Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. STANISŁAW KUBISTA
1898, Kostuchna – ✟ 1940, KL Sachsenhausen
męczennik
patron: Zgromadzenia Słowa Bożego, Śląska
wspomnienie: 26 kwietnia
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Na świat przyszedł 27.ix.1898 r. w Kostuchnie pod Mikołowem (dziś dzielnica Katowic), ówcześnie przynależnej do niem. Provinz Schlesien (pl. Prowincja Śląsk) ze stolicą we Wrocławiu — prowincji zaborczego niem. Königreich Preußen (pl. Królestwo Prus), wówczas już części niem. Zweites Reich (pl. Druga Rzesza), czyli niem. Deutsches Kaiserreich (pl. Cesarstwo Niemieckie) — historycznie zaś w krainie Górny Śląsk.
Był piątym z dziewięciora dzieci (6 synów i 3 córek, z których dwoje zmarło w niemowlęctwie, a jedno w wieku 12 lat) pracownika leśnego Franciszka (ur. 1861, Kostuchna – 1938, Ochojec), i Franciszki (1866, Kostuchna – 1939, Ochojec) z domu Czempka, która zajmowała się prowadzeniem domu. Mieszkali w dwurodzinnym domu właściciela posiadłości, w której służył Franciszek — do 1907 r. Jana Henryka XI (niem. Hans Heinrich) (1833, Berlin — 1907, Drezno), a potem jego syna, Jana Henryka XV (niem. Hans Heinrich) (1861, Pszczyna — 1938, Paryż), książąt pszczyńskich (niem. von Pless), z rodu Hochberg. Dom, wraz z 2 morgami (ok. 1 hektar) ziemi, był częścią wynagrodzenia za pracę, tzw. deputatem. Rodzina dzierżawiła jeszcze 2 dodatkowe morgi i na nich gospodarowała — jak pisze biograf: „gospodarstwo to stanowiło główny środek utrzymania rodziny, przy skąpych zarobkach ojca”o. Grzegorz Wojtyna SVD, „Życie i działalność błogosławionego o. Stanisława Kubisty”.
Do Kościoła powszechnego, w sakramencie chrztu św., przyjęty został 2.x.1898 r. w parafialnym kościele pw. św. Wojciecha w Mikołowie — neoromańskiej świątyni wybudowanej w latach 1843‑61, i konsekrowanej 25.ix.1869 r. — należącym wówczas do diecezji wrocławskiej. A może chrzest miał miejsce w „starym” kościele mikołowskim, dziś pw. św. Wojciecha i Matki Bożej Śnieżnej, w którym od ok. 1707 r. znajduje się obraz Matki Bożej Śnieżnej — kopii cudownego obrazu Salus Populi Romani, czyli Matki Bożej Ocalenia Ludu Rzymskiego z bazyliki pw. Matki Bożej Większej (wł. Basilica di Santa Maria Maggiore) w Rzymie? Kopia wizerunku Madonny ze „starej” świątyni, od 1955 r. królująca w „nowym” kościele pw. św. Wojciecha w Mikołowie — zwana Matką Bożą Mikołowską lub Matką Bożą Miłosierdzia — została 5.viii.2018 r. koronowana przez ordynariusza archidiecezji katowickiej, abpa Witora Pawła Skworca (ur. 1948, Bielszowice)…
Nie dziwi więc, że w domu rodzinnym Stanisława panowała szczególna atmosfera religijna, w tym szczególny kult Matki Bożej Różańcowej. Nie dziwi więc także, że starsza siostra Stanisława, Anna (1894 – 1917, Wiedeń), wstąpiła do klasztoru we Wiedniu i została zakonnicą…
Była to także polska atmosfera patriotyczna, szczególnie trudna — i wymagająca szczególnej odwagi — na ówczesnym Śląsku, w zaborze pruskim a potem niemieckim, z dużą częścią napływowej ludności niemieckiej. Stanisław uczył się w niemieckich szkołach — przez 7 lat pobierał nauki w szkole powszchnej w Kostuchnie, gdzie językiem nauczania był niemiecki — ale czytał polskie książki nabywane przez rodziców — w niezbyt wszak zamożnym domostwie! — i z nich uzupełniał wiedzę o Polsce i świecie.
Wcześnie też zapoznał się z ideą misyjności, wniesioną — poprzez czasopisma misyjne (w tym prenumerowany przez najstarszego brata Stanisława, Pawła (1890‑1914), wydawany w niemieckim języku tygodnik „Stadt Gottes” (pl. „Miasto Boga”)) i polskie książki — do Kostuchny (szerzej: do parafii pw. św. Wojciecha w Mikołowie) przez zakonnika–misjonarza z Nysy. I dlatego też w 1912 r., po ukończeniu szkoły powszechnej, dzięki wikariuszowi w Mikołowie, ks. dr Pawłowi Michatz (Michacz) (1883, Królewska Huta – 1945, Józefowiec), który widząc zainteresowanie młodego Stanisława ideą misyjności udzielił mu wsparcia, w tym finansowego, rozpoczął nauki w Niższym Seminarium Misyjnym (gimnazjum) w Nysie. Szkoła ta prowadzona była przez współbraci misjonarza, który trafił do Kostuchny — zakonników ze Zgromadzenia Słowa Bożego (łac. Societas Verbi Divini – SVD), czyli ojców werbistów…
Zgromadzenie werbistów, próbujących przekuwać w rzeczywistość słowa Jezusa Chrystusa: »Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!”Mk 16, 15, założył w 1875 r. niemiecki działacz kościelny, św. Arnold Janssen (1837, Goch – 1909, Steyl/Venlo). I to on w 1878 r. rozpoczął w Steyl — dziś część miasta Venlo w Holandii — wydawanie wspomnianego czasopisma „Stadt Gottes”…
W 1917 r., przed ukończeniem seminarium, zaborcze władze niemieckie powołały Stanisława do wojska. Od trzech lat trwała I wojna światowa, w okopach i na polach bitew miliony żołnierzy traciły życie i zdrowie. Jednym z nich był jego najstarszy brat, wspomniany Paweł, który już w 1914 r. zginął na polach bitewnych w Belgii, gdy Niemcy zaatakowały ten neutralny kraj. Armie potrzebowały nowych rekrutów. By ich pozyskać Niemcy i Austriacy m.in. 5.xi.1916 r. wydali proklamację „Do mieszkańców warszawskiego jeneralnego gubernatorstwa!”: „Jego Cesarska Mość Cesarz Niemiecki oraz Jego Cesarska i Królewska Mość Cesarz Austryi i Apostolski Król Węgier postanowili z ziem tych utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem […] Nowe królestwo znajdzie w łączności z obu sprzymierzonymi mocarstwami rękojmię potrzebną do swobodnego sił swych rozwoju”. Jej ogłoszenie miało miejsce na zamku w Pszczynie, w obecności m.in. właściciela posiadłości, wspomnianego Jana Henryka XV von Pless, w którego dobrach pracował ojciec Stanisława, Franciszek…
W rezultacie do wojska powołano także kleryków. Stanisława przeszkolono więc na telefonistę i radiotelegrafistę i wysłano na front zachodni, francuski. Do okopów, gazów bojowych, masowego wyniszczania w wojnie pozycyjnej. Rola radiotelegrafisty uratowała mu zresztą życie — w pewnej chwili w tej roli wycofano go do sztabu, gdzie zabrakło specjalistów od łączności, gdy tymczasem jego kompania wzięła udział w ataku na pozycje państw Ententy, z którego żywy wyszedł tylko jeden żołnierz armii niemieckiej…
Na froncie zachodnim przebywał do zakończenia działań wojennych — zawieszenia broni, a w zasadzie klęski armii niemieckiej. Stamtąd trafił do garnizonu w Szczecinie (należącego podówczas do Niemiec), skąd dopiero w v.1919 r. wrócił do domu.
Losy Śląska, w tym Katowic i niedalekiego Mikołowa nie były jeszcze jasne. Rzeczpospolita dopiero się odradzała, wbrew wielu interesom, zarówno sąsiadów jak i wielkich potęg tego świata. Trzeba było plebiscytu (który zresztą Polacy w Katowicach i Mikołowie przegrali), trzech powstań śląskich, by w 1922 r. te tereny mogły znaleźć się w II Rzeczpospolitej.
W 1919 r. Stanisław udał się więc z powrotem do Nysy, gdzie 30.vi.1920 r., w Niższym Seminarium, zdał ostatnie egzaminy — maturę.
Nadszedł czas decyzji. Nie miał wahań i trzy miesiące później — dokładnie 24.ix.1920 r. — pojawił się więc u bramy domu misyjnego św. Gabriela (niem. Missionshaus St. Gabriel), wówczas w Mödling (dziś w Maria Enzersdorf) pod Wiedniem, należącego do Zgromadzeniu Słowa Bożego — werbistów — którego kamień węgielny położono 26.iv.1889 r. Tego samego dnia rozpoczął nowicjat.
Wyjazd do Wiednia stanowił dla rodziny wielki wydatek, szczególnie w owych powojennych latach. Stanisława nie stać było nawet na sutannę, którą nowicjusze musieli sobie sprawić sami. Ale odprowadzający go do Wiednia brat Józef tuż przed przekroczeniem progu nowicjatu wręczył mu zakupioną za zaoszczędzone pieniądze szatę zakonną…
Po roku złożył pierwsze śluby zakonne. następnie rozpoczął przygotowania do kapłaństwa — dwuletnie studium filozofii i czteroletnie teologii.
Wszystkie letnie wakacje spędzał w domu rodzinnym, pomagając w żniwach i innych pracach polowych.
Ten nieco melancholijny, cichy i skromny, zamknięty w sobie młody człowiek „cierpiał nieco na nacjonalizm”, jak to określano, choć nie ujawniał tego za bardzo na zewnątrz. Przejawiał skłonności pisarskie — i to w języku polskim — co musiało w seminarium wiedeńskim lekko dziwić. I predestynowało go do zawodu nauczycielskiego, do czego wszelako nie czuł powołania…
Na pytanie o osobiste zainteresowania odpowiadał: „[…] literatura i próby twórczości literackiej. Moim pragnieniem jest misja i duszpasterstwo. Do zawodu nauczycielskiego nie czuję żadnego pociągu. Jako teren misyjny może wchodzić w rachubę: Honan, Kansu, Filipiny, Nowa Gwinea…”
21.xii.1923 r. otrzymał tonsurę, czyli zgolenie krążka włosów na ciemieniu — na przypomnienie korony cierniowej Pana oraz na znak przynależności do duchowieństwa Kościoła Katolickiego…
29.ix.1926 r. złożył śluby wieczyste. Pisał do rodziny:
„ […] drzwi za nami zamknięte i już nie patrzeć w tył, lecz naprzód drogą za Zbawicielem z wiecznością i wytrwałością na całe życie. Szczęście i radość uczułem w ten wielki nasz dzień, nie tylko Pan Bóg daje teraz łaskę w obecnych i przyszłych trudnościach. Módlcie się […] za mnie”.
Nadszedł czas święceń. 17.x.1926 r. przyjął święcenia subdiakonatu (gr. ὐποδιάκονος), a 18.xii.1926 r. diakonatu (gr. διάκονος). Wreszcie 26.v.1927 r., w kościele pw. Ducha Świętego (niem. Heilig–Geist–Kirche), należącym do kompleksu domu misyjnego St Gabriel, z rąk metropolity wiedeńskiego, o. Fryderyka Gustawa (niem. Friedrich–Gustav) kard. Piffla (1864, Lanškroun – 1932, Wiedeń), członka Zakonu Kanoników Regularnych św. Augustyna (łac. Ordo Canonicorum Regularium Sancti Augustini ‑ CRSA), przyjął, wraz z 66 współbraćmi — byli wśród nich o. Paweł Alojzy Liguda (1898, Winów – 1942, KL Dachau) oraz o. Jan Frank (1900, Niederscheidweiler – 1945, łagier Stalino) — święcenia kapłańskie, czyli prezbiteratu (gr. πρεσβύτερος).
Matka, która na tę uroczystość specjalnie przybyła do Austrii, powiedziała mu wówczas: „Coś sobie obrał, temu pozostań wierny” — stawiając zadanie, któremu nie mógł nie podołać…
Miał tego pełną świadomość. W liście do pozostałej w Polsce rodziny napisał: „oto stoję u celu dalekiej drogi, jestem kapłanem”…
Jeszcze tego samego dnia przełożony generalny werbistów, o. Wilhelm Gier (1867, Kronenburg — 1951, Steyl), przekazał wszystkim nowo wyświęconym neoprezbiterom zakonne instrukcje. Stanisławowi nie dane było wyjechać do egzotycznych krajów i lokalizacji — do pracy i posługi wyznaczono mu zakonną prowincję wschodnio–niemiecką. Zdecydowała pasja literacka młodego kapłana: miał poświęcić się pracy redakcyjnej, do której zresztą przez co najmniej 3 semestry przygotowywał się w domu St Gabriel…
Trzy dni później, w tym samym kościele, odprawił swoją pierwszą Mszę św.
Uroczystą Mszę św. prymicyjną (łac. primitiae) nowo wyświęceni kapłani zwyczajowo odprawiają w rodzinnych stronach. Tak też było i w przypadku Stanisława. 3.vii.1926 r., w obecności rodziny i parafian, odprawił ją w kościele pw. św. Ludwika Króla i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, należącym do zespołu klasztornego oo. franciszkanów — Zakonu Braci Mniejszych (łac. Ordo Fratrum Minorum — OFM) — powstałego w latach 1903‑8, w sąsiadujących z Kostuchną Panewnikach (dziś dzielnica Katowic).
Następnie został skierowany do Niemiec, na szkolenie drukarzy.
Jesienią 1928 r. został wysłany do Domu Misyjnego oo. werbistów pw. św. Józefa w Górnej Grupie, wsi kociewskiej na ziemi chełmińskiej (łac. Terra Culmensis) — Pomorzu Nadwiślańskim — niedaleko Grudziądza, w odrodzonej II Rzeczpospolitej.
Praca misyjna werbistów w Górnej Grupie rozpoczęła się 16.iii.1923 r., gdy formalnie objęli posiadłość i ruiny spalonego pałacu, a tak naprawdę 17.vii.1923 r., gdy na miejsce przybyli pierwsi, wysłani przez superiora prowincji wschodnio–niemieckiej werbistów, o. Tomasza Puchałę (1890, Dziedzice – 1946, Poznań), zakonnicy. Nowy dom zakonny im. św. Józefa poświęcono 1.x.1924 r., a w 1926 r. mogło się w nim już pomieścić 240 uczniów od 1925 r. posiadającego pełne prawa państwowe niższego seminarium (gimnazjum), 60 braci zakonnych, 15 ojców zakonnych.
W tym samym 1926 r. w ramach prowincji wschodnio–niemieckiej powstała odrębna Regia Polska, którą kierował regionał, o. Franciszek Herud (1885, Szardzin – 1948, Rybnik). Jej siedzibą był klasztor w Górnej Grupie. 14.xii.1935 r. Regia Polska podniesiona została do rangi samodzielnej Prowincji Polskiej Zgromadzenia Słowa Bożego, której superiorem został wspomniany o. Tomasz Puchała.
W ix.1929 r., w kilka miesięcy po przyjeździe, Stanisławowi dane było podjąć obowiązki redaktora naczelnego czasopisma „Mały Misjonarz” i dyrektora klasztornego wydawnictwa.
Wydawnictwo z roku na rok, tak i całe Zgromadzenie w odrodzonej Polsce rosło, zwiększało ilość publikowanych periodyków o charakterze religijnym. W Górnej Grupie wydawano następujące czasopisma:
Stanisław swoją posługę redaktorską rozpoczął od „Małego Misjonarza”, który w 1932 r. osiągnął nakład 20,000 egz. Czasopismo rozprowadzane było nie tylko w Polsce — czytelników miało także w Austrii, Łotwie, Francji, Niemczech, Ameryce Północnej, Brazylii czy Argentynie…
Później wprowadził „Kalendarz Małego Misjonarza”, jako bezpłatny — od 1934 r. — dodatek do „Małego Misjonarza”. Przejął także redakcję „Kalendarza Słowa Bożego” i „Skarbu Rodzinnego”. Warto przytoczyć odpowiedź, jakiej udzielił na pytanie zawarte w jednym z napisany przez niego rozważań — „Jakie pisma obniżają moralność lub je gubią”„Skarb rodzinny”, nr 9, 1933:
„Te, które zachwalają i zachęcają do tego, co jest zabronione przykazaniem Boskim, albo kościelnym, które przedstawiają coś, co jest grzechem, za rzecz dobą i potrzebą, konieczną, w każdym razie nie złą, a przynajmniej zasługującą na wyrozumiałość, na pobłażanie, a nigdy na potępienie […] [Te,] które z umysłu popierają rozpustę […], które z umysłu szczują jednych przeciw drugim […], które chcą robić interes na ciekawości i namiętnościach ludzkich i dlatego zawierają w sobie najciekawsze historie, czyli tak zwane 'sensacyjne rzeczy' […] Bardzo też często się zdarza, że książki i pisma były tak pisane, żeby zaciekawiały i przy tym bałamuciły głowy, szerzyły podstępnie zło”…
Czy te słowa straciły cokolwiek dziś na aktualności?
Stanisław miał odpowiedź na te zagrożenia. Pisał: „Apostolstwo prasy katolickiej jest niewątpliwie najważniejszym apostolstwem obecnej doby. Bezbożna i niemoralna prasa szerzy prawdziwe spustoszenie. Znajduje drzwi otwarte w niezliczonych domach katolickich, które dla prasy katolickiej i religijnej są zamknięte. Daremnie puka Zbawiciel tam, gdzie rozgościł się przez bezbożną i niemoralną prasę szatan. Lecz otworem staną mu drzwi, przez które weszło pismo religijne”…
A w 1937 r., jak wspomniano, Stanisław założył i odtąd prowadził „Posłańca św. Józefa”.
Redagował te czasopisma, ilustrował — własnymi rysunkami — i publikował w nich artykuły o teologicznych, religijnych, ale też praktycznych treściach…
Pisał opowiadania i powieści, jak przystało na werbistę o terenach misyjnych: „Królowa Matamba” (dziejąca się w puszczach afrykańskich), „Brygida” (o utraconej koronie), „W mrokach i światłości”. Napisał też powieść „Krzyż i słońce” — o zmaganiach wiary, przywiezionej na kontynent amerykański, do Peru, przez hiszpańskich zdobywców z pogańskimi wierzeniami Inków — przerobioną następnie w dramat misyjny, grany przed II wojną światową w całej Polsce…
3.vi.1931 r. doprowadził do poświęcenia nowo wybudowanej Drukarni Misyjnej w Górnej Grupie. Większość nowoczesnych maszyn sprowadził z Niemiec…
Zaraz po przybyciu do Górnej Grupy jesienią 1928 r. został ekonomem domowym dla 300 osób liczącej społeczności zakonnej — ojców, braci i wychowanków przebywających w Niższym Seminarium (gimnazjum), w postulacie i nowicjacie. A już rok później, ok. 1930 r., powierzono mu także ekonomię regionalną, tzw. prokurę, czyli sprawy majątkowe całego regionalnego zaangażowania Zgromadzenia.
Oznaczało to zaangażowanie nie tylko w dom w Górnej Grupie, ale także w inne domy misyjne Zgromadzenia: w Rybniku i wielkopolskim Bruczkowie, gdzie funkcjonowały inne niższe seminaria duchowne, czyli gimnazja, oraz wielkopolskim Chludowie, gdzie od 1935 r. znajdował się nowicjat nowo powstałej Polskiej Prowincji Zgromadzenia. Wszystkie należało wyposażyć w odpowiednie sale, narzędzia, instrumenty wychowawcze…
W latach 1931‑3 współorganizował w Górnej Grupie muzeum etnograficzne, wypełniając je eksponatami pochodzącymi z Chin, Brazylii i Nowej Gwinei…
Charyzmat jego powołania najlepiej streszcza motto z „Małego Misjonarza”1937 r.: „współpracować z Jezusem nad zbawieniem dusz”.
Wsparciu patrona domu misyjnego w Górnej Grupie, św. Józefa, przypisywał łaskę wybudowania drukarni, sprowadzenia odpowiednich maszyn. Mimo ograniczonych funduszy — z czego najlepiej w Zgromadzeniu, jako ekonom zakonny, zdawał sobie sprawę — zaczął budowę nowego skrzydła klasztornego w Górnej Grupie…
Był też cenionym, zwłaszcza przez seminarzystów, spowiednikiem…
Osiągnął wiele. Mógł osiągnąć jeszcze więcej. Nie dane mu było aliści doczekać żniw swej posługi. Wielka polityka wtargnęła w jego życie jeszcze raz i położyła kres tej rozległej działalności.
1.ix.1939 r. w granice Rzeczypospolitej, bez wypowiedzenia wojny, wkroczyli Niemcy. Na podstawie osławionego porozumienia z 23.viii.1939 r. dwóch wybitnych przywódców socjalistycznych — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin), i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina (1878, Gori – 1953, Kuncewo) — i jego tajnych aneksów, od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwanego paktem Ribbentrop–Mołotow, Niemcy do Rzeczpospolitej wkroczyli od zachodu. 17 dni później od wschodu Polskę najechali Rosjanie. Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski — w praktyce uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu zaangażowania, Słowacy i Litwini — uzgodnionego formalnie i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r. w tzw. „traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”.
Rozpoczęła się II wojna światowa.
Polskie Pomorze padło szybko. I natychmiast rozpoczęły się prześladowania ludności polskiej. Szczególną „troską” Niemców stała się inteligencja, do której zaliczali się polscy kapłani. Dla niej Niemcy uruchomili specjalną „Intelligenzaktion” (pl. „Akcja Inteligencja”), zwaną także „Flurbereiningung” (pl. „Akcja Oczyszczenia Gruntu”) — akcję fizycznej eksterminacji polskiej inteligencji oraz polskich warstw kierowniczych na terenach przyłączonych do Rzeszy, w ramach której wymordowali setki tysięcy Polaków (podobną akcję na okupowanych przez siebie terytoriach rozpoczęli Rosjanie)…
Szczególne natężenie ta „akcja” miała na Pomorzu. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy w ramach ludobójczej „Intelligenzaktion” Niemcy wymordowali ok. 40,000–60,000 osób narodowości polskiej. Polacy ginęli w dziesiątkach miejsc — mniej lub bardziej dziś znanych dołach śmierci, w lasach, żwirowiskach, etc. Ginęli w więzieniach — na przykład w więzieniu w Inowrocławiu, gdy miała miejsce tzw. „krwawa niedziela inowrocławska”, podczas której w nocy z 22 na 23.x.1939 r. pijani niemieccy strażnicy zamordowali 56 Polaków — i obozach — to wówczas Niemcy założyli obóz koncentracyjny (niem. Konzentrationslager) KL Stutthof, 36 km na wschód od Gdańska.
Nie było to jedyne ludobójstwo na terenie Pomorza. Trwała także inna niemiecka akcja specjalna, tzw. „Aktion T4” (pl. „Akcja T4”), czyli program eutanazyjny „Vernichtung von lebensunwertem Leben” (pl. „eliminacja życia niewartego życia”), systematycznego fizycznego mordu ludzi niedorozwiniętych psychicznie, przewlekle chorych psychicznie i neurologicznie. W jej trakcie w dniach 10‑17.ix.1939 r. w lasach k. Mniszka — ok. 5 km w linii prostej od Górnej Grupy — Niemcy wymordowali ok. 1,000 pacjentów zakładu psychiatrycznego z oddalonego o ok. 18 km od Górnej Grupy Świecia.
Już w pierwszych dniach okupacji klasztor w Górnej Grupie otoczyło niemieckie wojsko. Ok. 3.ix.1939 r. za wojskiem pojawiła się niem. Geheime Staatspolizei (pl. tajna policja polityczna) — czyli osławione Gestapo. Pierwszy gestapowiec, który wszedł do pokoju ekonoma klasztoru, zabronił Stanisławowi wypłacania zaciągniętych przez zakon zobowiązań. Tym razem jeszcze, pod wzrokiem zakonnika, Niemiec uległ — udało się m.in. wypłacić kilkaset złotych ubogiej wdowie…
Ale zaraz potem zaczęła się grabież. Zabierano i wywożono maszyny drukarskie i ślad po większości z nich zaginął — wiadomo tylko, że te najlepsze przejęła niemiecka drukarnia w Gdańsku, „Der Danziger Vorposten”, wydająca m.in. skrajnie antysemicki i antypolski, prasowy organ gdańskiej organizacji niemieckiej narodowo socjalistycznej partii rządzącej NSDAP, o tej samej nazwie — a pozostałe dewastowano, niszczono zapasy…
Do przebywających domu misyjnym w Górnej Grupie zakonników musiały docierać informacje o potwornościach dziejących się w sąsiedztwie klasztoru, na Pomorzu. Polacy, głównie polska inteligencja, po prostu nagle „znikali”. W miejscach ich zamieszkania pojawiali się funkcjonariusze zbrodniczej niemieckiej organizacji paramilitarnej Volksdeutscher Selbstschutz — i ślad po nich ginął.
Nie wiedzieli natomiast na pewno, że 28.ix.1939 r. — tę datę warto zapamiętać; ta data to jedna z najtragiczniejszych dat w polskiej historii, nie tylko dlatego, że wówczas podpisano wymieniony powyżej „traktat o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy” — dwaj urzędnicy niemieckiego centralnego niem. Rassenpolitisches Amt der NSDAP (pl. Urząd Polityki Rasowej NDSAP), Erhard Wetzel (1903, Stettin – 1975) i dr Günther Hecht (1902–1945), w oparciu o wytyczne wyartykułowane dwa dni wcześniej przez niemieckiego socjalistycznego przywódcę, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn — 1945, Berlin), opracowali memoriał niem. „Die Frage der Behandlung der Bevölkerung der ehemaligen polnischen Gebiete nach rassepolitischen Gesichtspunkten” (pl. Traktowanie ludności byłych obszarów Polski z punktu widzenia polityki rasowej). Owi wybitni przedstawiciele „rasy panów” pisali m.in. : „Uniwersytety i inne szkoły wyższe, szkoły zawodowe, jak i szkoły średnie były zawsze ośrodkiem polskiego szowinistycznego wychowania i dlatego powinny być w ogóle zamknięte. Należy zezwolić jedynie na szkoły podstawowe, które powinny nauczać jedynie najbardziej prymitywnych rzeczy: rachunków, czytania i pisania. Nauka w ważnych narodowo dziedzinach, jak geografia, historia, historia literatury oraz gimnastyka, musi być zakazana”.
Jedną z pierwszych decyzji Niemcy zabronili prowadzenia nauczania Polaków na poziomie wyższym niż w zakresie szkoły zawodowej. Jak to określił inny „wybitny” niemiecki przywódca narodowy i socjalistyczny, zbrodniczy Henryk (niem. Heinrich) Himmler (1900, Monachium – 1945, Lüneburg): „dla polskiej ludności […] nie mogą istnieć szkoły wyższe niż 4‑klasowa szkoła ludowa. Celem takiej szkoły ma być wyłącznie proste liczenie, najwyżej do pięciuset; napisanie własnego nazwiska; wiedza, iż boskim przykazaniem jest być posłusznym Niemcom, uczciwym, pracowitym i rzetelnym. Czytania nie uważam za konieczne”…
Zakonnicy Górnej Grupy nie wiedzieli więc, że wyrok na prowadzone przez nich szkoły, zapadł…
Ale musiały do nich dochodzić pogłoski o martyrologii polskiej elity Pomorza, polskiego duchowieństwa katolickiego, która na terenach Pomorza przeszła do historii pod mianem „krwawej jesieni pelplińskiej”. Jej kulminacją był aresztowanie 20.x.1939 r. w Pelplinie wszystkich przebywających w mieście kanoników kapituły katedralnej diecezji chełmińskiej oraz profesorów Wyższego Seminarium Duchownego tej diecezji i znanego gimnazjum katedralnego Collegium Marianum. Większość jeszcze tego samego dnia zamordowano w Tczewie. Łącznie w czasie II wojny światowej Niemcy zamordowali ok. 340 duchownych spośród ogólnej liczby 670 księży diecezji chełmińskiej — na terenie której znajdowała się Górna Grupa — i administracji apostolskiej Wolnego Miasta Gdańska…
Kilka dni później, od 26.x.1939 r., Pomorze znalazło się formalnie w tzw. niem. Reichsgau Danzig–Westpreußen (pl. Okręg Rzeszy Gdańsk–Prusy Zachodnie), czyli zostało przyłączone bezpośrednio do państwa niemieckiego, podlegając jego prawom. Jego przywódcą — niem. Gauleiter (pl. naczelnik okręgu) — został kolejny „wybitny” niemiecki socjalista, Albert Maria Forster (1902, Fürth – 1952, Warszawa).
Już następnego dnia, 27.x.1939 r. — w święto Chrystusa Króla!! — w związku z przepełnieniem więzienia zorganizowanego we wspomnianym zakładzie psychiatrycznym w Świeciu — po wymordowaniu jego pacjentów — do klasztoru w Górnej Grupie weszli Niemcy. Przedstawicielom zbrodniczego Volksdeutscher Selbstschutz towarzyszyli funkcjonariusze Gestapo…
Wszystkich ojców i braci Górnej Grupy zamknięto w domu misyjnym. Stał się on de‑facto obozem dla internowanych. Niebawem dowieziono doń ok. 95 księży i kleryków z całego obszaru Pomorza — m.in. część przywieziono 8.xi.1939 r. — z okolic Świecia, Bydgoszczy, Chełmna, Grudziądza i Starogardu Gdańskiego, tych, którzy przeżyli eksterminację „krwawej jesieni pelplińskiej” pierwszych dwóch miesięcy wojny. Konfiskując oo. werbistom gospodarstwo i dobytek klasztoru pozostawiono wszystkich bez środków do życia — a zima tego roku była bardzo sroga. Na szczęście parafie uwięzionych kapłanów zaczęły dostarczać żywność i opał…
5.ii.1940 r. wszystkich pozostałych internowanych — pozostałych, bowiem co najmniej 17 kapłanów rozstrzelano wcześniej we wspomnianym, niedalekim miejscu kaźni, lesie w Mniszku, gdzie w czasie całej okupacji Niemcy zamordowali ok. 10,000 osób — wywieziono, przy temperaturach dochodzących do –28oC do niem. Zivilgefangenenlager Neufahrwasser (niem. obozu przejściowego dla jeńców cywilnych) w Nowym Porcie w Gdańsku (przeszło przezeń ok. 10,000 Polaków), stanowiącego filię obozu KL Stutthof. Tam rozpoczęła się prawdziwa droga krzyżowa wielu z nich…
Stamtąd 8.ii.1940 r. przewieziono go do głównej części obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Stutthof, 36 km na wschód od Gdańska — czyli na terenie ówczesnych Niemiec. Zgromadzono w nim grupę księży i zakonników pochodzących z kościołów i zakonów pomorskich, liczącą ok. 250‑300 osób.
Zimno, głód, wyniszczająca i bezsensowna praca (na przykład przerzucanie kup śniegu z miejsca na miejsce), tortury, były na porządku dziennym. Przygnębienie pogłębiał dodatkowo zakaz sprawowania jakichkolwiek praktyk religijnych…
Ale 21.iii.1940 r., w Wielki Czwartek, udało się — w tajemnicy — odprawić Mszę św. i rozdać Komunię św. Celebrował Ją, w izbie nr 5, ks. Bolesław Piechowski (1885, Osówek – 1942, Hartheim), najstarszy z aresztowanych księży. Do Mszy św. służył mu Jej główny organizator, bł. ks. Stefan Wincenty Frelichowski. „Wszyscy leżeli na swych siennikach, a tylko celebrans […] siedząc szczelnie okryty kocami sprawował Najświętszą Ofiarę. Ks. Frelichowski zaś, który leżał obok prowizorycznego ołtarza, szeptem informował wszystkich o poszczególnych czynnościach Mszy świętej. Po konsekracji, by nie powodować zbytniego zamieszania z rąk do rąk podawano sobie ćwiartki małych Hostii. […] Konsekrowano w zwykłej szklance i zadowolono się dwoma tylko mizernymi świecami…”„Materiały i Studia Księży Werbistów”, nr 53, pod redakcją ks. Eugeniusza Śliwki SVD, 1999 r..
W tej Mszy św. uczestniczyło 6 przyszłych błogosławionych męczenników: Władysław Demski (1884, Straszewo – 1940, KL Sachsenhausen), Marian Górecki (1903, Poznań – 1940, KL Stutthof), Bronisław Komorowski (1889, Barłożno – 1940, KL Stutthof), Stanisław Kubista, wspomniany Paweł Alojzy Liguda i Stefan Wincenty Frelichowski (1913, Chełmża – 1945, KL Dachau))…
Dla Stanisława okazała się Ona wiatykiem (łac. viaticum) na drodze do męczeństwa…
Szybko słabł i zaczął chorować. Nieustanne zimno, fatalne pożywienie czyniły spustoszenia w organizmie…
W dniach 9–10.iv.1940 r., w bydlęcych wagonach, przewieziono go wraz z większością duchowieństwa przetrzymywanego wówczas w KL Stutthof do obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Sachsenhausen, niedaleko Berlina.
Chwilę przybycia do obozu niezwykle plastycznie opisał ks. Wojciech Gajdus (1907, Papowo Toruńskie – 1957, Zakopane):
„To […], co zaczyna się dziać w chwili, gdy opuszczamy spiesznie nasze klatki, przypomina jakąś jazdę wysokiej szkoły woltyżerskiej. Tuż przy budce z napisem 'Sachsenhausen' wysoko usypany, nieuregulowany nasyp. Przy nasypie z obu stron piaszczystej dróżki, wiodącej w dół, stoi dwóch strażników tutejszych. Widać, że dobrze im się spało, bo obydwaj i przy głosie, i w dobrym humorze. Podbiegamy do nasypu. Stojący w przejściu strażnicy SS podstawiają nieświadomym, zwłaszcza starym, nogi, tak, że ci zwalają się głową na dół, a na nich wali się fala innych. Powstaje wielkie kotłowisko ciał. Śmigają w powietrzu zawiniątka, kapelusze, czapki, chleb, a nad całym tym rozruchem świszczy, jak bat, dobrze znany, złośliwy niecierpliwy okrzyk: los, los, schnell, schnell […]
Błyskawicznie formują się czwórki i zanim ostatni pozbierał się u naszych stóp, czoło rusza szybkim marszem czy truchcikiem naprzód […]
Pochód biegnie porządnie wybrukowaną ulicą, skręca między wysokie białe mury. Z dala widać bramę. Powiewają dwie wielkie chorągwie: państwowa, czarno–czerwona ze swastyką i czarna zupełnie, przecięta dwoma SS, które chwiejąc się w rannym wietrze, wyglądają jakby dwa białe nagie kościotrupy przylepione do żałobnej płachty”
Stanisław przeziębił się wówczas. Już po przyjeździe dostał zapalenia płuc.
Mimo to goniono go do codziennej, ciężkiej pracy — wszak był „klechą”, zwykłym numerem 21154…
Słabł coraz bardziej, nie miał już nawet sił by stać podczas codziennych, uciążliwych apeli — sąsiedzi w szeregu musieli go podtrzymywać…
Ale nie narzekał, spokojnie znosił wolę Bożą…
Jego stan nie umknął uwadze sadystycznych Niemców. Zamiast leczyć wrzucono go więc … do latryny. Przeleżał tam trzy dni.
Gdy go stamtąd wyciągnięto nie mógł już chodzić. Naoczny świadek, współbrat werbista o. Józef Dominik (1890, Dziedzice – 1987, Pieniężno) (jeden z pierwszych werbistów w Górnej Grupie), tak opisywał jego ostatnie chwile:
„Gdy wieczorem układałem go do snu, owijając go w ustępie w nędzny koc, bez poduszki i pościeli, był mi zawsze serdecznie wdzięczny i szeptał:
— To już długo nie potrwa. Jestem bardzo słaby. Mój Boże, tak chętnie wróciłbym do Górnej Grupy, ale Pan Bóg, widać, ma inne zamiary. Niech się dzieje wola Boża.
Wyspowiadałem go ukradkiem.
W dniu 26.iv.1940 r., gdy wróciliśmy z apelu do baraku, kładliśmy go na twardej podłodze z desek. Leżał na wznak pod ścianą jak w trumnie, podczas gdy my stać musieliśmy na baczność. Wtem wchodzi do baraku blokowy, kierownik baraku, nasz bezpośredni przełożony.
Był to więzień niemiecki, zawodowy przestępca. Ile on ludzi niewinnych wysłał na tamten świat! Do tortur przewidzianych regulaminem dodawał od siebie sporą ilość.
Byli tacy, których słowem i czynem nienawidził. Należeli do nich księża, żadnej sposobności nie zaniedbał, aby im dokuczyć.
Powitał nas zwierzęcym wzrokiem, potem z szatańską radością spoczęły jego oczy na o. Kubiście. Zbliżył się doń i rzekł:
— Już nie masz po co żyć!
Z całą flegmą staje jedną nogą na piersiach, drugą na gardle i silnym naciskiem miażdży kości klatki piersiowej i gardła.
Krótki charkot, drganie śmiertelne zamknęły żywot męczennika.
Skorupę cielesną wyrzucono do ustępu, skąd powędrowała dalej do krematorium”…
W obozowym krematorium ciało spalono…
13.vi.1999 r., w Warszawie, św. Jan Paweł II (1920, Wadowice – 2005, Watykan) beatyfikował go w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej, wśród nich trzech innych oo. werbistów: wymienianego już o. Pawła Alojzego Ligudę, br. Grzegorza Frąckowiaka (1911, Łowęcice – 1941, Drezno) i o. Ludwika Mzyka (1905, Chorzów Stary – 1940, KL Posen).
Dwa dni później, 15.vi.1999 r., w niewygłoszonej z powodu niespodziewanej choroby homilii, św. Jan Paweł II tak zamierzał prosić wierny lud śląski, zgromadzony w Gliwicach (zamiast niego homilię odczytał nuncjusz apostolski, abp Józef Kowalczyk (ur. 1938, Jadowniki Mokre)):
„Pozostańcie wierni doświadczeniu pokoleń, które żyły na tej ziemi z Bogiem w sercu i z modlitwą na ustach. Niech zawsze na Śląsku zwycięża wiara i zdrowa moralność, rawdziwy duch chrześcijański i poszanowanie Bożych przykazań. Zachowujcie jak skarb największy to, co było źródłem duchowej siły waszych ojców. Oni umieli włączyć Boga w swoje życie i w Nim zwyciężać wszelkie przejawy zła, czego wymownym symbolem jest owo górnicze »Szczęść Boże!« Umiejcie zachować serce zawsze otwarte na wartości głoszone przez Ewangelię, strzeżcie tych wartości, które stanowią o waszej tożsamości.
[…] Świadomość, że Bóg nas miłuje, winna przynaglać do miłości ludzi, wszystkich ludzi bez wyjątku i bez żadnego podziału na przyjaciół czy wrogów. Miłość do człowieka to pragnienie prawdziwego dobra dla każdego. To troska także o to, by zabezpieczyć to dobro i odsunąć wszelkie formy zła i niesprawiedliwości. Trzeba ciągle i wytrwale szukać dróg sprawiedliwego rozwoju dla wszystkich, ażeby — jak mówi Sobór [Watykański Drugi] — 'życie ludzkie uczynić bardziej ludzkim'por. „Gaudium et spes”, 38. Niech miłość i sprawiedliwość obfitują w naszym kraju, przynosząc każdego dnia owoce w życiu społeczeństwa. Tylko dzięki niej ta ziemia może stać się szczęśliwym domem.
Bez wielkiej i prawdziwej miłości nie ma domu dla człowieka. Choćby osiągnął wielkie sukcesy w dziedzinie rozwoju materialnego, bez niej byłby skazany na życie pozbawione prawdziwego sensu.”
Stanisław Kubista, wierny syn ziemi śląskiej, dowiódł prawdziwości tych słów ofiarą najwyższą, męczeńską ofiarą życia…
Panie
cóż ja wielkiego zrobiłem
że dajesz mi palmę czerwoną?
Nie wiem
…ja właściwie tylko liczyłem
czy chłopcom wystarczy chleba
rozgrzeszałem ich gdy przynosili
w koszyku serca swoje grzeszki
nic więcej
…ja tylko pisałem słowa
o świecie dalekim
i misyjnych narodach
o krzyżu co w słońcu rozbłyska
…a potem zbierałem grosiki
które św. Józef musiał cudownie pomnażać
— to wszystko mój Panie
niczego więcej nie przypominam sobie…
Ty się zastanów
czy aby tę świętą purpurową palmę
dałeś we właściwe ręce
o. Henryk Kałuża (ur. 1951, Brynica), SVD
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez św. Jana Pawła II:
Popatrzmy też na krótki film o oo. werbistach:
oraz dwuczęściowy film o obozie KL Sachsenhausen (po angielsku):
Posłuchajmy fragmentu homilii beatyfikacyjnej św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
Pochylmy się nad słowami św. Jana Pawła II, które miał wypowiedzieć 15.vi.1999 r. w Gliwicach:
a także nad homilią beatyfikacyjną św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: