• MATKA BOŻA CZĘSTOCHOWSKA: kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneMATKA BOŻA CZĘSTOCHOWSKA
    kościół pw. św. Zygmunta, Słomczyn
    źródło: zbiory własne
link to OUR LADY of PERPETUAL HELP in SŁOMCZYN infoLOGO PORTALU

Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska

  • św. ZYGMUNT: kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneśw. ZYGMUNT
    kościół pw. św. Zygmunta, Słomczyn
    źródło: zbiory własne
  • św. ZYGMUNT: XIX w., feretron, kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneśw. ZYGMUNT
    XIX w., feretron
    kościół pw. św. Zygmunta, Słomczyn
    źródło: zbiory własne
  • św. ZYGMUNT: XIX w., feretron, kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneśw. ZYGMUNT
    XIX w., feretron
    kościół pw. św. Zygmunta, Słomczyn
    źródło: zbiory własne
  • św. ZYGMUNT: XIX w., feretron, kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneśw. ZYGMUNT
    XIX w., feretron
    kościół pw. św. Zygmunta, Słomczyn
    źródło: zbiory własne
  • św. ZYGMUNT: XIX w., feretron, kościół św. Zygmunta, Słomczyn; źródło: zbiory własneśw. ZYGMUNT
    XIX w., feretron
    kościół pw. św. Zygmunta, Słomczyn
    źródło: zbiory własne

LINK do Nu HTML Checker

GENOCIDIUM ATROX

LUDOBÓJSTWO dokonane przez UKRAIŃCÓW na POLAKACH

Opisy zbrodni (dane za okres 1943–1947)

Miejscowość

II Rzeczpospolita

Zagaje

pow. Horochów, woj. wołyńskie

współcześnie

rej. Horochów, obw. Wołyń, Ukraina

info ogólne

miejscowość nieistniejąca

Zbrodnie

Sprawcy:

Ukraińcy

Ofiary:

Polacy

Ilość ofiar:

min.:

260

max.:

260

Położenie

link do GOOGLE MAPS

wydarzenia

nr ref.:

01755

data:

1943.07.12

lokalizacja

opis

dane ogólne

Zagaje

O godz. 13–tej na parokonnych furmankach wjechało około 100 upowców z okolicznych wsi uzbrojonych w szpadle, siekiery, widły, kosy, noże, sznury oraz część w broń palną. Jeden z dowódców UPA, Iwan Żuk z Wygranki, był ze swoim 14‑letnim synem. Podczas rzezi większość ofiar torturowano, okaleczano, masowo gwałcono kobiety. Dzieci były przywiązywane za rączki do drzew i rozrywane, wrzucane żywcem do studni itp. Zakopywano rannych, jeszcze żywych. Ustalono 260 ofiar. Wieś została obrabowana i spalona, włącznie z kaplicą. „Był poniedziałek — 12 lipca 1943 roku. Z samego rana gruchnęła wieść, że dzień wcześniej w Porycku oraz Kisielinie wymordowano wszystkich Polaków, w tym wiernych zgromadzonych w kościołach, na niedzielnych nabożeństwach. Zrobiło się bardzo nerwowo, powszechnie przeczuwano nadchodzącą tragedię. W większości domów naradzano się co robić dalej, co począć. Około południa do wioski zaczęły wjeżdżać wozy, na których siedzieli, ubrani po cywilnemu, uzbrojeni Ukraińcy. Gdzieniegdzie pocieszano się jeszcze i uspokajano, że oni tylko przejeżdżają przez Zagaje. Niestety, mylono się. Wkrótce bowiem rozległy się strzały, a na obu krańcach wsi podpalono domy. Jak się miało okazać osada została okrążona przez Ukraińców z sąsiednich miejscowości. W pierwszej linii szli chłopi uzbrojeni w szpadle i siekiery. W drugiej linii posuwali się do przodu zbrojni w kosy, widły i noże. Trzecią linię tworzyli jeźdźcy na koniach, trzymając karabiny gotowe do strzału. Pierwsza i druga linia mordowała w straszny sposób. Jeżeli komukolwiek udało się przedrzeć, na trzeciej trafiały go kule lub dopędzony przez jeźdźca ginął uduszony sznurem. O okrucieństwie napastników niech świadczy fakt, że jednemu z mieszkańców wioski, który pasł konie, po złapaniu wycięto język i wykłuto oczy, a potem szyderczo pytano, czy wie, kto to zrobił. Ukraińscy zbrodniarze zostawili go w kałuży krwi, by konał w męczarniach i odjechali. Mieszkańcy wioski wpadli w panikę i zaczęli uciekać gdzie bądź. W tym czasie Jadwiga Bracław wraz z mężem Józefem kręcili na podwórzu powrozy, zaś dzieci (Miecio — 6 lat i Kazia — 2 latka) przebywały w domu Szubertów. Zorientowawszy się co się dzieje, również przedostali się do domu Szubertów, gdzie ukryli się w piwnicznym schowku. Wcześniej Jadwiga próbowała ratować swoich teściów Władysława Bracława i jego żonę Zofię (z d. Szubert), namawiając ich, by i oni ukryli się w piwnicy u sąsiadów. Władysław Bracław oświadczył jednak stanowczo, iż nigdy nie zrobił nikomu nic złego, nikomu nie wyrządził krzywdy, w związku z czym nie ma najmniejszego powodu do lęku i jest spokojny o swój i żony los. Oboje zostali bestialsko zamordowani i pochowani (przysypani cienką warstewką piasku) we własnym obejściu. Tymczasem w piwnicy Szubertów schroniło się grubo ponad 30 osób. Pech chciał, że wśród napastników był czeladnik stolarski, niejaki Miszka, który wcześniej pracował u Stanisława Szuberta, i między innymi pomagał kopać oraz budować ów piwniczny schowek. Bandyta ten, doskonale zorientowany w rozkładzie domu Szubertów, podniósł wieko przykrywające wejście, a kiedy wpadające do piwnicy światło zwabiło czteroletniego chłopczyka, który jako pierwszy wszedł na szczebel drabiny, zastrzelił go z zimną krwią. Zgromadzeni w piwnicy ludzie wpadli w popłoch i, panicznie walcząc o życie, zaczęli wydostawać się na zewnątrz przez malutkie okienko, służące do wsypywania ziemniaków. Wszyscy oni zginęli od kos, noży, wideł i siekier lub od kul bandytów z UPA. W piwnicy pozostało zaledwie osiem osób. Mordercy, będąc pewni, że wszyscy przebywający w lochu uciekli, oddali kilka strzałów w jego głąb, po czym oddalili się, by kontynuować swój zbrodniczy proceder. Napad trwał ok. 3 godzin. Przez cały ten czas schowani w piwnicy domu Szubertów słyszeli błagania i jęki mordowanych, kłótnie morderców podczas rabunku mienia Polaków (zasada była prosta: kto najwięcej ludzi wymordował, ten najwięcej ich rzeczy zabierał), pospieszne grzebanie ofiar we wspólnym dole, pijackie przechwałki, kto i w jaki sposób zabił najwięcej Polaków oraz podpalanie domów, chlewów i stodół. Wiele z tych głosów należało do znajomych, niekiedy nawet zaprzyjaźnionych, Ukraińców. Po wielu godzinach dręczącej niepewności, głęboką nocą, korzystając z faktu, iż rozpętała się burza, ukryci w piwnicy postanowili opuścić swój azyl i, poprzez ogród, przedostać się w pobliską pszenicę i konopie. Jako pierwsi wyszli Stanisław Szubert z zięciem Jankiem Bracławem. Po nich, w chwilowym zamieszaniu, z kryjówki wyszedł 6‑letni Miecio Bracław. Jako następni piwnicę opuścili kolejni mężczyźni, wśród nich Józef Bracław — mąż Jadwigi, ojciec Mieczysława. Jadwiga Bracław z dwuletnią córeczką Kazią opuściły kryjówkę jako ostatnie. Wszyscy, po kolei, przedostawali się w pobliskie zboże, gdzie niestety pogubili się. Wędrując polami, często na kolanach lub nawet czołgając się, nieustannie uważając na ukraińskie patrole, które z lubością mordowały uciekających Polaków, po wielu perypetiach, matka z córeczką doszły do oddalonego o 15 km Stojanowa. Stamtąd, po mniej więcej tygodniowym pobycie, Jadwiga z Kazią przedostały się do Lwowa, gdzie czekał już na nie Józef Bracław. Niestety, Miecia nigdzie nie było  […] Kiedy więc we wrześniu 1943 roku w Zagajach i okolicznych miejscowościach pojawiło się wojsko niemieckie, czworo uciekinierów — wśród nich Jadwiga Bracław — postanowiło wrócić do rodzinnej wioski i rozejrzeć się. Krajobraz po bitwie, a właściwie — nazywając rzecz po imieniu — po ludobójstwie. 12 lipca 1943 roku, w przeciągu kilku zaledwie godzin, banderowcy, w niezwykle okrutny sposób, wymordowali ok. 260 mieszkańców wsi Zagaje. Między innymi zginęło 19 osób z rodziny Ziemiańskich (najmłodsza Albina miała 2 latka, najstarsza Zofia — 83), 16 Bracławów (wśród nich siedmiomiesięczny Józio!) i aż 58 Szubertów (w tym zaledwie trzydniowy noworodek!!!). Wioska zmieniła się nie do poznania. Po kwitnącej osadzie zostały tylko ruiny i zgliszcza, wielkie pogorzelisko, morze krwi i łez, jeden ogromny cmentarz! Wszystkie studnie zapełnione były ciałami dzieci (zgodnie z logiką upowskich bandytów na dziecko szkoda było kuli!). Część ofiar została pochowana w masowym dole za stodołą Szubertów, niektóre ciała leżały tam, gdzie pozostawili je mordercy, przykryte jedynie cienką warstwą piachu, szczątki jeszcze innych zostały rozwleczone przez wygłodniałe psy. Najbardziej bolesna była identyfikacja ciał najbliższych krewnych. Ziemiański rozpoznał w studni sąsiadów dwie swoje córeczki po. sukienkach. Paradoksem było, że 19 młodych mieszkańców Zagajów przeżyło wojnę tylko dzięki temu, iż zostali wywiezieni na roboty do Niemiec. Wypędzeni mieszkańcy połapali pasące się gęsi i konie, zabrali resztki żywności oraz dobytku, wymłócili trochę zboża, po czym załadowali to wszystko na wozy i zawieźli do Stojanowa, a stamtąd dalej, do Lwowa. Ciała swojego synka Miecia Jadwiga Bracław nie znalazła. Z jednej strony fakt ten nieco ją uspokoił, z drugiej jednak niepokoił i przeraźliwie dręczył, no bo skoro nie zabili go bandyci spod znaku UPA, to gdzie się właściwie ukochany synek podział?! Wtedy Jadwiga Bracław jeszcze nie wiedziała, że myśl ta będzie prześladować ją do końca życia”.

źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]

źródło: Beling Zbyszek, „Rzeź wołyńska. Zagaje - historia prawdziwa”; w: portal: PiasstowskaKorona — internet: www.piastowskakorona.pl [dostępny: 2013.12.16]

Nagle rozległy się ze wszystkich stron strzały, na furmankach nikogo już nie było, ludzie zaczęli krzyczeć. Na podwórze wbiegł mój ojciec, krzyknął do mamy „Uciekaj za mną z dziećmi” (było nas pięcioro rodzeństwa). Ja zaczęłam biec za ojcem w pole, nie wiedząc, że mama z rodzeństwem została na podwórzu. Ojciec po przebiegnięciu z dwieście metrów zawrócił i wziął mnie na ręce, mówiąc „Nie możemy biec dalej, bo wioska jest okrążona przez Ukraińców uzbrojonych w widły, kosy i łopaty”. Weszliśmy w zboże, które nie było na szczęście jeszcze skoszone, dało ono schronienie kilkunastu osobom. W zbożu siedzieliśmy do zmroku, słyszeliśmy krzyki, jęki, strzelaninę, wioska częściowo płonęła. Pod osłoną nocy, ojciec wziął mnie na ręce, wyszliśmy ze zboża i szliśmy w kierunku Stojanowa [pow. Radziechów, woj. tarnopolskie], 10 km od naszej wioski. Szliśmy tylko polami, bo po drogach jeździli Ukraińcy na koniach lub furmankami. Do Stojanowa weszliśmy skoro świt, tam już czuliśmy się bezpieczni. Byłam cała mokra od rosy, a nogi, bose, miałam strasznie pokaleczone. Weszliśmy na drogę i ojciec powiedział „Zostaliśmy sami, wszyscy nie żyją” i bardzo się rozpłakał, ja również przez całą drogę płakałam. Pierwsze kroki ojciec skierował do kościoła, na plebanię, obudził księdza, opowiedział, co się stało. Ksiądz narzucił na siebie płaszcz, wszedł na dzwonnicę i zaczął bić w dzwony, zaczęli się zbiegać ludzie, pytając, co się stało. Ksiądz oznajmił, że w Zagajach banderowcy wszystkich wymordowali. Prosił ludzi by weszli do kościoła, bo będzie odprawiał nabożeństwo za pomordowanych. Wszyscy weszli do kościoła i my również z nimi, ja ciągle płakałam, bo było mi zimno, byłam cała mokra i miałam bardzo pokaleczone nogi. Podeszła do mnie jakaś kobieta i okryła mnie dużą chustką. Jak się trochę ogrzałam, to zasnęłam. Nie pamiętam, kiedy mnie wynieśli z kościoła, obudziłam się będąc w łóżku, przebrana i sucha. Było już chyba koło południa, wyszłam na ulicę i zobaczyłam mojego ojca. Stał z mężem kuzynki Antonim Szubertem, który też sam uciekł, kuzynka została zamordowana. Dwie swoje córki odnalazł po dwóch tygodniach we Lwowie, uciekły z ciocią i babcią. Po pewnym czasie zaczęli nadchodzić inni niedobitkowie, przyszła pani Pikotowska z trzema synami i malutkim czteroletnim synkiem swojego brata Zygmunta Madury. Oboje rodzice małego zostali zamordowani, pani Pikotowskiej rodzice i dziewiętnastoletnia córka Weronika, również została zamordowana. Powstał wielki płacz, gdzie iść i co robić? Po trzech dniach, my z ojcem wyjechaliśmy do Lwowa, a dokładnie do Sichowa [wieś i majątek, gm. Sichów, pow. Lwów] koło Lwowa. Tam mieszkał młody chłopiec z rodzicami, miał na imię Mietek, on u nas nocował, jak przychodził do Zagaj po żywność. Po dwóch tygodniach we Lwowie ojciec odnalazł swojego brata Stanisława Ziemiańskiego z żoną i synem, siostrę Katarzynę Szubert z mężem i jednym synem, bo drugi był wywieziony na roboty do Niemiec w 1942 r. Ze strony mamy z całej rodziny nikt się nie uratował, wszyscy zginęli. Po dwóch miesiącach mój ojciec ze swoim bratem i szwagrem oraz jeszcze paru mężczyzn, pojechali do Horochowa, a stamtąd do Zagaj. To co zapamiętałam, jak opowiadał ojciec, to było straszne — wioska częściowo była spalona, studnie wszystkie zapełnione dziećmi, moje dwie siostry były wrzucone do studni u sąsiadów, ojciec poznał je po sukienkach  […] Po 51 latach stanęłam ponownie na mojej rodzinnej ziemi. Uciekałam jako 8‑letnie dziecko, a wróciłam 59‑letnią kobietą, zmęczoną życiem, strasznymi przeżyciami i nieszczęściami. Z mojej wsi Zagaje nic nie pozostało, po jednej stronie drogi rosły buraki, a po drugiej — skoszona trawa. Była to wioska z pięknymi sadami, 50 gospodarstw zniknęło. Na ten widok dostałam szoku, szłam tą drogą, zapalałam znicze co kilka metrów po jednej i po drugiej stronie, krzyczałam z rozpaczy i bólu, dlaczego to się stało? i za co takie okrucieństwo? co winne te dzieci, kobiety, starcy?  […] Ukraino, oskarżam cię o ludobójstwo, nigdy nie będziesz szczęśliwym narodem, z tą hańbą będziesz żyć na wieki.

źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]

źródło: Mogielnicka Stanisława z d. Ziemiańska, wspomnienia; w: Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, w: Warszawa 2000, s. 1125

Gdzie kto mógł to przyjmował do siebie i wspomagał, czym kto mógł, tych parę osób z Poluchna, a z Zagaj uciekali do Druszkopola do placówki niemieckiej, a stamtąd do Lwowa, kto tylko uciekł żywy. Napadli ich w biały dzień, całą noc wartowali się, a Ukraińcy ich wypatrzyli, że w dzień, to każdy zarobiony jest, to kosi, to w polu przy ziemniakach, to przy sianie. I tym całym frontem napadli w dzień o 12, a jak to w gospodarstwie, to krowy doją, to chleb pieką, to piorą. Ci śpią, co w nocy wartowali i tak zastali ich prawie bezbronnych. Kto zdążył chwycić za broń to odstrzeliwał się dobiegając do szkoły, bo tylko jedna szkoła była murowana, a ta reszta 120 budynków pod słomą, część pod blachą. Bandyci zaczęli mordować, palić, kto mógł, to do szkoły doleciał a tam było dwóch nauczycieli z rodzinami. Mieli broni dużo, ale na tyle, żeby obronić się to zabrakło. Siekli oni z tego murowanego budynku, ale cóż, jak się do nich dostali, to nikt żywy nie uciekł i taka liczba ludzi z Zagaj wyszła, że kto był w polu, to się uratował od strony lasu. Jak opowiadał Dominik Brocłow, że oni z żoną byli przy sianie jak posłyszeli strzały to od razu uciekli do lasu, a czworo dzieci w domu było i Ukraińcy zamordowali. Nikt nie spodziewał się, że taką niewinną krwią dzieci będą zdobywać Ukrainę. Siedzieli w lesie przez dzień, a w nocy do Druszkopola doszli i tam stała placówka niemiecka i ich przywiozła do Horochowa. Z Zagaj z 360 osób to 40 uratowało się, a reszta zginęła w strasznych mękach. Siekierami ukraińskimi rąbani byli ludzie na kawałki, a małe dzieciątka to za nogi i o ścianę, aż mózg wytrysnął, w taki okropny sposób mordowali. Jedni państwo mieli akurat malutkie bliźniaczki, jak weszli bandyci to mówią, że jednym rady nie mogą dać, a tu po dwoje jeszcze rodzą i za nóżki i o ścianę główką, aż główka pękła. Tak bestialsko mordowali na oczach żony męża i dzieci, a na końcu ją zgwałcili i zamordowali.

źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]

źródło: Wolf Józefa z. d Zawilska, „Wspomnienia”; w: portal: Strony o Wołyniu — internet: free.of.pl [dostępny: 2021.04.11]

We wsi znajdowała się kaplica z 1910 roku należąca do parafii Drużkopol. Została ona zaatakowana przez upowców podczas nabożeństwa a następnie spalona. Liczba Polaków zamordowanych w kaplicy nie została ustalona.

źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]

źródło: portal: WikipediA — internet: www.wikipedia.org [dostępny: 2016.07.16]

Mordu w kaplicy nie odnotowali W. i E. Siemaszko.

źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]

źródło: Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, w: Warszawa 2000

sprawcy

Ukraińcy

ofiary

Polacy

ilość

w tekście:

ok. 260

min. 260

max. 260

LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA

Autorzy niniejszego opracowania informują, że każda korespondencja wysłana na podany poniżej adres portalu Genocidium Atrox może zostać opublikowana — verbatim w całości lub części, wraz z podpisem — chyba że zawierać będzie explicite odnośne zastrzeżenie. Adres Emajl nie będzie publikowany.

Jeśli na Państwa urządzeniu działa klient programu pocztowego — taki jak Mozilla Thunderbird, Windows Mail czy Microsoft Outlookopisane m.in. Wikipedii — by skontaktować się z Kustoszem/Administratorem i wysłać korespondecję proszę spróbować wybrac link poniżej:

LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA

Jeśli natomiast Pan/Pani nie posiada takowego klienta na swoim urządzeniu lub powyższy link nie jest aktywny proszę wysłać Emajl za pomocą używanego przez Pana/Panią konta — w stosowanym programie do wysyłania korespondencji — na poniższy adres:

ADRES EMAJL

jako temat podając:

GENOCIDIUM ATROX: ZAGAJE

WYJAŚNIENIA

  1. Brak precyzyjnej informacji o sprawcach w opisie konkretnego wydarzenia oznacza, iż były nimi osoby określone w danych ogólnych dla tego wydarzenia.
  2. Nazwa miejscowości w czasach II Rzeczpospolitej oznacza nazwę obowiązującą ok. 1939 r., czyli ostatnim roku niepodległości II Rzeczypospolitej.
  3. Dane regionalne miejscowości współcześnie — czyli powiat i województwo w Polsce oraz region i obwód na Ukrainie — jeśli wszelako na Ukrainie, to zgodnie z podziałem administracyjnym Ukrainy obowiązującym do 2020 r.
  4. Wyjaśnienia ogólne ⇒ TUTAJ.
  5. Przyjęte założenia co do szacunku liczby ofiar ⇒ TUTAJ.