Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska
LUDOBÓJSTWO dokonane przez UKRAIŃCÓW na POLAKACH
Opisy zbrodni (dane za okres 1943–1947)
Miejscowość
II Rzeczpospolita
Swojczów
pow. Włodzimierz Wołyński, woj. wołyńskie
współcześnie
rej. Włodzimierz Wołyński, obw. Wołyń, Ukraina
Zbrodnie
Sprawcy:
Ukraińcy
Ofiary:
Polacy
Ilość ofiar:
min.:
116
max.:
331
wydarzenia
nr ref.:
01661
data:
1943.07.11
(„Krwawa Niedziela”)
lokalizacja
opis
dane ogólne
Swojczów
Wieś polska Dominopol pod lasem Świnarzyn w nocy została okrążona przez partyzantów ukraińskich i ludność, tejże wsi wymordowana została doszczętnie, zaledwie 3 osoby ocalało, które cudem zdążyły wymknąć się: jedna dziewczyna i dwóch chłopców, dziewczyna została pokaleczona […] W tym czasie, gdy w nocy wymordowali Dominopol, w dzień zabrali chłopców, najbliższych moich sąsiadów, których nazwiska podaję: Leon Mierzejewski, Zygmunt Rak, Władysław Bydychaj, Hipolit Majewski, Eugeniusz Buczko, wszyscy ze Swojczowa, którzy zostali zabrani przez ukraińskich banderowców i pomordowani. W innych koloniach i wioskach, też zabierano chłopców polskich i mordowano.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Zdzisława Doleckiego ze wsi Swojczów, pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu”; w: portal: Wołyń, w: Glasgow, Szkocja, 22.04.2013 r. — internet: btx.home.pl [dostępny: 2022.04.06]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
5
min. 5
max. 5
nr ref.:
02069
data:
1943.07
lokalizacja
opis
dane ogólne
Swojczów
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
W miejscowościach: Dominipol, Jesionówka, Mikołajówka, Swojczów, Swojczówka, Turża (wszystkie w gminie Werba, pow. Włodzimierz Wołyński), Budy Ossowskie, Kowalówka — Marszałkówka, Kowalówka, Ossa (wszystkie w gminie Turzysk, pow. Kowel), Leżachów (gmina Kupiczów, pow. Kowel), Czosnówka lub Szczęsnówka, Kisielówka (gmina Kisielin, pow. Horochów) i w wielu innych, na wiosnę 1943 roku Ukraińcom ze sztabu UPA we wsi Wołczak udało się namówić około 90 młodych Polaków w wieku 15 — 20 lat do polskiej partyzantki, która rzekomo miała razem z partyzantką ukraińską walczyć z Niemcami na podstawie zawartego porozumienia polsko–ukraińskiego. Polacy broń na noc musieli zdawać do magazynu pilnowanego tylko przez upowców. „Od wiosny 1943 r. partyzanci ukraińscy kwaterowali także w szkole w Dominopolu oraz w prywatnych mieszkaniach wielu Polaków w naszej wsi. Ludzie miejscowi mówili, że te duże wojska ukraińskie przyjechały gdzieś od strony Lwowa. Pamiętam, że mówiono o 2 tysiącach wojaków, a może nawet więcej. Polskie rodziny karmiły ich, prały rzeczy i kwaterowały, były przy tym solennie zapewniane, że między nami będzie pokój i sojusz przeciw Niemcom. Opowiadano mi także, że już w lecie 1942 r. Ukraińcy ogłosili publicznie wezwanie, skierowane przede wszystkim do młodych, silnych Polaków zamieszkałych w naszej okolicy, aby chętnie wstępować do polsko–ukraińskiej partyzantki. Przyjeżdżali nawet osobiście furmankami do polskich domów i zabierali wybranych mężczyzn mówiąc: Będziemy razem wojować, nie pójdziemy tak jak Żydzi do dołu! […] A jednak doszło do najgorszego, zginęli nie tylko prawie wszyscy żołnierze ze wspomnianego oddziału, ich liczba miała dochodzić do 120. Wymordowana została także w bestialski sposób prawie cała moja wieś, w tym moi najbliżsi”.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Kazimierza i Antoniny Sidorowicz z d. Turowska ze wsi Dominopol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Wołyń, w: Zamość 01.05.2003 — internet: www.wolyn.org [dostępny: 2022.04.06]
Coraz częściej wzywano polskich gospodarzy, młodych, silnych, najczęściej po wojsku jako potrzebne im PODWODY. Niestety jak już ktoś do nich pojechał to już prawie nigdy do domu nie wrócił. Ludzie w naszej kolonii po cichu komentowali to jednoznacznie: „Ukraińcy skrytobójczo mordują naszych mężów i synów w lesie, dlatego wciąż nie wracają do swoich domów!”. W ten sposób zaginął bez wieści mój kuzyn Stanisław Hypś lat około 32 z naszej koloni Piński Most oraz wielu innych, przede wszystkim z Dominopola.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Sienkiewicz Antoni
Mój brat Adam Turowski i jeszcze trzech innych gospodarzy z Dominopola, pewnego razu też pojechali wezwani przez Ukraińców, którzy po nich przyjechali do naszej wsi. Opowiadał mi o tym osobiście Marcel Mikulski. Od tej pory ślad po nich i koniach zaginął.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Kazimierza i Antoniny Sidorowicz z d. Turowska ze wsi Dominopol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Wołyń, w: Zamość 01.05.2003 — internet: www.wolyn.org [dostępny: 2022.04.06]
Ukraińcy coraz częściej pojawiali się w polskich wsiach i koloniach i prowadzili ożywioną akcję propagandową. Namawiali młodych mężczyzn i chłopaków polskich, aby wstępowali do powstającego właśnie oddziału polskiej partyzantki w Dominipolu, który będzie walczył wspólnie z UPA przeciwko Niemcom. Znałem wielu chłopaków, którzy do tego wojska zgłosili się pod wpływem tej propagandy na ochotnika, służyli tam dla przykładu: Eugeniusz Buczko lat około 20. Pozostali chłopcy byli z wielu różnych miejscowości, w tym: Jesionówki. Ich kwaterą był budynek naszej dawnej szkoły podstawowej pod lasem, tam mieli swój wojskowy posterunek. Oddział młodych chłopaków, który stacjonował w szkole został przez Ukraińców wyprowadzony w las na jedną z polan, a tam był już ustawiony wcześniej strzelec ukraiński z karabinem maszynowym. Z tej jatki uratował się tylko jeden chłopak, który w chwili likwidacji oddziału mając przepustkę przebywał w swoim domu.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Sienkiewicz Antoni
Na kilka godzin przed krwawą niedzielą 11 lipca 1943 r., nocą kilku uzbrojonych Ukraińców przyjechało furmanką do polskiej wsi Ludmiłopol. Zajeżdżali do polskich rodzin i powoływali silnych, młodych mężczyzn do polsko–ukraińskiej partyzantki, która formowała się w Dominopolu. Zabrali w ten sposób ze sobą kilku Polaków i pojechali w stronę Dominopola. Do celu jednak nie dotarli. Jeszcze tej samej nocy, Ukraińcy dojeżdżając do pierwszych domów wsi Zarudle, tuż obok gospodarstwa Polaka Żukowskiego, nagle niespodziewanie się zatrzymali i kazali zsiąść Polakom z furmanki. Gdy Polacy znaleźli się na łące, Ukraińcy zdradziecko otworzyli do nich ogień i wszystkich wystrzelali. Zginęli wtedy: Feliksiak Józef lat ok. 30, Szymański Henryk lat ok. 30. Puzio Franciszek lat ok. 30, a pozostałych nazwisk nie pamiętam. Jest mi także wiadome, że z domu zabierał polskich mężczyzn Ukrainiec Ostapczuk Pieter, także pochodzący z Ludmiłpola i on także ich potem rozstrzelał. Mordercy albo wcale nie kryli się ze swoją zbrodnią, albo zostali czymś spłoszeni, bo nie zdążyli ukryć ciał pomordowanych, którzy zostali znalezieni nad ranem przy drodze, w miejscu ich rozstrzelania. Ofiary obrabowane zostały także częściowo z rzeczy, które miały na sobie. W miejsce mordu przychodziły potem żony ofiar i ich rodziny i dokonywali rozpoznania swoich chłopców. Wśród tych osób, była też żona Józefa Feliksiaka Antonina, która mi to wszystko później osobiście opowiedziała.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Kazimierza i Antoniny Sidorowicz z d. Turowska ze wsi Dominopol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Wołyń, w: Zamość 01.05.2003 — internet: www.wolyn.org [dostępny: 2022.04.06]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
co najmniej 120 + 1 rodzina
min. 124
max. 126
nr ref.:
02343
data:
1943.07
lokalizacja
opis
dane ogólne
Upowcy uprowadzili kilkunastu lub kilkudziesięciu młodych Polaków, którzy zaginęli bez wieści.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
kilkanaście – kilkadziesiąt
min. 11
max. 99
nr ref.:
02712
data:
1943.08.31
lokalizacja
opis
dane ogólne
Swojczów
Upowcy o świcie dokonali napadu mordując co najmniej 96 Polaków; obrabowali polskie zagrody oraz zwłoki pomordowanych (zegarki, złote obrączki itp.). Józefa Rusieckiego i jego ciotecznego brata zastrzelił ich sąsiad Ukrainiec, zabrawszy im wpierw złote obrączki, zegarek i złote pięciorublówki (zwane „świnkami”), a na pytanie jak ma sumienie jako sąsiad ich zabijać, powiedział, że „Ja teraz dla was nie sąsiad”. Ukraińcy zniszczyli też przy pomocy dynamitu kościół parafialny pw. Narodzenia NMP z 1797 roku. Pierwsze dwie próby były nieudane, dopiero, gdy na uwagę jednego Ukraińca z ołtarza usunięty został cudami słynący obraz Matki Boskiej Swojczowskiej, trzecia próba spowodowała zniszczenie kościoła.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, w: Warszawa 2000, s. 935—938
Inni: w kościele dokonali rzezi zgromadzonych osób. Wspomina Bolesław Dolecki: „Ja dowiedziałem się, że mordują, więc uciekłem na cmentarz. Wylazłem na gęsty świerk i siedziałem cały dzień do nocy. Widziałem, jak chłopi ukraińscy i partyzanci obławą chodzili, przeszukując zabudowania, ogrody, kopki na polach, szukając ukrytych, za uciekającymi strzelali, na koniach dopędzali i zabijali. Po domach już pomordowanych zabierali świnie, kury, plądrowali i przeszukiwali. Godzina mniej więcej 10.00, przychodzi obława na cmentarz. Czterech z karabinami i siedmiu ze szpadlami. Karabiny w ręku na pogotowiu, przychodzą bliżej mego świerku. Poznaję — znajomi chłopi ze Swojczowa: Torczyło Tymofiej, Wołodka Dubieńczuk i inni. Siedząc na świerku widziałem, jak tu przychodziły znajome mi osoby i poukrywały się w zaroślach cmentarza. Padają dwa strzały: zabili kobietę, Dobrowolską Hannę z synem ze wsi Swojczowa. Przeszukują krzaki, drugi raz przeszli pod moim świerkiem, na którym siedziałem. Nareszcie słyszę krzyczą: «Wyłaź! Wyłaź!!». Znaleźli kobietę z córką, Marię Karandową. Kobieta prosi: «Panie Torczyło niech pan nas nie bije!». Słyszę odpowiedź: «Teper ne ma Torczyło. Wyłaź!». Słyszę jęk kobiety, pada dwa strzały, cisza. Zostali pobici. Szukają dalej, przegartują krzaki. Znowu dwa strzały. Zabili 14 — letnią Potocką, córkę Jana i 15 — letnią Marię Sobiepan, córkę Stanisława. Szukają dalej. Zajrzeli do kapliczki cmentarnej, do grobowca. Nie ma nikogo. Jedni odchodzą, kilku zostaje. Odchodzący Torczyło rozkazuje: «Zakopujte hłuboko, szczob ne smerdiło». Ci pozostali wykopali w dwóch miejscach doły, zakopali pomordowanych i poszli. Siedzę na świerku i czekam niecierpliwie do nocy. Już słoneczko nad zachodem, obławy, poszukiwania, grabieże nie ustają. Słyszę krzyki, gonitwa: «Trzymaj! Trzymaj! Stój! Stój!». Widzę uciekającego mego sąsiada Jana Rak, wystrzelili za nim dwa razy, nie trafili, ucieka, chłop wyprzęga z wozu konia, goni konno. Ucieka Rak wprost na mnie do cmentarza. Myślę sobie: «Masz licho naprowadził mi znowu grandę!». Uciekający Jan Rak ucieka poza cmentarzem, zginął mi z oczu poza drzewami cmentarza. Chłopi szukają, nie znaleźli, ściemnia się, chłopi poszli. Zrobiła się noc. Zlazłem ze świerka, polami dostałem się do krzaków wyrąbanego lasu. W krzakach błądziłem całą noc, rano łąkami, łozami przedzierałem się. Spotkałem się z takimi, jak ja uciekinierami: ojciec z dwojgiem dzieci, Kosiorek z Kolonii Elizawietpola, żona i starsza córka zostały zabite, on z dwojgiem dzieci ukrył się w prosie i ocaleli. Opowiadał mi on, że jego sąsiada, aleksandra Żurawskiego córeczka mocno pokaleczona, którą prowadził, nie mogła iść, więc musiał zostawić ją pod kopką. a jej rodzice zostali pomordowani. I opowiadał mi ten Kosiorek, że przechodził przez kolonię Teresin, przez podwórko, widział zamordowanego gospodarza Mikołaja Bojko, leżącego na podwórku, któremu oczy ptaki powydłubywały. Po drodze spotkaliśmy się jeszcze z dwoma uciekinierami. Każdy opowiada swoje i tak razem przyszliśmy do wsi Chobułtowo, gdzie stała nasza polska placówka policji, złożona z poprzednich uciekinierów polskich. Dużo znajomych chłopców, rozmawiamy o tych morderstwach ludności polskiej przez Ukraińców, policjanci westchnęli, mówią: «Wiedzieliśmy o tym, że Was mordują Ukraińcy, bo jeszcze wczoraj nam dali znać». Pytam: «Czemuście nie przyszli nam z pomocą?». Odpowiadają: «Cóż kiedy nie ma rozkazu»”.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Zdzisława Doleckiego ze wsi Swojczów, pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu”; w: portal: Wołyń, w: Glasgow, Szkocja, 22.04.2013 r. — internet: btx.home.pl [dostępny: 2022.04.06]
Stanisława Sobczuk z d. Rusiecka zamieszkała obecnie w Gdeszynie pod Zamościem. Miała wtedy zaledwie 11 lat kiedy wraz z rodzoną siostrą Jadwigą uciekały, próbując wydostać się z matni. W środku nocy obudził je ogromny huk, potężna eksplozja. Na początku nie wiedziały co się stało, nawet nie przypuszczały, że to Kościół ale po chwili wszyscy zobaczyli w oknie wielka łunę ognia i poznali, że to pali się ich kochany Kościół. Niektórzy wybiegli na zewnątrz i zrobiło się małe zamieszanie, które przerodziło się szybko w panikę. Wspominają siostry Stanisława i Jadwiga Rusieckie: „Ja z siostrą Jadwigą weszłyśmy na strych domu Iwana i tam ukryłyśmy się. Siedziałyśmy tam cichutko, drżąc całe ze strachu, płakałyśmy i co chwilę nerwowo wyglądałyśmy przez szpary na podwórko i obserwowałyśmy okolicę […] Po pewnym czasie wydaje mi się, że to było już około południa, usłyszałyśmy zbliżających się ludzi, po głosach poznałyśmy, że to Ukraińcy i niemal od początku wiedziałyśmy, ze to rezuni, którzy właśnie wracają z pogromu, którego dokonali na naszych rodzinach. Zachowywali się bowiem bardzo głośno, a ich radosne okrzyki zlewały się w jedną całość. Rozgościli się w izbie pod nami, bowiem było to mieszkanie jednoizbowe. Przyjmował ich sam syn gospodarza Ukrainiec Wołodka. Zaczęli pić samogon i gościć się w najlepsze, dużo przy tym wykrzykiwali, wprost okazując radość z dokonanego właśnie mordu na ludności polskiej Swojczowa. Krzyczeli przy tym na cały głos takie oto zdania: «aleśmy Lachom dali. Zabiliśmy wielu, a reszta uciekła! Vivat Samostijna Ukraina!» Pamiętam również, że podczas tej pijackiej libacji, właściwie każdy z nich, jeden przez drugiego, przechwalali się nawzajem, jak osobiście mordowali swoje ofiary. Opisywali przy tym jak to robili, było to dla nas dzieci dość makabryczne doświadczenie […] Na skraju wsi mieszkała babcia mojej kuzynki Zosi. Dała nam wody i kazała się schować w fasolę tyczkową. W tym czasie, gdy nasza grupa chowała się, na podwórze wjechało czterech Ukraińców na koniach. Zaczęli wykrzykiwać: «Znajdziemy te polskie bachory!!» Jeden z Ukraińców zobaczył babcię, podjechał do niej na koniu i zastrzelił. Poszłyśmy do popa i udawałyśmy, że jesteśmy dziećmi ukraińskimi. Żeby popa w tym bardziej utwierdzić, wzięłam jego płaczące dziecko na ręce i zaczęłam śpiewać po ukraińsku. Batiuszka być może uwierzył, albo tylko udawał. Jego dom stał w jednym końcu wsi, a chlew ze świniami w drugim, w pobliżu cerkwi. Dwa razy woził swojej trzodzie jedzenie. Właśnie wtedy już miał wyruszyć furmanką. Poprosiłam, żeby nas wziął ze sobą i wysadził koło domu. Zgodził się. Pamiętam kiedy wiózł, na drodze stali czwórkami Ukraińcy, już po rzezi, a było tych czwórek co najmniej dwadzieścia. Na czele oddziału był nasz sołtys o nazwisku Cebula. Jechaliśmy wzdłuż tego szeregu mając dusze na ramieniu, a nasz sołtys, którego minęliśmy o metr, patrzył na nas uważnie bardzo długo, ale nic nie mówił. Zeszłyśmy z wozu, już niedaleko naszego domu i spotkałyśmy naszą babcię, wspólnie postanowiliśmy uciekać do Włodzimierza Wołyńskiego”.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Stanisławy Sobczuk i Jadwigi Bożenckiej z d. Rusieckie ze Swojczowa na Wołyniu”, w: Zamość 2004, s. 2—3
Stog siana, w którym nas ukryli, stał zaraz za zabudowaniem, dlatego dobrze słyszałam, jak 'ryzuny' wpadli do domu, wyciągnęli Skosalasową i przebili ją bagnetem. Trzymali ją tak nadzianą na ostrze, aż skonała, a jej przeraźliwy krzyk do dziś dźwięczy mi w uszach. Jeszcze jakby dziś słyszę jej rozpaczliwe wołanie: „Zabijcie mnie już, a nie męczcie!”. Jej męża Skosalasa zarąbali siekierą w domu. Rzeź mieszkańców naszej wsi trwała całą noc i następny dzień, w tym czasie dochodziły do nas ogromne jęki mordowanych, męczonych i pokaleczonych ludzi, które mieszały się z różnymi wyzwiskami oprawców i innymi krzykami. Wieczorem Katia przysłała małą Haluszkę do stogu, niby to po siano dla bydła, a Haluszka przyniosła chleb i wodę. Trwało to kilka dni, ale dalsze ukrywanie nas było niemożliwe, ponieważ bandyci kłuli widłami stogi z sianem, wciąż szukając ukrywających się. Na szczęście my byliśmy ukryci dość głęboko i znów ocaleliśmy od pewnej śmierci. Jednak i to nie gwarantowało przeżycia, gdyż bandery podejrzane stogi palili, palili także całe polskie zabudowania. Miała ciocia szczęście, że spotkała Ukraińców z ludzkim sercem. Zaczęli ją chować po zabudowaniach ukraińskich, aż do chwili kiedy to rezuni upewnili się, że: „Teper nie ma Lachiw!”. Przechowywali tak ciocię Zosię Hasiak z synkiem Rysiem, w piwnicach, na strychach, przebierali ją za Ukrainkę, zawsze była w chustce, głęboko zakrywając twarz, w bluzce, spódnicy i obowiązkowo z zapaską (fartuchem). Ciocia umiała mówić po ukraińsku, Rysiek nie umiał, więc udawał niemowę. Katia opowiadała, że przywiozła swoją kuzynkę Ukrainkę znad ruskiej granicy i dodawała znacząco: „Może to budit niwistka dla Laszuka”. a miało to sens, gdyż ojciec Haluszki był wdowcem. Tak się stało, że postawili maszyny do szycia u Laszuka i tam przychodzili Ukraińcy, przynosząc ubrania zdobyte na Polakach, by im sprawnie przerabiać. Ciocia mi się wtedy z bólem zwierzała: „Szyłam z musu i często poznawałam, czyje są rzeczy, a gdy przynieśli kostium twojej babci Karoliny Rusieckiej, która mi w tych ciężkich czasach dużo pomogła, zaczęłam mimowolnie drżeć i cała trząść się. Ukrainka pyta mnie na to: «Soniu co tobie?». Bałam się i spiesznie odpowiedziałam: «Chora jestem i nie mogę tego zrobić».”. Podczas tej naszej rozmowy stanęły jej też, przed oczyma różne przechwałki, jak to oni rezuni mordowali Polaków. Dla przykładu raz była w ukryciu za dużym piecem i słyszała, jak Ukrainiec Wołodia mówił: „Przybiegła do mnie moja sąsiadka, koleżanka do której zachodziłem czasem, wołając, błagając: «Wołodia ratuj!», a za nią wpada druga dziewczyna, też Polka. a ja, jak chwycę je w ręce i głowami trzasnę jedna o drugą, to tylko krew się rozbryzła i po nich koniec”. Opowiadali także rezuny, jak to małe dzieci zabijali i wyrzucali na śmietnisko, zasypując je byle czym, aby było mniej grzebania w ziemi. Innym razem przechwalali się jak to mordował i czym i z jakim skutkiem. Usłyszała jak zamordowali mojego dziadka Karola Rusieckiego, który po kilku dniach wyszedł z ukrycia, przyszedł na podwórze Jędrycha Rusieckiego. Mówiła mi tak: „Naśmiewali się z Karola, że żal mu było 'chodoby', aby czasem nie popalili zwierząt, tymczasem oni wszystko wypędzili z obory, a potem szukali zakopanych rzeczy i kosztowności. Kiedy go zobaczyli, zaraz pochwycili i bardzo się nad nim znęcali, tak okrutnie, aż dziadek nie wytrzymał i wyjawił im miejsce ukrytych rzeczy. Na te przechwałki wszedł inny ryzun, który nazywał się Korczak, a słysząc o czym tak raźno rozprawiają, mówi: «Patrzę, a to Rusieckiego Karola biją, a ja jak nie doskoczu i nie bachnę mu w brzuch, tak przeciąłem go na pół, tylko bebechy wypłynęły. Następnie wrzuciliśmy go do wody do sadzawki»”. Ciocia mówiła, że słuchając tego wyobrażała sobie, że Korczak przeciął dziadka dużym nożem, skoro przechwalał się: „Zaszlachtowałem go!”. Posłyszała także i to, że moją babcię Karolinę Rusiecką zastrzelili, gdy była w ogrodzie, tam też została pochowana pod drzewem. Ciocia zwierzała mi się dalej serdecznie: „Ja to tylko gorąco modliłam się o śmierć, dla mnie i dla Rysia przez zastrzelenie, nawet nie przypuszczałam, że przeżyję 8,5 miesiąca w takim stresie i w takich warunkach”.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Rzeź mieszkańców naszej wsi Swojczów trwała całą noc i następny dzień”; w: portal: Niepoprawni, w: 29 Kwietnia, 2016 — internet: niepoprawni.pl [dostępny: 2021.04.11]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
co najmniej 96
min. 96
max. 96
nr ref.:
02892
data:
1943.08
lokalizacja
opis
dane ogólne
Swojczów
W kolonii: „Najmłodsza córka Marcina i Tekli Kaliniak miała na imię Leokadia, mieszkała w domu antoniego i tam też było jej wesele w 1934 r. Wyszła za mąż i zamieszkała w kolonii na północ od Swojczowa, to było blisko od Swojczowa. Widywałam ich razem w naszym Kościele. Mieli dwoje małych dzieci, a z trzecim ciocia była w stanie błogosławionym. Żyli sobie tam spokojnie, aż po dzień, w którym na ich posesję napadli Ukraińcy. Dwa, trzy dni wcześniej do ich domu przyjechali na wozie Ukraińcy i oznajmili, że zabierają do lasu męża Leokadii z wozem i końmi, niby że miał im tam w czymś pomagać. Oczywiście z ta chwilą, wszelki ślad po nim zaginął, zamordowali biedaka, a ciało gdzieś zakopali. W domu została już tylko matka zamordowanego syna oraz żona z dwójka dzieci. I oto chodziło właśnie zbójom banderowcom. Świadkiem naocznym tych wydarzeń była matka męża Leokadii, która ukryła się na strychu budynku stojącym blisko ich domu i obserwowała podwórko. Zobaczyła jak banderowcy wchodzą do domu, a za chwilę wyprowadzają dwoje dzieci około 4 i 5 lat oraz matkę Leokadię. Zaraz też na oczach ukrytej babci zarąbali siekierami tych dwoje niewinnych dzieci, a babcia widząc to z ukrycia umierała wprost z bólu. Zaraz potem nożami wycieli z łona Leokadii żyjący płód i szczątki nadziali na sztachetę w płocie, zmuszając ciężko ranną ale żyjącą Leokadię, by patrzyła na konające dziecko. Mówili przy tym do niej: «Patrz tu polskiego orła!» Po tych słowach zaczęli ją dalej mordować, aż zamęczyli. Potem zostawili tak ciała i odeszli, teściowa tymczasem nocą zeszła na podwórko, ciała wciąż pozostawały w miejscu mordu. Nic nie mogąc zrobić uciekła do lasu i skierowała się do miasta”.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomina Reginy Schab z d. Kaliniak”; w: portal: Wołyń — internet: btx.home.pl [dostępny: 2022.04.06]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
5
min. 5
max. 5
Autorzy niniejszego opracowania informują, że każda korespondencja wysłana na podany poniżej adres portalu Genocidium Atrox może zostać opublikowana — verbatim w całości lub części, wraz z podpisem — chyba że zawierać będzie explicite odnośne zastrzeżenie. Adres Emajl nie będzie publikowany.
Jeśli na Państwa urządzeniu działa klient programu pocztowego — taki jak Mozilla Thunderbird, Windows Mail czy Microsoft Outlookopisane m.in. w Wikipedii — by skontaktować się z Kustoszem/Administratorem i wysłać korespondecję proszę spróbować wybrac link poniżej:
LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA
Jeśli natomiast Pan/Pani nie posiada takowego klienta na swoim urządzeniu lub powyższy link nie jest aktywny proszę wysłać Emajl za pomocą używanego przez Pana/Panią konta — w stosowanym programie do wysyłania korespondencji — na poniższy adres:
jako temat podając:
GENOCIDIUM ATROX: SWOJCZÓW