści, wypełniał nią usta i parskając obmywał twarz i ręce. Nie wolno było modlić się. Znienacka wpadali do sali esesmani, a kogo złapali na odmawianiu brewiarza czy różańca bili szpicrutą po twarzyks. Zygmunt Franczewski, „Wiadomość diecezji łódzkiej”, 1949, nr 11, s. 281‑287.

Stamtąd 27.x.1941 r. wywieziono ich do niemieckiego niem. Konzentrationslager (pl. obóz koncentracyjny) KL Dachau, ok. 25 km na północ od Monachium, w niemieckiej Bawarii.

Wspomniany ks. Franczewski wspominał:

27 października 1941 roku […] komendant obozu łódzkiego volksdojcz Szyc […] [ogłosił], że decyzją najwyższej władzy niemieckiej wszyscy zostaniemy przewiezieni do Generalnego Gubernatorstwa i wypuszczenia na wolność […] Po obiedzie tegoż dnia przewieziono nas wszystkich samochodami przez Łódź na stacją Karolew i ładowano do wagonów. Zewsząd stacja otoczona esesmanami z karabinami maszynowymi. Obawiano się, by ktoś nie uciekł przed wolnością […]

O godz. 18:00 pociąg ruszył. Większość łudziła się jeszcze tym, że jedziemy do Generalnej Guberni. Mijamy Zgierz, Kutno, jedziemy na Poznań. Stało się jasnym, że okłamano nas, że wiozą nas do obozu koncentracyjnego. Jedziemy noc, dzień i noc. 29 października 1941 roku o godz. 2 w nocy stanęliśmy na stacji Dachau. Do godz. 8:00 zamknięci w wagonach czekamy na dalszy los. Rano około godz. 8:00 esesmani, z karabinami gotowymi do strzału otoczyli cały dworzec i pociąg. Opuszczamy pociąg, zabierając z sobą bagaże. Ustawiają nas piątkami. Nie idzie to składnie, ale za to bicie nas i kopanie szło żołdakom niemieckim zupełnie składnie. Odbywamy drogę do obozu, wynoszącą około 4 km. Pięciuset księży polskich odbywa swoją drogę kalwaryjską, dla większości prowadziła ona na śmierć. Niektórzy zaczęli tę drogę, ale nie skończyli jej, bici, kopani wpół drogi legli na ziemię, by Bogu oddać ducha. Nie dotarli do obozu. Kolbami prali esesmani gdzie popadło, upadających kopali. Mieszkańcy miasta Dachau wylegli, by przyjąć defiladę polskiego duchowieństwa. Zachowywali się jak w cyrku, jak na meczu bokserskim. Ci sami mieszkańcy mogli w cztery lata potem powiedzieć, że nie wiedzieli, że w Dachau znajdował się jakiś tam obóz koncentracyjny.

O godz. 11:00 przekraczamy pierwszą bramę obozu. 'Mutzen ab' rozległo się ze wszystkich stron, poprawione uderzeniem kolby. Wielu sądziło, zdejmując czapki, że wchodzą do miejsca świętego, by swoją ranną mszę św. odprawić. Nie pomylili się, wchodziliśmy bowiem do katakumb wiary, modlitwy, nadziei, męczeństwa. Ale nie dlatego esesmani kazali nam zdjąć czapki. Taki był ceremoniał ilekroć przekraczało się bramy obozu.

Ustawieni na placu apelowy czekaliśmy kolejki, by dostać się do łaźni. Grupami wchodziliśmy do budynku, by po dokładnej rewizji, po okradzeniu nas z zegarków, po ostrzyżeniu i kąpieli, wyjść boso, bez czapki, w cienkim pasaku na dwór i tam czekać, aż zaprowadzą na blok. Było to dnia 29 października 1941 roku. Padał śnieg z deszczem. Półnadzy idziemy ulicami blokowymi. Prowadzą nas na blok 28ks. Zygmunt Franczewski, op. cit.

Po trzech dniach transportu, w zamkniętych wagonach, bez jedzenia i picia, 30.x.1941 r. Maksymilian został w KL Dachau zarejestrowany jako numer 28450.

Otrzymał obozowe ubranie — zwane od charakterystycznych biało–czarnych pasów „pasiakiem” — oraz tzw. winkiel: białą taśmę na rękawie z wypisanym numerem obozowym, i czerwony trójkąt z literą „P”, na określenie więźnia politycznego – Polaka. Polski kapłan, sługa Boży, stawał się niczym, jedynie wpisem w niemieckich księgach ewidencyjnych…

Umieszczono go, tak jak i ks. Franczewskiego, w specjalnym baraku no28, jednym z trzech, w których przytrzymywano tysiące głównie polskich, acz nie tylko, w większości katolickich kapłanów, i które razem stanowiły odrębny blok (oddział) obozowy, zwany niem. Priesterblok.

Stał się jednym z 2,720 duchownych — tylu zanotowano w aktach obozowych — z których 95% należało do Kościoła Katolickiego. Na KL Dachau bowiem padł wybór, gdy Niemcy zdecydowali się, by wszystkich kapłanów katolickich z ziem okupowanych przez Niemcy zgromadzić w jednym miejscu…

Na pierwszym pewnie apelu, za bramą z napisem „Arbeit mach frei”, witał ich prawd. jeden z zastępców komendanta — był nim osławiony Aleksander Bernard Jan (niem. Alexander Bernhard Hans) Piorkowski (1904, Brema – 1948, Landsberg am Lech):

— „Jesteście w Dachau, stąd się nie wychodzi […]

Społeczeństwo wyrzekło się was, usunęło poza nawias życia […]

Tu nie jest sanatorium. Stąd się wychodzi tylko kominem lub w trumnie”…

Nie było gorszego miejsca na ziemi” — tak wiele lat po wojnie określił KL Dachau misjonarz i apostoł trędowatych, o. Marian Żelazek (1918, Palędzie – 2006, Puri, Indie) — „panowało bestialstwo, śmierć i głód”.

Dzień powszedni wyglądał następująco:

Rano, piętnaście minut przed czwartą wzywał wszystkich przeraźliwy głos «Aufstehen». W mgnieniu oka należało wyskoczyć z łóżka, ubrać się i stanąć na uliczce blokowej gotowym do noszenia kotłów. Oczy [blokowego] śledziły ruchy więźniów, szukał ofiary dla swej pierwszej «modlitwy porannej». Ustawić się piątkami, biegiem po kotły do kuchni, a puszysty śnieg padał jakby go jeszcze było mało, a przecież sięgał już do kolan maszerującym po kotły. Trapy ginęły w zaspach śniegu, oblepiały się nim.

Gorąca kawa przelewała się z pełnych odkrytych kotłów, parząc ręce niosącym. Krzyż zginał się, a piersi rozsadzał ciężar dźwiganego kotła. Trzy kroki i zmiana ręki dźwigającej kocioł. A jeszcze często wypadało nieść kocioł na blok 30… A oczy [blokowego] śledziły […] Należało się spieszyć z roznoszeniem kotłów, bo na izbie czekała już praca na każdego więźnia, budowanie łóżka, czyszczenie szafki, mycie ranne, sprzątanie izb, mycie okien, froterowanie podłóg. Piętnaście minut przed piątą już «Antreten», brakło niemal zawsze czasu, by łyknąć nieco tej czarnej gorzkiej z buraków sporządzonej kawy. Chleba nikt nie zaoszczędził na rano, chleb był spożywany wieczorem, gdy było nieco więcej czasu. Chleb, dar Boży, tak w cudowny sposób rozmnożony przez Chrystusa Pana. Któż o tym cudzie nie pamiętał, gdy jadł chleb w Dachau. O szóstej rano apel, a do szóstej każdy więzień musiał stać na dworze i wchłaniać w siebie wiecznie wiejący zimny wiatr, mrożący członki nawet w lipcowe ranki. O szóstej maszerują wszyscy na apel w szeregach «mit ein Lied». Po apelu łapanie pracy […] Taczki, szufle, śnieg, wszędzie go pełno na ziemi, dachach, w taczkach, w kieszeni, za kołnierzem, w rękawie płynie on nieskończoną falą.

O dwunastej w południe powrót na blok, na obiad, upragniony; mówiło się o nim, tęskniło do niego. Ileż hymnów wyśpiewano na cześć tej rozgotowanej w wodzie kapusty czy brukwi. O pierwszej apel południowy, a przed tym jeszcze czyszczenie naczyń, czyszczenie szafek, mycie okien, sprzątanie izb, froterowanie podłóg, i znowu dzikie «Antreten». A śnieg puszysty padał, pokrywał plac apelowy, ulice blokowe. Śnieg igrał z ludźmi, tak jak niegdyś ludzie igrali ze śniegiem. «Los, los, Bewegung». Apel wieczorny o wpół do siódmej. Równanie we wszystkich kierunkach, a mróz 36 stopniowy ścinał nagie kolana, parzył policzki. Poruszaniem ramion [wygrzebywanie] resztki ciepła z organizmu. Apel trwa godzinę czasu. Po apelu ze śpiewem wracają szeregami na bloki do izb. Upragniona kolacja, a potem czyszczenie trepów, mycie zębów, ciała, czyszczenie szafki, mycie okien, sprzątanie izb, froterowanie podłóg. Od czasu do czasu «Lauskontrole» i błogosławiony sen, przenoszący do innych czasów i ludzi, sen pełen miłości bliźnich […] A śnieg puszysty padał i uśmiechał się, zapraszając do pracy, pokrył juz bowiem nie tylko plac apelowy, ulice i uliczki blokowe, ale pola i tory kolejoweks. Zygmunt Franczewski, op. cit.

To straszne poczucie beznadziejności. Kreowane celowo, bo „trzeba było duchowieństwo polskie wyniszczyć. Oto u podstaw kultury polskiej leżą mocno pierwiastki religijne, sciślej katolickie. Usunąć je — znaczyło zniszczyć tysiącletnią kulturę narodu polskiego, na której wielkość i głębię jedne narody patrzą z niekłamanym podziwem, inne zaś z zawiścią i nietajoną obawą przed jej przemożnym wpływem i atrakcyjną siłą. Zniszczyć religijne życie znaczyło jeszcze uczynić dla Polaka niezrozumiałą wspaniałą literaturę ojczystą, wielką sztukę, bogatą muzykę; znaczyło zaprzeć się dziejów własnych. Wyrwać z dusz polskich wiarę ojców, znaczyło wreszcie pozbawić naród jedynej ostoi w dniach upadku i powszechnej wzgardy; ostoi, co siły dawała do przetrwania i wlewała otuchę na inną, lepszą przyszłośćWspomnienia byłego więźnia obozów w Sachsenhausen i Dachau”, Dr S.B..

Długie apele na mrozie wygłodzonych ludzi powodowały ogromne wyniszczenie organizmu: „Po wyczerpującej dwunastogodzinnej pracy, po długim męczącym apelu wieczornym, dwa bloki księży polskich musiały jeszcze maszerować bez końca, ćwiczyć zwroty w prawo, lewo, zdejmować na rozkaz czapki, biegać…, zanim blokowi zezwolić raczyli, aby wejść na izbę i wypić ostygłą już zupę lub ziółka zwane herbatą. A po tym? Po tym w szalonym tempie, przy nieustannych wrzaskach, popychaniu i biciu, trzeba było myć naczynia, czyścić ubranie, obuwie, myć się przed spaniem, gdyż swiatło gasło i wszyscy musieli być w łóżkach o 9 godzinie. Zier i Becher przy lada okazji bili aż do krwi, aż do utraty przytomności katowanej ofiaryop. cit.

Owi blokowi — niem. Blockführer (pl. dowodzący blokiem) — kierowali blokiem więźniarskim i byli odpowiedzialni za przydzieloną im grupę więźniów. Wspomniani powyżej Hugo Zier (ur. 1906, Strasburg) i Fryc (niem. Fritz) Becher (1904 – 1946, Landsberg am Lech) — zwany „bawołem” — „o duszach zbójeckich […] boleśnie nadzwyczaj [zapisali się] w pamięci księży polskich. Pierwszy zanim zesłano go do obozu, służył w szeregach SS, drugi, przed przybyciem do księży, wykańczał Żydów na bloku karnym. Obydwaj mieli za sobą bogatą przeszłość, zdradzali wspólne zamiłowania, złączyła ich nienawiść do Polaków i księżyop. cit.

W barakach okna były stale w ciągu dnia otwarte — nawet podczas mrozów.

A do tego ciężka, przerastająca siły, praca fizyczna, którą musiel wykonywać także ludzie starsi wiekiem i najczęściej schorowani. Kapłanów zmuszano do katorżniczej pracy w komandzie transportowym na tzw. plantagach”, czyli rozległych polach przylegających do obozu: zimą dokuczał deszcz, mróz i śnieg, w upalne dni górskie słońce. A na okrasę katowanie: bicie, kopanie przez zbydlęconych strażników…

I ciągły, nieustanny głód. Ks. Tadeusz Gaik (1914, Bochnia – 1980, Halifax) w swoich wspomnieniach przytaczał wypowiedź więźnia KL Dachau, ks. Mieczysława Jana Kłoczkowskie­go (1910, Kielanowice – 1942, KL Dachau): „Głód dla każdego z nas tu w KL Dachau to tortura. Pomyśl, dwa dni temu dostałem repetę południowej zupy. Jeden z kolegów z dobrego komanda dał mi również menażkę zupy. Zjadłem, raczej wlałem w siebie trzy menażki. Byłem pełny po usta. Lecz chociaż byłem pełny, głód był dalej we mnie. Czułem, że wypiłbym cały kocioł zupy. Dostaję raz dziennie, wieczorem, ćwiartkę chleba. Zjem, ale czuję, że zjadłbym cały chleb, dwa chleby, pięć, dziesięć chlebów. I chociaż byłbym całkiem najedzony, nażarty, napchany, to mój organizm domagałby się więcej i więcej. Głód we mnie byłby dalej nienasycony i chciałbym chyba jeszcze połknąć ten parkan, ten blok”. Ks. Kłoczkowski obozu nie przeżył…

W 1942 r., parę miesięcy po przybyciu do obozu Maksymiliana, Niemcy zmniejszyli i tak już głodowe racje żywnościowe. Działo się to, gdy waga większości więźniów — także kapłanów — nie przekraczała często 40 kg. Działo się, gdy większość zmuszana była do niewolniczej pracy na wspomnianych tzw. plantagach”, polach przylegających do obozu. Panował nieopisany głód, który nie pozwalał myśleć o niczym innym, tylko o jednym — w jaki sposób zdobyć kawałek chleba…

[…] uczucie ciągłego głodu i słabości, oglądanie się z żalem, czemu te kamienie nie są kawałkami chleba […] Ludzie jedli najgorsze rzeczy, aby napełnić czymś swój żołądek […] Kawałek chleba porzucony przez dziecko na ulicy był przysmakiem albo wykradzione z psiej miski kawałki skórek chleba lub z klatki króliczej. Nawet garść owsa zabrana po kryjomu z kurnika była przysmakiem. Zapominać kazała choć na chwil kilka o głodzie. A śmierć się zbliżała, okazywało to powolne puchnięcie od stóp, jeżeli doszło do brzucha, już koniec, nie było ratunku […]. Tułów wychudzony, a nogi grube i ciężkie, w ciężkich buciorach ledwie się wlokące” — tak wspominał swoje przeżycia w KL Dachau jeden z kapłanów, ks. Franciszek Mączyński (1901, Pacyn – 1998, Rzym), późniejszy rektor Polskiego Papieskiego Instytutu Kościelnego w Rzymie…

Głód określał zachowania więźniów. Jak bardzo — niech świadczy następujące spostrzeżenie:

„Radykalny […] przewrót wywołało [w 1943 r.] zezwolenie na otrzymywanie paczek od rodzin z kraju. Z chwila kiedy więzień przestał bić głodnym, kiedy żywnością mógł dzielić sie z innymi, przestał być traktowany jak rzecz, którą można zdeptać i wyrzucić na śmietnik; prysnęła żelazna dyscyplina, ludzie dla siebie przestali być wrogami, owszem dawniejsi kaci stawali się teraz sprzymierzeńcami i przyjaciółmiWspomnienia byłego więźnia…op. cit.,

Ale wcześniej, szczególnie w pamiętnym 1942 r., setki polskich kapłanów, z głodu i wyczerpania, zaczęło odchodzić do Pana, często w samotności.

Maksymilian przywieziony został do obozu, gdy zaczynał się najgorszy okres dla polskiego duchowieństwa przetrzymywanego w KL Dachau. 15.ix.1941 r. mianowicie miał miejsce tzw. apel pokuty”, gdy więzieni tam już wcześniej polscy kapłani — wszyscy! (według niektórych źródeł oprócz dwóch czy trzech) — odmówili wpisania na tzw. listę „volksdeutschów” (pl. etnicznych Niemców” albo: „folksdojczów”), i nie wyparli się polskości i godności kapłańskiej. Dwa dni później cofnięto im wszelkie udogodnienia — obozowe „przywileje”. Niemcy zabronili jakichkolwiek przejawów religijności w obozie, odebrali różańce, modlitewniki i medaliki. Zakazano nawet niesienia pomocy duchowej w godzinie śmierci.

Najbardziej uciążliwym było odebranie „przywileju” korzystania z obozowej kaplicy. W 1941 r, dzięki interwencji Stolicy Apostolskiej dozwolono duchownym sprawować Mszę św. Pierwsza z nich miała miejsce 20.i.1941 r., w baraku no26 — „międzynarodowym”. Pod koniec 1941 r. i tego zabroniono.

Ale polscy kapłani, mimo zakazu praktyk religijnych w obozie, potrafili znaleźć sposób na odprawianie Mszy św. Ich opisy to jedne z najpiękniejszych tekstów, jakie wyszły spod piór Polaków. Jeden ze współwięźniów, ks. Stanisław Grabowski (1911, Bagienice – 1993, North Redwood), wspominał:

[…] po długich staraniach osiągnęliśmy wielką rzecz: materię do Mszy św. […] [Poznaliśmy] przy pracy jednego SS—mana — katolika. Gdy znajomość była już jako tako wypróbowana, [przekupiliśmy] go papierosami. Wtedy SS‑man przyniósł buteleczkę wina mszalnego.

Trudniej było o hostie. Ale i na to znalazł się sposób. Pracowałem przy hodowaniu królików. Zwierzęta te dostawały pożywienie z gorszego gatunku jęczmienia, w którym znajdowało się cośkolwiek ziaren pszenicy. Przez dłuższy czas, codziennie po parę, wybierałem te ziarna z przydzielonego moim królikom jęczmienia. Gdy uzbierałem garstkę pszenicy, wtedy drewnem rozcierałem te ziarna w małej miseczce, która normalnie służyła królikom do karmienia. Po rozgnieceniu ziarna, zalewałem wodą tę grubą mąkę, robiłem ciasto.

Najtrudniej było z upieczeniem. Trzeba było pilnować się przed współkolegami i przed SS. Bo przy pracy wszelkie tego rodzaju zajęcia były bezwzględnie karane. Często pomagał w tym dr Kurt Obity, więzień obozu, polski Mazur i protestant, zatrudniony w królikarni, jako lekarz weterynarii. Zżyłem się z nim, zaprzyjaźniłem i mogłem mu całkowicie zaufać. On pilnował swego gabinetu a ja wewnątrz, na elektrycznej maszynce piekłem placek–hostię.

Innym razem, gdy w ten sposób nie mogłem upiec, stosowałem metodę pieczenia znaną mi jeszcze z harcerstwa. Ciasto oblepiałem na końcu drewnianego wałka, wchodziłem w stosownej chwili do kuchni, w której gotowano królikom żarcie, wkładałem na parę sekund wałek do ognia i ciasto było upieczone.

Rozumie się, nie było to piękna hostia, tak piękna jak na wolności. Była ciemną, opaloną, ale ważną.

Myślę, że była najpiękniejszą w oczach Bożych, jaką kiedykolwiek moje ręce używały do Mszy św.

Mając hostię i wino — można było pomyśleć o odprawieniu Mszy św. Rok 1941 i 1942 należały do lat niebezpiecznych. Łatwo było podpaść. Zdecydowałem się odprawić Mszę św. u siebie, przy pracy […] Udawałem, że czyszczę klatkę, mój przyjaciel porozkładał potrzebne do pracy narzędzia dookoła, a w rzeczywistości na chusteczce odprawiałem z pamięci Mszę św. Za kielich służyło małe pudełeczko od wazeliny.

A potem księżom roznosiłem Chleb Anielski pod tą naprawdę skromną postacią […]

Czasem zdobywaliśmy się na odwagę […]Boże Narodzenie […] weszliśmy na trzecie piętro łóżek i tam, leżąc, bo nie było miejsca, aby siedzieć, odprawiliśmy Mszę św. A na dole stali zaufani koledzy, pilnując naszego spokoju i uczestniczyli w tej żłóbkowej Mszy św.ks. Stanisław Grabowski, „Znienawidzeni…”, Filadelfia, 1947 r.

Inny więzień, ks. Leon Stępniak (1913, Czarnotki – 2013, Kościan), któremu zrządzeniem Opatrzności dane było dożyć — by świadczyć — 100 lat, wspominał:

„Mieliśmy też swój kielich, który teraz znajduje się w Muzeum Watykańskim. Wykonał go z armatniego pocisku jeden z więźniów.

Wstawaliśmy wcześnie rano, w naszych izbach, ukryci za piecem, jeszcze przed zbudzeniem całego obozu, odprawialiśmy Msze św. Ponieważ obowiązywało zaciemnienie, nikt o tym nie wiedział”…

Maksymilian pewnie też w nich uczestniczył. Bo jego wiara, jak i setek, tysięcy innych, pozostała niewzruszona. Współwięzień pisał:

„Na szczęście losami narodów i poszczególnych jednostek rządzi Opatrzność. Jej dzialania może nigdy nie odczuwało się tak dotykalnie, tak blisko, jak tam w obozie, gdy człowiek był niczym, mniejszym od płaza, słabszym od trzciny zdanej na powiew lekkiego nawet wiatru — a jednak przetrwał. Toteż nigdy w życiu nie płynęla z serc wierzących tak głęboka i serdeczna modlitwa do Tego, który pamięta o 'ptakach niebieskich i lilijach polnych'por. Mt 6, 26‑28, jak wtedy, gdy głód miesiącami skręcał kiszki, puchlizna zniekształcała oblicza, a najbliżsi z przyjaciół dzień w dzień odchodzili na zawsze… Najgłębsza ascetyczna rozprawa o cierpieniu nie dała nigdy tak jasnego pojęcia o tajemnicy cierpienia a zarazem jego konieczności w dziele zbawienia, jak współcierpieć z Chrystusem i bezpośrednie z Nim przeżycie kalwaryjskiej drogiWspomnienia byłego więźnia…op. cit.

Maksymiliana zapamiętano jako rozmodlonego, pogodnie znoszącego cierpienia nieludzkiego traktowania, niosącego pomoc chorym i starszym. Zastępował ich np. w noszeniu wspomnianych powyżej, ciężkich kotłów z posiłkami z kuchni do izby obozowej. Cóż w tym niezwykłego, wydawałoby się, dopóki nie pochylimy się nad następującym opisem:

Pusty kocioł żelazny ważył około 20 kg, a razem z zawartością blisko 100 kg. Noszono w nim kawę lub zupę na odległość ok. 600 m. Ten obowiązek dotyczył wszystkich więźniów, którzy nie przekroczyli 55 roku życia, zarówno zdrowych jak i chorych. Ponadto praca ta wykonywana była w specjalnym szyku i odpowiednim krokiem, bez względu na pogodę. Kocioł niosło dwóch więźniów, przez całą drogę, co trzy kroki zmieniając rękęJan Domagała, „Ci, którzy przeszli przez Dachau”, Warszawa, 1957

23.vi.1942 r. podczas dnia ciężkiej pracy został skatowany przez niemieckiego oprawcę. Stracił przytomność…

Bezpośredni świadek tych wydarzeń, współwięzień ks. Jan Kabziński (ur. 1915, Piotrków – ?), tak je opisywał:

Tuż przy mnie, na kojce obozowej spał ks. Maksymilian Binkiewicz, młody kapłan z diecezji częstochowskiej, ojciec duchowny i profesor Liceum Biskupiego w Wieluniu. Był to prawdziwy Mąż Boży. Podziwiałem jego ducha modlitwy. Stale skupiony, wykorzystywał wszelki wolny czas na modlitwę. Nawet najcięższe prześladowania ze strony izbowego 'tadellos' znosił ze spokojem. Przychodził na łóżko zbity i sponiewierany i kiedy zasypiałem on jeszcze szeptał słowa modlitwy. Niesłychanie ofiarny i uczynny, ofiarowywał swoją pomoc kolegom słabszym i starym. Ksiądz Maks zanosił wyznaczony sobie kocioł z jedzeniem na blok i dwukrotnie, a nieraz trzykrotnie wracał w kierunku kuchni, by odnieść ciężkie kotły za słabszych kolegów. Zginął od pięści izbowego, który dwoma silnymi uderzeniami w brzuch pozbawił go przytomności”.

Przeniesiono go do obozowego szpitala — tzw. rewiru — gdzie następnego dnia, 24.vi.1942 r., odszedł do Pana.

Beatyfikowany został przez św. JanaPawła II (1920, Wadowice – 2005, Watykan) w Warszawie, 13.vi.1999 r., w gronie 108 błogosławionych męczenników II wojny światowej (był wśród nich także wspomniany Ludwik Roch Gietyngier)…

13.vi.1987 r., podczas swojej trzeciej pielgrzymki do Ojczyzny, św. Jan Paweł II tak mówił do zgromadzonych pielgrzymów na polach jasnogórskich:

[…] wiecie dobrze, że Kościół na całym świecie zmaga się o […] wolność swojego posługiwania, o tę wolność słowa Ewangelii, o wolność sumienia i wyznania, o wolność religii…

[…] Również tam, gdzie Kościołowi nie brak zewnętrznej wolności głoszenia Ewangelii, posługi duszpasterskiej, jest inna forma zagrożenia jego wolności, wolności ducha Bożego, która płynie z cywilizacji, całkowicie zeświecczonej, z cywilizacji, z ideologii głoszącej życie ludzkie bez Boga, propagującej taki sposób bycia człowieka na tej ziemi, człowieka i społeczeństwa, jak gdyby Bóg nie istniał […]

Trzeba, żebyście […] mieli w oczach i w sercach wszystkie […] wymiary zmagania się Kościoła w świecie współczesnym o wolność dzieci Bożych. Zmagania się nie tylko z programami, z ideologiami, systemami, które są wrogie religii, ale także i ze słabością człowieka, ze słabością, która się na różne sposoby przejawia. Przecież to nie ideologie, nie ustroje, nie systemy, tylko człowiek dał początek grzechowi, temu, który toczy się w ciągu całych dziejów. To człowiek ulegał tej szatańskiej iluzji, że sam może być jako Bóg, sam  może decydować o dobru i złu i on tylko jest jedyną i ostateczną miarą tego wszystkiego, co należy do świata, w którym żyje, do stworzenia.

Zaiste, człowiek uległ „szatańskiej iluzji” i w Katyniu, na rosyjskiej „nieludzkiej ziemi”, i w Dachau, Auschwitz, niemieckich obozach śmierci. Ulega niejednokrotnie i dzisiaj, także w Polsce. Niech blask świętości takiej postaci, jak Maksymilian Binkiewicz, rozjaśnia tę ciemność i niech będzie nam drogowskazem…

Wystawiono mu co najmniej dwa symboliczne groby. Jeden na cmentarzu w Żarnowcu (w grobie rodziców), oraz na cmentarzu służewskim przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie (w grobie brata, Władysława (1905 – 1944, Warszawa)).

W 1953 r. w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej w bazylice katedralnej w Częstochowie ordynariusz bp Zdzisław Goliński (1908, Urzędów– 1963, Częstochowa) poświęcił tablicę pamiątkową ku czci pomordowanych duchownych diecezji częstochowskiej.

W kolegiacie wieluńskiej cześć zamordowanych kapłanów upamiętnia tablica poświęcona 27.x.1975 r. przez bpa Stefana Barełę (1916, Zapolice – 1984, Częstochowa).

W Żarnowcu, w miejscu, gdzie kiedyś wychowywał się i mieszkał przyszły ks. Binkiewicz, wybudowano pamiątkową kapliczkę.

13.vi.2004 r. ówczesny ordynariusz częstochowski, abp Stanisław Nowak (ur. 1935, Jeziorzany), ogłosił MaksymilianaLudwika Rocha Gietyngiera patronami Akcji Katolickiej archidiecezji częstochowskiej…

Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:

Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II:

  • POLSCY ŚWIĘCI i BŁOGOSŁAWIENI WYNIESIENI do CHWAŁY OŁTARZY przez JANA PAWŁA II; źródło: www.youtube.com

Popatrzmy na krótki film o zbombardowaniu Wielunia 1 września 1939 r.:

  • POCZĄTEK II WOJNY ŚWIATOWEJ: WIELUŃ 4:40; źródło: www.youtube.com

oraz na dłuźszy o Wieluniu — mieście niepokonanym:

  • WIELUŃ - MIASTO NIEPOKONANE; źródło: www.youtube.com

Popatrzmy też na film o KL Dachau (po niemiecku):

  • KZ DACHAU; źródło: www.youtube.com

Posłuchajmy również słów Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:

  • 13 CZERWCA 1999 - HOMILIA JANA PAWŁA II; Msza św. beatyfikacyjna, Warszawa; źródło: www.youtube.com

Pochylmy się nad homilią Ojca św. Jana Pawła II wygłoszoną 13.vi.1987 r. w Częstochowie:

a także nad słowami Ojca św. Jana Pawła II13.vi.1999 r. w Warszawie:

Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:

  • GoogleMap

Opracowanie oparto na następujących źródłach:

polskich:

norweskich:

włoskich:

innych:

  • Polscy święci i błogosławieni”, ks. Jerzy Misiurek, wyd. Święty Paweł, 2009