Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
tutaj ⇐ 108 polskich męczenników niemieckiej okupacji podczas II wojny światowej
bł. LUDWIK MZYK
1905, Chorzów Stary – ✟ 1940, KL Posen
męczennik
patron: werbistów
wspomnienie: 20 lutego
„Biała Księga” (martyrologium) duchowieństwa Polski ⇒ tutaj
Na świat przyszedł 22.iv.1905 r. w Chorzowie, wówczas wsi w pobliżu miasta Królewska Huta (niem. Königshütte), w parafii pw. św. Marii Magdaleny, będących wówczas częścią Prowincji Śląsk (niem. Provinz Schlesien), należącej do zaborczego Królestwa Prus (niem. Königreich Preußen), wchodzącego w skład Cesarstwa Niemieckiego (niem. Deutsches Kaiserreich).
Ówczesny Chorzów był najstarszą, bo istniejącą już w XIII w., wsią dzisiejszego miasta o tej samej nazwie, którego częścią stał się w 1934 r. Wówczas miasto Królewska Huta przyjęło nazwę Chorzów, a wieś Chorzów stała się jego dzielnicą, przyjmując nazwę Chorzowa Starego…
Pochodził z rodziny górniczej. Jego ojciec, również Ludwik, był sztygarem i ratownikiem w kopalni węgla kamiennego „Król” (niem. Königsgrube) w Chorzowie (w 2. połowie XX w. zwanej pod nazwą „Prezydent”, dziś już nieistniejącej). Matka, Franciszka z domu Hadasz (zm. 1954), pochodziła z Bytkowa (dziś dzielnicy Siemianowic Śląskich), i zajmowała się domem.
Był piątym dzieckiem spośród dziewięciorga rodzeństwa, z których dwoje zmarło w dzieciństwie.
W tydzień po przyjściu na świat, 29.iv.1906 r. w parafialnym kościele pw. św. Marii Magdaleny, poświęconym 19.xii.1892 r., został przyjęty do Kościoła Powszechnego (gr. katholikos; łac. catholicus) w sakramencie chrztu św., którego prawd. udzielił ówczesny proboszcz, ks. Franciszek Adamek (1866, Mysłowice – 1913, Chorzów).
Rodzina była religijna i praktykująca. Chłopcy służyli w parafii jako ministranci…
W latach 1911‑8 uczęszczał do lokalnej, 7‑klasowej szkoły podstawowej (dziś Szkoły Podstawowej nr 24 im. Powstańców Śląskich).
W starszych klasach nauka przypadła mu na czas I wojny światowej. W szkole uczyło wówczas mniej nauczycieli — ok. 6 — bo 3 zostało wcielonych do armii niemieckiej. Pod koniec wojny, w 1917 r. mieszkańcy odczuwali już dotkliwy brak obuwia i ciepłej odzieży. Dzieci przychodziły do szkoły bose, nawet przy bardzo niskich temperaturach, lub w zastępstwie nosiły drewniane trepy. A jesienią 1918 r. objawiła się epidemia grypy, z objawami zapalenia płuc, nazwanej później, mało precyzyjnie, „hiszpanką” — choć na terenach polskich zwana była początkowo raczej jako „ukrainka”, „wołynka” czy „choroba bolszewicka”, w związku z obszarem, który najbardziej w naszym kraju ucierpiał. Specjaliści szacują, że w latach 1918‑9 r. w Polsce mogło na nią umrzeć ok. 250,000 osób…
Nic nie wiadomo, by na „hiszpankę” zapadł młody Ludwik…
Ludwik wcześnie zaczął się interesować wiarą i sprawami Kościoła i religii. I wcześnie poczuł powołanie — jako kilkunastoletni chłopak wysłuchał rekolekcji i misji parafialnych, prowadzonych przez jednego z misjonarzy Zgromadzenia Słowa Bożego SVD (łac. Societas Verbi Divini) — czyli werbistów, założonych w 1875 r. przez św. o. Arnolda Janssena (1837, Goch – 1909, Steyl) w Steyl (dziś dzielnica miasta Venlo w Holandii) — w Nysie i … zdecydował się.
Rodzice początkowo nie traktowali tej decyzji poważnie, ale dzięki perswazji krewnych, zmienili zdanie. I przy wsparciu m.in. lokalnego proboszcza ks. Karola Namysło (1865, Zwiastowice – 1925, Chorzów Stary) udało się, 13.ix.1918 r., pod koniec I wojny światowej, gdy rozpadało się cesarstwo niemieckie, umieścić Ludwika w Niższym Seminarium Misyjnym pw. Świętego Krzyża (czyli gimnazjum), prowadzonym przez werbistów we wsi Górna Wieś (dziś dzielnica Nysy).
Decyzja wydająca zgodę na powstanie Domu Misyjnego w Górnej Wsi wydana została przez władze niemieckie 20.vii.1892 r. Jeszcze w tym samym roku rozpoczęto budowę klasztoru, a w roku następnym nowy Dom Misyjny poświęcono. Kościół, w stylu neogotyckim, budować zacząto w 1905 r. — wiązało się to z rozbudową ośrodka, który w szczycie mieścił ok. 20 ojców i 75 braci zakonnych oraz prawie 270 wychowanków szkoły. Poświęcono go — pw. Matki Bożej Bolesnej — 4.xi.1907 r. Uroczystej konseksekracji dokonał natomiast — i Ludwik na pewno w tej uroczystości uczestniczył — Adolf kard. Bertram (1859, Hildesheim – 1945, Javorník), ordynariusz archidiecezji wrocławskiej (łac. Archidioecesis Vratislaviensis), 28.ix.1924 r.
Gimnazjum było szkołą z obowiązkowym internatem. Wychowankowie mieli dostęp do sali gimnastycznej i basenu, parku klasztornego ze stawem, oraz placu do rekreacji i ćwiczeń fizycznych — zgodnie ze starożytną zasadą „Mens sana in corpore sano” (pl. „W zdrowym ciele, zdrowy duch”). Edukacja była płatna — wsparcie ks. proboszcza Namysło było więc kluczowe.
Gdy Ludwik rozpoczynał nauki w Górnej Wsi trwała jeszcze I wojna światowa. Niemieckie władze zajęły część budynków zakonnych i przekształciły je w wojskowy niem. Reservelazarett (pl. szpital rezerwowy). Starsze roczniki ówczesnych wychowanków szkoły wcielane były do armii niemieckiej, zatem rozpoczęcie nauk przez Ludwika w 1918 r. niosło za sobą podobne ryzyko — w przyszłości, gdyby wojna miała trwać jeszcze wiele lat. Tak się nie stało i 11.xi.1918 r, w wagonie kolejowym w lesie Compiègne we Francji podpisano rozejm, będący de‑facto niemiecką klęską. Gdy więc Ludwik pojawił się w Górnej Wsi szkoła i klasztor w zasadzie wznawiały działalność, w tym samym wprawdzie państwie — czyli Niemczech — już jednak nie cesarskich, ale republikańskich.
Podczas nauk w gimnazjum do Pana odszedł ojciec Ludwika. Dlatego też podczas wakacji, które Ludwik spędzał w domu, musiał — by pomóc matce, na której barkach spoczął dobrobyt całej licznej rodziny — pracować, razem z jednym z braci, pod ziemią, w kopalni…
Ale nie ugiął się. Uczył się dobrze. Wstąpił także do towarzystwa „Kwikborn”, którego członkowie dobrowolnie wyrzekali się napojów alkoholowych i palenia papierosów. Tym przyrzeczeniom pozostał wierny do końca życia…
W 1926 r. w Nysie uzyskał świadectwo dojrzałości — maturę.
Wówczas podjął decyzję. By przygotować się do przekuwania w rzeczywistość słów Jezusa Chrystusa: »Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!«Mk 16, 15 postanowił wstąpić do Zgromadzenia oo. werbistów. Postanowienie wzmocnił, idąc za przykładem św. Ludwika Marii Grignon de Montfort (1673, Montfort–sur–Meu – 1716, Saint–Laurent–sur–Sèvre), oddając się całkowicie Najświętszej Maryi Pannie, a odnośny dokument podpisał miał ponoć własną krwią…
Udał się do międzynarodowego seminarium oo. werbistów w Mödling (dziś znajdującego się w miejscowości Maria Enzersdorf) pod Wiedniem. Został przyjęty.
Kamień węgielny pod tamtejszy dom i seminarium misyjne pw. św. Gabriela (niem. Missionshaus St. Gabriel), należące do Zgromadzenia Słowa Bożego — oo. werbistów — położono 26.iv.1889 r. W owych latach Zgromadzenie, do którego Opatrzność skierowała kroki młodego Ludwika, rozwijało się bardzo prężnie. W 1909 r. — roku śmierci założyciela — należało do niego już 400 kapłanów, 400 seminarzystów, ponad 600 wychowanków i ponad 700 braci, nowicjuszy i postulantów…
Tam też, prawd. po krótkim postulacie, rozpoczął 1.ix.1926 r. nowicjat: „W nowicjacie powołanie ma dojrzewać i wyklarować się. Nowicjusza wprowadza się w naśladowanie Chrystusa, jak je ukazują życie, duchowość i konstytucje naszego Zgromadzenia. W ten sposób uczy się on coraz bardziej zdecydowanie podążać za Chrystusem. Żywe powiązanie ze Słowem Bożym i życie we wspólnocie powinno go doprowadzić do głębszego zrozumienia siebie i lepszego poznania naszego Zgromadzenia. I tak będzie mógł powziąć odpowiedzialną decyzję co do powołania”Konstytucja nr 512.
Po ok. trzech tygodniach wszystkich nowicjuszy przeniesiono do nowicjatu Zgromadzenia, od 1913 r. funkcjonującego w ośrodku oo. werbistów w Nadrenii Północnej–Westfalii, ok. 8 km od Bonn.
Ośrodek, wówczas w niejakim oddaleniu od pobliskich miejscowości, został założony z myślą o wsparciu lokalnych społeczności w pracy duszpasterskiej oraz utworzeniu miejsca odpoczynku dla zakonników. Podczas I wojny światowej zorganizowano w nim szpital dla rannych żołnierzy — ośrodek znajduje się wszak na prawym brzegu Renu, stosunkowo niedaleko linii frontowej, która przez ponad 4 lata związała zwalczające się strony konfliktu na zachodzie. Ale w końcu wojna się zakończyła i w ix.1919 r. budynki z powrotem przejęli oo. werbiści.
Od tego też czasu ośrodek służył jako miejsce nowicjatu nowych członków Zgromadzenia. Od 1925 r. rozpoczęła w nich działalność niem. Kölner Hochschule für Katholische Theologie KHKT (pl. Kolońska Wyższa Szkoła Katolickiej Teologii), która do 1932 r. prowadziła kursy teologiczne, a potem rozpoczęła także nauczanie teologiczne. Dziś —od 1983 r. — szkoła ma status uniwersytecki.
W ośrodku pod Bonn, na wspomnianej uczelni KHKT — dziś położonej w utworzonym w 1969 r. niezależnym miasteczku Sankt Augustin, nazwanym tak na cześć patrona oo. werbistów, św. Augustyna z Hippony (354, Tagasta – 430, Hippona) — po pierwszym roku nowicjatu, w ix.1927 r., rozpoczął jednoczny kurs filozoficzny.
Pod koniec tych studiów odbył staż w prowadzonym przez Zgromadzenie gimnazjum pw. św. Józefa w domu misyjnym oo. werbistów w Geilenkirchen, w tej samej Nadrenii Północnej–Westfalii, w pow. Heinsberg, ok. 100 km na zachód od Bonn.
W 1928 r. złożył pierwsze, czasowe śluby zakonne. I wówczas przełożeni uznali, że powinien kształcić się dalej.
Na studia teologiczne wysłany został do wspomnianego domu misyjnego Mödling, gdzie rozpoczynał drogę powołania. Po roku jego talenty dla wychowawców i profesorów stały się oczywiste i 15.x.1929 r. wysłany został do Rzymu.
Tam miał kontynować studia dogmatyczne z teologii, na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim (wł. Pontificia Università Gregoriana), zwanym potocznie Gregorianum, i zakończyć je doktoroatem. Uczelnia, najstarczy uniwersytet papieski — czyli podlegający bezpośrednio Stolicy Apostolskiej — powstała 31.viii.1552 r., a nazwę pozyskała na cześć papieża Grzegorza XIII (1502, Bolonia – 1585, Rzym), który w 1584 r. erygował nową jej siedzibę…
Zamieszkał w tradycyjnym miejscu pobytu studentów języka niemieckiego w Rzymie, czyli w Papieskim Niemieckim i Węgierskim Kolegium (łac. Pontificium Collegium Germanicum et Hungaricum de Urbe), zwanym potocznie Germanicum, skąd udawał się na wykłady na Gregorianum.
Tam kontynuował studia teologiczne i przygotowania do kapłaństwa. Rozpoczął również pracę nad dysertacją doktorską, poświęconą doktrynie Mateusza (wł. Matteo) kard. d'Acquasparta (ok. 1240, Todi – 1302, Rzym) — filozofa i teologa — na temat „Wcielenia, męczeństwa i śmierci Chrystusa Pana”, w zestawieniu z poglądami innych mistrzów owej epoki — Doktora Serafickiego (łac. Doctor Seraphicus), czyli św. Bonawentury (1217/21, Bagnoregio – 1274, Lyon) — teologa, filozofa scholastyka, doktora Kościoła i kardynała; Doktora Anielskiego (łac. Doctor Angelicus), czyli św. Tomasza z Akwinu (ok. 1225, Roccasecca – 1274, Fossanova) — filozofa scholastyka, teologa i doktora Kościoła; Doktora Solidnego (łac. Doctor Solidus), czyli Richardusa da Mediavilla (ok. 1249, Menneville/MIddletown – ok. 1308, Reims) — filozofa scholastyka i teologa; oraz Doktora Subtelnego (łac. Doctor Subtilis), czyli bł. Jana Dunsa Szkota (1266, Duns – 1308, Kolonia) — filozofa i teologa.
Po dwóch latach, 25.x.1931 r., złożył śluby wieczyste, ostatecznie decydując się na posługę w ramach swego Zgromadzenia.
Kolejny krok nastąpił niecałe pięć miesięcy później, 12.iii.1932 r., w papieskiej arcybazylice pw. Najświętszego Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty na Lateranie, Matce i Głowie Wszystkich Kościołów Miasta i Świata (łac. Archibasilica Sanctissimi Salvatoris et Sanctorum Iohannes Baptista et Evangelista in Laterano. Omnium Ecclesiarum Urbi et Orbi Mater et Caput), zwanej Laterańską, gdy rękami abpa Józefa (wł. Giuseppe) Palica (1869, Rzym – 1936, Rzym) otrzymał święcenia diakonatu.
Wreszcie 30.x.1932 r. — w święto Chrystusa Króla, które do liturgii, encykliką „Quas Primas” z 1925 r., wprowadził ówczesny papież, Pius XI (1857, Desio – 1939, Watykan), wówczas obchodzone w ostatnią niedzielę października — prawd. w kaplicy Germanicum, przyjął święcenia kapłańskie — prezbiteratu. Udzielił mu ich Franciszek (wł. Francesco) kard. Marchetti Selvaggiani (1871, Rzym – 1951, Rzym), ówczesny wikariusz generalny diecezji rzymskiej oraz archiprezbiter bazyliki Laterańskiej. Wśród nowo–wyświęconych tego dnia w Rzymie 34 kapłanów z wielu krajów, oprócz Ludwika, bylo trzech innych doktorantów Gregorianum: jego współbrat, Antoni (niem. Anton) Pott (1903, Dörenthe – 1986, Neuenkirchen) — późniejszy misjonarz i biskup chińskiej diecezji Xinyang (łac. Dioecesis Siniamensis); Sługa Boży Józef (niem. Joseph) Höffner (1906, Horhausen – 1987, Kolonia) — późniejszy arcybiskup archidiecezji Kolonii (łac. Archidioecesis Coloniensis), przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec i kardynał; oraz Maksymilian (słow. Maksimilijan) Držečnik (1903, Zgornja Orlica – 1978, Maribor) — późniejszy biskup słoweńskiej diecezji mariborskiej (łac. Dioecesis Mariborensis).
Następnego dnia, 1.xi.1932 r. — w uroczystość Wszystkich Świętych (łac. Sollemnitas Omnium Sanctorum) — w kaplicy domu generalnego Zgromadzenia, zwanego Collegio del Verbo Divina (pl. kolegium Słowa Bożego), w Rzymie, odprawił Mszę św. prymicyjną (od łac. primitiae). Jego młodszy brat, Wilhelm Mzyk, wspominał po latach: „Miałem wielkie szczęście w życiu, bo byłem jedynym z mojej rodziny, który mógł uczestniczyć w śwsięceniach kapłańskich Ludwika”…
Minęły kolejne cztery dni i w sobotę 5.xi.1932 r. Ludwik przyjęty został — wraz ze wszystkimi nowo–wyświęconymi kapłanami, przez Piusa XI. Spotkanie miało wywrzeć na nim niezwykłae wrażenie. Wilhelm Mzyk wspominał: „Ojciec Święty przemówił do nas po niemiecku. Audiencja trwała 20 minut. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy Ojciec Święty każdemu z obecnych udzielił swego pasterskiego błogosławieństwa”…
Kontynuował studia w Rzymie i uwieńczył je 5.ii.1935 r., jako pierwszy z polskich oo. werbistów, obroną pracy doktorskiej…
Tradycją oo. werbistów jest przekazanie przełożonym tzw. misyjnego listu intencyjnego (łac. petitio missionis), w którym nowi kapłani określają swoje preferencje w wyborze miejsca prowadzenia działalności misyjnej. Ludwik też tak uczynił. Pragnął poświęcić się pracy z Indianami w Paragwaju. Gdyby to okazało się niemożliwe wymienił jeszcze Japonię i diecezję Xinyang w Chinach. Chciał skupić się na pracy duszpasterskiej i nauczaniu…
Otrzymał wszelako zupełnie inne zadanie — został mianowicie wyznaczony na magistra nowicjatu … w Polsce! Miał bowiem objąć urząd w nowo otwartym Domu Misyjnym oo. werbistów w Chludowie, na północ od Poznania — założonym w posiadłości odkupionej od Romana Stanisława Dmowskiego (1864, Kamionek – 1939, Drozdowo), wielkiego polskiego narodowego polityka…
W duchu pokory, jeszcze przed formalnym potwierdzeniem doktoratu, powrócił więc do seminarium misyjnego pw. św. Gabriela w Austrii, gdzie pomagał tamtejszemu magistrowi nowicjuszy jako jego socjusz (łac. socius), czyli asystent, ucząc się trudnej sztuki rozpoznawania przez przyszłych misjonarzy ich powołania i wprowadzania ich w świat Zgromadzenia.
Pierwszą przeszkodą był język. Rodzina uległa w dużym stopniu germanizacji i przez wszystkie lata szkolne uczył się w języku niemieckim — a później włoskim. Władał gwarą śląską, ale nie znał języka polskiego, nie tylko literackiego. Musiał uporać się z brakami językowymi — zaczął już w Mödling, a później, po przyjeździe do Polski, kontynuował przy pomocy swoich podopiecznych.
Udało się — w stosunkowo krótkim czasie i już po polsku wykładał ze wstępu do Pisma Świętego, uczył języka hebrajskiego i niemieckiego, a później także teologii.
Kształcenie pierwszych 21 nowicjuszy rozpoczęło się 15.ix.1935 r. Dwa lata później, 16.vii.1937 r., 20 z nich złożyło pierwsze śluby czasowe. Prawd. był wśród nich przyszły prowincjał polskiej prowicji Zgromadzenia, o. Adam Zapłata (1914, Turew – 1982, Rogów Opolski)…
W opinii nowicjuszy był „uosobieniem zdrowej ascezy zakonnej. Dość surowy dla innych, jeszcze surowszy był dla siebie. Kroczył świadomie i konsekwentnie do świętości kapłana i misjonarza. Braki w doświadczeniu starał się uzupełniać niezwykłą pokorą, uprzejmością i pracowitością. Należał do tych, którzy samą swoją obecnością pozostawiają ślad w pamięci obecnych. W Seminarium był nie tylko […] przełożonym, ale i wzorem […]
Mieliśmy świętego za nauczyciela”J. Arlik, „Sługa Boży o. Ludwik Mzyk”, w E. Śliwka, „Błogosławiony o. Ludwik Mzyk”…
Do jego pokoju, witani łagodnym pozdrowieniem: „Ave!”, nowicjusze wchodzić mieli z jakąś wielką czcią i uszanowaniem…
Jego wykłady zachowały się wprawdzie, ale zapisane w skrótowej formie stenograficznej są dziś w praktyce nie do odczytania. Pozostał, jak pisze jego biograf, człowiekiem, który „na środowisko wpływał w milczeniu”o. Andrzej Miotk SVD, „o. Ludwik Mzyk…”. Ale martwił się o najdrobniejsze szczegóły. Generał Zgromadzenia, o. Józef Grendel (1878, Mellen – 1951, Rzym), pisał do niego w liście:
„Musisz uważać, by nie postrzegać rzeczywistości za bardzo negatywnie, bo masz ku temu skłonności. Musisz nauczyć się nie zawsze wkładać całą energię w czynności, które wykonujesz, i nie oceniać rzeczy zbyt formalnie. Nie musisz się martwić sprawami, na które nie masz wpływu. Czasami niezbędnym jest je zignorować. Twoim demonem jest swoista pedanteria, predylekcja ku wyolbrzymianiu mniej znaczących zjawisk i zbyt poważnemu ich traktowaniu”…
W 1939 r., tuż przed wybuchem II wojny światowej, został, obok pełnionej funkcji radcy prowincjalnego, przełożonym — rektorem — Domu Zakonnego w Chludowie. Przyszło mu pełnić tę zaszczytną posługę w najbardziej dramatycznych okolicznościach w krótkiej historii nowicjatu…
Gdy trwały jeszcze wakacje 1939 r., w Moskwie 23.viii.1939 r., podpisane zostało, uzgodnione wcześniej, porozumienie dwóch wybitnych przywódców socjalizmu — niemieckiego, o odcieniu nazistowskim, Adolfa Hitlera (1889, Braunau am Inn – 1945, Berlin), i rosyjskiego, o odcieniu komunistycznym, Józefa Stalina (1878, Gori – 1953, Kuncewo) — o współpracy między dwoma szanownymi umawiającymi się stronami, zawierające tajny protokół dodatkowy, ustalający „strefy wpływów” obu stron w Europie Środkowej, będący de facto bandyckim układem o zbrojnym najeździe na Rzeczpospolitą i podzieleniu się łupami — od nazwisk sygnatariuszy, czyli ministrów spraw zagranicznych dwóch wspomnianych zbrodniarzy, zwane paktem Ribbentrop—Mołotow.
1.ix.1939 r. Niemcy zaatakowali Rzeczpospolitą. 17.ix.1939 r. w porozumieniu z Niemcami to samo uczynili Rosjanie. Nastąpił IV rozbiór Polski. Rozpoczęła się II wojna światowa…
Dwaj bandyci dokonali w ten sposób czwartego rozbioru Polski (w praktyce uczestniczyli w nim także, acz w różnym stopniu zaangażowania, Słowacy i Litwini), zatwierdzając go formalnie podpisanym 28.ix.1939 r. — wraz z innymi tajnymi aneksami — tzw. „traktatem o granicach i przyjaźni Rosja—Niemcy”.
Po niemieckim ataku prawie wszyscy domownicy — na żądanie polskich władz — opuścili 4.ix.1939 r. dom zakonny pw. św. Stanisława Kostki w Chludowie. Ewakuowali się na wschód, w kierunku Warszawy, wraz z tysiącami uchodźców…
Ludwik powierzonego sobie domu nie opuścił.
Niedalekie, oddalone o ok. 10 km od Chludowa, Oborniki Niemcy zajęli 7.ix.1939 r. Poznań, stolica Wielkopolski, oddalona o ok. 20 km zajęta została 12.ix.1939 r.…
Rozpoczęła się okupacja niemiecka. Wkrótce Poznań wraz z całą Wielkopolską znalazł się w granicach okręgu Rzeszy zwanego Reichsgau Wartheland (pl. Okręg Rzeszy Kraj Warty), czyli niemieckiej prowincji, w której zaczęły obowiązywać prawa ustanowione na całym terytorium Niemiec. Celem niemieckiej polityki stała się fizyczna likwidacja żywiołu polskiego. Nadzorca owego okupacyjnego tworu, niem. Gaulaiter (pl. naczelnik okręgu), Obergruppenführer ludobójczej organizaji SS (niem. Die&Schutzstaffel der NSDAP) i niem. Reichsstadtthalter (pl. namiestnik Rzeszy) Artur Karol (niem. Arthur Karl) Greiser (1897, Środa Wlkp. – 1946, Poznań), oświadczył, że „zniemczenie Warthegau oznacza […], że żaden inny naród, oprócz narodu niemieckiego nie ma prawa tam mieszkać. To jest różnica między moją kolonizacją a starą bismarckowską”vi.1942 r.
Reichsgau Wartheland miał stać się „wzorcowym [obszarem] dla całych Niemiec”, w którym panuje niem. „Ohne Gott, ohne Religion, ohne Priesters und Sakramenten” (pl. „bez Boga, bez religii, bez kapłana i sakramentu”).
Posunięto się nawet do tak „wyrafinowanych” metod — obok bezpośredniej eksterminacji w ramach Intelligenzaktion (pl. Akcja Inteligencja), akcji skierowanej przeciwko polskiej elicie, głównie inteligencji, w trakcie której planowo i metodycznie natychmiast po inwazji rozstrzelano ok. 50 tys. nauczycieli, księży, przedstawicieli ziemiaństwa, wolnych zawodów, działaczy społecznych i politycznych oraz emerytowanych wojskowych; aresztowań; osadzania w obozach koncentracyjnych; masowego wypędzania do Generalnego Gubernatorstwa na ziemiach polskich (niem. Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete), czyli tzw. Generalnej Guberni, państewka, o którym jego gubernator, Hans Frank (1900, Karlsruhe – 1946, Norymberga), miał mówić:
„Kraj ten powołany jest do spełnienia roli rezerwuaru robotników na wielką skalę. Mamy tu jedynie gigantyczny obóz pracy, w którym wszystko, co oznacza siłę i samodzielność jest w rękach Niemców”6.xi.1940 r.
— iż wyznaczono wysoką granicę wieku dla narzeczonych, jako warunku uzyskania zgody na zawarcie związku małżeńskiego (28 lat u mężczyzn i 25 dla kobiet)…
Działo się to już po upadku, pod niemieckim i rosyjskim naporem, Polski. I wówczas większość nowicjuszy i studentów powróciła do Chludowa…
Ludwik zachowywał spokój. Emanował nim na tyle, by roztaczać wokół pewną atmosferę optymizmu, mimo napływających złych infomacji. Na twarzy nie widać było zdenerwowania, zawsze się uśmiechał…
Przyszłość Domu była jednak niepewna, choć początkowo wydawało się, że może szybko nastąpi powrót do jakiejś normalności zakonnej. Ale nawet do domu zakonnego, z zasady ograniczającego kontakty ze światem zewnętrznym, szczególnie w okresie formacyjnym nowicjuszy, zaczęly docierać informacje o charakterze niemieckiej okupacji. Zaczęli pojawiać się niemieccy osadnicy, którzy z czasem przejęli większość gospodarstw rolnych Chludowa — polskich gospodarzy wysiedlono — a Polacy pracowali u nich tylko jako najemnicy. Ludwik rozpoczął więc rozmowy na temat dalszych losów nowicjatu. Rozmawiał z werbistami w Austrii i Niemczech, z domem generalnym w Rzymie. Myślano o rozesłaniu kleryków do domów, o przeniesieniu nowicjatu do oddalonego ok. 100 km (po przeciwnej stronie Poznania) Bruczkowa, gdzie werbiści dzierżawili folwark i prowadzili Niższe Seminarium (gimnazjum). Myślano o przeniesieniu ich do Mödling …
Ale poruszanie się nie tylko między państwami, ale także wewnątrz okupowanej Polski, stawało się coraz trudniejsze. Wymagane były paszporty, a tych Niemcy Polakom nie wydawali chętnie, nawet jeśli byli zakonnikami Zgromadzenia oo. werbistów, uznawanego generalnie za zakon niemiecki. Pomysły z przeniesieniem powoli więc upadały…
W xii.1939 r. Ludwik otrzymał groźniejszy sygnał. Do domu zakonnego zapukali agenci niem. Geheime Staatspolizei (pl. Tajna Policja Państwowa), zwanego w skrócie Gestapo. Organizacja ta już wówczas cieszyła się złowieszczą opinią, choć jeszcze nie zasłużyła na miano ludobójczej, do czego późniejsze jej działania doprowadziły.
Rozmowę rozpoczęto, jak się wydaje, od pytania o narodowość Ludwika. Posiadał obywatelstwo niemieckie, ale jego odpowiedź musiała nie spodobać się Niemcom, bo — jak pisze biograf — „stali się bardzo nieprzychylni”. Zaraz potem agenci zażądali nie mniej ni więcej tylko przekazania domu na potrzeby Gestapo, które w budynku zakonnym zamierzało urządzić obóz internowania dla okolicznych polskich kapłanów katolickich.
Ludwik odmówił.
Po zakończeniu rozmowy powiedzieć ponoć miał, prawd. w obecności jakiegoś niemieckiego żołdaka: „Z armią niemiecką można rozmawiać, ale z Gestapo nie jest łatwe”. Słowa te prawd. docierają do Gestapo…
W środę 24.i.1940 r. Ludwik pojechał do Poznania. Próbował wywalczyć pozwolenie na wyjazd kleryków do domów rodzinnych. Bezskutecznie. Prawie na pewno dlatego, że decyzje już zapadły — o czym Ludwik wiedzieć nie mógł. Następnego bowiem dnia, 25.i.1940 r., do Chludowa przybyło Gestapo. Tym razem nie kilku agentów, a kilka samochodów wypełnionych żołdakami. Towarzyszyło im kilka jeszcze innych, a w nich widoczne były twarze polskich kapłanów — z okolicznych miejscowości — aresztowanych wcześniej tego samego dnia. Dom zakonny został otoczony…
Wszystkich obecnych zgromadzono w refektarzu. Z Ludwikiem rozmawiano odrębnie. Krótko. Gdy wrócił i wszedł do refektarza zdążył ponoć powiedzieć tylko: „Muszę z nimi jechać. Mówią, że wrócę. Tymczasem waszym przełożonym jest o. Chodzidło”. Prowadzący go gestapowiec nie dozwolił na więcej i popychając wyprowadził z pomieszczenia…
Tego dnia wspomniany o. Jan Chodzidło (1902, Studzienka – 1951, Warszawa), wykładowca filozofii w Chludowie, przejął obowiązki Ludwika. A w domu zakonnym rzeczywiście powstał obóz przejściowy dla kapłanów katolickich i zakonników, w szczególności werbistów. Po czterech miesiącach, 22.v.1940 r. większość przetrzymywanych — ok. 70 osób, w tym 26 kleryków Zgromadzenia — przewieziono do niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Dachau. Co najmniej 13 z nich do domu już nie wróciło:
Przewieziono go do Poznania. Już w czasie przewożenia rozpoczęło się katowanie…
Początkowo przetrzymywano go w poznańskim Domu Żołnierza, w którym Niemcy urządzili siedzibę Gestapo i katownię polskich patriotów. Tam zdarto z niego sutannę i strasznie pobito. W nieogrzewanej celi — była wszak zima — pozostał tylko w poszarpanej, zakrwawionej koszuli i spodniach. Musiał jednak zachowywać się godnie, skoro świadek tych wydarzeń po latach, opowiadając o o. Ludwiku, mówił: „Ten wasz magister to prawdziwy anioł”…
Próbowano doprowadzić do jego zwolnienia. Na próżno. Brat, Wilhelm, wspominał: „Nie pomogły żadne interwencje podjęte ze strony Kościoła i moich osobistych, i sióstr. Dwa razy przyniósł ktoś bieliznę. Była pokrwawiona a w niej ukryta mała karteczka z napisem: 'Jeszcze żyję, jeśli możecie pomóżcie'”.
1.ii.1940 r. umieszczono go w niemieckim obozie tranzytowym, usytuowanym w Forcie VII tzw. Twierdzy Poznań (niem. Festung Posen), czyli szeregu fortyfikacji zbudowanych na terenie miasta Poznań jeszcze w XIX i na początku XX w. przez ówczesne zaborcze władze Rzeszy Niemieckiej. Ów obóz — w zasadzie obóz zagłady — okupanci niemieccy zorganizowali zaraz po zdobyciu Poznania. W połowie xi.1939 r. Niemcy nadali mu nazwę niem. Geheime Staatspolizei, Staatspolizeileitstelle Posen, Übergangslager – Fort VII (pl. Obóz Przejściowy Tajnej Policji Politycznej Centrali Policji w Poznaniu) — dziś określany jest raczej mianem KL Posen (niem. Koncentrazionlager)
Dla oddania charakteru tego miejsa posłużmy się opisem zamieszczonym w jednym z biuletynów Instytutu Pamięci Narodowej IPN: „Teren forteczny — opasany wałami, na których ciągnęło się wysokie ogrodzenie z drutu kolczastego, otoczony szeroką i głęboką fosą, osłonięty gęstym pasem zieleni — był miejscem trudno dostępnym i łatwym do strzeżenia. Komendant obozu podlegał kierownikowi poznańskiego gestapo. Załoga wartownicza obozu (SS‑Wachkommando) liczyła od pięćdziesięciu do osiemdziesięciu funkcjonariuszy. W pierwszym okresie składała się z folksdojczów, głównie członków policji pomocniczej (Hilfspolizei), wywodzących się z Wielkopolski, dobrze znających język polski i stosunki panujące w polskim społeczeństwie. Ci, przeważnie bardzo młodzi ludzie, zasłynęli z wyjątkowo okrutnego, wręcz sadystycznego znęcania się nad więźniami. Prawdopodobnie już wtedy Niemcy zaczęli nazywać Fort VII 'obozem krwawej zemsty'”Aleksandra Pietrowicz, „Lager de Blutrache — Obóz Krwawej Zemsty”, w „Biuletyn IPN” nr 4/2009.
Gdy przywieziono go do obozu, prawie bez ubrania, które zabrano i zszargano mu w Domu Żołnierza, jeden z więźniów użyczył mu kurtki, którą zostawił po sobie jakiś stracony więzień…
Współwięzień Ludwika w owym niem. Lager der Blutrache (pl. Obóz Krwawej Zemsty), ks. Sylwester Marciniak (1906, Czempiń – 1979, Leszno), tak wspominał:
„o. Mzyka spotkałem w celi 60, w Forcie VII w Poznaniu […]. Wszyscy odczuwali wielki głód. Do celi wpadali, nierzadko tak za dnia, jak i nocą, strażnicy i z błahych powodów — albo bez żadnego powodu — bili więźniów. o. Mzyk […] stale, jak to łatwo było zauważyć, modlił się”…
By pełniej zrozumieć grozę tego krótkiego zapisu pochylmy się nad paroma innymi, obrazującymi los więzionych w KL Posen:
„Zgaszono światła i w celi zapanowała głucha cisza. Coraz wyraźniej słychać było ryki i śpiewy pijanych gestapowców, ucztujących w kantynie […], ryki zdawały się coraz bardziej zbliżać […] Tumult, skrzypienie otwieranych drzwi do cel, słowa komendy, wyzwiska, przekleństwa, głuche trzaski bicia, jęki katowanych, śmiechy gestapowców, strzały rewolwerowe […]. Czuliśmy, że noc dzisiejsza będzie okropna. W chwilę potem światło zabłysło w celi […] Porwaliśmy się z legowisk i jak szaleni, zderzając się z sobą i potrącając wzajem, stawaliśmy w dwuszeregu […] Wywołano z szeregu od razu pierwszego z brzegu […] Zaczęto go bić trzcinową laską. Kazano mu głośno liczyć uderzenia. Gdy się pomylił lub jęknął, zaczynano od nowa. Brano jednego po drugim. Gdy jeden z oprawców się zmęczył biciem, zastępował go następny. Zresztą inni, widocznie zniecierpliwieni długim trwaniem egzekucji, sami zaczęli nas grzmocić, gdzie popadło. W rezultacie jednemu z nas złamano szczękę. Nie mógł biedak później ani mówić, ani jeść. Gdy przy katowaniu przewrócił się, zaczęto go kopać […]. A 60‑letni ksiądz dziekan M. dwukrotnie zemdlał i dostał 45 kijów”Aleksandra Pietrowicz, op. cit.…
Być może wspomnienie dotyczy luterańskiego pastora, Gustawa Manitiusa (1880, Konstantynów Łódzki – 1940, KL Posen), który zamordowany został w KL Posen dwa dni przed zamknięciem w nim Ludwika…
A warunki obozowe? Przywołajmy inny opis:
„Cele, w których przetrzymywani byli więźniowie, przypominały katakumby — nisko sklepione pomieszczenia bez okien, bez dostępu świeżego powietrza. Prowadziły do nich okratowane, na noc zamykane dodatkowymi odrzwiami wejścia z długiego, mrocznego korytarza. Cele były w większości nieogrzewane i słabo oświetlone. Miały kamienne odrapane ściany, po których często sączyła się cuchnąca woda podskórna. W zimie ściany pokrywały się lodem. W celach panowała wilgoć i okropny zaduch z powodu stałego przepełnienia oraz stojącego wiadra, do których więźniowie załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne. Wewnątrz nie było żadnych sprzętów (prycz, stołów, taboretów, itp.). Więźniowie spali pokotem na betonowej posadzce, na którą rzucono nieco słomy, rzadko potem wymienianej. Zdarzało się, że z powodu przepełnienia więźniowie musieli spać na zmianę […]
Głodzenie więźniów należało, podobnie jak w innych obozach i więzieniach, do najszerzej stosowanych metod eksterminacji. Rano otrzymywali oni kubek kawy i porcję suchego chleba, w południe około pół litra wodnistej zupy, czasem trochę kaszy, brukwi czy innej rozgotowanej jarzyny. Na kolację była wyłącznie kawa. Problem stanowił brak naczyń”Marian Olszewski, „Fort VII w Poznaniu”, 1974…
Uścislijmy. Cela nr 60, w której przetrzymywano Ludwika, była celą wieloosobową. Światło dzienne i powietrze przedostawało się do niej tylko przez otwory i szczeliny w żelaznych drzwiach cel albo poprzez specjalne okratowranie drzwi, które na noc zamykano dodatkowymi odrzwiami. Miała wymiary 14.5×5.5 m.
Wspomniany ks. Sylwester Marciniak opowiadał dalej:
„Władze obozowe interesowały się [o. Ludwikiem] szczególnie […] Któregoś dnia wszedł do celi komendant obozu z innym oficerem. Każdego po kolei pytali o nazwisko i 'przestępstwo'. Przy o. Mzyku zatrzymał się i powiedział: 'Ach tak, to jest ten twardy nasz przeciwnik'. Po wyjściu oficerów wyjaśnił nam o. Mzyk, że dawał 'mocne' odpowiedzi w czasie aresztowania i w śledztwie”…
W 1940 r. niem. Lagerkommandant (pl. komendant) KL Posen był Hans Weibrecht (1911, Fürth – 1945, Austria), SS‑Hauptsturmführera (pl. Dowódca – szef szturmowy), czyli najstarszy rangą w hierarchii niem. Die Schutzstaffel der NSDAP (pl. Oddział Ochronny NSDAP) SS‑Truppenführer (pl. Oficer młodszy bojowy). Jego przełożonymi byli już SS‑Stabsführer (pl. Oficer starszy sztabowy): SS‑Oberführer (pl. Starszy dowódca) Erich Naumann (1905, Miśnia – 1951, Landsberg), szef osławionego, ludobójczego oddziału Einsatzgruppe VI; tegoż zastępca, SS‑Standartenführer (pl. Dowódca pułku) Walter Potzelt (1903, Chemnitz – 1955, Bischofswiesen); oraz SS‑Sturmanführer (pl. Dowódca szturmowy batalionu) Helmut Bischoff (1908, Głogów – 1993, Hamburg), szef poznańskiej placówki Gestapo.
Inny współwięzień, prawie niewidomy ks. Franciszek Olejniczak (1877, Poznań – 1965, Gostyń), opowiadał później: „[Niemiecki podoficer, prawdopodobnie zastępca komendanta, niejaki] Dibus wybierając sobie upatrzone ofiary, bił je po twarzy, kopał bez opamiętania. Przy takim inspekcyjnym napadzie został także okrutnie zbity […] ks. Ludwik. Pragnąc wówczas okrutnie skatowanego brata kapłana oderwać od wewnętrznego udręczenia, zbliżyłem się do niego bełkocąc jakieś słowa pociechy, na co otrzymałem znamienne słowa: 'Nie może być uczeń nad Mistrza'. Wówczas pochyliłem się przed nim i poprosiłem go o błogosławieństwo, którego mi też chętnie udzielił”.
Niecałe dwa tygodnie później, w nocy 20.ii.1940 r., ok. 2200, ów SS‑Oberscharführer (pl. Starszy dowódca formacji, podoficer) Dibus (prawd. Hans Dibus, nr. SS 13086) z jakimś szoferem, obaj pijani, oraz kilku innych niemieckich oprawców (m.in. niejaki Hoffmann), rozpoczęli obchód cel. Zaczęli od „celi Ukraińców. Kazali im tylko śpiewać. Odwiedzali poszczególne cele, bijąc, kopiąc więźniów, strzelając przez dziurkę od klucza. Potem już w bliższych celach niesamowite krzyki, jęki, wreszcie w celi sąsiedniej brzęk misek, łyżek, śpiew 'Kto się w opiekę' […] i strzały. Za krótką chwilę doszły do nas słowa: 'Jetzt zu den Pfaffen' (pl. 'Teraz klechy'). Otworzyli drzwi…”ks. Sylwester Marciniak
Trzech kapłanów — Ludwika, ks. Marciniaka i ks. Kazimierza Gałkę (1888, Poznań – 1942, Dachau) — wyciągnięto z celi i popędzono korytarzem więziennym, ku schodom go kończącym. „Gdyśmy biegli obok siebie o. Mzyk poprosił mnie o rozgrzeszenie” — wspominał ks. Marciniak. Gdy dotarli do końca korytarza, dwóch kapłanów się zatrzymało, ale Ludwik zaczął wchodzić na stopnie. „ […] rozległ się […] krzyk strażników, kazano nam stać w miejscu. O. Mzyka ściągnięto ze schodów i zaczęli go bić za to, że chciał zbiec”ks. S. Marciniak. Po chwili zaczęto katować ks. Gałkę…
„Bicie o. Mzyka i ks. Gałki trwało długo, chociaż trudno określić czy 15 minut, czy pół godziny”, wspominał ks. Marciniak.
Nagle w pewnym momencie pijany Dibus wziął pistolet od innego oprawcy, przyłożył lufę do tyłu głowy Ludwika i nacisnął spust. Gdy ten już upadł, strzelił po raz drugi…
O śmierci o. Ludwika rodzinę powiadomiono oficjalnym niemiecki listem urzędowym. Jako przyczynę zgonu podano — „zapalenie płuc”…
Ks. Gałka tym razem przeżył, ale później został zamordowany w KL Dachau. Ks. Marciniak dożył zakończenia działań wojennych — w obozach koncentracyjnych — i powrócił do kraju…
Klerycy zakonu werbistów, którzy przeżyli II wojnę światową, pozostawili piękne epitafium o swym współbracie: „Na skałach Westerplatty, w kamieniołomach Gusen, był umiłowanym tematem naszych rozmów. Jego braliśmy na świadka naszych ślubów zakonnych, składanych w obozie. Jego wzywaliśmy na czele litanii naszych pomordowanych w obozie współbraci, prosząc za jego pośrednictwem o pomoc z nieba w ciężkim życiu lagrowym”…
Poza jednym wyjątkiem żaden z niemieckich oprawców Fortu VII nie poniósł kary. O losach kata Dibusa historia milczy…
13.vi.1999 r. Ludwik Mzyk został — w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej, wśród których było trzech innych współbraci–werbistów: o. Paweł Alojzy Liguda (1898, Winów–Opole –1942, KL Dachau), br. Grzegorz Bolesław Frąckowiak (1911, Łowęcice – 1943, Drezno) i o. Stanisław Kubista (1898, Kostuchna–Katowice – 1940, KL Sachsenhausen) — ogłoszony przez św. Jana Pawła II (1920, Wadowice – 2005, Watykan) błogosławionym.
Parę lat wcześniej, 3.vi.1997 r., podczas kolejnej pielgrzymki do Ojczyzny, św. Jan Paweł II w jeszcze jednej wielkiej lekcji historii mówił w Poznaniu do zgromadzonej młodzieży:
„Ileż to razy wiara i nadzieja narodu polskiego była wystawiana na próbę, na bardzo ciężkie próby w tym wieku, który się kończy! Wystarczy przypomnieć pierwszą wojnę światową i związaną z nią determinację tych wszystkich, którzy podjęli zdecydowaną walkę o odzyskanie niepodległości. Wystarczy przypomnieć międzywojenne dwudziestolecie, w czasie którego trzeba było wszystko budować właściwie od początku. A potem przyszła druga wojna światowa i straszliwa okupacja w wyniku układu między Niemcami hitlerowskimi a Rosją sowiecką, który przesądził o wymazaniu Polski jako państwa z mapy Europy. Jakże radykalnym wyzwaniem był ten okres dla nas wszystkich, dla wszystkich Polaków! Rzeczywiście pokolenie drugiej wojny światowej spalało się poniekąd na wielkim ołtarzu walki o utrzymanie i zapewnienie wolności Ojczyzny. Ileż to kosztowało ludzkich żywotów — młodych żywotów, obiecujących. Jak wielką cenę zapłacili Polacy, najpierw na frontach września 1939 roku, a z kolei na wszystkich frontach, na których alianci zmagali się z najeźdźcą”…
I wyjaśniał wartość ich poświęcenia:
„Wiara w Chrystusa i nadzieja, której On jest mistrzem i nauczycielem, pozwalają człowiekowi odnieść zwycięstwo nad samym sobą, nad tym wszystkim, co w nim jest słabe i grzeszne, a zarazem ta wiara i nadzieja prowadzą do zwycięstwa nad złem i skutkami grzechu w otaczającym nas świecie. Chrystus wyzwolił Piotra z lęku, który owładnął jego duszą na wzburzonym morzu. Chrystus i nam pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu, jeżeli z wiarą i nadzieją zwracamy się do Niego o pomoc. »Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!«Mt 14, 27. Mocna wiara, z której rodzi się nadzieja, cnota tak bardzo dziś potrzebna, uwalnia człowieka od lęku i daje mu siłę duchową do przetrwania wszystkich burz życiowych. Nie lękajcie się Chrystusa! Zaufajcie Mu do końca! On jedyny ‘ma słowa życia wiecznego’por. J 6, 68. Chrystus nie zawodzi”…
Tak, jak nie lękał się i nie zawiódł Ludwik Mzyk…
Pomódlmy się litanią do 108 błogosławionych męczenników:
Posłuchajmy audycji radiowej o życiu bł. Ludwika:
Popatrzmy też na film o powołaniu werbistów:
Posłuchajmy słów Jana Pawła II z homilii beatyfikacyjnej:
Pochylmy się też nad słowami Ojca św. Jana Pawła II z 3.vi.1997 r. w Poznaniu:
Popatrzmy na mapę życia błogosławionego:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
norweskich:
włoskich:
innych: