bł. ROLAND MARIA RIVI
(1931, San Valentino - 1945, Monchio)
męczennik
patron: kleryków, diecezji Modena
wspomnienie: 13 kwietnia
wszyscy nasi święci
tutaj
Roland Maria (wł. Rolando Maria) Rivi urodził się 7.i.1931 r. w wiosce (wł. frazioni) San Valentino, ok. 6 km od gminnego miasteczka Castellarano, położonego nad rzeką Secchia, dopływem rzeki Pad (wł. Po) — w Reggio Emilia, jednej z 9 prowincji regionu Emilia–Romania (wł. Emilia–Romagna) ze stolicą w Bolonii (wł. Bologna) — u stóp łańcucha gór Apeninów.
Był synem Roberta (wł. Roberto) (1903‑1992) i Albertyny (wł. Albertina) z domu Canovi. Miał starszego brata i młodszą siostrę.
Ochrzczony został następnego dnia po urodzeniu, w miejscowym kościele parafialnym pw. św. Eleukadiusza i św. Walentego męczenników (wł. SS. Eleucadio e Valentino MM.).
Rodzina mieszkała w domu zwanym „Poggiolo”, wraz z dziadkami, i zajmowała się uprawą roli.
Wychował się w religijnej atmosferze, w dużej mierze dzięki babce, Annie, która codziennie rano uczestniczyła we Mszy św. i przystępowała do Komunii św. Miała mawiać o małym Rolando, żywym, inteligentnym chłopcu: „Wyrośnie z niego albo nicpoń albo święty! Nie potrafi iść pośrodku!”
Od 5 roku życia był ministrantem…
W wieku 6 lat rozpoczął nauki w szkole podstawowej. Już rok później, 16.vi.1938 r. przystąpił do pierwszej Komunii św., a dwa lata później, 24.vi.1940 r., otrzymał sakrament Bierzmowania…
Nauczył się grać na harmonijce i organach, wspomagając chór, w którym śpiewał jego ojciec…
Trwała już II wojna światowa. Wiosną 1942 r. 11‑letni Roland, po zasięgnięciu rady proboszcza, ks. Olintosa (wł. Olinto) Marzocchini (1888, Romanoro – 1972, Pratissolo), oznajmił rodzinie, że zamierza zostać księdzem.
Rodzice nie sprzeciwiali się i 1.x.1942 r., po pięciu latach nauki na poziomie podstawowym, Roland wstąpił do niższego seminarium duchownego — czyli gimnazjum (dziś diecezjalne centrum rekolekcyjne (wł. Centro Diocesano di Spiritualità)) — funkcjonującego w budynkach dawnego benedyktyńskiego klasztoru pochodzącego z XI w., z czasów Matyldy toskańskiej z Canossy (1046 – 1115, Bondeno di Roncore), w wiosce (wł. frazioni) Marola gminy Carpineti, ok. 30 km na zachód górskimi drogami od rodzinnego San Valentino.
Tam, jak to było w zwyczaju, od razu przywdział sutannę.
Wyróżniać się miał pobożnością i gorliwością w nauce oraz mocnym trwaniem w powołaniu i pragnieniu zostania kapłanem, i to misjonarzem. Mawiał: „Zostanę kapłanem, a potem misjonarzem, by nawracać dusze do Jezusa”…
Ale nie oznaczało to, że nie uczestniczył w grach i zabawach charakterystycznych dla jego wieku. Był żywym i bystrym chłopcem, grał w piłkę nożną i siatkówkę. W swej klasie był uznawany za najlepszego w grach zespołowych…
Na wakacje wracał do domu, ale nawet wtedy nie zdejmował sutanny…
Akurat w wakacje 1943 r., dokładnie 25.vii.1943 r., odsunięty od władzy został przywódca faszystowski, Benito Mussolini (1883, Dovia di Predappio – 1945, Giulino di Mezzegra), i premierem został Piotr (wł. Pietro) Badoglio (1871, Grazzano Monferrato – 1956, Grazzano Monferrato), ale niecałe pół roku później, 1.xii.1943 r., w północnych i środkowych Włoszech, znajdujących się pod kontrolą niemiecką, Mussolini ogłosił powstanie krótkotrwałej Włoskiej Republiki Socjalnej (wł. Repubblica Sociale Italiana).
Rodzinne strony znalazły się w obrębie owej republiki. A latem 1944 r. seminarium w Marola zajęły wojska niemieckie. Nauczanie przerwano i Roland, po dwóch latach nauki, powrócił do San Valentino.
Nadal jednak czuł się seminarzystą. codziennie służył do Mszy św., spędzał wiele godzin na modlitwie, adoracji, czytaniu i samodzielnej nauce przedmiotów seminaryjnych, w szczególności łaciny i … matematyki.
Stan niepewności i tymczasowości w kraju — południe Włoch okupowali alianci, północ Niemcy — sprawił, iż na północy, w republice kontrolowanej przez Mussoliniego, uaktywnili się partyzanci, głównie proweniencji komunistycznej. W rodzinnych stronach Rolanda ta partyzantka, wroga z założenia wobec Kościoła katolickiego, była szczególnie silna. Mimo tego Roland nie przestawał nosić sutanny, choć większość jego kolegów seminaryjnych je czasowo pochowała. Mawiał: „Uczę się, by zostać ksiądzem, a strój jest oznaką, że należę do Jezusa”.
W pierwszych miesiącach 1945 r. Niemcy byli już w zasadzie pokonani (Mediolan padł w iv.1945 r.). Wówczas komuniści zwrócili swoją uwagę gdzie indziej. Jeden z przywódców, działających niedaleko rodzinnej wioski Rolanda, miał ów cel zdefiniować następująco: „Faszyści i Niemcy są już prawie pokonani… Musimy teraz wypowiedzieć walkę bogatym i niektórym księżom. To oni są teraz naszymi wrogami”…
Komuniści stawali się coraz bardziej agresywni. Zaatakowany, ciężko pobity i ograbiony został m.in. ks. Marzocchini i musiał chwilowo opuścić San Valentino. Na jego miejsce przybył nowy, młodszy, zaledwie 25‑letni kapłan, ks. Albert (wł. Alberto) Camellini (1919‑2009). Po latach wspominał: „Panowała atmosfera strachu i napięcia, która utrudniała normalne relacje między ludźmi. By poznać moich nowych parafian odwiedzałem ich w domach. Towarzyszyli mi klerycy, a wśród nich Roland Rivi”…
10.iv.1945 r., we wtorek po Wielkiej Nocy, po powrocie ze Mszy św. Roland udał się do pobliskiego lasku, gdzie jak co dzień, w cieniu i spokoju, czytał i uczył się. Tam został porwany przez komunistycznych partyzantów, niejakiego Józefa (wł. Giuseppe) Corghi i Delciso Rioli, należących do brygady Garibaldiego (wł. Brigata Garibaldi), wchodzącej w skład batalionu Frittelli komunistycznej dywizji Modena–Armando, dowodzonej przez znanego później polityka, Marię (wł. Mario) Ricci (1908, Pavullo nel Frignano – 1989, Pavullo nel Frignano).
W południe zaniepokojeni rodzice zaczęli szukać Rolanda. Znaleźli tylko porozrzucane książki i kartkę: „Nie szukajcie go. Na chwilę przyłączył się do nas. Partyzanci”…
Przez parę dni poszukiwano go w okolicy. Bezskutecznie…
Minęło jeszcze parę dni coraz bardziej rozpaczliwych poszukiwań, gdy w barze w San Valentino ktoś napomknął, że w wiosce (wł. frazioni) Monchio w gminie Palagano — która wcześniej, bo 18.iii.1944 r., straszliwie ucierpiała, gdy Niemcy w odwecie za działalność pierwszych włoskich partyzantów, zamordowali 136 osób — zabito jakiegoś kleryka. Monchio znajduje się ok. 25 km od San Valentino, w górę przebijającej się przez Apeniny rzeki Secchia. Informację przekazano wspomnianemu ks. Albertowi Camellini.
Następnego dnia, 17.v.1945 r., wcześnie rano, ks. Camellini i Robert Rivi, ojciec Rolanda, udali się na południe, do wioski Farneta, ok. 35 km od San Valentino, gdzie znajdowało się najbliższe Monchio centrum komunistycznych partyzantów, ich lokalna siedziba. Tam oczywiście nikt nic „nie wiedział”. Oddali się więc w stronę odległej o 2 km wioski Gusciola. Po drodze minęło ich dwóch młodych — wyglądali nawet na młodszych od Rolanda — partyzantów na koniach. Jeden z nich był, jak się okazało, dowódcą któregoś z oddziałów stacjonujących w Monchio. I zapytany o Rolanda otwarcie potwierdził: „Tak, został zabity w Monchio, bo był szpiegiem”.
Oskarżenie „o szpiegostwo”, o współpracę z Niemcami, którzy rok wcześniej dokonali w Monchio masakry, stało się odtąd — jak się miało okazać — przewodnią nicią wszelkich usprawiedliwień komunistycznej propagandy…
Ks. Albert Camellini i Robert Rivi udali się więc do Monchio (ok. 14 km w prostej linii od Farnety, po przeciwnej stronie rzeki Secchia, ale ponad 26 km drogami). Tam nad jednym z domostw u wejścia wisiała na haku, jak trofeum, niewielka sutanna…
Weszli do środka. Wprowadzający ich dowódca partyzancki zupełnie otwarcie przyznał się do zabójstwa Rolanda i wskazał miejsce jego pochowania…
Był jednak już wieczór więc Robert Rivi i ks. Camellini obawiając się zabłądzenia odłożyli poszukiwania do dnia następnego. Noc spędzili w ruinach lokalnego kościółka…
Rankiem udali się na miejsce zbrodni. Ciało 14‑letniego chłopca leżało w płytkim grobie, przykryte ziemią i zamaskowane darnią i gałęziami…
Było straszliwie posiniaczone. Widoczne były ślady bicia i tortur…
Mordercy chełpili się wręcz swoim czynem. Opowiadali jak chłopca sprowadzono do Monchio, jak go uwięziono w chlewie, jak go przesłuchiwano, jak go bito próbując wyciągnąć przyznanie się do szpiegowania na rzecz Niemców. Jak wydano na niego „wyrok”. Jak wreszcie zdarto z niego sutannę.
14‑letni chłopiec nie ugiął się i nie przyznał do niepopełnionych win. Do końca za to modlił się swego Pana…
W końcu 13.iv.1945 r. około 1500 wyprowadzono go do pobliskiego lasku, nad pośpiesznie wykopany dół. Roland miał zdać sobie wówczas sprawę ze swego losu i poprosić, by pozwolono mu pomodlić się za rodziców. Przychylono się do prośby. Ukląkł więc nad dołem do modlitwy i wtedy komunistyczni oprawcy oddali do niego dwa strzały: w głowę i serce.
Sutannę zabójcy zwinęli w kulę i zaczęli ją kopać, jak piłkę. Później zanieśli ją do Monchio…
„O jednego klechę mniej” — zakończył komunistyczny watażka…
Ciało Rolanda wydobyto, złożono w trumnie i na lokalnym cmentarzu, przy kościółku pw. św. Julii na Górze (wł. Santa Giulia nei Monti), pochowano…
Kilka tygodni później, 29.v.1945 r., przeniesiono je i pochowano na cmentarzu rodzinnej wioski San Valentino. Przewodniczył ks. Olintos Marzocchini, ten który udzielił Rolandowi sakramentu Chrztu św., pierwszej Komunii św. i sakramentu Bierzmowania. Robert, jego ojciec, pożegnał syna mówiąc: „Ty, który odrzucałeś ciemność i nienawiść, żyj w świetle i pokoju Chrystusa”…
W okolicy, zwanej trójkątem śmierci (wł. triangolo della morte) (umownie między miejscowościami Castelfranco Emilia, Mirandola i Carpi) w latach 1943‑9 lokalni komuniści, mszcząc się za rzeczywiste i urojone winy faszystowskie, zamordowali skrytobójczo ok. 4,500 osób, w tym 93 księży i 4 seminarzystów–kleryków. Tylko część z nich rzeczywiście można było powiązać z faszystowskimi rządami: większość po prostu została uznana za „wrogów ludu” i przeciwników „świetlanej komunistycznej przyszłości”.
Po zakończeniu wojny dwóch komunistycznych morderców Rolanda, wspomnianych Józefa Corghi, który wykonał „wyrok”, i Delciso Rioli, jego dowódcę, zatrzymano i w 1951 r. sąd przysięgłych w Lucce skazał ich za zabójstwo z premedytacją. Wyrok odpowiednio na 16 i 22 lat więzienia zatwierdził w rok później trybunał odwoławczy we Florencji. Sędzia napisał: „został zabity, bo był młodym człowiekiem, bardzo pobożnym i niewinnym, bo był katolikiem i sprzeciwiał się szerzeniu komunizmu”…
W praktyce mordercy siedzieli tylko 6 lat, bowiem na mocy tzw. amnestii Togliattiego (wł. amnistia Togliatti) — Palmiro Togliatti (1893, Genua – 1964, Jałta) był komunistycznym przywódcą — zostali wcześnie zwolnieni.
A nad grobem Rolanda zapanowała wieloletnia cisza. Nastąpił „czas pojednania”, przeszłość oddzielono „grubą kreską”. Wspominano tylko o bohaterskich czynach partyzanckich. Mordy komunistyczne? A skądże…
Zabójstwo Rolanda stało się „prywatną sprawą”. Haniebne oskarżenia o „szpiegostwo na rzecz Niemiec”, powtarzane często w formie plotek, nie wiadomo przez kogo rozpuszczanych, które po powieleniu w gazetach automatycznie stawały się „wiarygodne”, jako pochodzące „ze sprawdzonych” — a jakże! — źródeł, miały całą sprawę tuszować. Wszak gazety nie mogą się mylić, szczególnie te właściwe…
A tymczasem grób Rolanda stawał się powoli, niepostrzeżenie — dla mniej uważnych obserwatorów — i naturalnie — dla wierzących — celem pielgrzymek, najpierw lokalnych, potem swym zasięgiem obejmujących coraz szersze kręgi.
Kult stał się na tyle oczywisty, że 29.vi.1997 r. dokonano ekshumacji Rolanda i relikwie przeniesiono — czyli dokonano ich uroczystej translacji (łac. translatio corporis) — do kościoła pw. św. Eleukadiusza i św. Walentego męczenników w San Valentino, i złożono przy bocznym ołtarzu poświęconym św. Michałowi Archaniołowi (wł. santi Michele Arcangelo).
Zaczęto odnotowywać niewytłumaczalne łaski otrzymywane, jak twierdziły osoby nimi obdarzane, za pośrednictwem Rolanda. M.in. dwu‑letniemu chłopcu z Anglii chorującemu na białaczkę (łac. leucaemia), przywieziono do szpitala, gdzie leżał, cząstkę relikwii Rolanda, i położono pod cierpiącym. W ciągu kilku dni choroba ustąpiła. Dlatego też 7.i.2006 r. archidiecezja Modeny rozpoczęła formalny proces kanonizacyjny.
Roland beatyfikowany został 5.x.2013 r., na stadionie w Modenie, stolicy innej prowincji regionu Emilia–Romania, wolą i w imieniu papieża Franciszka (ur. 1936, Buenos Aires), przez prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, Anioła (wł. Angelo) kard. Amato (ur. 1938, Molfetta).
Kard. Amato mówił w owych dniach:
„To zabójstwo było naprawdę bezlitosne […]
A przecież Rolando nie wyznawał żadnej krwawej ideologii śmierci, ale Ewangelię życia i miłości. Dziecięcym sercem kochał wszystkich, także nieprzyjaciół. To była i jest nadal doktryna niewątpliwie ‘rewolucyjna’, jednak w dobrym znaczeniu tego słowa, bo prowadzi do postawy braterstwa, tolerancji i szacunku dla wolności innych, bez narzucania niczego siłą i bez przelewu krwi […]
Zabójcy, hieny pełne nienawiści, szukający ofiary rozebrali go, jak kaci Chrystusa […] Zapomnieli przykazać Pańskich, zindoktrynowani do walki z chrześcijaństwem, do poniżania kapłanów, zabijania wiejskich duszpasterzy i zwalczania nauczania Kościoła […]
Wobec świadectwa tego dziecka, któremu przemocą odebrano życie, my chrześcijanie nie jesteśmy pełni urazu i nie szukamy odwetu. Chcemy wspominać to męczeństwo w postawie przebaczenia, pojednania, ludzkiego braterstwa. Chcemy głośno wołać: nigdy więcej bratobójczej nienawiści, bo prawdziwy chrześcijanin do nikogo nie żywi nienawiści, nikogo nie zwalcza, nie czyni zła nikomu”…
Popatrzmy na dwa filmiki o bł. Rolandzie Marii Rivi
(po włosku):
Posłuchajmy też piosenki o bł. Rolandzie Marii Rivi
(po włosku):
Obejrzyjmy też z homilii beatyfikacyjnej bł. Rolandzie Marii Rivi
wygłoszonej 5.x.2013 w Modenie przez Anioła kard. Amato
(po włosku)
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
angielskich:
norweskich:
włoskich: