Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. STANISŁAW KUBSKI
1876, Książ – ✟ 1942, Dachau/Monachium
męczennik
patron: Inowrocławia
wspomnienie: 18 maja
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Na świat przyszedł 13.viii.1876 r. we wsi Książ, ok. 5 km od Strzelna, w powiecie Mogilno, naonczas należącej do tzw. niem. Regierungsbezirk Bromberg (pl. rejencja bydgoska) w tzw. niem. Provinz Posen (pl. Prowincja Poznańska), części składowej niem. Königreich Preußen (pl. Królestwo Prus), kraju związkowego Cesarstwa Niemieckiego — czyli w zaborze pruskim.
Był synem kujawskich rolników, Michała i Franciszki z domu Głuszek.
Sakrament chrztu św. przyjął w tydzień po narodzinach, 20.viii.1876 r., w parafialnym kościele pw. św. Marka Ewangelisty w Polanowicach, ok. 4 km od Książa, wybudowanym w 1840 r. Udzielił mu go ówczesny proboszcz, ks. Teodor Drejza (1814 – 1878, Polanowice).
Uczył się — a były to czasy, gdy żywa jeszcze była pamięć Kulturkampfu, czyli próby ograniczenia wpływów Kościoła Katolickiego, oraz nieustannego ucisku germanizacyjnego zaborczego państwa niemieckiego — w znanym z polskich tradycji gimnazjum w Trzemesznie (łac. Collegium Tremesnense), założonym jeszcze w 1776 r. przez opata Michała Kosmowskiego (1725, Słowików – 1804, Trzemeszno), późniejszego biskupa pomocniczego gnieźnieńskiego (dziś Zespół Szkół Gimnazjum i Liceum im. Michała Kosmowskiego).
Następnie przeniósł się do nowo powstałego (budynki postawiono w latach 1890‑3) gimnazjum w Wągrowcu (dziś Gimnazjum nr 1 im. Marii Konopnickiej). Tam też złożył w 1897 r. egzamin dojrzałości.
Zaraz potem wstąpił do Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Świadectwo moralności, stanowiące warunek przyjęcia do seminarium, wystawił mu jego proboszcz, określając go łac. „honestum iuvenem”…
Za nauki nie płacił — pochodził z ubogiej rodziny. Ale później, już po święceniach kapłańskich, koszta spłacał latami…
Wszystkie wakacje spędzał w rodzinnym domu, pomagając w żniwach i pracach polowych.
Nadszedł czas święceń. Święcenia subdiakonatu przyjął 7.x.1900 r. Tydzień później, 14.x.1900 r., otrzymał święcenia diakonatu. Wreszcie 25.xi.1900 r. w Gnieźnie przyjął — z rąk bpa Antoniego Andrzejewicza (1837, Kotowieck – 1907, Kotowieck), sufragana archidiecezji gnieźnieńskiej — święcenia kapłańskie, prezbiteratu.
Na pierwszą placówkę wysłany został, jako wikariusz, do Śremu. Pracował tam od 9.xii.1900 r., przez prawie 10 lat. Do 11.vi.1904 r., dnia jego śmierci, wspomagał w pracy proboszcza parafii pw. Najświętszej Maryi Wniebowziętej i kościoła farnego pod tym samym wezwaniem, ks. Maksymiliana Drożdżyńskiego (1849, Miastko – 1904, Śrem). Następnie do 1.i.1905 r. pełnił rolę wikariusza–substytuta nowo mianowego administratora parafii Śrem, ks. Józefa Schultza (1846, Miastko – 1912, Lubin), który prawd. parafii nie objął. W końcu do 31.iii.1910 r. posługiwał u boku ks. Edwarda Beckera (1867, Mokronos – 1930), administratora śremskiej parafii.
Zajmował się nie tylko duszpasterstwem — rozpoczął polską działalność społeczno–narodową. W 1904 r. został prezesem tamtejszego Banku Parcelacyjnego, kredytującego zakup ziemi, będącego jednym z elementów polskich dążeń do utrzymania jej w polskim posiadaniu, w ramach oporu przeciw niemieckim dążeniom germanizacyjnym.
W 1906 r. — gdy jego proboszczem był wspomniany ks. Edward Becker, prawd. Polak, ale zwolennik działalności niem. Deutscher Ostmarkenverein (pl. Niemiecki Związek Marchii Wschodniej), zwanej potocznie Hakatą, założonej 3.xi.1894 w Poznaniu, której celem była całkowita germanizacja ziem polskich w zaborze pruskim — wsparł strajk dzieci szkolnych, który objął wiele szkół wielkopolskich, o prawo nauczania religii w języku polskim. Wystąpił nawet na jednym z wieców szkolnych, 27.v.1906 r., popierając przywrócenie języka polskiego na lekcjach religii.
Warto przytoczyć fragmenty wspomnień uczestnika owego strajku, ucznia 1. klasy szkoły podstawowej w Śremie, Józefa Tomczaka:
„Jak w innych miastach, tak i u nas w Śremie poczęliśmy protestować na niemiecką naukę religii. Strajk u nas zaczął się w czerwcu 1906 r., a zakończył się w lipcu 1907 r. Od Wielkanocy 1906 r. zaczęli nas uczyć po niemiecku nauki religii bez podręczników. Było nam z tym dobrze. Nikt nie myślał o strajkowaniu. Tak my się uczyli do czerwca roku 1906. Ale gdy nam poczęli rozdawać niemieckie podręczniki, zaprotestowaliśmy przeciw temu bez wiedzy rodziców. Pooddawały je dzieci z klasy I chłopców.
Na drugi dzień rozszerzył się strajk prawie we wszystkich klasach. Rodzice zakazali nam też odpowiadać na niemieckiej nauce religii.
Parę dni potem uwiadomił nas nauczyciel (Löesch), że jeżeli nie odbierzemy niemieckich książek religijnych i nie będziemy odpowiadali na niemieckiej nauce religii, to będziemy musieli rok dłużej chodzić do szkoły, będziemy musieli areszt odsiadywać i rodziców będą karać. I to nic nie pomogło. Prawda, iż dość wielka część uczni odebrała książki, ale potem znów oddała. Rosła liczba strajkujących każdego dnia aż do 290.
Po [wakacjach] poczęliśmy odsiadywać areszt i to w pierwszych tygodniach 2 godziny dziennie, potem 1 godzinę dziennie. Prawie cały dzień byliśmy w szkole, bo o godz. 8 rano szliśmy do szkoły, a wychodziliśmy o godz. 1‑szej, potem od godz. drugiej do godziny piątej wieczorem. I tak nas męczyli, bili i zadawali nam bardzo wiele roboty do domu. Jeśliśmy nie nadążyli zrobić, to nas bili. Oni [nauczyciele] bardzo dobrze wiedzieli, że tego nie będziemy mogli zrobić, bo to jest nam za wiele, ale na złość, żeby ino nas mogli bić. Najgorszym nauczycielem był Dress.
Jak wiedzieli, że te wszystkie męczarnie na nic się zdadzą, to wpadli na inny pomysł. Oto przysłali nam czterech nowych nauczycieli na stłumienie strajku. Tych niepotrzebnych nauczycieli musieli katolicy utrzymać. Potem przysłali nam jeszcze dwóch nauczycieli, których wcale nie było tu potrzeba, bo jeden nauczyciel drugiemu w drodze stał […]
Na Wielkanoc przyjmują małe dzieci do szkoły. Zabrakło dla nich miejsca w szkole. Przeto wybudowali jeden barak na koszt katolickich rodziców. I to nic nie pomogło.
Na koniec nie mieli innego sposobu, poczęli uczniów z gimnazjów i z wyższych szkół pruskich wydalać za to, że rodzeństwo brało udział w strajku szkolnym […]
Na końcu chcieli rodziców karać, martwili ich, brali rodzicom bez ich wiedzy dzieci i odsyłali je do zakładów luterskich. Strajk upadał tak, że strajkujących ze wszystkich klas było tylko 100, potem 30. Rodzice strajkujących dzieci dostali zawezwanie na termin [rozprawę sądową], na którym byli rodzice zmuszeni podpisać, że ich dzieci będą uczyć się po niemiecku religii.
Najdłużej wytrzymał Stanisław Malinowski, syn kowala. Strajk skończył się w lipcu 1907 r.”
Podobnie zachowały się dzieci z gimnazjum w Wągrowcu, gdzie ongiś uczył się Stanisław. Polskie dzieci (początkowo 197, a później ich liczba wzrosła do 293) odmówiły porozumiewania się w szkole po niemiecku! Zastosowano represje, dzieci osadzano w areszcie (najpierw na 1‑2 godziny dziennie, potem do 7 godzin dziennie). Część załamała się, ale większość wytrwała do końca — strajk zakończył się w ii.1907 r.…
W owym pamiętnym 1906 r. Stanisław został członkiem Powiatowego Komitetu Wyborczego w miasteczku Bnin (dziś część Kurnika), ok. 18 km od Śremu, angażując się w kampanię polskich kandydatów do lokalnych władz miejskich. Podobnie zaangażował się dwa lata później, w 1908 r., zostając członkiem Powiatowego Komitetu Wyborczego na I Obwód Miejski w Śremie.
1.iv.1910 r. sam został administratorem, a parę miesięcy później, 7.vii.1910 r., proboszczem parafii pw. św. Wawrzyńca w Gnieźnie. Kościół ów był podówczas jeszcze przed konsekracją — dokonał jej w 1917 r., już po odejściu Stanisława, bp Wilhelm Atanazy Kloske (1852, Klein Nimsdorf – 1925, Gniezno), sufragan gnieźnieński — i proboszcz wyposażył go m.in. w obraz Matki Boskiej Częstochowskiej i stylowe tabernakulum…
I tu nie zaniedbywał działalności społecznej. I był za to karany — w 1911 r., za zorganizowanie odczytu oświatowego bez powiadomienia policji, niemieckie władze ukarały go grzywną…
A w latach 1912‑4 był prezesem Kółka Rolniczo–Włościańskiego w Gnieźnie. Kółka rolnicze, dobrowolnie zrzeszające rolników w celu doskonalenia produkcji rolnej, zaczęły powstawać w Wielkopolsce w latach 1860.
Na początku 1917 r. został proboszczem gnieźnieńskiej fary — parafii pw. Świętej Trójcy oraz prawd. dziekanem gnieźnieńskim. Jednym z jego wikariuszy był ks. Aleksy Sobaszek (1895, Przygodzice Wielkie – 1942, KL Dachau), który później zginął zamęczony w KL Dachau, gdzie i jemu przyszło zakończyć życie…
Jednocześnie pełnił funkcję dyrektora archidiecezjalnego stowarzyszenia „Apostolatus Orationis” (pl. „Apostolstwo Modlitwy”), skupiającego świeckich i duchownych, którego głównym celem jest osobiste uświęcenie członków…
Okres jego pasterzowania w Gnieźnie to czas I wojny światowej, podczas której Polacy wykrwawiali się walcząc po obu stronach konfliktu. Wielu parafian Stanisława zostało wcielonych do armii niemieckiej i walczyło w okopach i polach Francji, na froncie zachodnim. Koniec wojny, symbolizowany podpisaniem 11.xi.1918 r. w wagonie kolejowym w lesie Compiègne rozejmu między Niemcami a państwami Ententy, stał się niezwykłą szansą na odrodzenie po przeszło 100 latach niewoli państwa polskiego.
Wielkopolanie, którzy w czasie kończącej się wojny ponieśli wielką daninę krwi na rzecz obcych mocarstw, zdawali sobie sprawę ze znaczenia posiadania własnego państwa. Ale powstanie II Rzeczpospolitej nie było przesądzone. W całej Wielkopolsce stacjonowały wszak nadal wojska niemieckie, w pełnym uzbrojeniu i gotowości…
Rozpoczęto od przejęcia władz cywilnych. W Gnieźnie w połowie xi.1918 r. powstała Tymczasowa Rada Ludowa — jako gnieźnieński reprezentant polskiej Naczelnej Rady Ludowej, powołanej 11.xi.1918 r. w Poznaniu. Stanisław został jej członkiem. 20.xi.1918 r. przekształciła się w Miejską Radę Ludową, w której skład również wszedł. 5.xii.1918 r. obradujący w poznańskim kinie „Apollo” Polski Sejm Dzielnicowy uznał Naczelną Radę Narodową za legalną władzę państwową. Miejska Rada Ludowa stawała się organem władzy państwa polskiego w Gnieźnie…
Niemcy nie zamierzali aliści poddawać się bez walki. 27.xii.1918 r. wybuchło więc Powstanie Wielkopolskie. Już następnego dnia walkę podjęli gnieźnianie. Opanowali miasto, ale dopiero zwycięska bitwa pod oddaloną o ok. 8 km od Gniezna wsią Zdziechowa, stoczona 30‑31.xii.1918 r., gdy Polacy wstrzymali niemieckie kontrnatarcie i pokonali oddziały pruskiego Grenzschutzu, oddaliła od miasta zagrożenie. Gniezno było znów polskie.
W iii.1918 r. Stanisław zasiadł w Komisji Wyborczej, której ustaliła skład nowej Rady Miejskiej Gniezna…
Nie był to koniec zmagań o nowo powstałe państwo, II Rzeczpospolitą. Jeszcze długo trzeba było walczyć o jego granice. Trwała wojna polsko–rosyjska lat 1919‑21. W tym czasie Stanisław został kapelanem pomocniczym Wojska Polskiego. Inicjatywa wyszła od niego — po prostu po wyjściu części wojsk z garnizonu gnieźnieńskiego żołnierze zapasowi, którzy pozostali, zostali bez opieki duszpasterskiej. Zgłosił się i został zakwalifikowany, oficjalnie 4.ix.1919 r., jako duszpasterz wojskowy — nieetatowy kapelan pomocniczy.
Już nawet pomijając zadania parafialne nie były to obowiązki łatwe. Jak sam pisał miał pod opieką 2,772 żołnierzy, z czego 586 przebywało w szpitalach. Tylko od i.1920 r. do iii.1920 r. miało miejsce przeszło 50 pogrzebów…
23.x.1922 r. prymas Polski, Edmund kard. Dalbor (1869, Ostrów Wielkopolski – 1926, Poznań), mocą dekretu ogłosił powstanie trzech nowych parafii w Inowrocławiu w zachodnich Kujawach. Z powstałej w 1. poł. XIII w. parafii farnej pw. św. Mikołaja, z zabytkowym kościołem pw. św. Mikołaja, której proboszczem był ks. Antoni Laubitz (1861, Pakość – 1939, Pakość), późniejszy biskup sufragan gnieźnieński, wyodrębniono parafię pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, z nieczynnym — w wyniku tąpnięcia w 1909 r. ziemi, spowodowanego przez znajdującą się pod miastem nieczynną kopalnię soli, i zawalenia się północnej ściany transeptu (nawy poprzecznej) — wybudowanym w latach 1898‑1901 kościołem pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Ponadto powstały jeszcze dwie parafie, w tym parafia pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny — na potrzeby inowrocławskiego uzdrowiska, „Inowrocław Zdrój”, zwanego potocznie „Solanki” — ówcześnie bez kościoła.
Proboszczem parafii pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie oraz zarządcą — administratorem — parafii pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny mianowany został Stanisław. Objął je odpowiednio 23.iii.1923 r. i 1.iv.1923 r.
Dodatkowo na obszarze parafii pw. pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie znajdował się m.in. kościół pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny (dziś bazylika mniejsza), najstarsza, pochodząca z XII w., świątynia w Inowrocławiu. W 1901 r. ks. Laubitz rozpoczął jego odbudowę po pożarze, który ją zniszczył w 1834 r. I ona nie była ukończona.
Stanisław przybył więc do miasta można powiedzieć w budowie…
Prace, zarówno przy odbudowie kościoła pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny jak i remontu kościoła pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie przebiegały sprawnie i zakończono je w 1929 r. 25.viii tego roku obie świątynie konsekrował inicjator ich powstania i odbudowy, już wówczas bp Antoni Laubitz — wraz z którego odejściem z Inowrocławia w 1925 r. i konsekracją biskupią Stanisław został na jego miejsce dziekanem dekanatu inowrocławskiego — w obecności nowego Prymasa Polski, Augusta kard. Hlonda (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa).
Zrządzeniem Opatrzności jednym z pierwszych ochrzczonych w nowo konsekrowanej świątyni parafialnej, kościele pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, był przyszły Prymas Polski, Józef kard. Glemp (1929, Inowrocław – 2013, Warszawa), który sakrament chrztu św. przyjął w dniu swoich urodzin, 18.xii.1929 r.
Przez następne lata trwały dalsze prace nad tym kościołem i jego otoczeniem. W 1929 r. w dawnym kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa powstał dom katolicki, dwukrotnie remontowano organy kościelne, zaś 30.xii.1934 r. dokonano konsekracji bocznego ołtarza pw. Matki Bożej Częstochowskiej…
Natomiast kościół liczącej ok. 5 tys. wiernych parafii pw. św. Józefa powstał dopiero po zakończeniu II wojny światowej, w 1952 r., choć Stanisław zdążył jeszcze 2.viii.1936 r. poświęcić miejsce pod jego budowę, wnieść w 1937 r. strzelistą kwadratową wieżę, i doprowadzić do wmurowania 27.ix.1938 r. kamienia węgielnego przez bpa Antoniego Laubitza…
Jednocześnie Stanisław pełnił wiele coraz bardziej odpowiedzialnych funkcji. Jeszcze przed przyjazdem do Inowrocławia został 19.x.1921 r. sędzią prosynodalnym w Metropolitalnym Sądzie Duchownym i w tej roli był członkiem Konsystorza (łac. Consistorium) Generalnego — dawne określenie Kurii Arcybiskupiej — odgrywającego istotną rolę w sprawach administracyjno–sądowniczych archidiecezji gnieźnieńskiej. Był nim do xi.1930 r. W latach 1923‑6 pełnił też funkcję kapelana więziennego w Inowrocławiu. Przed 1929 r. został również radcą duchownym. Od 1.vi.1920 r. był, jako członek Kurii, deputatem do zarządu dóbr Prymasowskiego Seminarium Duchownego w Gnieźni. Był delegatem arcybiskupim przy egzaminach maturalnych z religii w Państwowym Żeńskim Seminarium Nauczycielskim im. Królowej Jadwigi w Inowrocławiu oraz członkiem czynnym istniejącego w archidiecezji od 1913 r. Związku Księży Misjonarzy „Dobrego Pasterza” — którego członkowie zobowiązani byli do „bezinteresownego odprawiania misyj i rekolekcyj”. Od 1931 r. pełnił dodatkowo obowiązki wizytatora nauki religii w szkołach powszechnych na pow. inowrocławski i archidiecezjalnego dyrektora Związku Księży Adorantów Przenajświętszego Sakramentu.
Ponadto od ok. 1923 był kanonikiem kapituły kolegiaty pw. św. Jerzego w Gnieźnie, a 23.x.1935 r. został kanonikiem gremialnym kapituły romańskiej kolegiaty pw. św. św. Piotra i Pawła w Kruszwicy, restytuowanej i zreorganizowanej przez Prymasa, Augusta kard. Hlonda.
25‑26.vi.1927 r. współorganizował pierwszy w Polsce Zjazd Eucharystyczny — w ramach VIII Zjazdu wielkopolskiej Ligi Katolickiej — w którym uczestniczyło ok. 15,000 wiernych. Przewodniczył mu Prymas August kard. Hlond, dla którego wizyta w Inowrocławiu była okazją do pierwszego publicznego wystąpienia jako kardynała. Papież Pius XI (1857, Desio – 1939, Watykan) skierował do uczestników spotkania list, w którym napisał m.in.: „Chętnem sercem przeto przyjęliśmy wiadomość o mającym się wkrótce odbyć kongresie eucharystycznym w Inowrocławiu”… Kronikarz owego wydarzenia odnotował m.in. odczyt założycielki Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego (łac. Congregatio Sororum Ursulinarum a Sacro Corde Iesu Agonizantis – USJK), Urszuli Julii Marii Halka–Ledóchowskiej (1865, Loosdorf – 1939, Rzym), dziś świętej, pisząc: „Między referatami wszystkiemi referat Matki z Pniew jaśniał najwyraziściej, co więcej, śmiało to powiedzieć można i trzeba: nie zdarzyło mi się słyszeć takiego referatu wśród licznych zjazdów polskich, był to referat–wzór, jaki winien organizatorom i mówcom zjazdowym w Polsce bezustannie stać na oczach”….
Wziął też udział w 34. międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie w dniach 25‑30.v.1938 r.
19.ix.1937 r. doprowadził też do poświęcenia 4‑metrowej figury–pomnika Matki Bożej, niedaleko kościoła parafialnego pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, na przedłużeniu jego osi, przez bpa Antoniego Laubitza — dzieło Piotra Trieblera (1898, Ligota Bialska — 1952, Bydgoszcz), artysty rzeźbiarza z Bydgoszczy.
Mimo tylu obowiązków organizatorskich Stanisław nie zapomniał nigdy, że jako duszpasterz ma przede wszystkim troszczyć się o dusze. Angażował się w duszpasterstwie wszystkich stanów, a więc dzieci (co szczególnie lubił), młodzieży, ubogiej inteligencji, robotników i rzemieślników. Doprowadził, albo tylko inspirował, do powstania m.in.:
Nie dziwi więc, że stał się cenioną w mieście osobistością. Rozwijał działania charytatywne, do czego nakłaniały go ówczesne trudności gospodarcze i bezrobocie, które powodowało pojawienie się w tym środowisku tendencji lewicowych.
Wiele czasu spędzał na adoracji Najświętszego Sakramentu, zapraszając do tego niekiedy również swoich wikariuszy. Na parafianach sprawiał wrażenie nieśmiałego, ale o gołębim sercu i często … pustym portfelu, bo okazywało się, że potrzeby innych bywały większe niż jego własne.
Także państwo polskie dostrzegło jego wysiłki. W 1937 r. został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
Kończył się już wszelako czas wielkiej pracy. Czas wielkich wysiłków. Czas osiągnięć. Czas planów. Nadchodził czas apokalipsy. Czas cierpień. Czas ostatecznych wyborów. Czas męczeństwa.
Pod koniec viii.1939 r. prezydent miasta Inowrocław. Apolinary Jankowski (1899, Huta Palędzka – 1939, Inowrocław), powołał Obywatelski Komitet Pogotowia Narodowego. W jego skład weszli co znamienitsi mieszkańcy Inowrocławia. Członkiem Komitetu został także i Stanisław.
1.ix.1939 r. w granice Rzeczypospolitej, bez wypowiedzenia wojny, wkroczyli bowiem Niemcy. Na podstawie osławionego porozumienia z 23.viii.1939 r. dwóch wybitnych przywódców socjalistycznych — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin), i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina (1878, Gori – 1953, Kuncewo) — i jego tajnych aneksów, od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwanego paktem Ribbentrop–Mołotow, Niemcy do Rzeczpospolitej wkroczyli od zachodu, a 17 dni później od wschodu Polskę najechali Rosjanie.
Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski (w praktyce uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu zaangażowania, Słowacy i Litwini), uzgodnionego formalnie i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r. w tzw. „traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”.
Rozpoczęła się II wojna światowa.
W dniach 5‑7.ix.1939 r. w okolicach Inowrocławia oddziały polskiej 26. Dywizji Piechoty pod dowództwem płk. Adama Brzechwy–Ajdukiewicza (1894, Komorniki – 1954, Londyn) stoczyły bój z Niemcami. Pod koniec 7.ix.1939 r. miasto znalazło się aliści w rękach niemieckiego najeźdźcy.
Na terenach zagarniętych przez Niemcy — zarówno tych, które miały być bezpośrednio włączone do III Rzeszy, jak i na tych, gdzie zamierzano powołać satelickie państewko zwane Generalnym Gubernatorstwem dla okupowanych ziem polskich (niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete), w skrócie Generalnym Gubernatorstwem — natychmiast rozpoczęła się niem. Intelligenzaktion (pl. Akcja Inteligencja), zwana także niem. „Flurbereiningung” (pl. „Akcja Oczyszczenia Gruntu”), niemiecki ludobójczy program eksterminacji polskich elit. W jej trakcie miano „zlikwidować” razem ok. 100,000 Polaków, połowę z nich w obozach koncentracyjnych, połowę zaś — od ix.1939 r. do iv.1940 r. — w zbiorowych egzekucjach.
Stanisław już 8.ix.1939 r. został aresztowany. Niemcy pamiętali jego działalność w latach 1918‑20, w szczególności w Gnieźnie. Pognali go przez Inowrocław z uniesionymi nad głową rękoma…
Pierwszą noc spędził, klęcząc, na dziedzińcu koszarowym 4. Kujawskiego Pułku Artylerii Lekkiej (koszary im. Marszałka Józefa Piłsudskiego)…
Następnie szybko, bo już ok. 9‑10.ix.1939 r., wywieziono go z Inowrocławia i przetransportowano do niemieckiego obozu przejściowego, zorganizowanego przez niem. Geheime Staatspolizei (pl. tajna policja polityczna) — czyli osławione Gestapo — w dawnym zakładzie lotniczym „Albatros” w Pile.
Stamtąd, po kilkunastu dniach, 21‑23.xi.1939 r., przewieziony został do niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Dachau w niemieckiej Bawarii…
Po raz pierwszy stał się numerem: obozowe władze niemieckie nadały mu nr 35773…
Po trzech dnia aliści, bo już 26.xi.1939 r., został przetransportowany do niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Buchenwald w Turyngii. Tam tego 63‑letniego kapłana zmuszono do pracy w kamieniołomach.
Przydzielono go do karnej kompanii. Obozowi kapo znęcali się nad nim okrutnie, zmuszając m.in. do noszenia ciężkich kamieni biegiem. Chodzić miał wtedy — jak wspominał katecheta z Inowrocławia i współwięzień, ks. Dezydery Wróblewski (1893, Poznań – 1978, Inowrocław) — prawie nieprzytomny, nie poznawał ludzi.
Doprowadzono go do skrajnego wyczerpania, w rezultacie czego po roku, w czasie pracy w kamieniołomie, złamał rękę…
Uratowała go wówczas kolejna zmiana miejsca. 24.x.1940 r. wysłano go mianowicie z powrotem do obozu KL Dachau.
Do KL Dachau Niemcy zwozili, w ramach planu zgromadzenia wszystkich kapłanów katolickich z ziem okupowanych w jednym miejscu, tysiące polskich kapłanów i zakonników z zagarniętych terenów polskich. Stanisławowi na obozowym „pasiaku” przyszyto trójkąt, tzw. winkiel: numer obozowy — według nowej numeracji wprowadzonej przez Niemców w międzyczasie — 20678źródło: IPN, który wypisano na białej taśmie, i czerwony trójkąt z literą „P”, na określenie więźnia politycznego — Polaka…
Stał się jednym z wielu katolickich kapłanów z Polski, „wrogów III Rzeszy”, przetrzymywanych w specjalnym więziennym bloku, zwanym niem. „Priesterblock”…
Wśród współwięźniów Stanisław spotkał wielu znajomych, którzy otoczyli go opieką.
Często wówczas wspominał swoją inowrocławską parafię. „Maleńki, żywy staruszek o pięknej twarzy i niebieskich oczach dziecka, nie stracił nic ze swej żywości”, wspominał go po latach jeden z wikariuszy w Inowrocławiu, współtowarzysz obozowych cierpień, ks. Henryk Malak (1912, Sadki – 1987, Lemont, IL, USA). Nie wiadomo, czy wiedział o losach swojego ukochanego Inowrocławia w czasach niemieckiej okupacji. Czy wiedział o „krwawej niedzieli” z 22 na 23.x.1939 r., gdy pijani Niemcy dokonali masakry 56 więźniów–Polaków z zakładu karnego w Inowrocławiu, w tym wspomnianego prezydenta Inowrocławia, Apolinarego Jankowskiego? Czy wiedział, że poświęcona w 1937 figura Matki Bożej została przez Niemców zburzona jesienią 1939 r. (a po wojnie komuniści jej nie odbudowali)? Czy wiedział, że w 1940 r. Niemcy rozebrali były kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, w którym sam ongiś organizował dom katolicki? Czy wiedział, że odnowiony staraniem Stanisława kościół pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny Niemcy zamienili na … magazyn mebli? Czy wiedział, że x.1939 r. Niemcy przyłączyli jego ukochany Inowrocław do tzw. niem. Reichsgau Posen (pl. Okręg Rzeszy Poznań), przemianowanego później na niem. Reichsgau Wartheland (pl. Okręg Rzeszy Kraj Warty), czyli bezpośrednio do państwa niemieckiego?
Dowiedział się zapewne — prawd. od jednego z paru setek polskich kapłanów, których 14.xii.1940 r., a więc w niewiele ponad miesiąc po jego transporcie, przywieziono do KL Dachau z innego niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Sachsenhausen — o męczeńskiej śmierci 28.v.1940 r. w tym obozie wieloletniego prefekta posługującego w ukochanym Inowrocławiu, ks. Władysława Demskiego (1884, Straszewo – 1940, KL Sachsenhausen)…
W listach z obozu, pisanych po niemiecku, cenzurowanych, pisał, że „po wojnie będzie znów dobrze”, ale „najpierw wolność i porządek”(!) Wyrażał w nich troskę o parafię, o parafian, wdzięczność za modlitwę i udzielaną, choćby i duchowo, pomoc.
Zawsze pokładał ufność w Bogu, choć zdawał sobie sprawę z otaczającej go rzeczywistości…
Prawd. pracował niewolniczo na tzw. „plantagach” — polach przylegających do obozu: w upalne dni dokuczało górskie słońce, zimą deszcz, mróz i śnieg — przy transporcie towarów, a zimą przy uprzątaniu śniegu. Rok 1941 nie był jeszcze najgorszy — więźniom, kapłanom, dozwalano nawet na odprawianie Mszy św. w obozowej kaplicy…
Aż do 15.ix.1941 r., gdy zaproponowano polskim kapłanom zapisanie się na listę narodowości niemieckiej — tzw. Volksdeutsche — w zamian za przywileje obozowe. Nikt nie zdradził — tę postawę warto przypomnieć dziś, gdy często zapomina się o genezie powojennej polskiej republiki rosyjskiej i elity przez nią wykreowanej — w prostej linii mających swe początki w zdradzie polskości przez przyjmujących obywatelstwo rosyjskie w latach 1939–41…
W odpowiedzi Niemcy cofnęli przywileje już istniejące: nie wolno było odprawiać Mszy św., odmawiać brewiarza, modlić się i mieć przy sobie jakiegokolwiek przedmiotu kultu religijnego, zakazano niesienia pomocy duchowej umierającym.
Mimo tego postarano się o hostie, komunikanty i Msze św. odprawiano potajemnie. Ich opisy to jedne z najpiękniejszych tekstów, jakie wyszły spod piór Polaków. Oczywiście nie ma ich w programach nauczania dzieci i młodzieży…
Jeden ze współwięźniów, ks. Stanisław Grabowski (1911, Bagienice – 1993, North Redwood), wspominał:
„[…] po długich staraniach osiągnęliśmy wielką rzecz: materię do Mszy św. […] [Poznaliśmy] przy pracy jednego SS‑mana — katolika. Gdy znajomość była już jako tako wypróbowana, [przekupiliśmy] go papierosami. Wtedy SS‑man przyniósł buteleczkę wina mszalnego.
Trudniej było o hostie. Ale i na to znalazł się sposób. Pracowałem przy hodowaniu królików. Zwierzęta te dostawały pożywienie z gorszego gatunku jęczmienia, w którym znajdowało się cośkolwiek ziaren pszenicy. Przez dłuższy czas, codziennie po parę, wybierałem te ziarna z przydzielonego moim królikom jęczmienia. Gdy uzbierałem garstkę pszenicy, wtedy drewnem rozcierałem te ziarna w małej miseczce, która normalnie służyła królikom do karmienia. Po rozgnieceniu ziarna, zalewałem wodą tę grubą mąkę, robiłem ciasto.
Najtrudniej było z upieczeniem. Trzeba było pilnować się przed współkolegami i przed SS. Bo przy pracy wszelkie tego rodzaju zajęcia były bezwzględnie karane. Często pomagał w tym dr Kurt Obity, więzień obozu, polski Mazur i protestant, zatrudniony w królikarni, jako lekarz weterynarii. Zżyłem się z nim, zaprzyjaźniłem i mogłem mu całkowicie zaufać. On pilnował swego gabinetu a ja wewnątrz, na elektrycznej maszynce piekłem placek — hostię.
Innym razem, gdy w ten sposób nie mogłem upiec, stosowałem metodę pieczenia znaną mi jeszcze z harcerstwa. Ciasto oblepiałem na końcu drewnianego wałka, wchodziłem w stosownej chwili do kuchni, w której gotowano królikom żarcie, wkładałem na parę sekund wałek do ognia i ciasto było upieczone.
Rozumie się, nie było to piękna hostia, tak piękna jak na wolności. Była ciemną, opaloną, ale ważną.
Myślę, że była najpiękniejszą w oczach Bożych, jaką kiedykolwiek moje ręce używały do Mszy św.
Mając hostię i wino — można było pomyśleć o odprawieniu Mszy św. Rok 1941 i 1942 należały do lat niebezpiecznych. Łatwo było podpaść. Zdecydowałem się odprawić Mszę św. u siebie, przy pracy […] Udawałem, że czyszczę klatkę, mój przyjaciel porozkładał potrzebne do pracy narzędzia dookoła, a w rzeczywistości na chusteczce odprawiałem z pamięci Mszę św. Za kielich służyło małe pudełeczko od wazeliny.
A potem księżom roznosiłem Chleb Anielski pod tą naprawdę skromną postacią […]
Czasem zdobywaliśmy się na odwagę […] W Boże Narodzenie […] weszliśmy na trzecie piętro łóżek i tam, leżąc, bo nie było miejsca, aby siedzieć, odprawiliśmy Mszę św. A na dole stali zaufani koledzy, pilnując naszego spokoju i uczestniczyli w tej żłóbkowej Mszy św.”ks. Stanisław Grabowski, „Znienawidzeni…”, Filadelfia, 1947 r.…
Inny więzień, ks. Leon Stępniak (1913, Czarnotki – 2013, Kościan), któremu zrządzeniem Opatrzności dane było dożyć — by świadczyć — 100 lat, wspominał:
„Mieliśmy też swój kielich, który teraz znajduje się w Muzeum Watykańskim. Wykonał go z armatniego pocisku jeden z więźniów.
Wstawaliśmy wcześnie rano, w naszych izbach, ukryci za piecem, jeszcze przed zbudzeniem całego obozu, odprawialiśmy Msze św. Ponieważ obowiązywało zaciemnienie, nikt o tym nie wiedział”…
Czy Stanisław uczestniczył w tych Mszach św.? Nie wiadomo. Może brał udział w jeszcze innych, organizowanych przez innych kapłanów, równie potajemnie. I równie prawdziwie i pięknie…
Ale w rezultacie niewolniczej pracy, do której zmuszano duchowieństwo, do Pana zaczęło odchodzić coraz więcej wycieńczonych, z wyczerpania i głodu…
Panował nieopisany głód, który nie pozwalał myśleć o niczym innym, jak tylko o jednym — w jaki sposób zdobyć kawałek chleba. Waga więźnia nie przekraczała często 40 kg. A w 1942 r., najtragiczniejszym okresie w historii obozu KL Dachau, Niemcy głodowe racje jeszcze zmniejszyli…
Zaczęto także wykorzystywać więźniów jako „obiekty” badań pseudo–medycznych…
Nieustanny głód, praca ponad siły szybko czyniły spustoszenie.
W 1942 r. Stanisław był już bardzo wycieńczony i z trudem znosił warunki obozowe. Chorował — m.in. złamana ręka, świerzb (łac. scabies), potworne wrzody na całym ciele — ale mimo wszystko zachował pogodę ducha i głęboką pobożność.
„Spotykamy się w obozowym getcie dla zarażonych świerzbem. Jest na bosaka, na śniegu przy 12‑stopniowym mrozie. Spotykamy się wzrokiem. Pogodnie mnie pozdrawia: ‘Laudetur Jezus Christus. Witaj! Ty także tu? Będzie nam raźniej’. Dzielimy się posłaniem, jakie stanowi mały zagnojony siennik. Na jego wychudzonym ciele nie ma zdrowego miejsca…” — wspominał współwięzień, ks. Stanisław Gałecki (1896, Poznań – 1952, Szubin)…
Zapamiętano go, jak na barłogu odmawiał różaniec, trzymając w ręku kawałek sznurka z zaplecionymi supłami…
W Wielkim Tygodniu 1942 r. (30.iii-5.iv) 1,400 polskim kapłanom Niemcy urządzili swoistą „Drogę Krzyżową”. Codziennie, przez całą dobę, zmuszano ich do karnych ćwiczeń. Stanisław „wszystkie cierpienia i katusze znosił z anielską cierpliwością, a w modlitwie szukał pociechy i otuchy; pokrzepiał innych dobrym słowem”ks. Dezydery Wróblewski (1893, Poznań – 1978, Inowrocław), ale był u kresu sił…
Pod koniec kwietnia 1942 r. uznano go za niezdolnego do pracy — cierpiał na świeżb, miał 4 potężne, ropiejące czyraki i mnóstwo wrzodów. Ważył 39.5 kg. To, jak więźniowie KL Dachau doskonalne już wiedzieli, oznaczało wyrok śmierci. Jego nazwisko znalazło się bowiem na listach tzw. transportów inwalidów — ostentacyjnie do „lepszego” obozu, jak obiecywali więźniom Niemcy — z których wszelako nikt nie wracał…
W ostatnim wysłanym liście (Niemcy dozwalali na prowadzenie korespondencji, acz w ocenzurowanej formie, po niemiecku), w którym pisał o oczekiwanej „zmianie miejsca zamieszkania”, wyraził szczególną tęsknotę za bliskimi, w pełnej ufności wobec Pana Boga…
Zmiana „miejsca zamieszkania” rzeczywiście nastąpiła. Zdążył się jeszcze pożegnać z przyjaciółmi. Odszedł spokojny, nawet pogodny, choć przyznawał się, że „trochę się boi”…
Wiedział, co go czeka i mówił, że to lepsze. Poszedł pogodzony z wolą Boga…
W południe 17.v.1942 r. umieszczono go w osobnym bloku (nr 25).
Wywieziony go transportem następnego dnia, 18.v.1942 r., wcześnie rano. W nocy więźniowie słyszeli człapanie drewnianych chodaków braci odchodzących do autobusów, które czekały na placu apelowym…
Dziś już wiemy, że 1942 r. Niemcy przeprowadzali wówczas akcję fizycznej likwidacji kapłanów — więźniów w KL Dachau. Wywozili ich w tzw. „transportach inwalidów” do austriackiego ośrodka eutanazyjnego na zamku Hartheim (niem. Schloß Hartheim) k. Linzu w Austrii, gdzie w ramach zorganizowanej „Aktion T4” (pl. „Akcja T4”) — „likwidacji życia niewartego życia” (niem. „Vernichtung von lebensunwertem Leben”) — mordowali w szczególności osoby niedorozwinięte umysłowo, przewlekle chore psychicznie i neurologicznie, w tym dzieci…
Wraz z liczną grupą innych więźniów — „lebensunwertem Leben” (pl. „niewartych życia) — Stanisław został 18.v.1942 r. z KL Dachau wywieziony. Był to trzeci taki transport w v.1942 r. Nazwiska wywożonych zaczynały się na litery od K do P — Niemcy, niedoścignieni formaliści, podzielili przeznaczonych do eksterminacji według ściśle określonego schematu. Tego dnia na liście znalazło się, jak wynika z akt Instytutu Pamięci Narodowej, m.in. 53 kapłanów katolickich, wśród nich franciszkanin, Marcin Jan Oprządek (1884, Kościelec – 1942, Hartheim)…
Pociągi „transportów inwalidów” wyjeżdżały w kierunku Austrii i zatrzymywały się na stacjach w Mauthausen albo w Linzu. Stamtąd przewożonych upakowywano do „samochodów dostawczych” i kierowano w stronę pięknego zamku Hartheim.
Celem jednak nie było „letnisko”, jak dawano do zrozumienia wywożonym, ale niem. Tötungsanstalt TA Hartheim — niemieckie „centrum zabijania/eutanazyjne”.
Ciała ofiar miano spalać w lokalnym piecu krematoryjnym i rozrzucać gdzieś po austriackich polach, ale o tym dowiedziano się dopiero wiele lat po zakończeniu działań wojennych…
Oficjalną, formalną informację o zgonie Stanisława — oczywiście z przyczyn naturalnych, z datą 13.vi.1942 r. — rodzina otrzymała znacznie wcześniej, bo już w vi.1942 r. Znów ten niemiecki biurokratyczny „porządek”…
Taki stan wiedzy utrzymywał się przez prawie 70 lat. Tymczasem w 2013 r. w Monachium (niem. München), na cmentarzu w lesie Perlacher (niem. Friedhof am Perlacher Forst), w murowanym grobowcu katakumbowym, oznaczonym numerem 14 (niem. platte 14), odkryto kilkanaście urn wraz z ich opisem, z których jedna zawierać miała prochy Stanisława Kubskiego! Później okazało się, że znajdują się tam urny z prochami co najmniej 194 polskich kapłanów, ofiar obozu koncentracyjnego KL Dachau…
Początkowo wydawało się, że odnalezione relikwie Stanisława są jedynymi, zachowanymi, doczesnymi szczątkami polskich kapłanów (i nie tylko), którzy wywiezieni zostali z obozu koncentracyjnego KL Dachau w transportach inwalidów i następnie zamordowani w Hartheim. Dziś wiadomo, że wśród 194 wspomnianych urn znajduje się 49 z prochami osób, których nazwiska znajdują się na listach wywozowych do TA Hartheim!
Ale Stanisław jest jedyną wśród nich osobą, która została później beatyfikowana.
Oznacza to także, że Stanisław zmarł zapewne wkrótce po wyjeździe w zatłoczonym „transporcie inwalidów” z KL Dachau, 18.v.1942 r., w drodze do Monachium — przez to miasto bowiem pociągi jadące do TA Hartheim w Austrii musiały przejeżdżać. Pociąg pewnie zatrzymał się na monachijskim dworcu i tam ciało Stanisława usunięto z wagonów. I przewieziono do monachijskiego krematorium…
Ale możliwe jest też inne wytłumaczenie, a mianowicie że Stanisław nie dotrwał do momentu wyjazdu z KL Dachau i zmarł jeszcze w obozie. Ponieważ jego śmierć nastąpiła tuż przed wyjazdem kolejnego transportu do TA Hartheim Niemcy nie zmienili już list transportowych — stąd też jego nazwisko pojawiło się na listach wywiezionych w „transporcie inwalidów”…
Ponieważ jednakże ilość zgonów w KL Dachau w latach 1941‑2 była tak duża, że małe lokalne krematorium okazało się za małe, to część ofiar obozu do kremacji przewożono do Monachium, prawd. do krematorium przy cmentarzu niem. Ostfriedhof (pl. cmentarz wschodni).
To drugie uzasadnienie znajduje wsparcie w fakcie, że większe krematorium, zwane niem. Baracke X (pl. barak X), Niemcy — rękami polskich kapłanów — wybudowali w KL Dachau dopiero na przełomie 1942 i 1943 r.…
Z wielu bowiem źródeł wiadomo, że przynajmniej do pewnego czasu rodziny ofiar KL Dachau mogły otrzymać — za sowitą opłatą — urny z prochami swoich najbliższych. Po 1942 r., gdy zaczęło funkcjonować krematorium niem. Baracke X, gdy zbliżała się klęska niemiecka, prochy zamęczonych po prostu rozsypywano, „użyźniając” w ten sposób niemieckie pola uprawne…
W 1950 r., po zakończeniu II wojny światowej, monachijskie urny z prochami zgromadzono w jednym miejscu zwanym niem. Ehrenhain I (pl. „Gaj Pamięci nr 1”), właśnie na niem. Friedhof am Perlacher Forst, w 44 nagrobkach, każdym zawierającym 96 urn…
W oficjalnych niemieckich dokumentach jako datę śmierci Stanisława podano 13.vi.1942 r.
13.vi.1999 r. w Warszawie św. Jan Paweł II (1920, Wadowice – 2005, Watykan) beatyfikował go w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Było mu dane być beatyfikowanym przez św. Jana Pawła II wraz ze wspomnianymi powyżej, swoim byłym wikariuszem z fary gnieźnieńskiej, ks. Aleksym Sobaszkiem, prefektem z Inowrocławia, ks. Władysławem Demskim, oraz współtowarzyszem w śmierci, o. Marcinem Janem Oprządkiem…
3.vi.1997 r. w Gnieźnie św.Jan Paweł II, na dwa lata przed beatyfikacją Stanisława przypominał zgromadzonym na placu przed katedrą:
„[…] to właśnie Chrystus, Jezus Chrystus, ‘ten sam wczoraj, dziś i na wieki’por. Hbr 13, 8, objawił człowiekowi jego godność! To On jest gwarantem tej godności!
To patroni Europy — św. Benedykt oraz święci Cyryl i Metody — oni wszczepili w europejską kulturę prawdę o Bogu i o człowieku. To orszak świętych misjonarzy, których dziś przypomina nam św. Wojciech, niósł europejskim ludom nowinę o miłości bliźniego, o miłości nieprzyjaciół nawet — nowinę poświadczoną oddaniem za nich życia.
Tą Dobrą Nowiną — Ewangelią, żyli w Europie przez kolejne stulecia, aż po dzień dzisiejszy, nasi bracia i siostry. Powtarzały ją mury kościołów, opactw, szpitali i uniwersytetów. Głosiły ją foliały, rzeźby, obrazy, obwieszczały strofy poezji i dzieła kompozytorów.
Na Ewangelii kładziono podwaliny duchowej jedności Europy.”
Głosił ją, do końca, bł. Stanisław Kubski. Niósł ją swoim parafianom na każdej placówce, do której skierowały go władze zwierzchnie. A dziś niesie ją nam wszystkim świadectwem życia i śmierci.
św. Jan Paweł II dodawał proroczo:
„[…] mur, który wznosi się dzisiaj w sercach, mur, który dzieli Europę, nie runie bez nawrotu ku Ewangelii.
Bez Chrystusa nie można budować trwałej jedności. Nie można tego robić, odcinając się od tych korzeni, z których wyrosły narody i kultury Europy i od wielkiego bogactwa minionych wieków…”.
Nie odcinajmy się od owego bogactwa, w którym diamentowym blaskiem błyszczy ks. Stanisław…
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez św. Jana Pawła II:
Popatrzmy na trzy krókie filmiki o Inowrocławiu:
Popatrzmy też na film o KL Dachau (po niemiecku):
Pochylmy się nad homilią Ojca św. Jana Pawła II wygłoszoną 3.vi.1997 r. w Gnieźnie:
a także nad słowami Ojca św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
Posłuchajmy fragmentu homilii beatyfikacyjnej św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: