MATKA BOŻA CZĘSTOCHOWSKA: kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneMATKA BOŻA NIEUSTAJĄCEJ POMOCYLOGO PORTALU

Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno

św. ZYGMUNT: kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneśw. ZYGMUNT: XIX w., feretron, kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własne

Valid XHTML 1.0 Strict

tutaj108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej

bł. JÓZEF CZEMPIEL
1883, Józefka – ✟ 1942, Dachau
męczennik

patron: Chorzowa, Górnego Śląska

wspomnienie: 4 maja

Łącza do ilustracji (dzieł sztuki) związanych z błogosławionym:

  • bł. JÓZEF CZEMPIEL: KUCZOK, Andrzej (ur. 1940, Chorzów), portret; źródło: ruda_parafianin.republika.pl
  • bł. JÓZEF CZEMPIEL: płaskorzeźba, kościół pw. św. Józefa, Piekary Śląskie; źródło: biblia.wiara.pl
  • bł. JÓZEF CZEMPIEL: obraz współczesny; źródło: http://www.swietyjozef.kalisz.pl
  • bł. JÓZEF CZEMPIEL: lata 1930-te; źródło: www.encyklo.pl
  • bł. JÓZEF CZEMPIEL: obraz współczesny; źródło: ruda_parafianin.republika.pl
  • bł. JÓZEF CZEMPIEL; źródło: www.santiebeati.it
  • bł. JÓZEF CZEMPIEL; źródło: www.wnmpchorzow.parafia.info.pl
  • bł. JÓZEF CZEMPIEL - UROCZYSTE OTWARCIE STADIONU SPORTOWEGO: x.1935, Wielkie Hajduki; źródło: www.audiovis.nac.gov.pl
  • bł. JÓZEF CZEMPIEL i bł. EMIL SZRAMEK: relief u wejścia do katedry pw. Chrystusa Króla, Katowice; źródło: www.encyklo.pl
  • LIST OBOZOWY bł. JÓZEFA CZEMPIELA; źródło: ruda_parafianin.republika.pl
  • CHRYSTUS wśród 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW - BAJ, Stanisław (ur. 1953, Dołhobrody), 1999, obraz beatyfikacyjny, Licheń; źródło: picasaweb.google.com
  • KAPLICA 108 MĘCZENNIKÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ - Licheń; źródło: www.lichen.pl
  • MĘCZENNICY II WOJNY ŚWIATOWEJ - PIETRUSIŃSKI Paweł (), pomnik, 2004, brąz, granit, wys. 190 cm (z cokołem 380 cm), kościół św. Jana Chrzciciela, Szczecin; źródło: www.szczecin.pl
  • 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW - witraż, Kaplica Matki Bożej, Świętych i Błogosławionych Polskich, kościół św. Antoniego Padewskiego, Lublin; źródło: www.antoni.vgr.pl
  • POCHÓD 108 POLSKICH MĘCZENNIKÓW II WOJNY ŚWIATOWEJ - ŚRODOŃ, Mateusz (), w trakcie tworzenia, kaplica Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa; źródło: www.naszglos.civitaschristiana.pl
  • 108 POLSKICH BŁOGOSŁAWIONYCH MĘCZENNIKÓW - witraż, Sanktuarium Matki Bożej Zawierzenia, Tarnowiec; źródło: www.sanktuariumtarnowiec.parafia.info.pl

Na świat przyszedł 21.ix.1883 r. w kolonii Józefka (dziś część Piekar Śląskich), wówczas należącej do Cesarstwa Niemieckiego (niem. Deutsches Kaiserreich), w historycznej krainie Górnego Śląska (łac. Silesia Superior).

Piekary to od XVII w. ośrodek pielgrzymkowy i jeden z głównych na terenach polskich ośrodków kultu maryjnego, uznawany za duchową stolicę Górnego Śląska. W tamtejszym Sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej znajduje się łaskami słynący obraz Matki Bożej Piekarskiej, przed którą m.in. klęczał w 1683 r., w drodze do Wiednia na walną bitwę z Turkami, i której powierzył pomyślność swej wyprawy i szczęście swego królestwa, Jan III Sobieski (1629, Olesko – 1696, Wilanów)

Dwieście lat później przed tym samym Obrazem, w kościele parafialnym pw. Najświętszej Marii Panny i św. Bartłomieja (dziś bazylika mniejsza), klęczeli rodzice Józefa powierzając Pani Śląskiej swego syna, właśnie przyjętego w poczet członków Kościoła Powszechnego…

Ojciec, Piotr, był górnikiem, a równocześnie właścicielem jedynego sklepu w Józefce. Matka, Gabriela z domu Opara (1861 – 1952, Józefka), pochodziła z Józefki. Mieli czterech synów i dwie córki. Józef był najstarszy…

Wykształcenie podstawowe zdobył w szkole elementarnej (ludowej) w Józefce (dziś prawdopodobnie Miejska Szkoła Podstawowa nr 1).

Następnie uczęszczał do niemieckiego gimnazjum w Bytomiu — była nim Miejska Katolicka Szkoła Realna (niem. Städtische katholische Realschule), dziś IV Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława I Chrobrego. Szkół polskich po prostu nie było — w latach 1872‑4, w ramach polityki Kulturkampfu (pl. walka kulturowa”), prawie całkowicie wyrugowano język polski ze szkół niemieckich i usunięto nauczycieli–Polaków, a na ich miejsce zatrudniono Niemców.

I to wtedy musiało narodzić się powołanie. W rezultacie w 1904 r. podjął studia w stolicy archidiecezji, Wrocławiu, na Wydziale Teologicznym niem. Königliche Universität zu Breslau — Universitas litterarum Vratislaviensis (pl. Królewski Uniwersytet we Wrocławiu — Wszechnica Wrocławska) (późniejszego Uniwersytetu Wrocławskiego) — dziś tradycje tego wydziału kontynuuje Papieski Wydział Teologiczny. Górny Śląsk nie miał wówczas bowiem własnej diecezji — przynależał do archidiecezji wrocławskiej (łac. Archidioecesis Vratislaviensis).

Podczas studiów zapisał się na seminarium slawistyki prowadzone przez polskiego językoznawcę i historyka, badacza języka starosłowiańskiego, prof. Władysława Nehringa (1830, Kłecko – 1909, Wrocław). Uczestnictwo polskich kleryków, szczególnie z Górnego Śląska, było przez pewien czas wspierane przez ówczesnego arcybiskupa wrocławskiego, Jerzego (niem. Georg) kard. Koppa (1837, Duderstadt – 1914, Opawa).

Włączył się też aktywnie w działalność polskich towarzystw na terenie konwiktu (łac. convictus) — czyli internatu dla kleryków. W latach 1904‑6 był kolejno wiceprezesem, prezesem, a potem sekretarzem — ostatnim, jak się okazało — „Kółka Polskiego”, organizacji śląskich teologów, którego jednym z celów działalności było podwyższenie poziomu znajomości języka polskiego wśród teologów. Jej rozwiązanie, w 1906 r., przez kard. Koppa, w związku z oskarżeniami o zbyt wielki wpływ polskiego duchowieństwa katolickiego na Śląsku i kampanią propagandową im towarzyszącą, które pojawiły się w niemieckiej prasie, sprawiło być może, iż zaczął działać w konspiracyjnym Związku Młodzieży Polskiej „Zet. Była to akademicka organizacja, założona jeszcze w 1887 r. przez Zygmunta Balickiego (1858, Lublin – 1916, Piotrogród), stanowiąca część tajnej Ligii Narodowej, kierowanej przez Romana Dmowskiego (1864, Kamionek – 1939, Drozdowo), której pierwszym i głównym celem było odzyskanie przez Polskę niepodległości…

Dwa lata później, 22.vi.1908 r., przyjął w kolegiacie pw. Świętego Krzyża i św. Bartłomieja we Wrocławiu, z rąk metropolity wrocławskiego kard. Koppa, święcenia kapłańskie…

Zaraz potem, zarówno przygotowany teologicznie jak i ze wzmocnionym poczuciem przynależności do narodu polskiego, powrócił — decyzją arcypasterza — w rodzinne strony, na Górny Śląsk.

Pierwszą placówką duszpasterską była Ruda Śląska, gdzie do 1915 r. posługiwał jako wikariusz w parafii pw. św. Józefa. Zaznaczył się jako zwolennik i propagator częstej Komunii św. i rekolekcji zamkniętych oraz krzewiciel abstynencji.

Akcja trzeźwościowa — alkoholizm stanowił wówczas straszną plagę na Śląsku — prowadzona była w jego rodzinnych stronach przez cały XIX i XX w. Zainicjował ją „Apostoł Śląska”, proboszcz w Piekarach Śląskich, ks. Jan Nepomucen Alojzy Fiecek (1790, Dobrzeń Wielki – 1862, Piekary Ślaskie), a jednym z kontynuatorów był proboszcz w Tychach, ks. Jan Kapica (1866, Miedźna – 1930, Tychy). Józef dostrzegł, jako pierwszy duszpasterz na terenach Śląska, sens i konieczność powoływania parafialnych poradni dla alkoholików i ich rodzin. Do Stowarzyszenia Abstynentów w Rudzie zapisało się wkrótce 800 parafian…

By dać dobry przykład sam został abstynentem — i wytrwał w tej decyzji do końca życia…

A czasy były przełomowe. Wkrótce wybuchła I wojna światowa. W jej trakcie kilkukrotnie zmieniał miejsce duszpasterzowania:

Ostatnie trzy parafie znajdują się na terenach zaliczanych do Śląska Opolskiego, na granicy z centralną częścią Górnego Śląska, wówczas w większości zasiedlonych przez ludność niemiecką. Dlatego też w Dziećmarowie wpadł w konflikt ze swoimi, w większości niemieckimi, władzami kościelnymi, za prowadzenie katechizacji przygotowawczej przed Pierwszą Komunią św. — po polsku.

W związku z tym w i.1919 r., już po upadku Cesarstwa Niemieckiego i zakończeniu I wojny światowej, został, na prośbę ks. Józefa Wajdy (1849, Nieboczowy – 1923, Chorzów), polskiego patrioty i działacza społecznego, byłego posła reprezentującego ludność polską w Reichstagu, parlamencie Rzeszy Niemieckiej, i jednocześnie proboszcza parafii Kielcza, wikariuszem w Żędowicach (także na Śląsku Opolskim). Pełnił tam — w wydzielonej z parafii Kielcz jednostce kościelnej zwanej kuracją, która zwyczajowo w takiej sytuacji stawała się z biegiem czasu samodzielną parafią — funkcję lokalisty, czyli zarządcy formalnie podporządkowanego proboszczowi parafii macierzystej…

Dziś w Żędowicach rzeczywiście funkcjonuje normalna parafia pw. Matki Bożej Bolesnej. Józef pewnie modlił się przed wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej znajdującym się w głównym ołtarzu kościoła, nabytym przez parafian podczas pielgrzymki na Jasną GóręCzęstochowie w 1907 r. Nabytym na pamiątkę wydarzenia, które okoliczni mieszkańcy pamiętają do dnia dzisiejszego — 25.vii.1904 r. w Żędowicach objawił się wizerunek Matki Bożej. „Otoczona blaskiem Matka Boża trzymała Dzieciątko na lewej ręcewww.zsgzedowice.zawadzkie.pl. Miał być widoczny na dwóch szybach okiennych starej szkoły podstawowej…

Wyremontował zaniedbany kościół. Animował prace Towarzystwa św. Cecylii (chóru parafialnego) i kółka teatralnego. Organizował kursy języka polskiego i wykłady z historii Polski. Dzięki niemu powstało Towarzystwo Polek. Działał także aktywnie w ruchu spółdzielczym w całym powiecie strzeleckim, do któregonależały Żędowice.

W 1919 r., we współpracy z ks. Emilem Szramkiem wydał w Opolu, pod pseudonimem „Makkabaeus”, książkę niem. Das Recht auf die Muttersprache im Lichte des Christentums” (pl. Prawo do języka ojczystego w świetle nauki chrześcijańskiej”), w której polemizował z poglądami o politycznej motywacji działalności śląskich duszpasterzy, broniących prawa do używania języka polskiego w duszpasterstwie śląskim.

Był to czas decydowania o losach Śląska, o jego przynależności do Rzeczpospolitej bądź Niemiec — republiki powstałej na gruzach Cesarstwa Niemieckiego.

21.iii.1921 r. na terenach Śląska odbył się, poprzedzony dwoma powstaniami ludności domagającej się przyłączenia regionu do Polski, plebiscyt. Józef, w trakcie przygotowań do plebiscytu, stanął na czele założonego przez siebie Polskiego Komitetu Plebiscytowego w Żędowicach i okolicy.

Ta działalność sprawiła, że ludność niemiecka Śląska Opolskiego, który stał się terenem starcia dwóch sąsiadujących żywiołów: niemieckiego i, po odrodzeniu Rzeczypospolitej, polskiego, uznała go za polskiego kolaboranta. Nic dziwnego zresztą — Żędowice, i cały lokalny powiat strzelecki, uważane były za Niemców za arcypolskie i władze niemieckie otoczyły je „specjalnym nadzorem”…

Żędowice opowiedziały się po stronie polskiej (82.6% głosowało za Polską), ale Śląsk Opolski, jako całość — niemieckiej, i to zarówno regiony wiejskie jak i miasta (rodzinne Piekary Śląskie — po polskiej). Ostateczna decyzja podziału terytorium należała do specjalnej komisji zarządzanej przez zwycięskie w I wojnie światowej mocarstwa. Dlatego też zaraz po plebiscycie w obronie polskości wybuchło III powstanie śląskie (2/3.v – 5.vii.1921 r.). Po jego zakończeniu na Śląsku Opolskim i innych terenach, które opowiedziały się po stronie niemieckiej, rozpoczęły się prześladowania mieszkających tam Polaków. W szczególności dotyczyło to księży, którzy opowiedzieli się jednoznacznie po stronie Rzeczypospolitej.

Grożono im śmiercią. Józef także został powiadomiony o możliwym ataku na jego plebanię i w vi.1922 r. opuścił Żędowice udając się na tereny Rzeczypospolitej. Decyzją ks. Jana Kapicy, powołanego przez metropolitę wrocławskiego, Adolfa kard. Bertrama (1859, Hildesheim – 1945, Javorník) książęco–biskupim delegatem dla obszarów przyznanych Polsce na Górnym Śląsku, któremu przysługiwały prawa wikariusza generalnego, został poproszony o zorganizowanie i prowadzenie akcji trzeźwościowej na polskim Górnym Śląsku.

Jednocześnie w vii.1922 r. objął administrację parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi PannyWielkich Hajdukach (które później, w 1939 r., przyłączone zostały do Chorzowa, stając się jego dzielnicą o nazwie Batory). Parafia powstała wokół założonej w 1873 r. huty, do 1933 r. o nazwie niem. Bismarckhűtte (pl. huta „Bismarcka”), a potem huta „Batory”, istniejącej do dzisiaj. Była więc w pierwszym rzędzie parafią o charakterze robotniczym.

Wkrótce, bo 3.ix.1922 r., podążył za nim jego dawny proboszcz, ks. Wajda — mimo iż parę miesięcy przedtem został wybrany posłem w Berlinie…

Wielkie Hajduki w plebiscycie głosowały za Rzeszą, a lokalny proboszcz, Niemiec, który w czasie kampanii zaangażował się po stronie niemieckiej, po przyznaniu miasta Rzeczypospolitej wyjechał, dla podobnych powodów, co Józef, tylko w przeciwną stronę, z parafii…

Nowy proboszcz musiał zatem brać pod uwagę znaczącą mniejszość niemiecką w swej parafii. Dlatego też do 1939 r. jedna z Mszy św. niedzielnych odprawiana była dla jego niemieckiej owczarni — po niemiecku. Nie zmieniło się to nawet po 1938 r., gdy w odwecie za politykę Niemiec wobec polskiej mniejszości władze polskie domagały się, by niemieckich parafian pozbawić nabożeństw w ich języku. Józef sprzeciwił się temu, argumentując, że „niemieckojęzyczni parafianie nie mogą odpowiadać za nie swoje winy”…

Mieszany charakter narodowościowy to pierwsza cecha nowej parafii Józefa. Inną stroną była szerząca się propaganda socjalistyczno-komunistyczna…

Swoją praktykę parafialną Józef opierał na encyklice Leona XIII (1810, Carpineto – 1903, Watykan)Rerum Novarum” (pl. Rzeczy nowe”). Wychodził z założenia, że „ani kapitalizm czyli liberalizm, ani socjalizm, ani komunizm, lecz tylko chrystianizm może uzdrowić opłakane stosunki społeczne40–lecie wydania encykliki „Rerum novarum”, rezolucja parafialna, 23.viii.1931 r., i taką postawę zajmował wobec wydarzeń politycznych i społecznych w swojej parafii. Swoim parafianom radził, wobec wyborów parlamentarnych, głosować „wyłącznie na takich kandydatów, którzy swojem przekonaniem i życiem przyznawają się do naszej wiary świętej. Katolik, który by głosował na wrogów naszego kościoła, na socjalistów lub komunistów, popełnia bez wątpienia grzech ciężkiWiadomości parafialne”, 9.xi.1930 r.

Natomiast 27.vi.1937 r., widząc rosnące zagrożenie na wschodzie i zachodzie Rzeczypospolitej, ogłaszał w gazetce parafialnej: „W ostatnim czasie ukazały się w polskim tłumaczeniu dwie encykliki, którymi zainteresować się powinien każdy katolik, ponieważ zawierają pożądany materiał dla uświadomienia katolików o duchu i dążeniach komunizmu i o nowopogańskich dążeniach w Niemczech, celem przestrzeżenia przed błędami szerzonymi na podstawie źle pojętego wszechwładztwa państwa”… Chodziło o dwie, wydane prawie równocześnie, encykliki Piusa XI (1857, Desio – 1939, Watykan), „Mit brennender Sorge” (pl. Z palącą troską”) — o położeniu Kościoła katolickiego w Rzeszy Niemieckiej (14.iii.1937 r.), oraz „Divini Redemptoris” (pl. Boski Zbawiciel”) — o bezbożnym komunizmie (19.iii.1937 r.)…

Szczególną troską otaczał liczne organizacje parafialne — w parafii było ich kilkadziesiąt, zarówno polskich jak i niemieckich — w tym zwłaszcza kongregacje mariańskie młodzieńców i panien oraz Stowarzyszenie Robotników pod opieką św. Józefa.

Zorganizował kino parafialne.

W parafii wychodziły „Wiadomości Parafialne”, jako dodatek „Gościa Niedzielnego”, czasopisma wydawanego od 9.ix.1923 r., początkowo przez Administrację Apostolską Śląska (nie było jeszcze odrębnej diecezji katowickiej na terenach Rzeczypospolitej, która powstała w 1925 r.), zarządzanej przez późniejszego Prymasa Polski, ks. Augusta Hlonda (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa). W kiosku przykościelnym rozpowszechniano prasę i książki katolickie.

W okresie kryzysu gospodarczego i masowego bezrobocia zorganizował w parafii specjalny komitet pomocy bezrobotnym. Prowadził kuchnię, w której tygodniowo wydawano od 800 do 1,000 bonów na chleb i obiady…

Osobiście prowadził też nauki przedślubne. Jak wspominał jego wikariusz, późniejszy kardynał-elekt (zmarł przed konsystorzem), ks. Ignacy Ludwik Jeż (1914, Radomyśl – 2007, Rzym), Józef opowiadał narzeczonym doświadczoną przez siebie historię. Otóż jako młody proboszcz przyjmował kiedyś w kancelarii prośbę o odprawienie Mszy św. na srebrny jubileusz małżeństwa. Gdy ustalonego dnia spotkał starszego pana, ten przedstawił mu swoją żonę: „To jest moja żona. Ja ją przez 25 lat wożę na tym wózku do kościoła, jak tylko mogę”. Józef zdumiał się — „Od 25 lat? Pan mówił, że to dziś wasze srebrne wesele!”. Starszy pan wyjaśnił — „Bo to się zdarzyło tydzień po ślubie. Żona szła do miasta załatwić jakieś sprawunki, przechodziła przez ulicę i jakiś nieostrożny szofer ją potrącił. Upadła, zawieziono ją do szpitala, a gdy wróciła do domu, lekarz powiedział, że kaleką będzie do końca życia: pęknięcie kręgosłupa. I dlatego przez 25 lat wożę ją na wózku do kościoła, jak tylko mogę”.

Narzeczonym Józef mówił: „Nie wiedziałem, jak się zachować. Zdjąłem biret, bo mi się zdawało, że to jednak jakieś bohaterstwo. Młody człowiek, który decyduje się żyć z kaleką i 25 lat dochowuje jej wierności, to nie była taka prosta sprawa. Ale gdy wcześniej, przy ołtarzu ślubował jej, wzywając Boga na świadka, że jej nie opuści aż do śmierci, musiał naprawdę wiedzieć, co robi i jakie to pociągnie za sobą konsekwencje”.

Jednocześnie z rąk ks. Jana Kapicy przejął kierownictwo ruchu abstynenckiego na Śląsku. Przy parafii prowadził poradnię przeciwalkoholową, która służyła zarówno osobom uzależnionym, jak i ich rodzinom. Był pierwszym prezesem powołanego w 1923 r. na Zjeździe Katolickim w Chorzowie, Katolickiego Związku Abstynentów — Okręg Diecezjalny Śląski. Potem wszedł w skład zarządu głównego Związku Katolików Abstynentów „Wyzwolenie”. Jednocześnie był opiekunem Koła Kleryków Abstynentów i prezesował katowickiemu Związkowi Księży Abstynentów. Organizował wystawy przeciwalkoholowe, rozprowadzał tysiące ulotek, prowadził liczne odczyty i wykłady. Wydał nawet „Zbiór pieśni przeciwalkoholowych, religijnych, narodowych i towarzyskich”…

Obejmował coraz bardziej odpowiedzialne stanowiska kościelne. Został radcą duchownym, a w 1926 r. wicedziekanem dekanatu chorzowskiego. Od 1931 r. był jego dziekanem.

W 1932 r. za działalność społeczną i narodową otrzymał Złoty Krzyż Zasługi.

W ciągu 17 lat jego posługi duszpasterskiej w Chorzowie 18 chłopców wybrało powołanie kapłańskie — księży diecezjalnych i zakonnych — a 40 dziewcząt zostało zakonnicami.

Kresem działalności duszpasterskiej Józefa w Chorzowie było niemiecko–rosyjskie porozumienie zwane paktem Ribbentrop–Mołotow, niemiecki najazd na Rzeczpospolitą 1.ix.1939 r.. IV rozbiór Polski i rozpoczęcie II wojny światowej. Żądni zemsty Niemcy wkroczyli na teren Górnego Śląska. Rozpoczęły się masowe represje wobec ludności polskiej, w pierwszym rzędzie inteligencji — tzw. niem. „Intelligenzaktion” (pl. akcja inteligencja”).

Chorzów, zajęty przez okupanta niemieckiego już 3.ix.1939 r., zosta bezpośrednio przyłączony do Rzeszy, początkowo jako część prowincji niem. Niederschlesien (pl. Dolny Śląsk”), a od 1941 r. jako prowincja niem. Oberschlesien (pl. Górny Śląsk”). Oznaczało to, że Polacy stali się de–facto obywatelami drugiej kategorii…

Pierwsze dni okupacji Józef przeżył w Jędrzejowie, w klasztorze cysterskim, i w rodzinnym domu w Józefce. Potem powrócił do Chorzowa.

Mimo okupacji kontynuował rozpoczęte dzieła. Kończyły się prace nad podziałem znacząco rozrośniętej parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Powstawała nowa, wydzielona z oryginalnej, parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Właśnie dobiegał końca pierwszy etap prac nad budową nowego kościoła. W wigilię Bożego Narodzenia, 24.xii.1939 r., z upoważnienia biskupa katowickiego Stanisława Adamskiego (1875, Zielona Góra – 1967, Katowice), Józef dokonał jego poświęcenia. 1.i.1940 r. formalnie powstała nowa parafia…

Nie oznaczało to zmniejszenia obowiązków w starej parafii, której proboszczem pozostawał. Ale posługa ta wkrótce została brutalnie przerwana. Na przełomie i/ii.1940 r. po raz pierwszy został wezwany na posterunek niemieckiej tajnej policji państwowej (niem. Geheime Staatspolizei) — gestapo — i przesłuchany. Austriak prowadzący przesłuchanie radził mu, aby usunął się z parafii… Nie posłuchał…

Niemcy sugerowali mu wyjazd na Dolny Śląsk lub Śląsk Opolski. Odmówił, zdając sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji. Jak mówił proroczo ks. Henrykowi Grzondzielowi (1897, Katowice – 1968, Grudzice), przez pewien czas w latach 1930. pasterzującemu na Górnym Śląsku, późniejszemu biskupowi pomocniczemu diecezji opolskiej: „do modlitwy i pracy […] musi się dołączyć męczeństwo”…

13.iv.1940 r. został aresztowany.

Wyprowadzono go prosto z konfesjonału i zawieziono na posterunek policji w Chorzowie, a stamtąd na dworzec kolejowy…

Następnego dnia, 14.iv.1940 r., zawieziono go — w transporcie setek Polaków ze Śląska — do niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Dachau w Bawarii.

Po przyjeździe otrzymał obozowe ubranie — zwane od charakterystycznych biało–czarnych pasów „pasiakiem” — oraz tzw. winkiel: numer obozowy — 22043, który wypisano na białej taśmie, i czerwony trójkąt z literą „P”, na określenie więźnia politycznego — Polaka. Polski kapłan, sługa Boży, stawał się niczym, jedynie wpisem w niemieckich księgach ewidencyjnych…

Po miesiącu, 25.v.1940 r. został zabrany — w pierwszym wielkim transpor­cie z KL Dachau obejmującym 1,084 więźniów — do obozu koncentracyj­nego (niem. Kon­zentrationslager) KL Mauthausen–Gusen. ok. 20 km od Linzu w Austrii, a dokładnie do podobozu Gusen I.

Po tzw. kwarantannie, gdy od więźniów odddzielono chorych i „niezdolnych do pracy”, trafił do obozu właściwego, gdzie nadano mu nowy numer obozowy: 3274.

Więźniów zmuszano do niewolniczej pracy, m.in. w największych austriackich kamieniołomach granitu („Wiener Graben”). Katorżniczo kazano im przenosić na plecach do oddalonego o ok. 2 km obozu ok. 50 kg głazy. Zaczynało się od 186 stopni tzw. schodów śmierci”, z miejsca wydobycia do brzegu wielkiego wyrobiska kamieniołomu „Wiener Graben”. Szczególnie znęcano się nad kapłanami — zdziczali germańscy strażnicy kazali niektórym z nich śpiewać na głos łacińskie modlitwy Mszy św., kpiąc i wyśmiewając się z nich…

Jeden z więźniów, Anielin Fabera (1913, Łąki n. Olzą – 1983, Lędziny), wspominał:

Lipiec 1940 roku. Jest piękny, letni dzień. Lekki powiew wiatru znad Dunaju sprawia ulgę zmęczonym i oblanym potem więźniom. Wspinają się z nerwowym pośpiechem po stromym zboczu kamieniołomu. Na pierwszym szczycie wzgórza Kastenhofen leży rozległe zwałowisko spiętrzonych granitowych skał. Tu każdy ze skazańców zabiera szeroki głaz i schodzi w kierunku obozu.

Idą pospiesznie. Muszą. Głazy pchają ich w dół. Kamienie są ciężkie. Twardy granit gniecie boleśnie ramiona, kaleczy palce, przecina dłonie. Kapowie popędzają z wrzaskiem. Biją gumowymi wężami. Rozstawieni wzdłuż ścieżki nadludzie z automatami szydzą, śmieją się, wulgarnie urągają. Popisują się niewybrednymi dowcipami o Polsce. Każda wypowiedź upstrzona rynsztokowym słownictwem, zieje nienawiścią do wszystkich i do wszystkiego, co nie jest niemieckie. Ubrani w letnie przewiewne bluzy, z zakasanymi rękawami, prześcigają się w barbarzyństwie. Biją bykowcami. Biją każdego Polaka, Czecha, Niemca, kopią, plują. Biją po głowie, przecinają policzki. Więźniowie jęczą z bólu, krwawią, puchną. Padają pod razami. Wypuszczone z rąk głazy podcinają nogi idącym w przodzie. Sieją zamęt i spustoszenie. Więźniowie przewracają się, krzyczą. Leżących na ziemi kopią kapowie. Kopią w brzuch, w twarz, łamią żebra. Robią to samo co umundurowani twórcy nowego ładu w Europie, twórcy nowej kultury, rasowi budowniczowie ‘Wielkiej Trzeciej Rzeszy’.

Nagle suchy trzask przecina powietrze. Pada strzał, pada człowiek – więzień.

Jeden z esesmanów podszedł do więźnia […]. Z obleśnym uśmiechem polecił mu zdjąć z ramion kamień. Nawet udawał, że mu w tym chce pomóc. Potem zdjął mu z głowy bardzo delikatnie czapkę. Czapka była splamiona krwią. Z nieukrywanym obrzydzeniem odrzucił czapkę w bok. Kazał więźniowi iść po nią. Ten poszedł. Schylił się, już miał ją podnieść. Upadł, skulił się i jak kamień potoczył w dół.

Nadczłowiek pociągnął wtedy za cyngiel. Dobrze celował, głodny nie był. Zabił sprytnie, po czym uśmiechnął się. Otrzymał na pewno 3 dni urlopu”.

Tylko w okresie od iii.1940 r. do viii.1940 r. w obozie Gusen I Niemcy i Austriacy zamordowali co najmniej 8,550 więźniów, głównie polskiej inteligencji z rejonów Rzeczpospolitej bezpośrednio przyłączonych do Rzeszy. Było wśród nich 80 polskich duchownych (na 300 przetrzymywanych).

Po pół roku, 8.xii.1940 r., skrajnie wycieńczony, Józef był już do pracy niezdolny — miał jednak „szczęście”, odwiedziono go bowiem z powrotem, jako inwalidę, do KL Dachau, gdzie Niemcy właśnie zdecydowali się zgromadzić wszystkich polskich kapłanów katolickich z okupowanych terenów Rzeczypospolitej. W tym samym czasie do KL Dachau przywieziono dużą grupę polskich kapłanów z Wielkopolski i północy Rzeczyspopolitej.

Z obozów napisał 34 listy (pierwsze jeszcze z KL Mauthausen–Gusen), po niemiecku, bowiem tego wymagali oprawcy, adresowane głównie do siostry, Marty Czempiel (1891, Józefka – 1974, Piekary). Przygotowywał je starannie, mógł to bowiem czynić tylko raz na miesiąc, a niemiecka cenzura ich treść drastycznie kaleczyła…

Pisał głównie do i o rodzinie, szczególnie o matce: „Dziękuję Jej […] za miłość, jaką mi okazywała przez całe życie8.iii.1941 r.. Miesiąc później, wobec pogarszających się warunków obozowych, pisał: „Oby Bóg obdarzył mnie wytrwałością, o którą prosicie dla mnie w modlitwach20.iv.1941 r.

Żył niepokojem o swoją chorzowską parafią. 9.i.1941 r. zanotował: „Często myślę o moich parafianach, za których nie mogę teraz nawet odprawić Mszy św.”. Parafię wspominał rzeczywiście nieustannie: „Często myślałem też o pięknym ogrodzie wokół probostwa, a zwłaszcza, gdy patrzę tutaj na topole włoskie, które są chyba takie duże, jak te w Chorzowie Batorym9.viii.1941 r.. Żył jej życiem i błogosławił jej, ciesząc się, że ”nowy kościół staje się coraz piękniejszy, oby przez swoje piękno coraz więcej dusz Bogiem zachwycał i do Niego z powrotem przyciągał!31.x.1941 r..

Natomiast w liście z 13.xii.1941 r. pojawiły się znamienne słowa tęsknoty, a jednocześnie pokornego poddania woli Bożej: „Jak chętnie chciałbym z Wami w czasie wigilii pośpiewać kolędy, w moim ukochanym kościele parafialnym odprawić Mszę św., a moim kochanym parafianom udzielić błogosławieństwa w czasie bożonarodzeniowej kolędy. Ale Bóg postanowił inaczej, niech się stanie Jego wola”.

Prosił też: „pozostańcie ze mną w modlitewnej łączności, abyśmy, zarówno ja, jak i Wy, przetrzymali te trudne czasy20.iv.1941 r. i dodawał: „obecne życie jest dla mnie szkołą, a specjalne z naczenie ma dla mnie Kościół i społeczeństwo, to się jeszcze mocniej ukaże w przyszłości, jeżeli Bóg tak zechce25.vii.1941 r.

W KL Dachau powoli dochodził do siebie po doświadczeniach KL Mauthausen–Gusen. Od 22.i.1941 r. polscy kapłani przetrzymywani w KL Dachau mieli nawet dostęp do kaplicy i mogli tam odprawiać Mszę św. Trwało to aż do tzw. apelu pokuty” 15.ix.1941 r., gdy odmówili wpisania na tzw. listę volksdeutschów, i nie wyparli się polskości i godności kapłańskiej. Dwa dni później cofnięto im wszelkie udogodnienia, zaczęto zmuszać do jeszcze cięższej pracy, odebrano im prawo do otrzymywania paczek, oraz — co było najbardziej uciążliwe — odebrano „przywilej” korzystania z kaplicy…

25.i.1942 r. pisał: „Módlcie się za mnie, aby dobry Bóg nadal mnie wspomagał”. Musiał być już wtedy zupełnie wyczerpany. Głodowe racje żywnościowe, katorżnicza praca odbiły się na jego zdrowiu. „Uchodzę za inwalidę i dlatego jestem zwolniony od pracy już od kilku miesięcy” — wyjaśniał. Oznaczało to, że już od ix.1941 r. znajdował się w tzw. baraku inwalidów” (później na pewien czas jeszcze raz został z niego wyłączony)…

 […] uczucie ciągłego głodu i słabości, oglądanie się z żalem, czemu te kamienie nie są kawałkami chleba. […] Ludzie jedli najgorsze rzeczy, aby napełnić czymś swój żołądek. […] Kawałek chleba porzucony przez dziecko na ulicy był przysmakiem albo wykradzione z psiej miski kawałki skórek chleba lub z klatki króliczej. Nawet garść owsa zabrana po kryjomu z kurnika była przysmakiem. Zapominać kazała choć na chwil kilka o głodzie. A śmierć się zbliżała, okazywało to powolne puchnięcie od stóp, jeżeli doszło do brzucha, już koniec, nie było ratunku […]. Tułów wychudzony, a nogi grube i ciężkie, w ciężkich buciorach ledwie się wlokące” — tak wspominał swoje przeżycia w Dachau jeden z kapłanów, ks. Franciszek Mączyński (1901, Pacyn – 1998, Rzym), późniejszy rektor Polskiego Papieskiego Instytutu Kościelnego w Rzymie…

iii.1942 r. Niemcy zaczęli ogłaszać, że starsi i inwalidzi mogą „zgłaszać się na wyjazd do obozu specjalnego”, o mniejszym rygorze. Po obozie zaczęły krążyć listy wyznaczonych do wyjazdu. Znajdował się na nich i Józef. Miał pełną świadomość tego, co to mogło oznaczać…

Jeszcze miał nadzieję, jeszcze — w Wielkanoc 1942 r. — pisał: „Święta przeżyję w duchu z Wami, a szczególnie z parafianami. […] O, gdybym mógł z Wami jak najprędzej Alleluja śpiewać!3.iv.1942 r..

17.vi.1942 r., z „baraku inwalidów”, wysłał list-testament: „Zdobyłem się na prze­konanie, że dokonuje się na mnie nic innego jak wola Boża i dlatego nie mogę Mu za to nie być dostatecznie wdzięczny. Także mój los w przyszłości zależy zupełnie i całkowicie od Niego”. W ostatnim liście pisał o tym, co stanowiło treść jego życia — modlitwie, wspominając swoją rodzinę, w szczególności matkę, która jeszcze wówczas żyła: „Módlcie się za mnie, ja także Was Bogu co dzień polecam; szczególnie myślcie o mnie podczas pięknego nabożeństwa majowego1.v.1942 r..

Dziś już wiemy, że izolacja w „baraku inwalidów” zaiste nie była incydentalna. W 1942 r. Niemcy przeprowadzili bowiem akcję fizycznej likwidacji kapłanów — więźniów w KL Dachau. Wywozili ich w tzw. tran­sportach inwalidów” do austriackiego ośrodka eutanazyjnego na zamku Hartheim (niem. Schloß Hartheim) w Austrii — w tym samym kompleksie obozów koncentracyjnych KL Mauthausen–Gusen, w którym rok wcześniej Józef niewolniczo pracował w kamieniołomach — gdzie w ramach zorganizowanej Aktion T4 (pl. akcja T4) — „likwidacji życia niewartego życia” (niem. Vernichtung von lebensunwertem Leben”) — mordowali w szczególności osoby niedorozwinięte umysłowo, przewlekle chore psychicznie i neurologicznie, w tym dzieci. A od iv.1941 r. program Aktion T4 poszerzono o niem. Sonderbehandlung Aktion 14f13 (pl. Akcja Specjalna 14f13), obejmując nią niepełnosprawnych oraz niezdolnych do pracy, pod względem fizycznym, więźniów obozów koncentracyjnych.

4.v.1942 r. w takim transporcie, z liczną grupą innych więźniów – „lebensunwertem Leben” (pl. niewartych życia) — Józef został z KL Dachau wywieziony. Był to pierwszy z co najmniej pięciu takich transportów w v.1942 r. Nazwiska wywożonych zaczynały się na litery od A do G — Niemcy, niedoścignieni formaliści, podzielili przeznaczonych do eksterminacji według ściśle określonego schematu. Tego dnia na liście znalazło się, jak wynika z akt Instytutu Pamięci Narodowej, m.in. 46 kapłanów katolickich…

Dzień wyjazdu zapamiętał ks. Antoni Brzóska (1913, Katowice–Załęż – 1994, Radoszowy), śląski kapłan, z którym Józef przyszedł się pożegnać. Powiedzieć miał wówczas: „Zostańcie z Bogiem, pozdrówcie mi moich parafian w Hajdukach, ja jadę na śmierć — jeżeli taka jest wola Boska”. Następnie uścisnęli sobie dłoń. Józef spojrzał spokojnie ks. Brzósce w oczy, po czym odszedł…

Pociągi „transportów inwalidów” wyjeżdżały w kierunku Austrii i zatrzymywały się na stacjach w Mauthausen albo w Linzu. Stamtąd przewożonych upakowywano do „samochodów dostawczych” i kierowano w stronę zamku Hartheim.

Krótki przejazd wystarczał: celem nie było „letnisko”, jak dawano do zrozumienia wywożonym, ale … komora gazowa…

Nie zachowały się żadne wspomnienia, z tego co działo się na zamku Hartheim — a przynajmniej autor tego tekstu nie jest ich świadom. Natomiast istnieje niezwykle przejmujący opis zamieszczony w postanowieniu Instytutu Pamięci Narodowej IPN o umorzeniu „postępowania w sprawie zbrodni nazistowskiej, będącej zbrodnią ludobójstwa, dokonanej przez funkcjonariuszy III Rzeszy w ośrodku eutanazji mieszczącym się w zamku Hartheim w Alkoven, w pobliżu Linzu w Austrii poprzez zamordowanie od 02 kwietnia 1940 do połowy 29 grudnia 1944 bliżej nieustalonej liczby obywateli polskich nie mniejszej niż 1604 osób, poprzez ich uśmiercenie w komorze gazowej30.xii.2015, Szczecin, Sygn. akt S 21/14/Zn. Zacytujmy ten fragment w całości:

Załoga ośrodka eutanazji w zamku Hartheim, łącznie około 70 osób, została ostatecznie skompletowana w kwietniu 1940 i od tego okresu zaczęły trafiać do zakładu pierwsze transporty ofiar (przypuszczalnie już 02.04.1940).

Osoby te transportowane były koleją lub specjalnie do tego celu przystosowanymi autobusami (posiadały np. zamalowane szyby, były to samochody oznaczone znakami Niemieckiej Poczty Rzeszy). Każdemu autobusowi towarzyszyły oprócz kierowcy dwie osoby personelu pielęgniarskiego. Transporty liczyły ok. 40‑150 osób.

Po przybyciu do Hartheim osoby te były niezwłocznie kierowane do rozbieralni, gdzie osoby z kierownictwa (lekarze Georg Renno lub Rudolf Lonauer) dokonywali ich oględzin i ewidencjonowania. Oględziny były pozorne, a głównie zastanawiano się nad wymyśleniem i wpisaniem przyczyny zgonu (korzystając przy tym z listy 'przyczyn zgonu' nadesłanej z centrali T‑4; lista ta została stworzona wobec faktu zbyt częstego podawania przez lekarzy, takich samych przyczyn zgonu, co zdaniem władz niemieckich mogło wzbudzać podejrzenia, w zakresie ich prawdziwości).

Wszystkie osoby stemplowano na ramieniu bądź piersi numerem bieżącym. Osoby posiadające złote zęby lub mostki oznaczane były na plecach czerwonym krzyżykiem.

Wartownicy SS, jak i personel zachowywali się wobec ofiar wulgarnie i brutalnie. Często zmuszali do spokoju przestraszone dzieci, czy przeczuwających swój los dorosłych. Czasami najbardziej przestraszonych pacjentów pielęgniarki znieczulały zastrzykami z morfiny.

Po oględzinach wartownicy (funkcjonariusze SS) prowadzili te osoby, celem wykonania zdjęcia a następnie (po około kilkadziesiąt osób) do komory gazowej (imitującej łaźnię), gdzie przeprowadzano ich zagazowanie.

Gaz doprowadzany był z pomieszczenia przyległego, przez 10 minut a zawór obsługiwał lekarz (czasami palacz). Śmierć następowała w dużych męczarniach. Ludzie w komorze wpadali w panikę, krzyczeli, miotali się. Następnie zachodził powolny proces duszenia się, trwający kilka minut. Ofiary z trudem łapały powietrze, następowało przyspieszenie akcji serca i towarzyszący temu lęk, bóle głowy, zawroty. Trujący cyjanowodór, przedostając się do krwi, blokuje proces uwalniania tlenu z czerwonych krwinek oraz inaktywuje enzymy oddychania tkankowego (oksydaza cytochromowa), w wyniku czego występuje jak gdyby wewnętrzne uduszenie. Towarzyszą temu objawy porażenia ośrodków oddechowych połączone z uczuciem lęku, zawrotami głowy i wymiotami. Następnie dochodziło do paraliżu mięśni a ciała ofiar skręcały się konwulsyjnie. Komora otwierana była po około półtorej godzinie.

Jak wynika z zeznań jednego z palaczy w krematorium Vincenza Nohela zwłoki często były mocno zakleszczone i nie udawało się ich rozdzielać.

Następnie zatrudnieni w zakładzie palacze zabierali zwłoki i przenosili do komory krematoryjnej (ciągnąc je po posadzce; specjalnie dla ułatwienia tej czynności, podłoga została wykafelkowana), usuwali złote zęby lub mostki. Po tym zwłoki umieszczane były w specjalnie do tego przygotowanej wannie, po 2 do 8 ciał, wprowadzane do pieca i spalane. Palacze 'woleli' transporty kobiet, bowiem ich ciała spalały się łatwiej (z uwagi na większy stosunek tkanki tłuszczowej do mięśniowej). Niedopalone kości mielono w zainstalowanych tam młynkach. Prochy ze spalenia wywożone były do Dunaju, rozrzucane na pobliskich polach lub zakopywane (głównie po wschodniej stronie zamku).

Śmierć zadawano ofiarom niezwłocznie po ich przybyciu do zamku.

Rzeczy osobiste ofiar, zwłaszcza o wartości ekonomicznej stawały się własnością III Rzeszy.

Cały zbrodniczy proces trwał łącznie kilka godzin.

Statystyki ludzi uśmierconych przekazywano na centrali T‑4, zaś rodziny były informowane o zgonach najbliższych.

Ustalono także, iż w Hartheim pobierano narządy (mózgi) jednakże wszystkie przypadki dotyczyły osób już uprzednio zamordowanych”…

W taki sposób prawd. ok. 4.v.1942 r. zagazowany został Józef.

Niemcy, jak zawsze skrupulatni, wystawili oficjalne świadectwo śmierci Józefa — z „powodów naturalnych – na katar kiszek” — podając jako jego datę 19.vi.1942 r.…

O śmierci powiadomili parafię. Po otrzymaniu informacji ówczesny wikariusz parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, wspomniany Ignacy Jeż, mimo ostrzeżeń, odprawił Mszę św. za zmarłego. Parę dni później został przez niemieckie gestapo aresztowany i znalazł się w KL Dachau…

Józef beatyfikowany został przez św. Jana Pawła II (1920, Wadowice – 2005, Watykan), w Warsza­wie 13.vi.1999 r., w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej.

6.vi.1979 r. w Częstochowie, podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, Jan Paweł II mówił do pielgrzymów z Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, o ich ziemi rodzinnej:

Jest to ziemia wielkiej pracy i wielkiej modlitwy. Jedna z drugą ściśle zespolona w całej tradycji waszego ludu, którego najczęstszym pozdrowieniem są słowa: 'Szczęść Boże'; — jest to jeden z najwspanialszych skrótów, jakie istnieją we wszystkich językach świata: dwa słowa łączące pamięć o Bogu z odniesieniem do ludzkiej pracy.

Wypada mi dzisiaj błogosławić Bożą Opatrzność, dziękując za to, że na tej waszej ziemi ogromny rozwój przemysłu, rozwój ludzkiej pracy, poszedł w parze z budową kościołów, tworzeniem parafii, pogłębianiem i umacnianiem wiary. Że nie związał się z dechrystianizacją (jak to często bywało w różnych rejonach Europy), z rozdarciem tego przymierza, jakie w duszy ludzkiej winny zawierać z sobą praca i modlitwa. Wedle starego, mądrego benedyktyńskiego hasła 'módl się i pracuj', które wytyczyło dzieje całej kultury europejskiej. Modlitwa bowiem, która w każdą ludzką pracę wnosi odniesienie do Boga StwórcyOdkupiciela, równocześnie przyczynia się do pełnego 'uczłowieczenia' pracy. Nasz czwarty wieszcz, Cyprian Kamil Norwid, powie jeszcze więcej — że: 'Praca na to jest … by się zmartwychwstało'. […]

I wołał:

Ludzie wielkiej, ciężkiej, gigantycznej pracy ze Śląska, z Zagłębia, a także z całej Polski! Nie dajcie się uwieść pokusie, że człowiek może odnaleźć siebie, wyrazić siebie, odrzucając Boga, wykreślając modlitwę ze swego życia, pozostając przy samej tylko pracy w złudnej nadziei, że same jej wytwory bez reszty nasycą wszystkie potrzeby ludzkiego serca. »Nie samym bowiem chlebem żyje człowiek«!por. Mt 4, 4.

Już wtedy miał pewnie przed oczami postać Józefa Czempiela i jemu dziękował za ogrom włożonej pracy. I w nim widział przykład tego, kto był żywymv dowodem na to, że »nie samym chlebem żyje człowiek«…

Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:

Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II:

  • POLSCY ŚWIĘCI i BŁOGOSŁAWIENI WYNIESIENI do CHWAŁY OŁTARZY przez JANA PAWŁA II; źródło: www.youtube.com

Popatrzmy też na filmik o kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chorzowie, której długoletnim proboszczem był Józef Czempiel:

  • KOŚCIÓŁ pw. WNIEBOWZIĘCIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY: Chorzów-Batory; źródło: www.youtube.com

Popatrzmy także na film o kościele pw. św. Józefa w Rudzie Śląskiej, gdzie wikariuszem był Józef Czempiel:

  • KOŚCIÓŁ pw. św. JÓZEFA: Ruda Śląska; źródło: www.youtube.com

Obejrzyjmy też film (po angielsku) o obozie w Dachau (cz. I):

  • DACHAU: cz. I; źródło: www.youtube.com

Popatrzmy też na dwa filmiki o zamku Hartheim:

  • po włosku:
    ZAMEK HARTHEIM; źródło: www.youtube.com
  • po niemiecku:
    ZAMEK HARTHEIM; źródło: www.youtube.com

Posłuchajmy słów Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:

  • 13 CZERWCA 1999 - HOMILIA JANA PAWŁA II; Msza św. beatyfikacyjna, Warszawa; źródło: www.youtube.com

Pochylmy się nad słowami św. Jana Pawła II6.vi.1979 r. w Częstochowie:

a także nad homilią beatyfikacyjną św. Jana Pawła II13.vi.1999 r. w Warszawie:

Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:

  • GoogleMap

Opracowanie oparto na następujących źródłach:

polskich:

norweskich:

włoskich: