Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. HILARY paweł JANUSZEWSKI
1907, Krajenki – ✟ 1945, Dachau
męczennik
patron: karmelitów
wspomnienie: 25 marca
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Na świat przyszedł 11.vi.1907 r. we wsi Krajenki, oddalonej o ok. 16 km na zachód od Tuchola, w południowej części Pomorza Gdańskiego, naonczas należącej do tzw. niem. Regierungsbezirk Marienwerder (pl. rejencja kwidzyńska) w prowincji niem. Westpreußen (pl. Prusy Zachodnie), części składowej niem. Königreich Preußen (pl. Królestwo Prus), kraju związkowego Cesarstwa Niemieckiego — czyli w zaborze pruskim (dziś w województwie pomorskim).
Sakrament chrztu św. — a wraz z nim imię Pawła — otrzymał dwa dni później, 13.vi.1907 r., w oddalonym o ok. 6 km rodzimym kościele parafialnym pw. Chrystusa Króla w Jeleńczu — konsekrowanym w 1768 r., a zatem 4 lata przed I pierwszym rozbiorem Polski, gdy ziemie rodzinne Pawła zrabowane zostały przez Królestwo Prus. Po drodze, mniej więcej w połowie drogi, rodzice być może mijali nowo wznoszoną bożnicę ewangelicką we wsi Kęsowo — poświęconą w 1913 r. — dziś katolicki kościół pw. św. Bernarda…
Dzieciństwo przyszło mu więc spędzić w środowisku podzielonym nie tylko narodowościowo – między znamienitą w tych regionach większością Polaków a zaborczymi Niemcami — ale i religijnie…
Był synem Marcina i Marianny z domu Teil, ubogich wyrobników, robotników pracujących najemniczo, głównie u bogatszych Niemców.
Miał 9. rodzeństwa.
W 1915 r., już po wybuchu I wojny światowej, rodzina przeniosła się na północ, do Gręblina, ok. 14 km na południe od Tczewa, w tzw. niem. Regierungsbezirk Danzig (pl. rejencja gdańska), kociewskiej wsi w parafii pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w oddalonym o ok. 3 km Wielkim Garcu, gdzie ojciec, Marcin, i najstarszy brat Pawła, Franciszek, podjęli pracę u zamożnego miejscowego niemieckiego posiadacza.
Szkołę podstawową ukończył w Gręblinie (dziś już nieistniejącą, zastąpioną przez Zespół Kształcenia i Wychowania w sąsiedniej wsi Rudno). Tam też spędził dzieciństwo. Tam przyszło mu doświadczyć — już jako nastoletnie dziecko — powrotu ziem rodzinnych do odrodzonej, po ponad 146 latach zaboru pruskiego, Polski…
Tak więc gdy w 1922 r. wybierać mu przyszło dalszą formę kształcenia mógł to uczynić w wolnej II Rzeczpospolitej. W latach 1922‑24 uczył się w gimnazjum w Sucharach, ok. 7 km od Nakła nad Notecią, prowadzonym przez Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego (łac. Societas Apostolatus Catholici – SAC), czyli księży pallotynów. Była to nowo założona, w 1921 r., szkoła wraz z domem Księży Pallotynów, istniejąca do 2016 r. Niestety, nie dane mu było jej ukończyć — po dwóch latach z powodu trudnej sytuacji finansowej rodziców musiał szkołę opuścić.
Powrócił w domu rodzinnego w Gręblinie i sam przerabiał materiał trzeciej klasy gimnazjum, przy wsparciu starszej siostry, Marty, nauczycielki.
W następnym roku udało się mu dostać do zakładu wychowczego dla sierot i opuszczonych chłopców, założonego i prowadzonego przez Zgromadzenie Świętego Michała Archanioła (łac. Congregatio Sancti Michaelis Archangeli – CSMA), czyli księży michalitów, w Pawlikowicach, daleko od stron rodzinnych, ok. 4 km od Wieliczki. Przebywał tam od 1.iv.1925 r. do 22.vii.1926 r. i ukończył czwartą klasę gimnazjum.
Decyzja opuszczenia stron rodzinnych nie była zapewne łatwa. Można się było spodziewać, że zdeterminuje w jakiś sposób życie młodego człowieka. I tak też się stało — odtąd młody Paweł związał swoje losy z ziemią małopolską, a w szczególności z Krakowem.
Do tego to bowiem miasta przeniósł się Paweł w vii.1926 r. Miał już lat 19 i zaczął się sam utrzymywać. Jednocześnie douczał się poprzez tzw. Powszechne Kursy Korespondencyjne „Matura”, mające swą siedzibę przy ul. Karmelickiej 35, i prowadzone przez byłego profesora przemyskich i krakowskich szkół średnich, dra Bronisława Swibę (ur. 1863 Płazów), znawcę literatury i łaciny.
W końcu, po wielu trudnych latach przygotowań, w 1927 r. zdał w Krakowie maturę.
Zaraz potem, 20.ix.1927 r., zdecydował się zrealizować dojrzewające w nim od pewnego czasu powołanie do poświęcenia się Bogu. Pojawił się u wrót klasztoru kontemplacyjnego zakonu Braci Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel (łac. Ordo Fratrum Beatae Mariae Virginis de Monte Carmelo – Ocarm), czyli karmelitów (zwanych trzewiczkowymi), o surowej regule, przy kościele pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w dzielnicy Piasek w Krakowie („na Piasku”).
W podaniu o przyjęcie pisał: „Czując od dzieciństwa nieodpartą chęć wstąpienia do stanu duchownego, postanawiam pójść za głosem serca i poświęcić się na służbę Bogu wstępując do zakonu. Mam 20 lat, ale od tej chwili pragnę żyć tylko dla Boga”…
Tak też się stało: przyjęto go, otrzymał zakonne imię Hilarego i do końca życia „żył już tylko dla Boga”.
Nowicjat odbywał w jednym z klasztorów prowincji ruskiej pw. św. Józefa swego zakonu, we Lwowie, przy kościele pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, gdzie też 30.xii.1928 r. złożył pierwsze śluby.
Studia filozoficzne ukończył w xi.1931 r. w seminarium duchownym oo. karmelitów przy klasztorze na Piasku w Krakowie, po czym wysłany został na dalsze studia teologiczne w międzynarodowym kolegium pw. św. Alberta (wł. Collegio Internazionale Sant'Alberto), w Rzymie.
Kolegium, które rozpoczęło działalność w 1901 r., było i jest pomyślane jako szkoła wyższa dla zakonników karmelitańskich. Jednocześnie niekiedy jego wychowankowie bywają również rejestrowani na słynnym Papieskim Uniwersytecie Świętego Tomasza z Akwinu (łac. Pontificia Universitas Studiorum a Sancto Thoma Aquinate in Urbe), zwanym „Angelicum”.
Tak też było w przypadku o. Hilarego. Jego młodszym kolegą z tych czasów był późniejszy przełożony generalny zakonu, Amerykanin o. Kilian Jan (ang. Kilian John) Healy (1913, Worcester – 2003, Danvers). Amerykański karmelita wspominał Hilarego po latach, jako „młodzieńca cichego, milczącego i samotnego, którego prawie się nie zauważało, zaabsorbowanego wyłącznie osobistym kontaktem z Bogiem”…
W 1931 r. też, tuż po przyjeździe do Rzymu, o. Hilary złożył profesję wieczystą.
Święcenia kapłańskie otrzymał 15.vii.1934 r. w Wiecznym Mieście.
Był to ostatni rok jego pobytu w Rzymie. Uzyskał wówczas stopień lektora teologii — czyli najniższy stopień w hierarchii naukowej, poprzedzający wykładowcę — oraz nagrodę dla najwybitniejszego studenta „Angelicum”.
W 1935 r. powrócił do Ojczyzny, do rodzinnego klasztoru w Krakowie. W seminarium duchownym rozpoczął wykłady historii kościoła i dogmatyki. Powierzono mu też obowiązki prefekta kleryków.
Rozpoczęła się żmudna, codzienna posługa na niwie Bożej. Miała ona zostać brutalnie przerwana 1.ix.1939 r.
Tego dnia bowiem w granice Rzeczypospolitej, bez wypowiedzenia wojny, wkroczyli Niemcy. Na podstawie osławionego porozumienia z 23.viii.1939 r. dwóch wybitnych przywódców socjalistycznych — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin), i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina (1878, Gori – 1953, Kuncewo) — i jego tajnych aneksów, od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwanego paktem Ribbentrop–Mołotow, Niemcy do Rzeczpospolitej wkroczyli od zachodu. 17 dni później od wschodu Polskę najechali Rosjanie. Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski — w praktyce uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu zaangażowania, Słowacy i Litwini — uzgodnionego formalnie i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r. w tzw. „traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”. Rozpoczęła się II wojna światowa.
Do Krakowa Niemcy weszli już 6.ix.1939 r. Miasto zostało włączone do zarządzanego przez Niemców okupacyjnego tworu administracyjnego zwanego niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete (pl. Generalne Gubernatorstwo dla okupowanych ziem polskich), w skrócie Generalnym Gubernatorstwem, jako jego stolica.
Jednym z pierwszych kroków obu okupantów była likwidacja wszelkich ośrodków promieniujących w podbitej Rzeczypospolitej wiedzą. Temu służyło zamykanie uniwersytetów i aresztowanie profesorów. Także katolickich — już 17.xi.1939 r. zlikwidowano Katolicki Uniwersytet Lubelski KUL. Skasowano, wraz z innymi macierzystymi uczelniami, wszystkie katolickie wydziały teologii.
Temu służyła likwidacja polskiego szkolnictwa.
Za symboliczną datę rozpoczęcia akcji jego likwidacji na terenach okupowanych przez Niemców — i warto ją zapamiętać, to bowiem jedna z najtragiczniejszych dat polskiej historii! — można przyjąć 28.ix.1939 r. Tego dnia bowiem padła Warszawa. Tego dnia, jak to już wspomniano, dwaj okupanci, Rosjanie i Niemcy, podpisali tzw. „traktat o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”. Tego samego dnia wreszcie dwaj urzędnicy niemieckiego centralnego niem. Rassenpolitisches Amt der NSDAP (pl. Urząd Polityki Rasowej NDSAP), Erhard Wetzel (1903, Stettin – 1975) i dr Günther Hecht (1902‑1945), w oparciu o wytyczne wyartykułowane dwa dni wcześniej przez niemieckiego socjalistycznego przywódcę, Adolfa Hitlera, opracowali memoriał niem. „Die Frage der Behandlung der Bevölkerung der ehemaligen polnischen Gebiete nach rassepolitischen Gesichtspunkten” (pl. Traktowanie ludności byłych obszarów Polski z punktu widzenia polityki rasowej). Owi wybitni przedstawiciele „rasy panów” pisali m.in.: „Uniwersytety i inne szkoły wyższe, szkoły zawodowe, jak i szkoły średnie były zawsze ośrodkiem polskiego szowinistycznego wychowania i dlatego powinny być w ogóle zamknięte. Należy zezwolić jedynie na szkoły podstawowe, które powinny nauczać jedynie najbardziej prymitywnych rzeczy: rachunków, czytania i pisania. Nauka w ważnych narodowo dziedzinach, jak geografia, historia, historia literatury oraz gimnastyka, musi być zakazana”.
Jedną z pierwszych decycji Niemcy zabronili więc prowadzenia nauczania na terenie Generalnego Gubernatorstwa na poziomie wyższym niż w zakresie szkoły zawodowej. Jak to określił inny „wybitny” niemiecki przywódca narodowy i socjalistyczny, zbrodniczy Henryk (niem. Heinrich) Himmler (1900, Monachium – 1945, Lüneburg): „dla polskiej ludności […] nie mogą istnieć szkoły wyższe niż 4‑klasowa szkoła ludowa. Celem takiej szkoły ma być wyłącznie proste liczenie, najwyżej do pięciuset; napisanie własnego nazwiska; wiedza, iż boskim przykazaniem jest być posłusznym Niemcom, uczciwym, pracowitym i rzetelnym. Czytania nie uważam za konieczne”…
Nawet nauczanie religii na poziomie wyższym niż podstawowe stało się nielegalne…
Częścią planu pozbawienia polskiego narodu całego dorobku wieków była też fizyczna likwidacja polskich klas wyższych i inteligencji na okupowanych przez Niemców terenach, realizowana pod nazwą ludobójczej akcji Intelligenzaktion (pl. „Inteligencja”) (Rosjanie, w dużej mierze w uzgodnieniu z Niemcami, przeprowadzili podobną akcję, która do historii przeszła pod nazwą lubobójstwa katyńskiego)…
W Generalnym Gubernatorstwie akcja eksterminacji polskiej inteligencji trwała najdłużej ze wszystkich okupowanych przez Niemców ziem. Tam kontynuacją Intelligenzaktion była bowiem przeprowadzona w v‑vii.1940 r. tzw. niem. Außerordentliche Befriedungsaktion (pl. Nadzwyczajna Akcja Pacyfikacyjna), czyli Akcja AB.
Także polityka Niemiec wobec Kościoła w Generalnym Gubernatorstwie różniła się od kroków podjętych w innych regionach, gdzie większość kapłanów już w latach 1940‑1 zesłano do obozów koncentracyjnych. Jej istotę oddaje instrukcja wydana 2.x.1940 r. przez wspomnianego niemieckiego przywódcę socjalistycznę, Adolfa Hitlera, i przekazana gubernatorowi Generalnego Gubernatorstwa, Janowi Michałowi (niem. Hans Michael) Frankowi (1900, Karlsruhe – 1946, Norymberga): „Nigdy nie będzie wolno podnieść ich [Polaków] na wyższą stopę, ponieważ natychmiast zostaliby komunistami i anarchistami. Dlatego jest rzeczą zupełnie słuszną, ażeby Polska zatrzymała swój katolicyzm. Polscy księża będą otrzymywali od nas swoją żywność, za to będą prowadzili swoje owieczki drogą, która nam odpowiada. Zadaniem księży będzie utrzymywać Polaków w spokoju, głupocie i tępocie”…
Frank tak skomentował instrukcję Hitlera: „Jeżeli katolicyzm jest trucizną, to można życzyć Polakom tej trucizny”.
W konsekwencji Frank początkowo dozwolił na w miarę normalne funkcjonowanie Kościoła w Generalnym Gubernatorstwie. Ale tylko „w miarę”, bowiem funkcjonowanie Kościoła nierozłącznie wiązało się z polityką Niemiec wobec całego narodu polskiego, a na obszarze Generalnego Gubernatorstwa miało wszak nastąpić „przeobrażenie organizacji wyznaniowych w posłuszne narzędzie realizacji celów politycznych okupanta”…
Od i.1940 r. zakazano śpiewania niektórych pieśni kościelnych, m.in. hymnu „Boże, coś Polskę” oraz pieśni „Serdeczna Matko” (na melodię wspomnianego hymnu). W ix.1940 nakazano nawet oddanie śpiewników z tymi pieśniami. Z Litanii Loretańskiej nakazano usunięcie słów „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”. Nie pozwolono również określać świętych „patronów–opiekunów jako patrones rei publicae Polonae”. Później, od 11.v.1942 r., zakazano nabożeństw do Matki Bożej Częstochowskiej, bo w niej było odniesienie „do nieistniejącego już państwa polskiego”.
Już w 1940 r. zabroniono procesji poza terenem świątyń, pielgrzymek i uroczystych pogrzebów…
Frank rozkazał też pousuwać z kościołów wszelkie obiekty upamiętniające ważne dla polskiej historii wydarzenia i osoby: obrazy i tablice pamiątkowe oraz popiersia i płaskorzeźby przedstawiające wybitnych Polaków. Zabroniono odprawiania specjalnych nabożeństw w dniach mających dla historii Polski symboliczne znaczenie: 15 sierpnia („Cud nad Wisłą”), 10 października (rocznica zwycięstwa pod Chocimiem) oraz 11 listopada (Święto Niepodległości).
Początkowo dozwolono na kontynuację wydawania katolickich czasopism i wydawnictw. Do czasu. Później wydawane były tylko dodatki w sankcjonowanych przez Niemców tzw. „gadzinowych”, czyli proniemieckich, gazetach i czasopismach…
Początkowo funkcjonowały też seminaria duchowne, acz często przejmowane — rabowane — przez Niemców, co wymuszało ciągłe przeniesienia do pomieszczeń zastępczych. Z programów nauczania usunięto przedmioty związane z historią i filozofią. Później jednak Niemcy zażądali likwidacji rzymskokatolickich seminariów duchownych w Warszawie, Lublinie, Kielcach, Siedlcach, Tarnowie i Częstochowie. Zezwolono na istnienie tylko dwóch — w Krakowie i Sandomierzu — lecz bez prawa przyjmowania nowych kandydatów — mogli je skończyć tylko ci, którzy już zostali, do 1939 r., przyjęci.
Zabroniono także przyjmowania nowych kandydatów do zgromadzeń zakonnych.
16.ix.1940 r. Radio Watykańskie (wł. Radio Vaticana) podawało: „Rozwiązano katolickie organizacje w Generalnym Gubernatorstwie, zamknięto katolickie instytucje edukacyjne, katolickich profesorów i nauczycieli doprowadzono na skraj nędzy, bądź wysłano do obozów koncentracyjnych. Prasa katolicka została zredukowana. W części ziem polskich wcielonych do Rzeszy, przede wszystkim w Poznaniu, katoliccy duchowni i zakonnicy zostali osadzeni w obozach. W innych diecezjach duchowni zostali osadzeni w więzieniach. Cały kraj został pozbawiony opieki duchowej, seminarzyści są w rozproszeniu”…
I właśnie wówczas, już po rozpoczęciu niemieckiej okupacji w Krakowie, 1.xi.1939 r., o. Hilary został mianowany przeorem (łac. prior), czyli przełożonym, swego klasztoru w Krakowie — na Piasku.
Owe pamiętne dni i jego samego wspominano później tak: „Był to kapłan pełen dobroci i nigdy nie odmawiał posługi w Zakładzie Sierot. Zawsze chętnie śpieszył ze Mszą św. czy spowiedzią a była wówczas spora gromadka osieroconych.
Ciągle widzę go oczyma duszy, jak ten dobry Ojciec przyjeżdżał na Zwierzyniec (dzielnica Krakowa), by tam wiele godzin spędzić wśród najbardziej potrzebujących.
W czasie okupacji przyjął do klasztoru gromadę wysiedleńców z poznańskiego. Nie zamknął furty przed cierpieniem ludzkim. Ścieśnił pomieszczenia zakonników i dał przytułek wygnanym rodakom. Nie tylko przytułek ale i wsparcie moralne”…
Wielkopolskę, Kujawy i Pomorze Gdańskie Niemcy przyłączyli bezpośrednio do Rzeszy Niemieckiej i natychmiast rozpoczęli program eliminacji Kościoła Katolickiego, który zakończył się wysłaniem większości duszpasterzy i zakonników, jak to już wspominano, do obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Dachau. Części z nich udało się wszelako przedostać do Generalnego Gubernatorstwa. Byli wśród nich oo. karmelici, którzy pojawili się u wrót i zostali przyjęci w krakowskim klasztorze. Znalazło się w nim wówczas ok. 12 ojców (księży), 15 braci i 20 kleryków
Niedługo potem ktoś doniósł do niemieckiej niem. „Geheime Staatspolizei” (pl. „tajna policja państwowa”) — czyli tzw. Gestapo — że w kościele karmelickim śpiewana jest pieśń „Serdeczna Matko”. Należała ona do zbioru pieśni zakazanych przez niemieckie władze okupacyjne. 18‑19.ix.1940 r. Gestapo pojawiło się u furty zakonnej. Czterech braci zakonnych zatrzymano (byli to ojcowie Albert Zenon Urbański (1911, Frankowo – 1985, Kraków?), Elizeusz Adam Wszelaki (1908, Zbójno – 1990, Toruń?) — obaj z klasztoru w Oborach na Kujawach, M. Franciszek Nowakowski (ur. 1912, Przyszowice?) i Paweł Majcher (1916, Sąsiadowice? – 2009?)) — wszyscy przeżyli piekło więzienia Montelupich w Krakowie, następnie obozu koncentracyjnego KL Auschwitz i w końcu obozu koncentracyjnego KL Dachau.
Następna fala aresztowań miała miejsce 4.xii.1940 r. Aresztowano wtedy wszystkich zakonników krakowskich…
Poza o. Hilarym, którego akurat nie było w klasztorze…
I wówczas przeor Hilary zdecydował się udać na Gestapo i spróbować, jako przełożony i odpowiedzialny za cały klasztor i wszystkich w nim posługujących, uzyskać zwolnienie zatrzymanych, szczególnie schorowanego, a jednocześnie najstarszego, o. Jana Marię Konobę (1905 – 1986, Kraków), późniejszego prowincjała.
Miało to miejsce w xii.1940 r. Ofiara o. Hilarego została przyjęta, Niemcy zwolnili o. Konobę, a zatrzymali o. Hilarego. Natychmiast przewieziono go z posterunku Gestapo do osławionego więzienia krakowskiego przy ul. Montelupich.
Stamtąd wywieziono go do niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationlager) KL Auschwitz…
KL Auschwitz znajdował się już poza Generalnym Gubernatorstwem, na terytorium Niemiec — na obszarze bezpośrednio przyłączonym przez Niemców po agresji w 1939 r. do Rzeszy, początkowo w niemieckiej Provinz Schlesien (pl. prowincja Śląsk) ze stolicą we Wrocławiu, a od 1941 r. w niemieckiej Provinz Oberschlesien (pl. Górny Śląsk) ze stolicą w Katowicach, gdzie obowiązywało prawo sensu stricto niemieckie, a nie prawo okupacyjne…
W obozie być może witał go zastępca komendanta, Karol (niem. Karl) Fritzsch (1903, Nassengrub – 1945?), słowami, które zapamiętała historia:
„Przybyliście tutaj nie do sanatorium, tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia, jak przez komin […]
Z prawdziwą przyjemnością przepędzimy was wszystkich przez ruszty pieców krematoryjnych. Dla nas wszyscy razem nie jesteście ludźmi, tylko kupą gnoju […]
Jeśli się to komuś nie podoba, to może iść zaraz na druty.
Jeśli są w transporcie Żydzi to mają prawo żyć nie dłużej, niż dwa tygodnie, księża miesiąc, reszta trzy miesiące…”
Prawd. do obozu przywieziono go już po 8.xii.1940 r. Tego dnia bowiem z KL Auschwitz wyjechał specjalny transport polskich duchownych, ze stacją docelową w niemieckim obozie koncentracyjnym (niem. Konzentrationlager) KL Dachau, gdzie Niemcy zdecydowali się zgromadzić — m.in. na skutek wielokrotnych interwencji Stolicy Apostolskiej — wszystkich kapłanów katolickich z okupowanych ziem polskich, „przyłączonych” bezpośrednio do Niemiec, przetrzymywanych do tej pory w różnych obozach koncentracyjnych: KL Auschwitz, KL Sachsenhausen, KL Mauthausen–Gusen, KL Buchenwald…
A o. Hilarego w nim nie było…
Przetransportowano go za to do innego niemieckiego obozu koncentracyjnego, KL Sachsenhausen, ok. 40 km na północ od Berlina. Przywitanie, jakie mu tam zgotowano, nie różniło się zapewne od przyjazdu ok. pół roku wcześniej innej grupki więźniów, jakże graficznie opisanej przez jednego z polskich kapłanów — ofiar niemieckiej „gościnności” — ks. Wojciecha Gajdusa (1907, Papowo Toruńskie – 1957, Zakopane):
„To […], co zaczyna się dziać w chwili, gdy opuszczamy spiesznie nasze klatki, przypomina jakąś jazdę wysokiej szkoły woltyżerskiej.
Tuż przy budce z napisem Sachsenhausen wysoko usypany, nieuregulowany nasyp. Przy nasypie z obu stron piaszczystej dróżki, wiodącej w dół, stoi dwóch strażników tutejszych. Widać, że dobrze im się spało, bo obydwaj i przy głosie, i w dobrym humorze.
Podbiegamy do nasypu. Stojący w przejściu strażnicy SS podstawiają nieświadomym, zwłaszcza starym, nogi, tak, że ci zwalają się głową na dół, a na nich wali się fala innych. Powstaje wielkie kotłowisko ciał. Śmigają w powietrzu zawiniątka, kapelusze, czapki, chleb, a nad całym tym rozruchem świszczy, jak bat, dobrze znany, złośliwy niecierpliwy okrzyk: los, los, schnell, schnell […]
Błyskawicznie formują się czwórki i zanim ostatni pozbierał się u naszych stóp, czoło rusza szybkim marszem czy truchcikiem naprzód […]
Pochód biegnie porządnie wybrukowaną ulicą, skręca między wysokie białe mury. Z dala widać bramę. Powiewają dwie wielkie chorągwie: państwowa, czarno–czerwona ze swastyką i czarna zupełnie, przecięta dwoma SS, które chwiejąc się w rannym wietrze, wyglądają jakby dwa białe nagie kościotrupy przylepione do żałobnej płachty”
Tam stał się więźniem nr 37088.
Nie na długo. 9.ix.1941 r. wywieziono go, prawd. autobusem, na centralny dworzec kolejowy Berlina. Dalej transportowano go normalnymi kursowymi pociągami niemieckimi — podobną drogą, jaką do tego samego miejsca docelowego prawie dokładnie rok wcześniej zmierzał inny polski kapłan, ks. Edward Detkens (1885, Warszawa‑Mokotów – 1942, Hartheim). Z Berlina zawieziono go mianowicie do Halle (Saale). Dwa dni później, 11.ix.1941 r., przewieziono do Lipska. Następnie 17.ix.1941 r. przetransportowano go do Hof w Bawarii, a dzień później do Norymbergii. Podróż koleją zakończyła się 19.ix.1941 r. w Monachium.
Wieziono go pod eskortą, prawd. tak jak i wspomnianego Edwarda Detkensa wystawiając — jak najgorszego zbrodniarza — na pośmiewisko i wzgardę niemieckiej społeczności. Świadek gehenny ks. Detkensa zanotował: „[w Norymberdze] założono mu na ręce i nogi kajdany, i tak maszerował za dnia przez ulice […] Szedł bardzo powoli, wzbudzając wśród publiczności, niestety, nie współczucie, lecz pogardę i nienawiść, przejawiającą się w oczach i podnoszonych pięściach…”ks. Tadeusz Rolski.
Tak też prawd. niemiecka społeczność traktowała o. Hilarego…
W końcu trafił tam, gdzie trafiło większość polskich kapłanów z ziem „przyłączonych” bezpośrednio do Niemiec — 19.ix.1941 r. przetransportowano go do wspomnianego obozu koncentracyjnego KL Dachau…
Witano go tam, tak jak wszystkich, złowieszczym przemówieniem: „Jesteście więźniami. Społeczeństwo wyrzekło się was, usunęło poza nawias życia. Jesteście w Dachau, a tu jest obóz koncentracyjny, skąd się nie wychodzi”. W jednym, znanym przypadku polski więzień i obozowy tłumacz, Jan Domagała (ur. 1896, Herne), pragnąc dodać otuchy nowo przybyłym ostatnie zdanie miał przetłumaczyć: „Jesteście w Dachau, skąd można wyjść. Trzymać się”. Niewielu się jednak to udało…
Nadano mu nowy, wypisany na białej taśmie, numer obozowy — 27648 — który niemieccy oprawcy umieścili na tzw. winklu: czerwonym trójkącie z literą „P”, na określenie więźnia politycznego — Polaka — przyszytym do obozowego łachu, zwanym pasiakiem.
Umieszczony został w bloku nr 28 — zwanym niem. „Priesterblock” — przeznaczonym dla kapłanów katolickich, „wrogów III Rzeszy”, którego więźniowie funkcyjni, tzw. blokowy i izbowi, słynęli z wyjątkowego okrucieństwa.
Do obozu przyjechał zaledwie 4 dni po tzw. „apelu pokusy” 15.ix.1941 r., gdy polscy duchowni przetrzymywani wówczas w KL Dachau — wszyscy! — odmówili podpisania listy przynależności do narodu niemieckiego i wpisania się na tzw. listę tzw. volksdeutschów (pl. etniczni Niemcy), za co mogli spodziewać się „przywilejów” obozowych. Więzień KL Dachau, ks. Feliks Windorpski (1907, Bydgoszcz – 1985, Traunkirchen), tak to opisywał po latach:
„Pod koniec września [1941] zwołano wszystkich księży na ulicę blokową bloku 28, gdzie też zjawił się Lagerführer Ziel [właśc. Egon Gustav Adolf Zill (1906, Plauen – 1974, Dachau), SS‑Hauptsturmführer, późniejszy SS‑Sturmbannführer] w towarzystwie dolmeczerów [od niem. Dolmetscher (pl. tłumacz)] i zakomunikował: Przywileje wasze się kończą. Odtąd przywileje będą tylko dla Niemców i tych, którzy przyznają się do niemieckości. Kto z was jest Volksdeutscher, pójdzie na blok 26, będzie miał kaplicę i przywileje. Było nas w owym czasie około 1000 księży polskich. Na powtórne pytanie kto jest Volksdeutscher nikt ręki nie podniósł. Za chwilę występuje pastor ewangelicki. Więcej nikt! To doprowadziło do wściekłości Lagerführera. Wyzwał nas od Saupolaken [(pl. polskie świnie)], Pfaffen [(pl. klechy)], itp. i odszedł”…
Owe „przywileje” Niemcy wycofali 18.ix.1941 r., na dzień przed przywiezieniem do obozu o. Hilarego…
W rezultacie wszyscy zmuszeni zostali do pracy ponad siły. Wspomniany ks. Feliks Windorpski wspominał:
„W styczniu 1942 r. ogłoszono, że księża mają sobie wybrać nowy zawód, gdyż do zawodu kapłańskiego nigdy już nie wrócą. Dobrowolnie nikt się nie zgłosił, wybierano więc. I tak wybrano część księży na stolarzy, a część na murarzy. W lutym rozpoczęło się szkolenie. Po dwóch miesiącach stolarze poszli do W.B. (Wirtschaftsbetriebe [(pl. zakłady gospodarcze)]) a murarze zaczęli budowę baraku X ([niem. Baracke X —] Krematorium). Tak więc krematorium powstało pracą rąk księży polskich. Reszta księży pracowała na plantacjach, gdzie na freilandzie I i II [Freiland I oraz Freiland II — przyobozowe plantacje ziół leczniczych i korzennych] ziemia zroszona jest krwią księży. Inni jeszcze pracowali przy wozach, jako konie pociągowe. Nie było dnia, by nie znoszono kogoś z miejsca pracy, nieżywego. Śmiercią naturalną żaden nie umarł. Na plantacjach wrzucano do basenów pełnych wody, szykanowano, bito do nieprzytomności”.
Większość niewolniczo pracowała na owych „plantacjach” — czyli tzw. „plantagach” — polach przylegających do obozu: zimą dokuczał deszcz, mróz i śnieg, w upalne dni górskie słońce. Więźniów pozbawiono cieplejszej odzieży, co w surowym klimacie podalpejskim — obóz wybudowano na bagnistym terenie o dużej wilgotności, szczególnie dokuczliwej jesienią i zimą, gdy więźniowie godzinami musieli stać na placu apelowym — kończyło się wyniszczającymi chorobami…
Był to najbardziej tragiczny okres gehenny polskich kapłanów w KL Dachau. Niemcy zabronili jakichkolwiek przejawów religijności w obozie, odebrali wszystkie różańce, modlitewniki i medaliki. Polscy kapłani, z głodu i wyczerpania, zaczęli odchodzić do Pana. Umierali często w samotności, bowiem Niemcy zakazali niesienia pomocy duchowej, nawet w godzinie śmierci…
Głód nie pozwalał myśleć o niczym innym, jak tylko o jednym — w jaki sposób zdobyć kawałek chleba. Waga więźnia nie przekraczała często 40 kg. A w 1942 r., najtragiczniejszym okresie w historii obozu KL Dachau, Niemcy głodowe racje jeszcze zmniejszyli…
„ […] uczucie ciągłego głodu i słabości, oglądanie się z żalem, czemu te kamienie nie są kawałkami chleba. […] Ludzie jedli najgorsze rzeczy, aby napełnić czymś swój żołądek. […] Kawałek chleba porzucony przez dziecko na ulicy był przysmakiem albo wykradzione z psiej miski kawałki skórek chleba lub z klatki króliczej. Nawet garść owsa zabrana po kryjomu z kurnika była przysmakiem. Zapominać kazała choć na chwil kilka o głodzie. A śmierć się zbliżała, okazywało to powolne puchnięcie od stóp, jeżeli doszło do brzucha, już koniec, nie było ratunku […]. Tułów wychudzony, a nogi grube i ciężkie, w ciężkich buciorach ledwie się wlokące” — tak wspominał swoje przeżycia w KL Dachau jeden z kapłanów, ks. Franciszek Mączyński (1901, Pacyn – 1998, Rzym), późniejszy rektor Polskiego Papieskiego Instytutu Kościelnego w Rzymie…
Ks. Tadeusz Gaik (1914, Bochnia – 1980, Halifax) w swoich wspomnieniach cytował wypowiedź innego więźnia KL Dachau, ks. Mieczysława Kłoczkowskiego (1910, Kielanowice – 1942, Dachau): „Głód dla każdego z nas tu w KL Dachau to tortura. Pomyśl, dwa dni temu dostałem repetę południowej zupy. Jeden z kolegów z dobrego komanda dał mi również menażkę zupy. Zjadłem, raczej wlałem w siebie trzy menażki. Byłem pełny po usta. Lecz chociaż byłem pełny, głód był dalej we mnie. Czułem, że wypiłbym cały kocioł zupy. Dostaję raz dziennie, wieczorem, ćwiartkę chleba. Zjem, ale czuję, że zjadłbym cały chleb, dwa chleby, pięć, dziesięć chlebów. I chociaż byłbym całkiem najedzony, nażarty, napchany, to mój organizm domagałby się więcej i więcej. Głód we mnie byłby dalej nienasycony i chciałbym chyba jeszcze połknąć ten parkan, ten blok”. Ks. Kłoczkowski obozu nie przeżył…
Prawd. Niemcy zdecydowali wówczas o fizycznej likwidacji polskiego duchowieństwa przetrzymywanego w KL Dachau. W iii.1942 r. zaczęli ogłaszać, że starsi i inwalidzi mogą „zgłaszać się na wyjazd do obozu specjalnego”, o mniejszym rygorze. Rozpoczęły się wywózki w tzw. „transportach inwalidów”. Celem nie był jednak „ośrodek wypoczynkowy”, a zamek Hartheim (niem. Schloß Hartheim) w Austrii, niemieckie centrum eutanazyjne, gdzie w ramach zorganizowanej Aktion T4 (pl. akcja T4) — „likwidacji życia niewartego życia” (niem. „Vernichtung von lebensunwertem Leben”), obejmującej początkowo osoby niedorozwinięte umysłowo, przewlekle chore psychicznie i neurologicznie, w tym dzieci — Niemcy mordowali wszystkich w komorach gazowych: samochodach, których rury wydechowe skierowane były nie na zewnątrz a do wnętrza pojazdów…
Mordowali też więźniów przywożonych z KL Dachau, w tym setki polskich kapłanów. Był wśród nich wspomniany ks. Edward Detkens…
o. Hilary ten straszny okres przeżył. Przeżył 4 lata niewyobrażalnej męczarni, nieustannego głodu, zimna, chorób, totalnego wycieńczenia — szczególnie we wspomnianym roku 1942 — w trakcie których prawie 700 polskich kapłanów, jego współtowarzyszy niedoli, zostało przez Niemców zamordowanych.
Późniejszy biskup pomocniczy diecezji włocławskiej, ks. Franciszek Salezy Korszyński (1893, Ręczno – 1962, Otwock), wspominał: „W naszym obozie nie było zwierząt pociągowych, musieli je więc zastąpić ludzie. Ludzi zaprzęgano do pługa przy usuwaniu śniegu z obozu, do wozów, do bron przy uprawie roli, a nawet do wału ugniatającego szosę. Jeszcze dziś żywo mam w pamięci obozowy obrazek przedstawiający budowę szosy. Kilku czy kilkunastu więźniów z wyciągniętymi szyjami, z wygiętymi w pałąk plecami ciągnie olbrzymi ciężki wał, inni więźniowie pchają ten wał, a kapo im przygaduje. Wśród tych niewolników dwudziestego wieku widzę prawie samych księży polskich. W świetle naszej religii praca jest czymś szlachetnym, wartościowym, wzniosłym, ale kiedy jest ponad siły człowieka lub kiedy wykonywana jest w nieodpowiednich warunkach — jest wielkim cierpieniem. Tak było w Dachau z naszą pracą fizyczną”…
Później, po owym strasznym 1942 r., tylko trochę było łatwiej. Więzień pięciu różnych obozów koncentracyjnych, Marian Główka (1908, Gniezno – 1975, Bielsko Biała), pisał w „Obozowych wspomnieniach…”: „Połączone z szykanami było również noszenie jedzenia z kuchni do bloków. Ciężkie kotły o wadze około 20 kg, wypełnione pięćdziesięcioma litrami kawy lub wodnistej zupy, musieli nosić więźniowie — starzy i młodzi, zdrowi i chorzy — na odległość około 600 metrów w specjalnym tempie i szyku. Przez dłuższy czas robili to księża katoliccy. Już po dwóch miesiącach kilkunastu z nich zmarło (wśród nich biskup Michał Kozal [(1893, Nowy Folwark – 1943, Dachau)]), a kilkudziesięciu poranionych, poparzonych lub z naderwanymi ścięgnami znalazło się na rewirze. Dopiero w 1944 roku zdecydowano się na rozwożenie kotłów odpowiednimi wozami”…
o. Hilary zmuszony został do niewolniczej pracy na wspomnianych plantagach. Ceniono go za dobroć, uczynność i poświęcenie. Wyróżniał się pogodą usposobienia. Dawał przykład życia modlitewnego, budził ufność w nadejście lepszego jutra i dodawał innym otuchy. Z wielką prostotą służył i pomagał współwięźniom. Dzielił się tym, co posiadał.
Współwięzień tak go wspominał: „Nie tylko ja go miałem w obozie za przyjaciela. Ale było takich bardzo dużo wśród księży, którzy cenili jego dobroć, jego uczynność. Nikomu nie odmówił pomocy. Był łagodnego usposobienia. Wielu gromadziło się przy nim takich, którzy potrzebowali pociechy”.
Kolejna poprawa nastąpiła w 1944 r., gdy oczywistym stawała się militarna klęska Niemiec: „Z chwilą, gdy blokowym bloku 28. został ks. Teodor Korcz [(1903, Poznań – 1931, Poznań)] […] powoli ustąpiła atmosfera strachu. Umilkły krzyki izbowego, blokowego. Ustały rewizje łóżek i szafek. W tajemnicy przed władzą obozu w izbach zaczęto odprawiać Msze św.”Anna Stępniak–Jagodzińska, tygodnik „Idziemy”, 13.vi.2010…
Wspomniany ks. Franciszek Korszyński wspominał: „Po komunii kapłańskiej każdy z nas otrzymywał świeżo konsekrowaną Hostię i sam udzielał sobie Komunii świętej. Był to widok wspaniały, podobny chyba do tych widoków, jakie przedstawiały katakumby, w których na Mszę świętą zbierali się po kryjomu pierwsi chrześcijanie”…
W obozie wszyscy karmelici spotykali się po apelu — oczywiście w ukryciu — na wspólne zakonne modlitwy. W spotkaniach uczestniczyli również karmelici innych narodowości. Między nimi był Holender, o. Tytus Anno Siard (hol. Titus Anno Sjoerd) Brandsma (1881, Oegeklooster – 1942, Dachau), dziś także wyniesiony na ołtarze męczennik.
o. Hilary doczekał roku 1945. Ale wówczas, w związku z krytyczną sytuacją Niemiec oraz fatalnym stanem sanitarnym, w obozie zapanował tyfus (dur) plamisty (łac. typhus exanthematicus), przenoszony przez wszy i pchły. Nie było go czym leczyć. Baraki z chorymi odgrodzono siatką, izolując cierpiących. Dziennie z każdego baraku wynoszono ok. 40‑70 zmarłych. Jednym z nich był ks. Antoni Świadek (1909, Pobiedziska – 1945, Dachau)…
Ks. Aleksy Wietrzykowski (1905, k. Żnina – 1980, Poznań), kapelan — z czasów II wojny światowej — prymasa Polski, Augusta kard. Hlonda (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa), w swych wspomnieniachPoznań, 2002 r. pt. „Agnosce sacerdos dignitatem tuam” (pl. „Poznaj kapłanie godność swoją”), zamieścił notatkę z 1946 r. w Paryżu:
„Wokoło śmierć sprzątała żniwo […] Aż wybuchła w Dachau epidemia tyfusu. Obozowi kaci zwrócili się do umęczonych więźniów o podjęcie się dobrowolnej opieki nad chorymi.
Każdy wiedział, że groziło to zarażeniem się i śmiercią. Znalazła się grupa ofiarnych dusz, które z narażeniem własnego życia zgodziły służyć chorym”9.ix.1962 r..
Grupę ową zorganizował ks. Stefan Wincenty Frelichowski (1913, Chełmża – 1945, Dachau). Wraz ze współbratem o. Hilarego, karmelitą, wspomnianym powyżej o. Urbańskim, zgłosił się do pracy jako personel blokowy w barakach chorych na tyfus. Obaj uzyskali, dzięki pomocy pisarza i tlumacza obozowego, wspomnianego Jana Domagały, zezwolenie niemieckich strażników.
Do pracy, do udzielania wiatyku i ostatniego namaszczenia umierającym, zgłosiło się 32 kapłanów (byli wśród nich m.in. br. Dominik Józef Zapłata (1904, Jerka – 1945, Dachau) oraz kleryk Towarzystwa Jezusowego (łac. Societas Iesu – SI), czyli jezuitów, Jerzy Stanisław Musiał (1919, Warszawa – 1945, Dachau)). Po przekroczeniu bramki do odgrodzonej części obowiązywał ich całkowity, pod karą śmierci, zakaz kontaktowania się z nie zarażoną częścią obozu.
Po kilku dniach dołączył do nich o. Hilary. Opuszczając bezpieczną część obozu stwierdził: „Tutaj jesteśmy niepotrzebni” a żegnając się wyjaśniał wspomnianemu ks. Franciszkowi Salezemu Korszyńskiemu: „Decyzję podejmuję w pełni świadomości ofiary z własnego życia”. Ks. Bernardowi Czaplińskiemu (1908, Grabów – 1980, Starogard Gdański), który również dostąpił potem zaszczytu posługi biskupiej, jako sufragan chełmiński, uzupełnił: „Wiesz, ja już stamtąd nie wrócę, ale tam nas potrzebują”…
Wkrótce zaraził się sam.
o. Urbański tak wspominał ostatnie jego chwile:
„Było to w samą uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Akurat powróciła mi przytomność po dwutygodniowym stanie nieprzytomności w wysokiej gorączce tyfusu plamistego. Dowiedziałem się, że o. Hilary leży nieprzytomny w jednym z sąsiednich bloków. Czołgając się przy ścianie bloku z wielkim trudem dotarłem do jego łóżka.
'Przeor!… '
'Ojcze przeorze' — wołam do niego coraz głośniej.
Ale on już ani się nie poruszył, ani nawet powiek nie otworzył. Oddychał tylko powoli i z trudem. Leżący obok niego ludzie z trudem poinformowali mnie, że ten człowiek, do którego zwracam się dziwnym wezwaniem 'przeor' już od pięciu dni leży nieprzytomny.
Czerwona kreska wykresu gorączki od kilku dni przekraczała 40 stopni.
Na drugi dzień już o. Hilarego tam nie spotkałem”.
Apostołował wśród zarażonych 21 dni. Do Pana odszedł owego 25.iii.1945 r., dzień wspomnienia Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, na miesiąc przed końcem działań wojennych i wyzwoleniem 29.iv.1945 r. obozu przez wojska amerykańskie.
Wcześniej do Pana odeszli Stefan Wincenty Frelichowski, br. Dominik Józef Zapłata oraz kleryk Jerzy Stanisław Musiał.
Współwięzień, Adam Kozłowiecki (1911, Huta Komorowska – 2007, Lusaka), jezuita, późniejszy kardynał i metropolita Lusaki w Zambii, wspominał:
„Dzisiaj (25 marca) zmarł na tyfus o. H. Paweł Januszewski (karmelita), jeden z tych bohaterów, którzy dobrowolnie zgłosili się do posługi chorym…
Trudno mi rozpisywać się nad ich decyzją… jednym słowem mogę określić ich decyzję: bohaterstwo. Prawdziwa miłość bliźniego. Zamykając się z zarażonymi na izolowanych blokach, aby pielęgnować biedne chore ciała i ratować dusze… narażając się prawie na pewną śmierć. To co przeszliśmy w ciągu tych pięciu lat, mogło zabić wszelkie wyższe ideały. Bezwzględna walka o byt mogła u wielu wyrobić wstrętny egoizm i obojętność dla drugich. Lecz ci bohaterowie są jawnym dowodem, że idea miłości bliźniego, rzucona przed dwoma tysiącami lat przez Chrystusa, to nie mrzonka, ale idea realna, która zwycięża nawet tam, gdzie największa panuje nienawiść.
Sługa Boży o. Hilary jest wspaniałym przykładem, jak dobrem można zwyciężać zło”Adam Kozłowiecki, „Ucisk i strapienie”.
Jego zwłoki prawd. rzucono na stos ciał do baraku pogrzebowego — trupiarni (niem. Totenkammer), a po paru dniach pochowano w zbiorowej mogile poza obozem, w pobliżu wsi Deutenhofen — Niemcom brakowało już wówczas koksu na spalenie zwłok w obozowym piecu krematoryjnym…
Beatyfikowany został 13.vi.1999 r. w Warszawie, przez św.Jana Pawła II (1920, Wadowice – 2005, Watykan), w gronie 108 błogosławionych męczenników II wojny światowej, wśród których znalazł się także br. Dominik Józef Zapłata. Byli też ks. Antoni Świadek i ks. Edward Detkens. Wcześniej św. Jan Paweł II beatyfikował Stefana Wincentego Frelichowskiego, natomiast kleryk Jerzy Stanisław Musiał jest dziś Sługą Bożym (łac. Servus Dei) w procesie beatyfikacyjnym.
12 lat wcześniej, 10.vi.1987 r., podczas trzeciej pielgrzymki do Ojczyzny, na krakowskich Błoniach św. Jan Paweł II tak modlił się słowami wielkiego jezuity, Piotra Skargi (1536, Grójec – 1612, Kraków):
„Patrzę na Kraków. Mój Kraków, miasto mojego życia. Miasto naszych dziejów. I powtarzam słowa modlitwy, która codziennie wraca na moje wargi:
'Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać' — słowa wielkiego Piotra Skargi, którego szczątki doczesne spoczywają w krakowskim kościele świętych Piotra i Pawła.
I dalej: 'Dziękujemy Ci za to, że ojców naszych wyprowadziłeś z rąk ciemiężców, najeźdźców i nieprzyjaciół. że po latach niewoli obdarzałeś nas na nowo wolnością i pokojem'.
I teraz znowu — 'Teraz, kiedy tyle sił potrzeba narodowi, aby zachować wolność, prosimy Cię, Boże: napełnij nas mocą Twojego Ducha. Uspokój serca, dodaj ufności w Twoją miłość. Wzbudź w narodzie chęć do cierpliwej walki o zachowanie pokoju i wolności. Spraw, abyśmy co dzień stawali się zdolni własnymi rękami i społeczną solidarnością, wpatrzeni w tajemnicę Twojego Krzyża, budować naszą wspólną przyszłość.
Boże, niech Duch Święty zmienia oblicze naszej ziemi i umacnia Twój lud. Niech nam pomaga zachować Twoje królestwo w życiu osobistym i rodzinnym, w życiu narodowym, społecznym, państwowym.
Chroń nas przed egoizmem indywidualnym, rodzinnym, społecznym. Nie pozwól, żeby mocniejszy gardził słabszym. Broń nas przed nienawiścią i uprzedzeniem wobec ludzi innych przekonań. Naucz nas zwalczać zło, ale widzieć brata w człowieku, który źle postępuje i nie odbierać mu prawa do nawrócenia. Naucz każdego z nas dostrzegać własne winy, byśmy nie zaczynali dzieła odnowy od wyjmowania źdźbła z oka brata.
Naucz nas widzieć dobro wszędzie tam, gdzie ono jest; natchnij nas zapałem do ochraniania go, wspierania i bronienia z odwagą.
Zachowaj nas od uczestniczenia w zakłamaniu, które niszczy nasz świat. Daj odwagę życia w prawdzie.
Obdarzaj nas chlebem codziennym. Błogosław naszej pracy.
BOże, Rządco i Panie narodów!'”
Czy tę modlitwę wznosił również o. Hilary? Nie wiemy. Ale mamy prawo przypuszczać, że tak. I kiedy przyszła godzina próby, konieczność dania świadectwa „cierpliwej walki o zachowanie pokoju i wolności”, nie zawahał się. Oddał swe życie i dziś możemy dziękować Bogu, że „wyprowadził [nas] z rąk ciemiężców, najeźdźców i nieprzyjaciół. że po latach niewoli obdarzył nas na nowo wolnością i pokojem”.
Za wstawiennictwem o. Hilarego prosimy pokornie, by „wolność i pokój” trwały jak najdłużej…
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez św. Jana Pawła II:
Popatrzmy na trzy-częściowy film o o. Hilarym Pawle Januszewskim:
Popatrzmy na film o KL Dachau (po niemiecku):
Posłuchajmy słów Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:
Pochylmy się nad słowami Ojca św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
oraz jego homilią z 19.vi.1987 r. z Krakowa:
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: