Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. STANISŁAW PYRTEK
1913, Bystra Podhalańska – ✟ 1942, las Borek k. Berezwecza
męczennik
patron: katechetów, Brasławszczyzny
wspomnienie: 4 marca
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Urodził się 21.iii.1913 r. w małopolskiej (łac. Polonia Minor) wiosce Bystra Podhalańska, ok. 5 km od Jordanowa, w zaborze monarchii Austro–Węgier (niem. Österreich–Ungarn).
Był synem miejscowego rolnika Józefa i Ludwiki z domu Cholewa, pochodzącej z oddalonej o ok. 5 km od Jordanowa wsi Toporzysko.
Miał dwie siostry.
Do Kościoła Rzymskokatolickiego w sakramencie Chrztu św. został przyjęty, w dzień po narodzeniu, 22.iii.1913 r., w jordanowskim kościele parafialnym pw. Przenajświętszej Trójcy — jeszcze wówczas nieukończonym, choć od 1912 r. już funkcjonującym. Stało się to w niecałe 5 lat po Chrzcie św., który w tej samej świątyni przyjął inny kapłan i późniejszy męczennik pochodzący z Jordanowa, ks. Piotr Edward Dańkowski (1908, Jordanów – 1942, Auschwitz). Obu dane miało być wyniesienie na ołtarze tego samego dnia przez św.Jana Pawła II (1920, Wadowice – 2005, Watykan).
Pewnie też się znali, bowiem w uczęszczali do tych samych szkół…
Stanisław do czteroletniej szkoły podstawowej uczęszczał, już w niepodległej Rzeczypospolitej, w latach 1919‑22, w Jordanowie.
Ponieważ w Jordanowie nie było wówczas szkoły średniej przez następne kilka lat nie kontynuował, jak się wydaje, edukacji pomagając rodzicom w domu, przy uprawie ziemi.
Sytuacja zmieniła się w 1926 r., gdy istniejące od 1924 r. Prywatne Miejskie Seminarium Nauczycielskie, w którym nauka Stanisława przekraczała możliwości finansowe rodziców, nie mające zresztą stałego lokum w Jordanowie i prowadzące tułaczy tryb życia, przekształciło się w szkołę publiczną im. św. Stanisława Szczepanowskiego (dziś Zespół Szkół im. Hugona Kołłątaja). I to w tym gimnazjum Stanisław rozpoczął zdobywanie wiedzy na poziomie gimnazjalnym.
Uczęszczał do niego krótko. Już bowiem od 1.ix.1926 r. przeniósł się do ośmioletniego gimnazjum humanistycznego im. Seweryna Goszczyńskiego (dziś I Liceum Ogólnokształcące) w Nowym Targu.
Ukończył je w 1934 r. zdaniem matury.
Nadszedł czas ważnych decyzji. Stanisław nie miał wahań — nadeszło bowiem powołanie. Próbował dostać się do Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie, ale z braku miejsc nie został przyjęty. Boże wezwanie było jednakże silniejsze, niż takie przeszkody, więc za radą kolegi udał się na wschodnie rubieże Rzeczypospolitej i zapukał do bram Seminarium Duchownego im. św. Józefa w Wilnie.
Został w owym 1934 r. przyjęty. Rozpoczęło się przygotowanie do sakramentu kapłaństwa.
Seminaryjne studia teologiczne uzupełniał studiami na Wydziale Teologicznym wileńskiego Uniwersytetu im. Stefana Batorego.
Ich ukończenie stanęło pod wielkim znakiem zapytania na rok przed święceniami. 1.ix.1939 r. bowiem Niemcy zaatakowały Rzeczpospolitą.
Stanisław przebywał wówczas — był wszak koniec wakacji, a rok akademicki miał się zaczynać 1.x.1939 r. — u rodziny na Podhalu. Ale 14.ix.1939 r. władze seminaryjne wystosowały przez Polskie Radio Wilno apel do alumnów, by szybciej przybyli do Wilna, gdyż nauka rozpocznie się wcześniej, niż planowano. Obawiano się, że później z powodu wojny trudno będzie alumnom przybyć do Seminarium.
W sam czas, bowiem ostatnie audycja Radia Wileńskiego nadana została 16.ix.1939 r.…
Wielu kleryków z zachodnich stron Polski wezwania jednakże nie usłyszało, albo nie było w stanie zareagować, i już do Wilna nie wróciło. Stało się to jeszcze trudniejsze, gdy po Niemcach 17.ix.1939 r. Rzeczpospolita została zaatakowana przez Rosjan. Dwa dni później padło Wilno…
Nie wiadomo, czy radiowe wezwanie usłyszał Stanisław. W każdym razie z narażeniem życia przedostał się przez nowe granice, wytyczone przez totalitarne, zaborcze Niemcy i Rosję, i powrócił do Wilna. Czy zdążył na 20.ix.1939 r., gdy rozpoczęły się zajęcia w Seminarium, nie wiadomo — ale znalazł się wśród 90 alumnów, którym dane było kontynuować przygotowanie do kapłaństwa. W x.1930 r. rozpoczęły się także zajęcia na Uniwersytecie.
Kilka tygodni później, 26.x.1939 r., Rosjanie oddali Wilno innym okupantom — Litwinom…
W roku akademickim 1939/40 zajęcia w Seminarium odbywały się w zasadzie normalnie, jeśli nie liczyć litewskich akcji nacjonalistycznych i trudności materialnych. Natomiast Uniwersytet Stefana Batorego działał tylko jeden trymestr. Decyzją okupanta 15.xii.1939 r. uczelnia została zamknięta…
Stanisław był wówczas na ostatnim roku studiów.
Święcenia kapłańskie przyjął 16.vi.1940 r., z rąk swego ordynariusza, abpa Romualda Jałbrzykowskiego (1876, Łętów–Dębie – 1955, Białystok), w bazylice archikatedralnej pw. św. Stanisława Biskupa i św. Władysława. Stało się to w dzień po ponownym przejęciu Wilna przez Rosjan, gdy ulice miasta przeczesywały zaborcze, okupacyjne wojska rosyjskie…
W tym samym czasie pracą magisterską na temat apostolstwa świeckich kobiet, pisaną pod kierunkiem ks. Michała Sopoćko (1888, Juszewszczyzna – 1975, Białystok), ukończył studia i uzyskał stopień magistra. Wydział Teologiczny Uniwersystetu im. Stefana Batorego, który już wówczas — po rozwiązaniu — działał w podziemiu, prowadził działalność w ramach Seminarium Duchownego. Tam prowadzono seminaria naukowe i kontynuowano prace magisterskie. Wydawano nawet dyplomy magisterskie na oficjalnych blankietach uniwersyteckich, ale z datą sprzed 15.xii.1939 r., datą zamknięcia Uniwersytetu. Skorzystał z tego Stanisław — okazało się, że był to już ostatni taki rocznik…
Po otrzymaniu święceń kapłańskich przez rok posługiwał w parafii pw. św. Anny w Duksztach Pijarskich, ok. 25 km od Wilna.
Tragiczne to były lata. Okupacyjna władza rosyjska najpierw ogołociła okupowany kraj z majątku, później zaczęła wprowadzać swoje prawa. Jednym z nich było na przykład wprowadzenie dowodu osobistego — do tej pory większość rolników takowego dokumentu nie miała. Ten rosyjski „wynalazek” ma się zresztą dobrze w Polsce do dzisiaj…
Od 14.vii.1940 r., w miesiąc po wejściu Rosjan, zaczęły się represje — wywózki na Syberię. Rosjanie — najczęściej nocami — porywali ofiary i ich całe rodziny z domowych pieleszy, początkowo urzędników państwowych, leśników, etc., później wystarczało li tylko „podejrzenie” o wrogość wobec Rosji. Gnano ich na stacje kolejowe, skąd bydlęcymi wagonami transportowano na wschód, na Syberię. Przedtem jednak, by nieszczęśników do końca pognębić, „dawano” im do podpisania dokumenty — zgodę na „dobrowolne” opuszczenie rodzinnych stron…
Trzecią wywózkę Polaków zamieszkujących te tereny — tych którzy jeszcze pozostali — planowano na drugą połowę 1941 r. Nie doszł do niej, bo rozpoczęła się wojna rosyjsko–niemiecka (co się nie udało w latach 1939‑41, Rosjanie przeprowadzili później, po 1944 r., stosując te same, co poprzednio, metody)…
Kapłanów Rosjanie zaczęli prześladować oczywiście już wcześniej. Początkowo bezpośrednio ich nie atakowano — bano się reakcji, były bowiem przypadki zbiorowej obrony duszpasterzy, przez parafian, przed wywózką i aresztowaniem.
Stanisław uniknął tych represji, a w ix.1941 r. abp Jałbrzykowski mianował go wikariuszem parafii pw. Najświętszego Bożego Ciała w Ikaźni, w rejonie brasławskim obwodu witebskiego (dziś Białoruś), niedaleko granicy z Łotwą. Miał pomagać Władysławowi Maćkowiakowi (1910, Sytki – 1942, las Borek k. Berezwecza), młodemu kapłanowi, który po 17.ix.1939 r. i rozpoczęciu okupacji rosyjskiej, gdy miejscowy proboszcz nie wrócił z wojennej tułaczki, musiał przejąć jego obowiązki. Musiał szybko stać się organizatorem życia dla ponad 4.5 tysiąca wiernych…
Straszną okupację rosyjską, naznaczoną wywózkami na Syberię, w vi.1941 r. zastąpiła okupacja niemiecka. Nowi najeźdźcy nie okazali się lepsi. Po zajęciu okolicy Niemcy utworzyli Komisariat Generalny Białoruś (niem. Generalbezirk Weißruthenien) i w nim znalazła się wieś Ikaźń. Na owych terenach pogranicza wielu nacji okupanci prowadzili politykę wzbudzania nienawiści narodowych, szczególnie wobec Polaków. W ten sposób starali się zjednać społeczność białoruską, łotewską i litewską. Tłumiony był każdy objaw polskości.
Kościół Katolicki i ludność polska stały się celem polityki eksterminacyjnej…
I wówczas ks. Maćkowiak poprosił o pomoc i ją otrzymał. Na stanowiska wikariusza przybył trzy lata młodszy Stanisław…
Obaj młodzi kapłani zaczęli prowadzić gorliwą działalność, m.in. katechizację dzieci — był to wszak początek roku szkolnego — mimo f ormalnych zakazów. Szybko ich zadenuncjowano, do czego przyczynić się miał pewien weterynarz, wysługujący się, jako starosta brasławski, Niemcom…
Taki donos mógł w owych czasach prowadzić tylko do jednego: „tajna” policja państwowa (niem. Geheime Staatspolizei), czyli gestapo, wydała na nich w yrok śmierci.
Ks. Maćkowiak został uprzedzony, przez pochodzącego z Ikaźni Jana Pietkuna (AK‑owca, który przez dwa lata ukrywał rodzinę żydowską, za co odznaczony został później medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”), o grożącym niebezpieczeństwie. Udał się więc do Wilna i o radę zwrócił do swego arcypasterza. Pozostać? Uciekać? Ukryć się? Abp Jałbrzykowski pozostawił decyzję kapłańskiemu sumieniu — ks. Maćkowiaka i jego wikariusza.
Obaj pozostali w Ikaźni. Nie mogl i wszak porzucić parafian…
3.xii.1941 r. ks. Maćkowiak został przez gestapo aresztowany i zawieziony do więzienia w Brasławiu.
Następnego dnia u bram więzienia pojawił się Stanisław, z doraźną pomocą, niezbędnymi rzeczami i prośbą o uwolnienie swego proboszcza. Zamiast jej spełnienia i jego, pod zarzutem „ujemnego ustosunkowania się do władz i utrzymywania tajnej szkoły”, zatrzymano. Aresztowani zostali także parafianie przybyli z podpisaną przez wielu wiernych petycją w ich sprawie — byli wśród nich niejacy Antoni Jarocki i Justyn Rydziko, świadkowie męczeństwa obu kapłanów…
W Brasławiu kapłani byli torturowani. Bito ich, aż do utraty przytomności.
Świadek zapamiętał ich wyszeptywaną modlitwę: „Pro Christo…”.
W Wigilię 24.xii.1941 r. uwięzionych w Ikaźni, w tym obu kapłanów, przywieziono do więzienia w Berezweczu (ok. 80 km na południe od Brasławia, dziś część miasta Głębokie)…
Cele urządzono w byłym klasztorze oo. bazylianów, zakonu kościoła greckokatolickiego, który Rosjanie zlikwidowali jeszcze w 1839 r., po powstaniu listopadowym lat 1830‑1, gdy klasztor i kościół przez nich prowadzone zamienili w monaster prawosławny. W czasach Rzeczypospolitej świątynię przejął kościół katolicki, a w były klasztor przeznaczony został na cele wojskowe. Gdy w 1939 r. Rosjanie po napadzie na Rzeczpospolitą przejęli budynki urządzili w nim więzienie, jedno z największych na okupowanych terenach — wybór nie był przypadkowy: w Głębokim bowiem zaczynały się wówczas szerokie tory kolejowe, przystosowane do rosyjskich pociągów, którymi wywożono Polaków na Syberię… W więzieniu w Berezweczu więziono nie tylko, choć głównie, Polaków, ale także obywateli państw nadbałtyckich.
Gdy w vi.1941 r. Berezwecz zajęli Niemcy znaleźli w murach więzienia — dosłownie w murach, bowiem część ofiar Rosjanie zamurowali żywcem — ok. 800 zamordowanych Polaków. Nie zraziło ich to wszelako — urządzili tam swoje własne…
I to w nim, na początku 1942 r., do Stanisława i jego proboszcza dołączył jeszcze jeden kapłan, ks. Mieczysław Bohatkiewicz (1904, Krykały – 1942, las Borek k. Berezwecza), proboszcz z Dryssy, w diecezji pińskiej.
Stan zdrowia kapłanów, zmaltretowanych, skatowanych, był już wtedy bardzo zły. Próbował w ich sprawie interweniować miejscowy proboszcz, wikariusz generalny biskupa wileńskiego, ks. Antoni Zienkiewicz (1888 – 1951, Głębokie), i — o dziwo! — udało mu się coś uzyskać. Wszystkich trzech umieszczono bowiem w szpitalu w Głębokiem i pozwolono nawet sprawować Mszę św.
Mieli wtedy ostatnią możliwość ucieczki. Pomoc oferował troskliwy dyrektor szpitala, dr Janusz Zasztowt (1909‑1981). Nie skorzystali. Nie chcieli narażać nikogo, tym bardziej pracowników szpitala i ich rodzin, na odwet ze strony Niemców…
Odwiedzający ich w szpitalu ks. Piotr Bartoszewicz (1914, Wilno – 1991, Żołudek), który pomagał wówczas ks. Zienkiewiczowi w parafii Głębokie, relacjonował, że początkowo wszyscy trzej byli bardzo przerażeni, ale: „Jako ich spowiednik obserwowałem z bliska przemianę duchową, jakiej dokonywał w nich Duch Święty”.
Parafianie z Ikaźni nie ustawali w staraniach o uwolnienie swoich duszpasterzy, zbierali pieniądze i złoto na ich wykupienie, i uzyskali nawet „obietnicę” ich uwolnienia od naczelnika niemieckiej żandarmerii. Więźniowie jednak nie mieli złudzeń, twierdząc zgodnie wobec ks. Bartoszewicza, że będą wolni, ale już „w Ojczyźnie Niebieskiej”.
2.iii.1942 r. wszyscy trzej poprosili o ostatnią spowiedź. Ks. Bartoszewicz, który sam później zesłany został na 6 lat do rosyjskich łagrów syberyjskich, wspominał: „Podziwiałem ich pokój ducha i radość wewnętrzną z tej świadomości, że idą na śmierć i wkrótce oddadzą życie za wiarę”.
Wieczorem tego dnia policja zabrała Stanisława i ks. Bohatkiewicza z powrotem ze szpitala do więziennej celi w Berezweczu.
Jak się okazało była to ich „cela śmierci”.
W nocy Stanisław napisał na marginesie swojego brewiarza pożegnalne listy — do rodziny i znajomy księży. Pisał m.in.:
„Kochany Tatusiu i Drogie Rodzeństwo.
Te kilka godzin oddziela mnie od niczym nie zasłużonej śmierci. Obowiązek kapłana — złożyć i tę ofiarę za Chrystusa. Ginę za nauczanie religii. Nie płaczcie i nie smućcie się po mnie, idę do Mamusi i tam wszyscy się spotkamy […] Ślę wam błogosławieństwo kapłańskie.
Po trzech miesiącach wiezienia cieszę się, że jestem godzien cierpieć i umierać.
Więc nie rozpaczajcie, bo wszyscy się spotkamy.”
„Kochana Babciu […].
Już mnie nie ma między żyjącymi. Obecnie znajduję się ‘w celi śmierci’, a za trzy godziny po wszystkim. […] Tylko nie plakać po mnie, bo jestem spokojny.”
„Kochany i Czcigodny Księże Dziekanie i Ks. Piotrze [Zienkiewiczu].
Jam consumatum est — zaledwie parę godzin dzieli mnie od celu […] Tam przed Panem będę błagał o nagrodę […] Chrystus vincit. Chrystus regnat.”
Dwaj towarzysze niedoli również spisali w swoich brewiarzach ostatnią wolę. Udało się je przekazać innym współwięźniom…
Gdy następnego ranka na saniach wywieziono księży na egzekucję, towarzyszył im głośny płacz przetrzymywanych parafian z Ikaźni, na co odpowiedzieli: „Nie płaczcie, nasza śmierć będzie dla was uwolnieniem, będziecie wolni wszyscy. Ofiarujemy naszą krew za was”…
4.iii.1942 r., w dzień uroczystości św. Kazimierza, królewicza, patrona wileńskiej prowincji kościelnej, wszystkich trzech, wraz z ochrzczoną Żydówką i czterema żołnierzami sowieckimi, rozstrzelano w lesie Borek, po przeciwnej od Berezwecza stronie jeziora Wielkiego, i tam pogrzebano w zbiorowym dole.
Ich ostatnimi słowami miały być „Niech żyje Chrystus Król!!”
Przeżyli natomiast aresztowani parafianie z Ikaźni. Następnego dnia po masakrze zostali zwolnieni…
Cztery miesiące później, 4.vii.1942 r., w lesie Borek Niemcy zamordowali kolejnych pięciu kapłanów. Do Pana odeszli wówczas:
Po zakończeniu działań wojennych w 1945 r. na terenie lasku Borek nie przeprowadzono ekshumacji. A przecież Niemcy pochowali tam nawet do 30 tysięcy swoich ofiar: rosyjskich jeńców, Żydów z getta w Głębokiem, Polaków — członków polskiej armii podziemnej, Armii Krajowej. Stało się tak być może dlatego, że las Borek kryje także tysiące innych ofiar — zamordowanych przez Rosjan w czasie okupacji w latach 1939‑41 oraz później, po przejęciu Głębokiego i Berezwecza od Niemców w 1944/5…
Bo wtedy były klasztor bazyliański został ponownie wykorzystany przez Rosjan jako więzienie…
Ks. ks. Maćkowiak, Pyrtek i Bohatkiewicz znaleźli się w gronie 108 męczenników II wojny światowej, beatyfikowanych przez Jana Pawła II 13.vi.1999 r., w Warszawie.
Kilka lat wcześniej, 5.ix.1993 r., w Wilnie, podczas pielgrzymki na Litwę, Jan Paweł II mówił w homilii:
„Dzisiaj […] mówię do was słowami św. Piotra Apostoła: ‘Wy […] jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym’1 P 2, 9.
Bóg wezwał was ‘do przedziwnego swojego światła’ w Jezusie Chrystusie, abyście ogłaszali ‘dzieła Jego potęgi’por. l P 2, 9.
Ta ‘potęga’ — moc Boga żywego objawiła się w waszych dziejach. Objawiła się w tych trudnych czasach, w dziejowych doświadczeniach Litwy, w cierpieniach, zsyłkach i więzieniach, w katorgach i męczeństwie tylu synów i córek waszej ziemi.
Ci wszyscy wasi rodacy dzisiaj są pośród nas. Oni są z nami w mocy Ducha Bożego. I wołają tak jak psalmista:
‘>Boże naszych Ojców […] Przywróć nam radość z Twojego zbawienia i wzmocnij nas duchem ochoczym!’por. Ps 51 [50], 14.
Tak wołają, gdy przemieniły się czasy udręki i wasza ojczyzna wróciła na drogi wolności. Ogromnie jej przeto potrzeba tego ‘wzmocnienia duchem ochoczym’.
Trzeba duchowych narodzin.
To, co przed wiekami zapoczątkował chrzest, musi się stać zaczątkiem duchowego odrodzenia każdego i wszystkich”.
Czy myślał wówczas o Stanisławie, który do owego „wzmocnienia duchem ochoczym” wzywał wiele lat wcześniej i czemu dał świadectwo swoją męczeńską śmiercią — nie wiemy…
Gdzie dokładnie pochowane są relikwie męczenników z lasu Borek — nie wiadomo. Przypuszcza się, że mogli zostać pochowani w bezimiennych dołach tam, gdzie dziś znajduje się strzelnica strażników więziennych obecnego berezweckiego więzienia o zaostrzonym rygorze…
W zupełnie innym świetle natomiast jawi się śmierć – wraz z kapłanami – wspomnianej Żydówki. Znamiennego świadectwa o ofierze kapłanów z Berezwecza wiele lat później złożył bowiem inny Żyd, Piotr (hebr. Pejsach) Smuszkowicz (1920 – 2013, Thornhill, ON, USA), który w owym czasie przetrzymywany był w więzieniu w Głębokiem, i któremu udało się przeżyć — został później partyzantem. Ów współautor wspomnień z tamtych lat „Od ofiar do zwycięzców (ang. From victims to victors)” w liście do historyka, ks. prof. Zygmunta Mieczysława Zielińskiego (ur. 1931, Cekcyn) z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, napisał, że trójka kapłanów została „uwięziona i rozstrzelana za udział w ratowaniu Żydów” przed niemieckimi nazistami…
W lesie boreckim jest kilka pomników: na cmentarzu żydowskim, na rosyjskich, jenieckich mogiłach. Już w XXI w., staraniem polskich krewnych tam pomordowanych, pojawił się wreszcie krzyż katolicki. Zagospodarowano mały cmentarzyk i postawiono pomnik z polskimi napisami. Jeden z nich brzmi: „Księża rozstrzelani 4 marca 1942, bł. Mieczysław Bohatkiewicz, bł. Władysław Maćkowiak, bł. Stanisław Pyrtek, beatyfikowani 13 czerwca 1999 przez Papieża Jana Pawła II…”
W Jordanowie, rodzinnej parafii Stanisława, ogłoszono go — za zgodą ówczesnego ordynariusza krakowskiego, Franciszka Antoniego kard. Macharskiego (ur. 1927, Kraków) – patronem katechetów.
Ale prawda o Berezweczu, kościele pw. św. Apostołów Piotra i Pawła, sąsiadującym dawniej z klasztorem oo. bazylianów — dziś więzieniem — wspaniałym zabytku wielkiej kultury, „perle baroku wileńskiego”, jak o nim mówiono, który Rosjanie zburzyli w 1970 r., i ofiarach lasu Borek wciąż jest aliści przykryta zasłoną niepamięci i milczenia. I zmowy…
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Popatrzmy na film (w trzech częściach) o dniach Polaka w Brasławiu:
Posłuchajmy słów Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:
Pochylmy się nad słowami Ojca św. Jana Pawła II z 13.vi.1999 r. w Warszawie:
oraz jego homilią z 5.ix.1993 r. z Wilna:
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich: