Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. MARIAN GÓRECKI
1903, Poznań – ✟ 1940, Stutthof
męczennik
patron: młodzieży Gdańska
wspomnienie: 22 marca
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Urodził się 2.v.1903 r. w Poznaniu, ówcześnej stolicy tzw. niem. Regierungsbezirk Posen (pl. rejencja poznańska) należącej do tzw. niem. Provinz Posen (pl. Prowincja Poznańska), części składowej niem. Königreich Preußen (pl. Królestwo Prus), kraju związkowego Cesarstwa Niemieckiego — czyli w zaborze pruskim.
W kościele rodzimej parafii pw. św. Marcina, także pw. św. Marcina, jednej z najstarszych świątyń (XII-XIII w.) Poznania, został w sakramencie chrztu św. przyjęty do Kościoła Powszechnego.
Był synem Tomasza i Petroneli z Szekiełdów.
Edukację szkolną, w szkole powszechnej, rozpoczął mając sześć lat.
Po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczął naukę w Szkole Handlowej (dziś Zespół Szkół Handlowych im. Bohaterów Poznańskiego Czerwca'56), w której uczniowie na dwuletnim kursie przygotowywali się do zawodu sprzedawców handlu detalicznego lub otrzymywali teoretyczne przygotowanie do pracy administracyjno–biurowej.
Po roku jednakże przeniósł się do 8–klasowego gimnazjum — prawdopodobnie było nim najstarsze gimnazjum Poznania, im. św. Marii Magdaleny (dziś Liceum Ogólnokształcące im. św. Marii Magdaleny), o znamienitych tradycjach, w którym kształcili się — jak szczyci się tym szkoła — „wszyscy czołowi wielkopolscy działacze narodowi, niepodległościowi, przywódcy pracy organicznej” w Wielkopolsce, uczestnicy powstań listopadowego, styczniowego i późniejszego wielkopolskiego, oraz „najdłuższej wojny nowoczesnej Europy” — czyli walki z germanizacją, w tym z niemieckim Kulturkampfem (pl. „walka kulturowa”), w zaborze pruskim…
Skończywszy 13 lat przyjął sakrament bierzmowania, obierając za patrona św. Walentego.
W Poznaniu przeżył odrodzenie II Rzeczypospolitej i obserwował zmagania polskie o przyłączenie Wielkopolski do macierzy, których kulminacją było Powstanie Wielkopolskie lat 1918‑9, jedyne polskie powstanie zakończone sukcesem — Poznań i okolice znów były w polskich rękach…
Nie dziwi więc, że gdy miał 17 lat wstąpił, w godzinie największej próby nowego państwa — jako ochotnik — do wojska, by walczyć w wojnie polsko–rosyjskiej roku 1920.
Po jej szczęśliwym zakończeniu powrócił do szkoły. W związku z brakami sal lekcyjnych — do nauki garnęło się coraz więcej młodzieży — 6 klas z gimnazjum im. św. Marii Magdaleny wyodrębniono i przeniesiono — w roku szkolnym 1922/2 — do budynku dawnego gimnazjum im. Fryderyka Wilhelma, ewangelickiego i niemieckiego, które po nastaniu Rzeczypospolitej podupadło. Powstała nowe gimnazjum, które przybrało — w spontaniczny sposób — za patrona św. Jana Kantego (dziś III Liceum Ogólnokształcące im. św. Jana Kantego).
I to w tej szkole Marian zakończył — w 1923 r. — swoją podstawową edukację. A po zdanej maturze wstąpił do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu.
Podczas studiów pełnił tam funkcję ceremoniarza.
1.vii.1928 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ówczesnego biskupa pomocniczego archidiecezji poznańskiej, Karola Mieczysława Radońskiego (1883, Kociałkowa Górka – 1951, Włocławek).
Posługę podjął najpierw jako wikariusz w Lesznie, w parafii pw. św. Mikołaja, działającej przy kościele parafialnym (dziś kolegiata) pw. św. Mikołaja.
Następnie został prefektem — czyli wykładowcą — w Seminarium Nauczycielskim w Koźminie (dziś Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych im. Józefa Marcińca). Seminarium, działające w średniowiecznym zamku w Koźminie, kształciło nauczycieli dla szkół podstawowych (zwanych wówczas powszechnymi), tak wiejskich, jak miejskich…
Podobną funkcję pełnił następnie w Seminarium Nauczycielskim w Wolsztynie (które zakończyło działalność w 1934 r.)…
Poza rolą nauczyciela w obu tych instytucjach był także opiekunem harcerzy.
Jego działalność i poświęcenie nie umknęły uwadze władz duchownych. Nie przypadkiem więc w 1933 r., gdy ówczesny biskup diecezji gdańskiej, Edward Aleksander Władysław O'Rourke (1876, Basin – 1943, Rzym), poprosił ks. Prymasa, arcybiskupa metropolitę gnieźnieńskiego i poznańskiego, Augusta Hlonda (1881, Brzęczkowice – 1948, Warszawa) o wyznaczenie kapłana do pracy w Wolnym Mieście Gdańsku, ten drugi wybrał Mariana na tę placówkę.
Ówczesna diecezja gdańska obejmowała głównie, acz nie jedynie, Gdańsk, z bardzo silną większością niemiecką i protestancką (ok. ⅔ mieszkańców). Marian trafił do niej, do pracy z tamtejszą Polonią, stanowiącą od 3 do 15% mieszkańców (szacunkowe dane się różnią) w szczególnym momencie, gdy w Niemczech do władzy doszła partia socjalistyczno–narodowa NSDAP, z Adolfem Hitlerem (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin) jako kanclerzem…
Pracował z młodzieżą i polskimi stowarzyszeniami zrzeszonymi w Centralnym Komitecie Katolików Polaków diecezji gdańskiej, którego prezesem był ks. Franciszek Rogaczewski. Był także prefektem w Gimnazjum Polskim Macierzy Szkolnej (od 1935 r. gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego) — jedynym polskim gimnazjum na terenie Wolnego Miasta Gdańska (dziś już nieistniejącym).
Był także rektorem kaplicy pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Gdańsku Nowym Porcie. Kaplica ta znajdowała się w budynku byłych koszarów wojskowych, w którym przez pewien czas funkcjonował tzw. etap emigracyjny, a potem urządzono w nim mieszkania dla obywateli polskich pracujących w Wolnym Mieście Gdańsku, świetlicę Związku Polaków (od 1937 r. Gminy Polskiej Związku Polaków), szkołę podstawową Macierzy Szkolnej, salę sportową, Dom Harcerza oraz kaplicę pw. Matki Bożej Częstochowskiej.
Przez dwa lata był również kapelanem pomocniczym Wojskowej Składnicy Tranzytowej (składnicy amunicyjnej z oddziałem wartowniczym) na półwyspie Westerplatte. Był także kapelanem harcerzy Wolnego Miasta Gdańsk.
Dał się poznać jako charyzmatyczny duszpasterz, szczególnie uwielbiany przez młodzież, której wszak był prefektem. Organizował dla niej — nie tylko z Gimnazjum Polskiego, ale i innych szkół — liczne duszpasterskie, formacyjne i edukacyjne zajęcia. Włączył w nie także młodzież pozaszkolną wygłaszając dla niej specjalne prelekcje i wykłady. Finansował — z własnych zasobów — wycieczki dla młodzieży.
Patronował też działalności organizacji katolickich przy kaplicy pw. Matki Bożej Częstochowskiej, Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży, Męskiej (KSMM) i Żeńskiej (KSMŻ) — obie działające w strukturach Akcji Katolickiej, Towarzystwa Śpiewu pw. św. Cecylii (św. Cecylia jest patronką muzyki kościelnej), a także organizacji o charakterze narodowym, takich jak Towarzystwa Ludowego pw. św. Jadwigi, Towarzystwa Byłych Powstańców i Wojaków (organizacji prowadzącej m.in. szkolenia sprawnościowe), Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”.
Zasłynął też z bezinteresowności. Nie pobierał na przykład, jako rektor kaplicy pw. Matki Bożej Częstochowskiej, opłat od wiernych, gdyż twierdził, wzorem św. Pawła („nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem”Flp 4, 11): „wystarcza mi w zupełności to, co sam zarobię jako prefekt gimnazjum”…
Aktywna działalność nie uszła uwadze Niemców. Obserwowano go bacznie i inwigilowano. Nie obyło się też bez bardziej bezpośrednich szykan, które wszelako nie powstrzymały Mariana w jego posłudze…
Aż do 1.ix.1939 r., gdy w granice Rzeczypospolitej, bez wypowiedzenia wojny, wkroczyli Niemcy. Na podstawie osławionego porozumienia z 23.viii.1939 r. dwóch wybitnych przywódców socjalistycznych — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin), i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina (1878, Gori – 1953, Kuncewo) — i jego tajnych aneksów, od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwanego paktem Ribbentrop–Mołotow, Niemcy do Rzeczpospolitej wkroczyli od zachodu, a 17 dni później od wschodu Polskę najechali Rosjanie. Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski (w praktyce uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu zaangażowania, Słowacy i Litwini), uzgodnionego formalnie i podpisanego, wraz z innymi tajnymi aneksami, 28.ix.1939 r. w tzw. „traktacie o granicach i przyjaźni Rosja–Niemcy”. Rozpoczęła się II wojna światowa.
Już pierwszego dnia wojny Marian został aresztowany przez niemieckiego najeźdźcę. Zawieziono go, jak większość aresztowanych Polaków, do tzw. Victoriaschule, budynku niemieckiej szkoły średniej dla dziewcząt, który Niemcy w dniach 1-15.ix.1939 r. wykorzystali do przetrzymywania zatrzymanych Polaków. Tam poznał niemiecką praworządność — był, jak wszyscy Polacy, bity i maltretowany…
Następnego dnia przewieziono go do właśnie powstającego niemieckiego obozu koncentracyjnego (niem. Konzentrationslager) KL Stutthof — jeszcze wówczas określanego jako niem. Zivilgefangenenlager (pl. obóz dla jeńców cywilnych) — ok. 50 km na wschód od Gdańska. W grupie 40 księży (wśród nich byli wspomaniany ks. Rogaczewski i ks. Bronisław Komorowski) i nauczycieli zmuszony został — głównie wieczorami i w nocy — do pracy nad rozbudową obozu.
Pod koniec ix.1939 został, wraz z innymi aresztowanymi kapłanami, oskarżony przez niemiecką tajną policję państwową (niem. Geheime Staatspolizei) — Gestapo — o … gromadzenie broni w kościołach. Podczas ciężkich przesłuchań żądano przyznania się do winy, grożąc natychmiastowym rozstrzelaniem. Odmówił i za karę przez trzy dni przetrzymywany był w bunkrze — malutkiej, ciemnej celi, bez jedzenia i picia. Nie ugiął się.
Potem niewolniczo harował przy wyrębie drzewa oraz jako obozowy szklarz.
Przez kilka dni zmuszony został także do niewolniczej pracy m.in. w obozie dla jeńców cywilnych (niem. Zivilgefangenenlager) w miejscowości Grenzdorf (pl. Graniczna Wieś), gdzie produkowano — niewolniczymi siłami — kostkę brukową do budowy dróg.
Na przełomie roku 1939‑40 za śpiewanie kolęd ukarano go dodatkową pracą przy odśnieżaniu.
Pod koniec zimy 1939/40 r. rozpoczęły się brutalne przesłuchania. Ich cel nie był więźniom znany, ale nagle Marian, w Niedzielę Palmową 17.iii.1940 r., znalazł się w utworzonej z najznakomitszych przedstawicieli Polonii Gdańskiej karnej kompanii (niem. Strafkompanie) (znalazł się w niej również wspomniany ks. Komorowski). Grupę odizolowano od pozostałych więźniów w osobnej izbie i poddawano w ciągu dnia specjalnym ćwiczeniom na placu obozowym:
„Nie wolno im było chodzić krokiem. Wszystko odbywało się biegiem, nawet wyjście po obiad, nie mówiąc już o ćwiczeniu, noszeniu desek, itd. […] Utrzymywali się na nogach ostatkiem nerwów i rozpaczliwym wysiłkiem woli […] Nigdy w żadnej katedrze czarne jutrznie nie sprawiały bardziej przejmującego wrażenia i nie otwierały silniej serc na oglądanie Męki Pańskiej, jak tu, gdyśmy szepcząc słowa proroków, oglądali krwawe ich ilustracje nie na filmie, lecz w prawdziwej rzeczywistości” — wspominał wiele lat później ks. Wojciech Gajdus (1907, Papowo Toruńskie – 1957, Nawra), współwięzień…
Istnieje niezwykła relacja z życia polskich kapłanów w Stutthof w 1940 r. Złożył ją wspomniany ks. Wojciech Gajdus. W 1943 r., ukrywając się przed Niemcami — po zwolnieniu z obozu koncentracyjnego KL Sachsenhausen — opisał swoje przeżycia obozowe, w tym pierwszą, potajemną, obozową Mszę św., odprawioną 21.iii.1940 r., w Wielki Czwartek, dzień, gdy kapłani odnawiają swoje przyrzeczenia. Ową Mszę św. celebrował zamordowany parę lat później w komorze gazowej w niemieckim ośrodku eutanazyjnym Hartheim, ks. Bolesław Piechowski (1885, Osówek – 1942, Hartheim). Wczytajmy się w słowa być może najwspanialszego i najpiękniejszego opisu Najświętszej Ofiary w języku polskim:
„Niestrudzony ceremoniarz wielkotygodniowy, ks. Wicek Frelichowski (1913, Chełmża – 1945, Dachau) dumał o czymś głęboko i frasobliwie. Od kilku dni prowadził jakieś tajemne rokowania z przemytnikami, chodzącymi codziennie do tartaku. Co popołudnie wyglądał ich niecierpliwie i wreszcie w środę Wielkiego Tygodnia na chwilę rozmarszczyło się jego zafrasowane czoło. Z radością i dumą pokazuje swym sąsiadom i powiernikom dwie małe pszenne bułki, zawinięte troskliwie w białą płócienną chuskę, dotąd dziwnym trafem zachowaną w stanie śnieżnej białości. Od rana też czyści skrupulatnie małą szklankę i tę spowija, jakby skarb jakiś, w inną chustkę.
Spojrzeliśmy na siebie. Bez słów. Zrozumieliśmy szalony pomysł […] 'A wino?' Wicek niezrażony podnosi swe oczy na pytającego. 'Myślałem o tym' — szepce […] — 'Nie wierzę, żeby przy tylu kapłanach ktoś nie miał choć kropli wina mszalnego. Trzeba obejść cały barak i popytać'.
Wyruszamy, mało mając nadziei na zdobycie tego bezcennego napoju tu, w obozie, po tylu miesiącach kaźni. Idziemy jednak posłuszni wezwaniu. Przepychamy się przez wszystkie żywe zapory. Stajemy na chwilę, szeptem rzucamy pytanie: 'Kto ma choć parę kropli wina mszalnego?' Zdziwieni nadsłuchują towarzysze. Z niedowierzaniem smutno kiwają głowami […] Kto by tu miał wino mszalne!
Kończymy obchód baraku. Znikąd spodziewanego odzewu. Aż tu z barłogu unosi się mała, drobna postać ks. Józefa Müllera (1908, Jabłkowo – 1942, Hartheim). 'Wina wam potrzeba? Czy chodzi o odprawienie Mszy św.?' — pyta drżącym głosem. 'Jeżeli tak, dam wam dwie butelki, starczy na dwie Msze św. Macie tu i duży zapas hostii'
[…] Wicek zdaje się wcale temu nie dziwić […] 'Byłem prawie pewny, że Pan Bóg nie zostawi nas bez tej pociechy, może i dla wielu ostatniej. I nie zostawił'.
[…] Jest Wielki Czwartek […] Mała walizka spoczywa na barłogu na plewach, na niej biała chusta — to obrus. Większa szklanka z komunikantami. Mniejsza szklanka — to kielich. Przed nim spoczywa wielka hostia. Nad walizką–ołtarzem wisi mały krzyżyk. Oto i cały ołtarz […]
[…] Na klęczkach, za zasłoną, gdyż z braku miejsca inaczej nie można, celebrować będzie Mszę św. ks. Piechowski, asystentem i ministrantem będzie ks. Frelichowski. Zasłona spływa z ich pleców tworząc wypukłości […] Pod zasłoną ciasno i gorąco. Tak gorąco, że mały ogarek, który trzyma jeden z kapłanów, zamiera co chwila. Trzeba od czasu do czasu unosić trochę zasłonę, by wpuścić powietrze […]
Ludzie to czy anioły zaczynają tam, klęcząc za zasłoną, rozmowę z Bogiem, pełną łkań i załamań. Przez salę leci półgłośny szept: łac. Introibo ad altare Dei (pl. Przystąpię do ołtarza Bożego) […] Głos […] łamie się co chwila. Ktoś przy mnie nie wytrzymał. Jęknął i szlocha jak małe skrzywdzone dziecko. Inny twarz ukrył w dłoniach i pochyla się jednostajnym rytmem, jak w Częstochowie modlące się staruszki. Tu i ówdzie ktoś pociąga nosem. To nie katar szaleje w baraku, lecz Jakuby mocują się z aniołem na pustyni ludzkiej. Mocują się w sobie i walczą Abrahamy. To ogrójcowe szepty i jęki napełniają powietrze.
Głosy zza zasłony krzepną — już się nie łamią. Wyraźnie i wdzięcznie płynie trójgłosem łac. Credo (pl. Wierzę) […]
Po chwili Offertorium […] Tak, o Panie, weź tę ofiarę naszych marnych wyniszczonych ciał i dusz naszych. Weź ofiarę za przyjaciół i nieprzyjaciół, za żywych i umarłych, za nasze parafie, za Ojczyznę. Ty umiesz wskrzeszać z prochów światło i życie. Niech prochy nasze uproszą przed obliczem Twoim Zmartwychwstanie Ojczyzny. Niech głosy nasze wraz z głosami wszystkich Twoich cherubinów i serafinów śpiewają Tobie: Święty, Święty, Święty…
[…] Pan i Bóg przyszedł do Stutthofu. W Wielki Czwartek święci Paschę z uczniami Swymi. Przed męką i śmiercią, na jaką za dni niewiele będzie wydany w tych oto uczniach, co są członkami Ciała Jego, święci ostatnią Paschę Swoją. Bezszelestnie prawie przyczołgują się uczniowie Pańscy do stóp Pana. Wielu po raz ostatni przyjmuje Go na ziemi. To ich wiatyk, zaopatrzenie na ostatnią drogę. Dwaj z nich, ks. Komorowski i ks. Górecki, którzy wsuwają się milczkiem do baraku i przyklękają na przyjęcie Pana, dziś jeszcze będą z Nim w raju. Inni za dni kilka lub kilka tygodni odejdą do Ojca światłości po nagrodę zbytnio wielką — za ofiarę z życia i krwi”ks. Wojciech Gajdus, op. cit.…
I rzeczywiście — następnego dnia, 22.iii.1940 r., w Wielki Piątek, Marian został zamordowany, wraz z 66 działaczami polskimi (wśród nich ks. Komorowskim), w lasach niedaleko obozu. Każdemu przeznaczony był jeden strzał w tył głowy. Ciała spadały do wykopanego rowu, który natychmiast potem zakopano. Niektórzy pewnie jeszcze żyli…
Wyroki śmierci sygnował niemiecki doraźny sąd policyjny…
Przed śmiercią Marian wypowiedzieć miał ponoć— wobec prześladowców — słowa przebaczenia…
„Po południu zabrano wszystkich Żydów z obozu. Lecz Żydzi wrócili pod wieczór.
— Składaliśmy ubrania — szepcze tajemniczo i ze zgrozą w oczach stary Goldman […]
— Tak mi się wydaje, panie ksiądz, że to były ubrania tamtych — wskazał ku pustemu blokowi kompanii karnej.
Między nimi były także ubrania dwu panów księży…”„Klechy w obozach śmierci”, o. Henryk Malak (1913 – 1987, Chicago), Lublin 2004
Ów Goldman przemycił wcześniej, z Gdańska–Nowego Portu do KL Stutthof, mszał, ratując go w ten sposób przed spaleniem. W obozowej latrynie przekazał go Marianowi. I to korzystając z niego odprawiono opisywaną Mszę św.
Grób pomordowanych odnaleziono, po ustaniu działań wojennych, w 1946 r. — dzięki Niemce polskiego pochodzenia Marii Brandt, którą Niemcy zatrudnili do sadzenia lasu na miejscu zbrodni, oraz inż. Wacławowi Lewandowskiemu, który jako więzień KL Stutthof pracował w biurze projektowym. Zwłoki ekshumowano i 2.iv.1947 r., w Wielki Piątek, złożono na Cmentarzu Zasłużonych w Gdańsku–Zaspie.
13.vi.1999 r. Marian znalazł się, wraz z ks. Rogaczewskim i ks. Komorowskim, w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej, których św. Jan Paweł II (1920, Wadowice – 2005, Watykan) ogłosił błogosławionymi.
Wiele lat wcześniej, 12.vi.1987 r., podczas pamiętnej homilii wygłoszonej do młodzieży zgromadzonej na Westerplatte, św. Jan Paweł II mówił m.in.:
„Przyszłość Polski zależy od was i musi od was zależeć. To jest nasza Ojczyzna — to jest nasze 'być' i nasze 'mieć'. I nic nie może pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość tego naszego 'być' i 'mieć' zależała od nas.
Każde pokolenie Polaków, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich dwustu lat, ale i wcześniej, przez całe tysiąclecie, stawało przed tym samym problemem, można go nazwać problemem pracy nad sobą, i — trzeba powiedzieć — jeżeli nie wszyscy, to w każdym razie bardzo wielu nie uciekało od odpowiedzi na wyzwanie swoich czasów.
Dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. To nas wyróżnia, począwszy od tego patriarchy, którego nazywa św. Paweł 'ojcem naszej wiary': uwierzył wbrew nadziei; to nas wyróżnia poprzez Bogarodzicę, o której Elżbieta przy nawiedzeniu powiedziała: 'Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła', po ludzku, wbrew nadziei, uwierzyła, że się stanie, bo w dziejach człowieka działa Bóg.
Powiedział Chrystus: »Ojciec mój dotąd działa i Ja działam«. I to miejsce jest także świadkiem wielkiego działania Boga przez ludzi.
[…] Tu, na tym miejscu, na Westerplatte, we wrześniu 1939 roku, grupa młodych Polaków, żołnierzy, pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego, trwała ze szlachetnym uporem, podejmując nierówną walkę z najeźdźcą. Walkę bohaterską.
Pozostali w pamięci narodu jako wymowny symbol. Trzeba, ażeby ten symbol wciąż przemawiał, ażeby stanowił wyzwanie dla coraz nowych ludzi i pokoleń Polaków”.
Marian Górecki „nie uciekł od odpowiedzi na wyzwanie swoich czasów”, „uwierzył wbrew nadziei” i zaiste powinien pozostać „w pamięci narodu jako wymowny symbol”…
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Obejrzyjmy etiudkę o polskich świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II:
Popatrzmy na krótką etiudę o niemieckim „Wolnym Mieście Gdańsku”:
Obejrzyjmy film Tadeusza Różewicza o obronie Westerplatte:
Obejrzyjmy również dwa filmiki o wydarzeniach z września 1939 r. w Gdańsku:
a także dwa filmy związane z obozem koncentracyjnym w Stutthof:
Posłuchajmy słów św. Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:
Pochylmy się nad słowami św. Jana Pawła II z 12.vi.1987 r. na Westerplatte:
a także nad homilią beatyfikacyjną św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: