Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska
LUDOBÓJSTWO dokonane przez UKRAIŃCÓW na POLAKACH
Opisy zbrodni (dane za okres 1943–1947)
Miejscowość
II Rzeczpospolita
Witoldów
pow. Włodzimierz Wołyński, woj. wołyńskie
współcześnie
rej. Iwanicze, obw. Wołyń, Ukraina
info ogólne
miejscowość nieistniejąca
Zbrodnie
Sprawcy:
Ukraińcy
Ofiary:
Polacy
Ilość ofiar:
min.:
10
max.:
10
wydarzenia
nr ref.:
01674
data:
1943.07.11
(„Krwawa Niedziela”)
lokalizacja
opis
dane ogólne
Witoldów
Ukraińcy zamordowali 6 Polaków: matkę z 19‑letnią córką, rodziców z 12‑letnią córką oraz 12‑letniego chłopca.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
Obserwując tragedię Polaków szukających schronienia we Włodzimierzu, którzy cudem uratowali się z rąk ukraińskich zwyrodnialców 18‑letni chłopak, jakim był wówczas Zygmunt Maguza musiał wykazać sporo hartu, żeby nie zwariować. Najgorsze było jednak dopiero przed nim. Po kilku dniach postanowił z kolegami pojechać bowiem do Witoldowa, żeby zobaczyć, co dzieje się u dziadków Stankiewiczów. To, co ujrzał, przerosło jego najgorsze oczekiwania. – Miałem nadzieję, że Ukraińcy ich nie ruszyli – wspomina Zygmunt Maguza.– Dziadek, gdy go o to pytałem, zawsze mnie uspokajał. Mówił, ja już starszy jestem, babcia też, a Weronika to jedenastoletnie dziecko, więc nas chyba nie zabiją, bo po co mieliby to robić. Wraz ze mną pojechał syn dziadków Julian Stankiewicz, Józef Palczyński, Tadeusz Nowicki. Zastaliśmy straszny widok. Gdy otworzyłem drzwi kuchni, na stole zobaczyłem kury dziobiące chleb, którego kilka bochenków napiekła babcia. Na podłodze w kuchni walały się też łuski amunicji. W pokoju na podłodze leżały trzy trupy dziadka, babci i małej Weroniki straszliwie zmasakrowane. Wszystko było we krwi. Z relacji sąsiadów, którzy przyjaźnili się z dziadkami udało nam się odtworzyć przebieg bestialskiego mordu. Okazało się, że dziadek wstał rano, zaprzągł konie i chciał wyjechać do jakiejś pracy. Bandyci zawrócili go i kazali się położyć na podłodze sypialni z prawej strony. Z lewej strony łóżka na podłodze w sypialni leżała babcia w nocnej koszuli, na której leżały porąbane zwłoki Weroniki. Ich córka, czyli siostrzyczka mamy widząc, że źle się dzieje, wyskoczyła przez okno i zaczęła uciekać. Ukrainiec strzelił jej w nogę. Wtedy upadła. Ukrainiec podbiegł do niej i za nogę przyciągnął do domu dziadków, pokonując kilkadziesiąt metrów. Rzucili ja na ciało babci, czyli jej mamy i tak ją zatłukli siekierą. Jak mi opowiadali sąsiedzi, ona strasznie krzyczała – nie zabijajcie! Słyszał to m.in. Ukrainiec Kościbroda, mieszkający obok, który w 1939 r. jako lojalny obywatel Rzeczpospolitej zgłosił się na mobilizację 23 Pułku Piechoty i walczył w obronie Warszawy. Z jego relacji, a także jego syna wiem, że w mordzie na rodzinie dziadków uczestniczyli: Władysław Prociuk, Matwiej Romaniuk i Petro Horbaczewski. Romaniuk był sąsiadem dziadków, znającym ich bardzo dobrze. Przyjechali oni furmanką rano. Podwiózł ich Grigorka Kuzibroda. Dziadek właśnie zaprzągł konie. Zaprowadzili go do pokoju i kazali się położyć na podłodze. Babci, która wstała w koszuli też kazali to uczynić, tyle, że po drugiej stronie łóżka. Weronika, widząc co się święci, usiłowała uciec, ale jak już mówiłem została przez jednego z oprawców przyciągnięta. Dziadka zbrodniarze najpierw zastrzelili. Babcię zabili siekierą, podobnie Weronikę. Mordowali ich uderzeniami w plecy, rąbiąc na kawałki. Dziadka po zastrzeleniu oprawca nie porąbał, ale obuchem siekiery wbił mu dosłownie głowę do płuc. Kiedy obróciliśmy dziadka na plecy, by wynieść na podwórko, żeby pochować i wziąłem go pod pachy, a Tadziu Nowicki za nogi, to mózg dziadka z krwią chlusnął mi na pierś. Było gorąco i krew nie zastygła. Coś jej jeszcze w dziadku zostało mimo, iż niemal cała podłoga pokoju była nią zalana, a do jego ścian były przylepione kawałki kości i mózgu, które rozprysły się we wszystkie strony, gdy bandyta walił w głowę siekierą. Pan Zygmunt ma łzy w oczach, gdy opowiada swoje przeżycia w domu dziadków i widać, że mocno wryły mu się w pamięć. Nie ma się co dziwić, że poświęcił sporo czasu na zbadanie wszystkich jej okoliczności, a także innych morderstw popełnionych przez Ukraińców na Polakach w Witoldowie. – Gdy byłem w sanatorium w Lądku Zdroju, odnalazłem mieszkającego tam Czesława Staszczyka z Witoldowa, sąsiada dziadków, któremu cudem udało się przeżyć urządzoną przez Ukraińców masakrę – wspomina Zygmunt Maguza. Spisałem jego relację, żeby przetrwała dla potomności. Według niej zbrodniarze zaczęli mord od jego rodziny. Tylko on, widząc ich zdążył się ukryć. Zbytnio go nie szukali, bo spieszyli się do dziadków, gdzie spodziewali się, że znajdą większy łup. Liczyli, że zastaną u nich ich synów i mnie. Wcześniej jeszcze zastrzelili jego teściową panią Sochową i jej 18‑letnią córkę Janinę, oraz żonę Czesława Staszczyka i 14‑letniego chłopaka Zakrzywickiego, który przyjechał do swojej cioci w odwiedziny. Pani Sochowa zginęła pierwsza. Otworzyła bowiem zbrodniarzom drzwi, gdy ci zaczęli łomotać. Po niej zastrzelili Zakrzywickiego, który leżał na kozetce. Widząc to Janina Staszczyk moja koleżanka padła na kolana i zaczęła histerycznie krzyczeć — nie zabijajcie!!! Jeden z oprawców strzelił jej w czoło. Gdy zamordowali wszystkich w domu, przystąpili do szukania Czesława Staszczyka. Usiłowali wejść do stodoły i wtedy pies zaczął na nich ujadać. Któryś z nich wystrzelił do niego, ale nie trafił. Pies zaskowytał, podkulił ogon i schował się w budzie. Weszli do stodoły, rozejrzeli się i stwierdzili, że Staszczyk uciekł. — Ne maje joho, hdeto wtik – skomentował jeden i poszli. On zaś siedział w kryjówce i przez szpary wszystko widział. Dziadek Stankiewicz w tym czasie wyszedł przed dom ubrany w kożuch, bo ranek był zimny i wyprowadzał za grzywę dwa konie. Jak go zobaczyli, zabrali konie, a dziadka popędzili do domu, by go zamordować. Następnie wdarli się do sąsiadów dziadka Ukraińców Kozibrodów, krzycząc – hde Zygmunt, hde Julik, hde Felik? – Sądzili, że ci porządni ludzie nas ukryli. – Ci rozłożyli bezradnie ręce twierdząc – ne ma! — Was postrelajem – ostrzegli ich oprawcy i dawaj szukać. Później Kozibrodowie pokazywali, jak odsuwali łóżka, przetrząsali strych. Przybycie Zygmunta Maguzy wraz z kuzynem i kolegą nie uszło uwagi miejscowych Ukraińców, należących do Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jeden oddał do nich kilka strzałów, ale nie trafił i uciekł. – My jak tylko ustawiliśmy, przygotowane przez Juliana Stankiewicza, krzyże na zasypanej mogile też wycofaliśmy się w pola, chowając się w bruzdach. Wcześniej mój drugi kuzyn Feliks Stankiewicz zdjął z nóg skarpety i założył zamordowanemu ojcu, którego złożyliśmy do grobu w kożuchu, w którym zamordowali go Ukraińcy. Gdy oddaliliśmy się nieco, obejście dziadków już płonęło.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Koprowski Marek A., „Uciekajcie, mordują!”; w: portal: kresy.pl — internet: www.kresy.pl [dostępny: 2012.02.22]
Czesław S. (Staszczyk — przypis: Stanisław Żurek) (ur. 1918): „O trzeciej nad ranem byłem w swojej stodole, gdzie miałem urządzoną kryjówkę. Usłyszałem nadjeżdżającą furmankę. Przez szparę między deskami zobaczyłem dwóch mężczyzn z karabinami, którzy zeskoczyli z wozu w stronę domu. Trzeci siedział na wozie. Obok furmanki zauważyłem chłopca (16—17 lat) […] narodowości ukraińskiej, który mieszkał niedaleko mnie w Witoldowie. Mój pies zaczął strasznie ujadać, mordercy skierowali na niego lufy karabinów. Do mieszkania weszli przez niezamknięte drzwi. Strzelali z bliska w głowy. Mozg był na ścianach pokoju. Wszystkie osoby leżały na podłodze we krwi. Czesław Z. (Zakrzewski, lat 12 — przypis: Stanisław Żurek) został zabity na kanapie. Moja żona Janina klęczała z rozkrzyżowanymi rękami. Widocznie uklękła, prosząc o darowanie życia. Teściowa upadła pod stół, przewracając naczynia i butelki. Po wymordowaniu mojej rodziny w mieszkaniu, mordercy wpadli do stodoły, szukając mnie. «Nie ma joho, wtikł» (Nie ma go, uciekł) – mówili […] Usłyszałem odjazd furmanki zaprzężonej w dwa konie. Chciałem uciekać do sąsiada Konstantego S. (Stankiewicza — przypis: Stanisław Żurek), ale ponieważ mordercy pojechali w kierunku jego gospodarstwa, cofnąłem się. Zdążyłem zobaczyć, że S. wyprowadza dwa konie i rocznego źrebaka na łąkę obok sadu […] Po kilku minutach zobaczyłem, jak mordercy łapią go przy koniach i prowadzą do domu. Przerażony wróciłem na własne podwórze i schowałem się do piwnicznej kryjówki obok stodoły, gdzie przesiedziałem do godziny dziesiątej […] Potem widziałem pomordowanych S. (Stankiewiczów — przypis: Stanisław Żurek), postrzelanych i porąbanych siekierami. Konstanty leżał na podłodze z roztrzaskaną głową […] , obok leżała […] Balbina S. i ich córeczka Weronika (11 lat). Przez trzy dni po tragedii panowała cisza, nikogo nie widziałem. Ukrywając się w zbożu, od czasu do czasu wyglądając, co się dzieje wokół domu, udało mi się spotkać z sąsiadami Ukraińcami. Oni wykonali trumny z desek i wykopali dół na mogiłę. Pochowaliśmy trojkę pomordowanych obok domu, w sadzie, stawiając na mogile krzyż, który zrobili Ukraińcy. Ukrainka przyniosła mi bochenek chleba na drogę i rozpłakała się, mówiąc: «My wam nic nie winni, jak będziesz żył, to się dowiesz, kto mordował». W dniu, w którym chowaliśmy w sadzie moją rodzinę, do gospodarstwa S. przyszli jacyś uzbrojeni osobnicy w kolejowych mundurach. Ukraińcy zostawili trumny i uciekli, obawiając się, że może ich spotkać coś złego. Słysząc, że faktycznie przyjechali Polacy, pobiegłem przywitać się i ze łzami w oczach zobaczyłem kolejarzy polskich z bronią, którzy przyjechali z Włodzimierza Wołyńskiego. Julian S. z bratem Feliksem /synowie zamordowanych S./, z siostrzeńcem Zygmuntem M., przygotowali mogiłę na podwórzu gospodarstwa, niedaleko studni. Ułożyli w niej trzy trumny i postawili trzy krzyże. Zaraz po tym pogrzebie i odejściu Polaków […] , Ukraińcy biegali od jednego do drugiego polskiego gospodarstwa, wzniecając pożary. Pozostały zgliszcza i wypalone sady”.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Odonus Barbara, „Lato 1943”; w: „Karta”, w: nr 43 /2004/
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
nieznana, co najmniej 10
min. 10
max. 10
Autorzy niniejszego opracowania informują, że każda korespondencja wysłana na podany poniżej adres portalu Genocidium Atrox może zostać opublikowana — verbatim w całości lub części, wraz z podpisem — chyba że zawierać będzie explicite odnośne zastrzeżenie. Adres Emajl nie będzie publikowany.
Jeśli na Państwa urządzeniu działa klient programu pocztowego — taki jak Mozilla Thunderbird, Windows Mail czy Microsoft Outlookopisane m.in. w Wikipedii — by skontaktować się z Kustoszem/Administratorem i wysłać korespondecję proszę spróbować wybrac link poniżej:
LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA
Jeśli natomiast Pan/Pani nie posiada takowego klienta na swoim urządzeniu lub powyższy link nie jest aktywny proszę wysłać Emajl za pomocą używanego przez Pana/Panią konta — w stosowanym programie do wysyłania korespondencji — na poniższy adres:
jako temat podając:
GENOCIDIUM ATROX: WITOLDÓW