Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
inne utwory Baczyńskiego
TUTAJ
RODZICOM…
BACZYŃSKI, Krzysztof Kamil
1921, Warszawa – ✟ 1944, Warszawa
wszystkie nasze wiersze
TUTAJ
A otóż i macie wszystko.
Byłem jak lipy szelest,
na imię mi było Krzysztof,
i jeszcze ciało —
to tak niewiele.
I po kolana brodząc w blasku
ja miałem jak święty przenosić Pana
przez rzekę zwierząt,
ludzi,
piasku,
w ziemi brnąc po kolana.
Po co imię takie dziecinie?
Po co,
matko,
taki skrzydeł pokrój?
Taka walka,
ojcze,
po co —
takiej winie?
Od łez ziemi krwawo mi,
mokro.
Myślałaś,
matko: „On uniesie,
on nazwie,
co boli,
wytłumaczy,
podźwignie,
co upadło we mnie,
kwiecie
— mówiłaś —
rozkwitaj ogniem znaczeń”.
Ojcze,
na wojnie twardo.
Mówiłeś pragnąc,
za ziemię cierpiąc:
„Nie poznasz człowieczej pogardy,
udźwigniesz sławę ciężką”.
I po cóż wiara taka dziecinie,
po cóż dziedzictwo jak płomieni dom?
Zanim dwadzieścia lat minie,
umrze mu życie w złocieniach rąk.
A po cóż myśl taka jak sosna,
za wysoko głowica,
kiedy pień tną.
A droga jakże tak prosta,
gdy serce niezdarne —
proch.
Nie umiem,
matko,
nazwać,
nazbyt boli,
nazbyt mocno śmierć uderza zewsząd.
Miłość,
matko —
już nie wiem,
czy jest.
Nozdrza rozdęte z daleka Boga wietrzą.
Miłość — cóż zrodzi — nienawiść, struny łez.
Ojcze,
broń dźwigam pod kurtką,
po nocach ciemno —
walczę,
wiary więdną.
Ojcze —
jak tobie —
prócz wolności może i dzieło,
może i wszystko jedno.
Dzień czy noc —
matko,
ojcze —
jeszcze ustoję
w trzaskawicach palb,
ja,
żołnierz,
poeta,
czasu kurz.
Pójdę dalej —
to od was mam: śmierci się nie boję,
dalej niosąc naręcza pragnień jak spalonych róż.