bł. ROZALIA RENDU
(1786, Confort - 1856, Paryż)
zakonnica
patronka: Córek Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo (szarytek)
wspomnienie: 7 lutego
Joanna Maria (fr. Jeanne Marie) urodziła się w 1786 r. w Confort, w górach Jurajskich, w dystrykcie Gex (należącym od 1601 r. do Francji, acz miejsce urodzenia Joanny Marii do 1760 r. należało do księstwa sabaudzkiego, a dziś Szwajcarii). Była najstarszą z czterech córek prostych górali, Jeana Antoine i Marie Anne Laracine, posiadaczy niewielkiego skrawka ziemi, ale cieszących się lokalnie poważaniem i szacunkiem.
Ojcem chrzestnym - wybranym, acz nieobecnym przy udzielaniu sakramentu - był Jacques Emery, przyjaciel rodziny i przyszły przełożony generalny zakonu sulpicjańskiego w Paryżu.
Trzy lata po narodzeniu we Francji wybuchła rewolucja. Rok później nakazano wszystkim kapłanom złożenie przysięgi na nową, cywilną konstytucję, potępioną przez papieża. Wielu, wiernych Kościołowi i papieżowi, odmówiło. Wyrzucano ich z parafii, gilotynowano. Wielu ukrywało się, uciekało, także do Szwajcarii. Ale i tam nie byli bezpieczni…
Dom rodziny Rendu stał się schronieniem dla takich kapłanów. Znalazł w nim czasowy przytułek (po zajęciu Szwajcarii przez wojska francuskie w 1793) m.in. Joseph-Marie Paget, bp Genewy i regionu Annecy, ukrywający się pod imieniem Piotra (fr. Pierre). Mała, wówczas 7-letnia, Joanna Maria była zafascynowana tym specjalnie honorowanym, acz pozornie tylko „fizycznym” pomocnikiem. I któregoś dnia odkryła, że potajemnie odprawiał Mszę św.
Czuła się pokrzywdzoną, że ukrywano to przed nią. Nie potrafiła swego oburzenia zbyt długo trzymać w tajemnicy i niebawem – jak to dziecko - przestrzegła matkę: „Uważaj, bo powiem, że Piotr nie jest naprawdę Piotrem”. Matka, blada i przerażona, zmuszona była wyjawić prawdę córce. Córka zrozumiała…
W takiej atmosferze: silnej wiary, nieustannego zagrożenia ze strony nieprzychylnego otoczenia i możliwości zdrady, dojrzewała. Pierwszą Komunię św. przyjęła w piwnicy swego domu, późną nocą, przy nikłym świetle świec – jak w starożytnych katakumbach…
Jak się okazało te wyjątkowe warunki ukształtowały wyjątkowy charakter…
W 1796 r. rodzina została dotknięta podwójną tragedią. Zmarł ojciec a kilka miesięcy później najmłodsza, cztero-miesięczna siostrzyczka, Jeanne-Francoise. Joanna Maria musiała wziąć na siebie, jako najstarsze z rodzeństwa, nowe obowiązki, w szczególności dbałość o młodsze siostry…
Terror rewolucyjny w końcu przygasł. Życie wydawało się, acz powoli, powracać do normalności. I wtedy matka zdecydowała się wysłać najstarszą córkę do urszulanek w Gex na dalsze kształcenie. Joanna Maria przebywała tam, w internacie, dwa lata.
Tam też zaczęły powracać - niedokładnie jeszcze sprecyzowane wcześniej - myśli o powołaniu. Zapoznała się z działalnością sióstr Córek Miłosierdzia, które w Gex prowadziły szpital. Matka dozwoliła, mimo młodego wieku córki, na pomoc w szpitalu…
W 1802 r. 16-letnia Joanna Maria (rok wcześniej odrzuciła propozycję zawarcia związku małżeńskiego!) wybłagała u matki, za radą kapłana, pozwolenie na opuszczenie domu rodzinnego i udanie się, z jedną ze swoich znajomych, Armandą Jacquinot, do Paryża, do zgromadzenia Córek Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo (szarytki, wincentynki - fr. Filles de la Charité).
Seminarium działało dopiero od dwóch lat – wcześniej nowicjat był, decyzją władz rewolucyjnych, zamknięty. Mimo to, ;gdy dwie młode dziewczyny dotarły do wrót na rue du Vieux Colombier, witało je 50 dziewcząt ustawionych w rzędzie…
Zdecydowana na pełne poświęcenie powołaniu zanurzyła się w życiu zakonnym. Tak bardzo, że brak aktywności fizycznej, odosobnienie i wysiłek studiowania sprawiły, iż podupadła na zdrowiu. Lekarz zdecydował, że konieczna jest zmiana miejsca i za radą swego chrzestnego, o. Emery’ego, wysłana została do domu zakonnego w paryskim dystrykcie Mouffetard. Miała tam posługiwać ubogim.
Okazało się, że w tym regionie przyszło jej przebywać przez 54 lata…
W tamtym czasie Mouffetard był najbiedniejszym dystryktem szybko rozwijającej się metropolii. Bieda miała wiele objawów: nie tylko fizyczne ale i psychologiczne oraz duchowe. Choroby, potworne warunki życia, brak środków do życia charakteryzowały los prawie wszystkich mieszkańców.
Joanna Maria, która przybrała zakonne imię siostry Rozalii, rozpoczynała od praktykowania przy odwiedzinach chorych i opuszczonych. W międzyczasie nauczała dziewczynki przyjęte do właśnie powstałej, bezpłatnej szkoły katechizmu i sztuki czytania…
W 1807 r. Rozalia złożyła, po raz pierwszy, śluby zakonne, służby Bogu i ubogim…
Osiem lat później była już przełożoną niewielkiej społeczności zakonnej szarytek przy rue des Francs-Bourgeois (dwa lata później siostry przeprowadziły się do lepiej i wygodniej usytuowanej siedziby przy rue de l'Epée de Bois). Ujawniły się wtedy tak później charakterystyczne cechy jej charakteru: zupełne poświęcenie powołaniu, naturalny autorytet, pokora, współczucie i zdolności organizacyjne.
A potrzeby nie malały, przeciwnie – ubogich przybywało. Ujawniała się ciemna strona triumfującego liberalizmu ekonomicznego, w szczególności pogarszający się los odrzuconych. Rozalia wysłała swoje siostry w najbardziej zapuszczone miejsca dystryktu, z zapasami żywności, ubrania, ze słowem otuchy i wsparcia…
Wkrótce otworzyła też bezpłatną klinikę, aptekę („farmację”, jak wtedy ją nazywano), szkołę, sierociniec, żłobek-przedszkole, klub młodzieżowy dla młodych robotników i dom starców. Powstała cała sieć posługi charytatywnej…
Wzmacniając swe współsiostry na duchu mówiła: „Bądźcie probierzem, kamieniem milowym wszędzie tam, gdzie zmęczeni nie mają już sił nosić swojego ciężaru”. I dodawała; „Biedni będą wam wymyślać. Ale im bardziej będą grubiańscy, tym więcej godności mieć musicie w sobie. Pamiętajcie, Pan skrywa się za tymi łachami”…
Działalność charytatywna budowana była na silnej, niewzruszonej wierze. Codziennie doświadczała prawdy spostrzeżenia św. Wincentego: „Dziesięć razy dziennie będziecie odwiedzać ubogich i dziesięć razy na dzień odkryjecie w nich Boga, odwiedzicie ich domy i znajdziecie w nich Boga”. Dziękowała Panu za te objawienia w kaplicy i w biurze: na kolanach…
Czas na modlitwę był zawsze – i wszędzie… Jak mnisi w klasztorze, tak Rozalia na ulicach rozmawiała z Panem, powierzając Mu los tylu swoich ciężko doświadczonych podopiecznych. „Nigdy tak bardzo się nie modliłam jak na ulicach miasta”, powtarzała.
Ten stan nieustannego zanurzenia w Panu zauważali i postronni. Świadczyli o niej: „Pokorna w swym autorytecie przełożonej siostra Rozalia napominała nas z wielkim wyczuciem i łagodnością, wykorzystując dar pocieszania. Jej rady, udzielane spokojnie choć z wielką miłością i zrozumieniem, przenikały dusze”…
Do jej domu przełożeni zaczęli wysyłać, w celach formacyjnych, siostry z innych lokalizacji. Nieuformowane, proste dziewczyny przechodziły przez szkołę miłości Rozalii: „Jeśli chcesz, by ktoś się kochał, musisz najpierw sama pokochać, a jeśli nie masz nic do dania, oddaj się cała”…
Jej działalność nabywała rozgłosu. Wokół gromadziło się coraz więcej współpracowników. Rozalią zaczęli interesować się też majętni. Zaczęły napływać darowizny, nawet ze strony rodziny królewskiej. Rozalię zaczęli odwiedzać księża, biskupi, pojawił się znudzony życiem dworskim ambasador hiszpański (Donoso Cortéz) i stał się jej przyjacielem (nazywał ją „matką”: była później przy jego śmierci). Jej skromną celę odwiedził sam król francuski, Karol X, a w późniejszych latach cesarz Napoleon III z żoną Eugenią. Jej rady szukali i wysłuchiwali studenci prawa, medycyny, nauk przyrodniczych, inżynierii, nauczycielstwa… Do kogo pójść, komu pomóc – tego dowiadywali się od siostry Rozalii.
Przychodzili też klerycy i kapłani, zakonnicy i założyciele zgromadzeń. Pomagała w szczególności kapłanom cierpiącym, często z powodów psychicznych. Niosła im wsparcie, zrozumienie i szacunek, którego niejednokrotnie odmawiało im otoczenie…
Stała się centrum ruchu dobroczynnego ówczesnego Paryża pierwszej połowy XIX w. Kierowała pierwszymi krokami na drodze charytatywnej wielu młodych, pełnych apostolskiego zapału ludzi…
Były dnie, gdy przed jej biurem gromadził się tłum 500 interesantów…
A dzielnica Mouffetard pełna była cierpienia. Brak odpowiednich warunków sanitarnych, osobistej higieny, powodowały wielokrotne nawroty pustoszącej dzielnicę epidemii cholery. Córki Miłosierdzia w szczególności w latach 1832 r. i 1846 r. wykazywały się nadzwyczajną ofiarnością docierając do najbardziej zapuszczonych miejsc i najbardziej cierpiących współbraci. Taka sytuacja doprowadziła dwukrotnie, w latach 1830 i 1848 do krótkotrwałych rewolucji, w wyniku których upadły rządy monarchistyczne.
Rewolucji krwawych i wyniszczających. Zginął w nich m.in. arcybiskup Paryża Denis-Auguste Affre, który w 1848 r. próbował, z zieloną gałązką pokoju na barykadzie, powstrzymać zwalczające się strony. Trafiła go zabłąkana kula.
Na barykady wchodziła i siostra Rozalia niosąc pomoc rannym, niezależnie od tego, po której stronie walczyli… W 1848 r. w jej domu zakonnym próbował się schronić oficer wojsk rządowych, którego wszyscy podwładni padli z rąk protestujących. Siostra Rozalia miała go zasłonić sobą i krzyknąć w stronę wycelowanych strzelb: „Tu się nie zabija!”. „Nie tu, na zewnątrz!”, odkrzyknęli zaczadzeni krwią rewolucjoniści. Rozalia nie ustąpiła: uklękła przed tłuszczą, nie pozwoliła wejść aż odznaki rozsądku powróciły do oczu atakujących. Wtedy jeden z nich podszedł do Rozalii i zapytał: „Kim ty jesteś?” „Nikim, panie, prostą Córką Miłosierdzia!” „Doprawdy tylko?”, odpowiedział napastnik i … odstąpił.
Bohaterstwa gratulował jej sam generał Louis Cavaignac, wyznaczony z ramienia rządu do stłumienia rozruchów i pytał, czy Rozalia nie potrzebuje jakiejś pomocy. W odpowiedzi przyprowadziła 5-letnią dziewczynkę, której ojciec włączył się do działań rewolucyjnych, został schwytany i skazany na rozstrzelanie. „No, poproś generała…” – wypchnęła dziewczynkę. Ta podeszła, uklękła przez generałem i poprosiła: „Zwróć mi go, panie, a będę cię do końca życia kochać!”. Oficer zmiękł i zmienił rozkazy…
Cierpienia nie ustawały i po walkach. Przegrani stawali się ofiarami prześladowań. I to przy nich stawała wtedy siostra Rozalia, wspomagana m.in. przez doktora Ulysse Trélat, który po rewolucji 1848 r. został merem 12tej dzielnicy (fr. arrondissement) Paryża, obejmującej Mouffetard.
W 1852 r. cesarz Napoleon III nadał jej Krzyż Legii Honorowej, najwyższe francuskie odznaczenie. Nie chciała go przyjąć, ale przekonał ją do tego o. Etienne, przełożony generalny Zgromadzenia Misji (Misjonarze Wincentego à Paulo, lazaryści, łac. Congregatio Missionis) i Córek Miłosierdzia.
Jej postawą zauroczony był, i na niej wzorował swoją działalność m.in. Antoine Frédéric Ozanam, historyk literatury i filozofii, założyciel Stowarzyszenia św. Wincentego à Paulo, ogłoszony przez Jana Pawła II błogosławionym…
Mimo słabego i słabnącego zdrowia do końca, bez odpoczynku, pokonując siebie i rozmaite choroby, służyła ubogim i potrzebującym. Wszelako nawet niezmiernie silna wola i odmowa poddawania się przeciwnościom musiały powoli ustępować wiekowi i postępującej niepełnosprawności – w szczególności krokowej utracie wzroku. Musiała ograniczać swoją aktywność.
Do Pana odeszła w Paryżu w 1856 r. po krótkiej chorobie. W ostatnich słowach, prawie niewidoma, napominała swe współsiostry: „Moje dzieci, moje kochane dzieci, gdy odejdę nie opuszczajcie - spraw to, dobry Boże! - moich podopiecznych [biednych]”…
Na jej pogrzebie były tłumy, ze wszystkich sfer Paryża i okolic. Po nabożeństwie w kościele św. Médarda wielki orszak podążył na cmentarz Montparnasse, gdzie została pochowana.
Żegnała ją prasa – poświęcono jej wiele artykułów ukazujących szacunek i wdzięczność setek i tysięcy osób, którym w życiu pomogła: „Nasi czytelnicy rozumieją znaczenie żalu i smutku, który ogarnął ubogich Paryża. Łączą się oni w żałobie ze łzami i modlitwami najbardziej potrzebujących”, pisał katolicki L’Universe. „Nieszczęśliwcy z 12 dystryktu przeżywają wielką stratę. Odeszła siostra Rozalia […] przez wiele lat [będąca] ratunkiem dla tylu potrzebujących w tej części miasta” – pisał lewacki Il Constitutionnel. „Z niezwykłym dostojeństwem pogrzebowe honory oddane zostały siostrze Rozalii. Przez ponad 50 lat ta święta kobieta była przyjacielem dla wielu w tym dystrykcie, gdzie tak wielu nieszczęśliwców oczekiwało i oczekuje pomocy. I ci wszyscy wdzięczni towarzyszyli siostrze na ostatniej drodze na cmentarz. Towarzyszyła jej też gwardia honorowa” – pisała oficjalna gazeta Imperium, Le Moniteur.
Na Montparnasse podążały tłumy, chcące na chwilę zatrzymać się i pomodlić przed grobem tej, która niejednokrotnie była ich wybawieniem. Ale grób Cór Miłosierdzia był trudny do znalezienia, więc niebawem szczątki Rozalii przeniesiono w nowe miejsce, bliżej wejścia do cmentarza. Na prostym nagrobku wyryto duży znak Krzyża i słowa: „Siostrze Rozalii, od wdzięcznych przyjaciół, bogatych i ubogich” (fr. „A la bonne mère Rosalie, ses amis reconnaissants, les riches et les pauvres”).
Do dziś anonimowe dłonie zanoszą kwiaty na jej grób, trwały znak dyskretnego hołdu oddawanego tej skromnej córce św. Wincentego à Paulo…
Beatyfikował ją Jan Paweł II w 2003 r. Mówił wtedy: „W czasach wielu społecznych konfliktów zdecydowała się zostać sługą najuboższych, przywracając każdemu z nich należną im godność… Jej działalność dobroczynną cechowała wielka pomysłowość. Skąd brała siłę, by tak dużo czynić? Z życia wypełnionego modlitwą, nieustannym Różańcem, który zawsze nosiła przy sobie. Sekret jej powodzenia był prosty: widzieć twarz Chrystusa w każdym człowieku, mężczyźnie i kobiecie…”
Pochylmy się też nad testem homilii Ojca św. Jana Pawła II, wygłoszonej 9.xi.2003 r. podczas Mszy św. beatyfikacyjnej Rozalii Rendu w Watykanie (po francusku):
Zamyślając się obejrzyjmy krótkie filmy
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
polskich:
angielskich:
francuskich:
włoskich: