Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska
LUDOBÓJSTWO dokonane przez UKRAIŃCÓW na POLAKACH
Opisy zbrodni (dane za okres 1943–1947)
Zbrodnie
Sprawcy:
Ukraińcy
Ofiary:
Polacy
Ilość ofiar:
min.:
2
max.:
2
wydarzenia
nr ref.:
08464
data:
1944.09–1944.11
lokalizacja
opis
dane ogólne
Mateuszówka
Kuzyn mego ojca nie miał dzieci. Żyli z żoną sami, byli bardzo bogaci. Kiedyś wziął konie i poszedł w pole orać, bo mimo tego, co się działo, pracować trzeba było, żeby za zboże, mleko dostać kartki, za które się kupiło jedzenie – mówi pani Józefa. – Nie było go bardzo długo. Wtedy przyszła sąsiadka do ciotki i powiedziała jej: „Karola, chodź na pole po konie, bo Mikołaja już nie ma”. Ciotka pytała: „Dlaczego nie ma? Co się stało?”. Sąsiadka nie odpowiadała. Wróciły z końmi i wtedy zabrała ciotkę w jedno miejsce. Tam wujek był przywiązany do drzewa. Przywiązali mego wujka i jego ciało pocięli w paski. Pocięli jak świnię! Do mięsa! Do kości! Na żywca. – po policzkach pani Józefy płyną łzy. Próbuję na chwilę przerwać rozmowę i poruszyć inny temat, ale kobieta prosi o chwilę ciszy i kontynuuje. – Jak żył jeszcze ojciec, przyjechał ruski na koniu i mówi do niego: „Chadziaj tu mnie. A u tiebia banderów nie ma?”. Mieli my banderowca parę metrów od nas, ale ojciec się bał powiedzieć i odpowiedział, że nie ma. Ten wyciągnął zdjęcia i pokazał nam małe dzieci, takie do roczku, wszystkie powbijane na sztachety na płocie, ze spuszczonymi główkami i rączkami. Widzę te zdjęcia do dziś. – przyznaje pani Józefa. – Tak było, przeżyło się wszystko. Ja teraźniejszych czasów tak nie pamiętam, jak to, co przeżyłam. Kobieta przypomina sobie jeszcze jedną sytuację: – Brat Roman miał 11 lat. Tata już nie żył. Poszłam z bratem do rodziny prosić o nocleg. To był Ukrainiec, który ożenił się z moją ciotką. Ona do nas powiedziała, że o zgodę musimy pytać jego. Poszłam więc i zapytałam. On stanął, spojrzał mi w oczy i mówi: „Co? Padają strachy na Lachy?!”. W pierwszej chwili mnie zamurowało, przecież to wuja. Ale byłam pyskata i nie wytrzymałam. Odpowiedziałam mu: „Ty, k. twoja mać, jeszcze na Ciebie czas przyjdzie!”. I uciekliśmy. Ależ mnie mama wtedy skrzyczała. Mówiła, że teraz przyjdzie w nocy i nas wybije. Powiat Buczacz leżał na linii frontu. Jak front się cofał, to wchodzili Niemcy, jak szedł naprzód, byli Rosjanie. – Jak przychodzili Rosjanie, to było dobrze. Mogliśmy spać w domu. Byliśmy bezpieczni. Dzięki nim przeżyliśmy – stwierdza pani Józefa. – Ruscy obiecali nam, że wyjedziemy z wioski, że mamy iść na stację koło Buczacza i czekać na wagony. Jak już poszliśmy, to czekaliśmy tam około miesiąca. Jak się Ukraińcy dowiedzieli, że tam jesteśmy, wzięli kosy, widły, co się dało i szli do nas, żeby nas wymordować. Nawet kobiety z kosami szły, żeby zabijać. Wtedy nadjechało ruskie wojsko. Tak ich wymordowało, że krew strugami płynęła. W 1945 roku rodziny z Mateuszówki i innych wiosek wsiadły do wagonów. Po dziesięć rodzin i jedna krowa w wagonie. – Jak pociąg ruszył, wszyscy uklękliśmy i zaśpiewaliśmy „Serdeczna Matko”, to dziś mi się chce płakać. Jaki to był płacz, jaki to był lament. Jechaliśmy nie wiadomo gdzie. Ale żywi. – dodaje pani Józefa. Wyjechali pod koniec lutego. Po dwóch miesiącach, z tygodniowymi postojami na bocznicach, dotarli do Biłgoraja w województwie lubelskim. PS Na prośbę bohaterki tekstu zmieniliśmy jej imię.
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – listopad 1944”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Hryniewicz Renata, „Przyjaźń, mord, noce w śniegu. Są rany, które krwawią do dziś” – na prośbę bohaterki tekstu zmieniono jej imię
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
1
min. 1
max. 1
nr ref.:
08612
data:
1944.12.07
lokalizacja
opis
dane ogólne
Mateuszówka
Zamordowany został Polak o imieniu Walerek.
„Pani Józefa urodziła się w maleńkiej Mateuszówce, powiat Buczacz, województwo tarnopolskie. Mieszkało tam około stu osób, w większości Polacy. Wychowała się w domu z rodzicami i dwoma braćmi. Mieli gospodarstwo, na którym wszyscy pracowali.
Byliśmy szczęśliwą, kochającą się rodziną — opowiada pani Józefa. — Choć wioska należała do Polski, żyli w niej też Ukraińcy. I nawet dobrze nam się żyło. Zapraszaliśmy siebie na wigilię, chodziliśmy razem do szkoły, na zabawy. Żeniliśmy się ze sobą. Tak było, dobrze to pamiętam.
Opowieść o trudnym życiu rodziny pani Józefa zaczyna spokojnie, bez emocji: — Polacy mieli swój kościół, a Ukraińcy chcieli zrobić sobie cerkiew. Może ze sto metrów od kościoła nawieźli sobie kamieni i wybudowali. Do Mateuszówki przyjechał ukraiński ksiądz. Miałam 14 lat wtedy i jak to dzieciaki, pobiegliśmy zobaczyć, co się dzieje. Ksiądz odprawił mszę, a po niej wykrzyczał: «Niechaj żyje Ukraina! Sława Ukrainie!». Powiedział też: «Wtenczas będzie nasza Ukraina, gdy kąkol z pszenicy zbierzemy i Lachy wywieziemy». Rodzice zaczęli szeptać, że coś będzie niedobrze. I dobrze już nie było.
Pani Józefa zaczyna się denerwować, przeciera rękoma twarz. Skupia się i opowiada dalej: — I tak to się zaczęło. Ukraińcy atakowali w nocy. To była grupa nie tylko z Mateuszówki, ale też z innych pobliskich wsi. Wśród nich byli sąsiedzi, którzy wcześniej z polskimi rodzinami jedli kolacje wigilijne. Byli dobrzy i źli. co niektórzy nam pomagali, a niektórzy mordowali jak zwierzęta. Ze strachu rodziny zaczęły sypiać poza domem. Najstarszy brat wyjechał do powiatu, do Buczacza. A my braliśmy snopki kukurydzy, ciuchy jakie się dało i szliśmy spać w pole. To trwało od lata do grudnia, jak już była ostra zima. Mama okrywała nas jak kwoka kurczaki, żeby było nam cieplej. Jak się rozwidniało, wracaliśmy do domu, ale nie wchodziliśmy. Najpierw sprawdzaliśmy, czy wisi kłódka, bo banderowcy często włamywali się do domów i mordowali rodziny, które wracały z «nocek» — wspomina pani Józefa.
Chwilę się zastanawia. Próbuje poskładać myśli, żeby dokładnie przytoczyć wydarzenia z 1944 roku. — Na wsi był wartownik, taki, co pilnował wsi, ktoś w rodzaju policjanta. Był bardzo wysoki, ze dwa metry miał. Przychodził prawie codziennie do taty i do mamy, przyjaźnili się. Ale pewnego dnia, jakiś czas po jego wyjściu od nas, przyszła jego żona i mówi: «Kaźmirz, ty nie widział mojego Walerka?». Ojciec odpowiedział, że był tu, ale już poszedł. Pod wieczór stryj przybiegł do nas z. ręką i powiedział, że to chyba jest ręka Walerki. Przyniósł ją pies. Potem żona Walerka szukała męża. Myśleliśmy, że bez skutku. Pomyliliśmy się. 8 grudnia 1944 roku ojciec pani Józefy zmarł na zapalenie płuc. Prawdopodobnie nabawił się go przez «nocki». To było chyba dzień albo dwa po czasie, kiedy pies przyniósł rękę Walerki. Nie było już księdza, zwołaliśmy rodzinę i sąsiadów i poszliśmy na cmentarz chować ojca. Kiedy tam doszliśmy, zobaczyliśmy żonę Walerki przy dole wykopanym dla ojca. Strasznie płakała. Mama podeszła do niej i zapytała, dlaczego tak płacze. Spojrzała w dół i znieruchomiała. Podeszliśmy wszyscy. Tam leżało ciało, a właściwie ludzkie mięso, a na wierzchu wyrżnięte gardło.
To było przerażające! — pani Józefa podnosi głos. — Ja tego nigdy nie zapomnę. Ten widok był makabryczny! Do dziś śni mi się nocami. Żona Walerki poprosiła rodzinę o to, żeby ze względu na przyjaźń pochować zmarłych razem. Tak się stało […]
Kuzyn mego ojca nie miał dzieci. Żyli z żoną sami, byli bardzo bogaci. Kiedyś wziął konie i poszedł w pole orać, bo mimo tego, co się działo, pracować trzeba było, żeby za zboże, mleko dostać kartki, za które się kupiło jedzenie — mówi pani Józefa. — Nie było go bardzo długo. Wtedy przyszła sąsiadka do ciotki i powiedziała jej: «Karola, chodź na pole po konie, bo Mikołaja już nie ma». Ciotka pytała: «Dlaczego nie ma? Co się stało?». Sąsiadka nie odpowiadała. Wróciły z końmi i wtedy zabrała ciotkę w jedno miejsce. Tam wujek był przywiązany do drzewa. Przywiązali mego wujka i jego ciało pocięli w paski. Pocięli jak świnię! Do mięsa! Do kości! Na żywca. — po policzkach pani Józefy płyną łzy”.
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – grudzień 1944 i «w 1944 roku»”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Hryniewicz Renata, „Przyjaźń, mord, noce w śniegu. Są rany, które krwawią do dziś”; w: portal: Gazeta Lubuska — internet: plus.gazetalubuska.pl [dostępny: 2021.01.28]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
1
min. 1
max. 1
Autorzy niniejszego opracowania informują, że każda korespondencja wysłana na podany poniżej adres portalu Genocidium Atrox może zostać opublikowana — verbatim w całości lub części, wraz z podpisem — chyba że zawierać będzie explicite odnośne zastrzeżenie. Adres Emajl nie będzie publikowany.
Jeśli na Państwa urządzeniu działa klient programu pocztowego — taki jak Mozilla Thunderbird, Windows Mail czy Microsoft Outlookopisane m.in. w Wikipedii — by skontaktować się z Kustoszem/Administratorem i wysłać korespondecję proszę spróbować wybrac link poniżej:
LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA
Jeśli natomiast Pan/Pani nie posiada takowego klienta na swoim urządzeniu lub powyższy link nie jest aktywny proszę wysłać Emajl za pomocą używanego przez Pana/Panią konta — w stosowanym programie do wysyłania korespondencji — na poniższy adres:
jako temat podając:
GENOCIDIUM ATROX: MATEUSZÓWKA