Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska
LUDOBÓJSTWO dokonane przez UKRAIŃCÓW na POLAKACH
Opisy zbrodni (dane za okres 1943–1947)
Zbrodnie
Sprawcy:
Ukraińcy
Ofiary:
Polacy
Ilość ofiar:
min.:
16
max.:
24
wydarzenia
nr ref.:
04672
data:
1944.01.20
lokalizacja
opis
dane ogólne
Iwanie Puste
20.01.44 r. (lub 29.02.44 we wsi Zawale) zostali zamordowani: 1. Chojna Edward zarządca majątku,; 2. Sokołowski Bronisław podoficer; 3. Biernacki Józef l. 23.
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – styczeń 1944”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: prof. dr hab. Jankiewicz Leszek S., „Uzupełnienie do listy strat ludności polskiej podanej przez Komańskiego i Siekierkę dla województwa tarnopolskiego (2004)”; w: Listowski Witold (red.), „Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich”, w: Kędzierzyn-Koźle 2015, t. 7
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
3
min. 3
max. 3
nr ref.:
05060
data:
1944.02.18
lokalizacja
opis
dane ogólne
Iwanie Puste
[Ukraińcy] zamordowali 21 Polaków, w tym całe rodziny. Inni: „17.II.44 — miejscowi Ukraińcy wymordowali 13 Polaków. Zamordowanym wycinano języki, wykłuto oczy, poobcinano ręce i nogi. Żandarmeria, której podano nazwiska rozpoznanych sprawców mordu, poprzestała na spisaniu protokołu”.
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – luty 1944”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Archiwum Akt Nowych, w: AK, sygn. 203 /XV/15, k. 122
„Miejscowość w której mieszkali położona była na samym cyplu młodego państwa polskiego. Od ich domu do granicy z Rumunią było około 5 km, a do granicy ze Związkiem Sowieckim około 2 km. W pobliżu ich domu była też ostatnia polska stacja kolejowa Iwanie Puste […] . Na dzień 17 lutego 1944 r. zaplanowano zaręczyny młodej Ireny Urban z Polakiem z sąsiedniej miejscowości z Borszczowa, jak do protokołu w katowickiej prokuraturze w marcu 2004 r. zeznała Pani Ewa Bosakowska, z domu Mierzwińska, rówieśnica Pani Marii Urban, a najbliższa sąsiadka z rodzinnej wsi. Ten szczegół pamięta też Pani Zofia Urban, wdowa po Józefie, urodzona 28.08.1932 r. we Lwowie, doskonale znająca przeżycia swojego męża. Pani Ewa wspomina – narzeczony Ireny Urban nazywał się Leszek Bielawski i był synem majora Wojska Polskiego. Leszek pracował w okresie okupacyjnym z Panem Władysławem Urbanem, swoim niedoszłym teściem w Kudryńcach, w punkcie odbioru tytoniu […] Na tę noc, z 17 na 18 lutego, z uwagi na to, że miało być wielu gości w domu Urbanów, kolega Józefa Urbana, Iwan Bojko — Ukrainiec, zaprosił przyjaciela na noc do siebie. Dom Bojki również był w tej samej wsi, ale oddalony o około 100 metrów od domu Urbanów. Józef przystał na tę propozycję, będąc świadomym, że na tę noc w ich rodzinnym domu miała zostać przyszła teściowa jego siostry, Leszek i ich woźnica. Wujek Józef miał wówczas 17 lat, był prawie dorosły — zaznacza Pani Irena […] Przyjechali goście, a wśród nich tak wyczekiwany przez Irenę ukochany narzeczony. Biesiada, opowiadania, śmiechy i podniosła, radosna atmosfera trwały w najlepsze. Były przecież powody do radości. Zbliżała się już godzina 11 w nocy, gdy ktoś z uczestników zaręczyn zauważył, że za oknem są jacyś ludzie. Na tę noc jak nigdy, nie zamknięto i nie zaryglowano dużych i ciężkich drzwi wejściowych. Na jakąkolwiek reakcję ludzi będących w środku domu, było już za późno. Zaczęło się strzelanie. Zaatakowano ich dom! Babcia moja porwała dwie córki stojące najbliżej, Władysławę i Marię i przygarnęła do siebie, po czym poleciła im i małemu Tadzikowi uciekać na strych, a potem aby wyskoczyli przez okienko i uciekali gdziekolwiek, byle tylko znaleźli schronienie. Już wszyscy wiedzieli, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Pani Maria relacjonowała córce, że aby dostać się na strych, trzeba było wyjść po drewnianej drabinie, a drzwi na strych, to była taka zamykająca się klapa powały (drewnianego sufitu). Gdy babcia ich wyprowadziła i zatrzasnęła klapę za sobą, Maria, Tadzik i Władysława usłyszeli strzały wewnątrz domu, a niektóre kule nawet przeszyły te drewniane strychowe drzwi. Przerażenie było ogromne. W tych sekundach moja mama zdała sobie sprawę, że napastnicy zabili jej mamę, a moją babcię. W domu rozlegały się przerażające krzyki napastników i ich ofiar. W tym czasie na strychu trójka rodzeństwa zauważyła, że pod okienkiem, którym mama poleciła im wyskoczyć, stoją jacyś mężczyźni i ich konie. Wtedy postanowili szybko uciekać przez strych do mieszkania ukraińskiej rodziny, gdzie mieszkała maleńka Hania. Gospodarza nie było tej nocy w domu, a mama Hani już zrozumiała, co dzieje się w sąsiednim mieszkaniu. Wiedziała, że zagraża im wszystkim wielkie niebezpieczeństwo, że za ścianą rozgrywa się tragedia. Mimo przerażenia nie odmówiła im schronienia. Każdego gdzieś ukryła. Mamę moją wsadziła do łóżka, w którym spała Hania pod wielką pierzynę — mówi Pani Irena. Przerażony Tadzik schował się do wnęki pod piecem, gdzie suszyło się drewno na opał. Wszedł tam podobnież jak kot, w najdalszy kąt. Gdzie schowała się ich siostra Władysława, nie wiadomo. Maria przerażona drżała pod pierzyną, prawie wstrzymując oddech, nie tylko ze strachu o siebie, ale i by usłyszeć wszystko, co dzieje się za ścianą. Ciągle było słychać wrzaski, jęki — kontynuuje wspomnienia mamy Pani Irena. W końcu wszystko ucichło. Po krótkiej chwili przerażającej ciszy i dolatujących rozmów w języku ukraińskim, dwóch mężczyzn wpadło do mieszkania, gdzie ukrywała się trójka rodzeństwa. Najpierw odnaleźli ciotkę Władysławę i pod groźbą, przystawiając jej karabin do głowy, przymuszali ją, by wydała im wszystkie ich konie. Dziadkowie mieli wówczas duże gospodarstw. Chyba z pięć koni, kilka krów, sporo świnek i innych zwierząt domowych. Jak zawsze relacjonowała moja mama, w ciotce Władysławie, choć zapewne była mocno przerażona, tkwiła jeszcze wielka duma i dlatego miała odpowiedzieć Ukraińcom, że dotychczas ani ona, ani konie im nie służyły, więc i teraz też służyć nie będą. Napastnik jednak stanowczo zażądał: «a jednak wyjdziesz i wydasz mi te konie» – zacytowała wypowiedź napastnika pani Irena, którą często powtarzała Pani Maria. Pomimo stawiania oporu przez ciotkę, bandyta wyprowadził ją z domu na podwórko, a wystraszony do granic możliwości mały Tadzio opuścił w tym momencie kryjówkę i pędem pobiegł za starszą siostrą. Mama zapamiętała jeszcze słowa Ukraińca, który miał powiedzieć do chłopca: «dobrze że jesteś, chodź z nami, pójdziesz tam, gdzie twoi mama i tata». Mama wspominała też, że choć nie widziała napastników w izbie, to słyszała że zwłaszcza jeden z nich mówił bezbłędnie po polsku. Drugi z napastników biorących udział w akcji w tym mieszkaniu zaczął szukać kolejnych ukrytych. W pewnym momencie podniósł pierzynę i ujrzał tam trzynastolatkę w ubraniu. Domyślił się, że uciekła z pogromu i jest córką Urbanów, jednak nie zabrał jej stamtąd. Ponoć Ukrainka, gospodyni tego mieszkania miała wyratować małą Marię mówiąc, że to jej córka. Bandyta odpuścił i wyszedł. Po krótkim czasie Maria usłyszała dwa pojedyncze strzały. Zdała sobie sprawę, że jej siostra i braciszek zostali zastrzeleni! Po przerażająco długiej nocy, podczas której nie zmrużyła oka i trwała w wielkiej niepewności, gdy już robiło się widno, Maria wyszła spod pierzyny i postanowiła pójść do swojego mieszkania. Ukrainka, u której spędziła tę noc, ponoć pomimo usilnych próśb, nie była w stanie jej powstrzymać. Najbliżej wejścia do swojego mieszkania Maria ujrzała zastrzeloną Władysławę i Tadzika bez butów. Siostra trzymała go w objęciach, bo wybiegł za nią boso. To był obraz, w który nie chciała wierzyć całą noc. Gdy weszła dalej zmroziło ją! Ujrzała swojego ojca zarąbanego siekierą. Narzędzie zbrodni leżało obok ofiary. Mama Marii leżała zastrzelona na podłodze w kuchni, ale wszystko wskazywało na to, że zabito ją przy stole, po czym osunęła się na podłogę. Na stole i w wysuniętej szufladzie było pełno krwi. Mietek i Irena zginęli od strzałów. Matka Leszka Bielawskiego również była zastrzelona, a on był wyjątkowo zmasakrowany nożem. W ręce trzymał latarkę (naftową lampę przenośną). Ułożenie zwłok sprawiało wrażenie, jakby chował się przed napastnikami pod łóżko, a ci cięli go nożami po rękach. Z tego wynika, że tak długo dźgali nożem, aż trafili w serce. Wszystko wskazywało na to, że na nim mścili się najbardziej. Stangret — Ukrainiec, też był zastrzelony, znaleziono go pod łóżkiem. Inny obrazek, jaki Maria zapamiętała z tych ciężkich chwil, to obecność pierza z podartych pierzyn i poduszek. Było ono sklejone z niewyobrażalną ilością krwi na podłodze. Te zastygłe już strugi i kałuże krwi rozlane były po wszystkich pomieszczeniach! Gdy dziewczynka była jeszcze w środku, do domu weszli Niemcy, z pewnością powiadomieni zostali o ukraińskiej zbrodni na rodzinie Urbanów. Jeden z nich wyciągnął mamę z mieszkania mówiąc łamaną polszczyzną; «chodź stąd, to nie jest widok dla dziecka», a sam był bardzo przerażony widokiem, który zobaczył. Na podwórko dotarł też brat mamy, który się uratował dzięki noclegowi u Iwana i zabrał siostrę Marię z powrotem do mieszkania sąsiadki Ukrainki, gdzie spędziła poprzednią, tragiczną noc. Wtem mama moja, w tym całym zgiełku panującym na zewnątrz zwróciła uwagę na wycie psa dochodzące zza innej ściany, jakby z mieszkania sąsiadów, Państwa Choinów. To było nieznośne, przerażające wycie — wspominała mama po latach. Przemknęła się między tłumem na podwórku i weszła do mieszkania Choinów. Zastała tam martwą sąsiadkę, panią alfredę z roztrzaskaną głową, przy której zwłokach leżał pies wilczur i przeraźliwie wył! Sąsiadka była w 9 miesiącu ciąży! Tej nocy pana Choiny na szczęście nie było w domu. Bardzo trudnym momentem, jak wspominała mama Pani Ireny, były przygotowania do pogrzebu. Ci którzy przeżyli, musieli uprzątnąć dom, usunąć ślady tragedii. Trzeba było zmyć krew i posprzątać po rabunku. Ukraińcy przyszli tam nie tylko po to aby zabić, ale również aby ukraść, co tylko się dało. Mieli na to całą noc. Ograbili dom nawet z ubrań. Maria i Józef nie mieli w co ubrać swojej mamy do trumny. Na nogi założyli jej jakieś stare pożyczane buty. Jakiś stolarz ze wsi zrobił sześć zwykłych trumien. Na cmentarzu przygotowano wielki grób — obszerny dół […] W niedługim czasie przyszedł do nich Józef Urban z informacją o tragedii i niektórzy z rodziny Mierzwńskich poszli na miejsce zbrodni. Wybrała się również i Pani Ewa. Jeszcze dziś to wydarzenie wspomina z przejęciem: gdy weszłyśmy z mamą do kuchni, zobaczyłam tam na podłodze zwłoki Leszka Bielawskiego, Władysławy Urban oraz jej rodziców Władysława i Pauliny Urbanów. Spod łóżka wystawały czyjeś ręce, potem mówiono, że to tego furmana, który przywiózł Bielawskich. Poza ciałami widziałam w domu wielki bałagan, pełno piór z porozrywanych poduszek, powywracane meble, pozrywane firanki […] Po tragedii Maria i Józef nie zamieszkali już w dawnym swoim mieszkaniu. Pan Choina zabrał ich do Mielnicy. Wszystko, co dało się tylko zabrać z domu Urbanów, a czego ukraińscy napastnicy nie zdołali ukraść, zabrali ze sobą. W spiżarni pozostała ćwiartka krowy, wyroby wędliniarskie ze świni, jakieś zboża, nasiona, wielkie słoje miodów, suszone grzyby itp. Pan Choina zdeponował to wszystko gdzieś koło stacji w Mielnicy. Zapewne z myślą o przewiezieniu tych rzeczy wraz z sierotami do rodziny w Radziszowie. Wtedy Ukraińcy i jego zastrzelili. Zwłoki Pana Choiny i Bronisława Sokołowskiego znaleziono w pobliżu stacji kolejowej w Mielnicy. Zginęli w dniu 29 lutego 1944 r., zatem w 12–tym dniu po napadzie na Urbanów. Ten fakt doskonale pamięta Pani Ewa Bosakowska, bo świadkiem odnalezienia zwłok był jej ojciec, Pan Jan Mierzwiński, który w tym dniu pełnił służbę na kolei w Mielnicy. Sytuacja ocalałych dzieci bardzo się skomplikowała, przede wszystkim znów sparaliżował je strach. Ocalałe dobro przepadło, a nadzieja na wyjazd do krewnych oddaliła się. Rodzeństwo bało się również wrócić do rodzinnego domu. Marią zaopiekowała się jakaś Polka z Mielnicy, a Józef wkrótce wcielony został do służby wojskowej. Gdy w czerwcu 1944 r. Mierzwińscy wrócili do swojego domu w Iwaniu Pustym, przygarnęli Marię. Mieszkali razem jeszcze do stycznia 1945 r. Dopiero w drugiej połowie stycznia, Pan Mierzwiński załatwił wagon, którym jego rodzina razem z Marią i Józefem udała się do Polski. Było to w dniu 25 stycznia 1945 r”...
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – luty 1944”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Bierówka Janusz, „Wspomnienia Marii Jaskuły z Radziszowa”, fragment; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.01]
źródło: Szarwiło Bogusław, „Krwawe zaręczyny w Iwaniach Pustych”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.01]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
13 – 21
min. 13
max. 21
Autorzy niniejszego opracowania informują, że każda korespondencja wysłana na podany poniżej adres portalu Genocidium Atrox może zostać opublikowana — verbatim w całości lub części, wraz z podpisem — chyba że zawierać będzie explicite odnośne zastrzeżenie. Adres Emajl nie będzie publikowany.
Jeśli na Państwa urządzeniu działa klient programu pocztowego — taki jak Mozilla Thunderbird, Windows Mail czy Microsoft Outlookopisane m.in. w Wikipedii — by skontaktować się z Kustoszem/Administratorem i wysłać korespondecję proszę spróbować wybrac link poniżej:
LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA
Jeśli natomiast Pan/Pani nie posiada takowego klienta na swoim urządzeniu lub powyższy link nie jest aktywny proszę wysłać Emajl za pomocą używanego przez Pana/Panią konta — w stosowanym programie do wysyłania korespondencji — na poniższy adres:
jako temat podając:
GENOCIDIUM ATROX: IWANIE PUSTE