Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska
LUDOBÓJSTWO dokonane przez UKRAIŃCÓW na POLAKACH
Opisy zbrodni (dane za okres 1943–1947)
Miejscowość
II Rzeczpospolita
Głęboczyca
pow. Włodzimierz Wołyński, woj. wołyńskie
współcześnie
rej. Turzysk, obw. Wołyń, Ukraina
info ogólne
miejscowość nieistniejąca
Zbrodnie
Sprawcy:
Ukraińcy
Ofiary:
Polacy
Ilość ofiar:
min.:
257
max.:
259
wydarzenia
nr ref.:
01154
data:
1943.03–1943.06
(wiosna)
lokalizacja
opis
dane ogólne
Głęboczyca
„Kilka miesięcy przed 29 sierpnia” policjanci ukraińscy aresztowali Tadeusza Iwańskiego: jego zwłoki miały wydłubane oczy oraz połamane ręce i nogi; w ten sam sposób zginął 42‑letni Antoni Maszka.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – maj 1943, wiosna 1943”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
2
min. 2
max. 2
nr ref.:
02555
data:
1943.08.22
lokalizacja
opis
dane ogólne
Głęboczyca
Upowcy zabrali na podwody co najmniej 5 Polaków i zamordowali ich w lesie. „I na naszej wsi Głęboczycy dochodziło do pierwszych mordów, na Tadeuszu Iwańskim, znalezionych po kilku dniach w lesie w zamaskowanym rowie ze śladami okropnego pastwienia się nad nim. Na Bronisławie Sławkowskim z żoną Marią w ten sam bestialski sposób zamordowanych. W sąsiedniej kolonii Święte Jezioro zamordowani zostali: Śliwa z żoną, Józef Szymczak z żoną Adelą i Czesław Dzięgielewski. Na Głęboczycy przez parę tygodni mordów zabrano niby na podwody i zamordowano mojego ojca Michała Winiarskiego, Adama Grelę, Stanisława Sobieraja, Adama Iwańskiego i Liperta. Wszystkich ich odnajdywano w okolicznych lasach zakopanych w zamaskowanych miejscach”.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Winiarski Józef; w: Kulińska Lucyna (red.), „Dzieci Kresów III”, w: Kraków 2009, s. 349—357
źródło: Szarwiło Bogusław, „W Głęboczycy w ostatnich dniach sierpnia”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.btx.pl [dostępny: 2021.04.11]
Wieś Głęboczyca rozciągała się pomiędzy lasem a doliną rzeki Turia. Mieściła w sobie około 70 gospodarstw rolnych ze średnim stanem posiadania. Przez wieś przebiegał trakt drogi głównej łączący powiaty Włodzimierz Woł. i kowelski oraz wsie Hajki i Turyczany, zamieszkane przez ludność wyłącznie ukraińską, w których mieściły się wiejsko–gminne władze ukraińskie z siedliskiem policji SB i UPA. Droga ta usłana była bezimiennymi mogiłami bez jakiegokolwiek śladu czy znaku. Codziennie drogą tą wieziono ofiary na rozstrzeliwanie albo powolne mordowanie do lasu lub już pomordowanych w celu ich zamaskowania. W ostatnim miesiącu, tuż przed samym ogólnym mordem w Głęboczycy, władze ukraińskie wyznaczają z naszej wsi pięć podwód konnych do przewożenia przedstawicieli władzy ukraińskiej i UPA. Byli to Grela Adam, lat 50, Sobieraj Stanisław, lat 52, Wieniarski Michał, lat 43, Lipert i Iwański Adam, lat 22. Gospodarze ci już do swoich domów nie powrócili. Odnajdywano ich w leśnych okolicach, pomordowanych i zakopanych bez śladu. W tym samym czasie aresztowano w nocy sąsiada, Władysława Iwańskiego, 19‑letniego żywiciela rodziny. W parę dni po aresztowaniu znaleziono go w lesie. Odkopany został na zezwolenie władzy gminnej i urządzono mu pogrzeb. Na swoim ciele nie miał ani jednej całej kości, wycięto mu język, był bez oczu i uszu.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Metrzelski Lucjan, „Szlak nieoznaczonych mogił”, 18.03.2018 — internet: dziennik.artystyczny-margines.pl [dostępny: 2018.03.18]
U nas we wsi aresztowano Władysława Iwańskiego, 19–latka, którego odnaleziono w oddalonej o około pięć km wsi Owłoczym. Z kolonii Podświętne aresztowano małżeństwo Śliwów i Adelę Kędzierską, których znalazłem wraz z ojcem na drugi dzień, kiedy szedłem z nim przez las. Miejsce to było zamaskowane spaloną słomą. O odkryciu tym powiedziałem siostrze Adeli, która powiadomiła ich rodziny. Najbliżsi pomordowanych odkopali ich, ofiarom urządzono pochówek na wcześniej wydane przez gminę ukraińskiej władzy zezwolenie.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Małecki Stanisław, „29 sierpnia 1943 roku, przed świtem, napadają na naszą wieś Głęboczycę”, wyszukał i wstawił: Bogusław Szarwiło; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.04.11]
źródło: „Wołyń. Bez komentarza”, praca zbiorowa
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
5 – 7
min. 5
max. 7
nr ref.:
02613
data:
1943.08.29
lokalizacja
opis
dane ogólne
Głęboczyca
Prawosławne święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny: „powstańcy ukraińscy” razem z chłopami ukraińskimi z sąsiednich wsi wymordowali około 250 Polaków — „od niemowląt” (np. dziecko Bolesławy Zarzyckiej), „po starców” (np. 96‑letnia wdowa Kazańska). Napad miał miejsce o świcie, zabijali siekierami, widłami, nożami, szpadlami, drągami itp. Ofiary bestialsko torturowali, obcinali języki, ręce, nogi; na wpół żywych wrzucali do dołów, które zasypywali. Ranną 11‑letnią Anię Krakowiak zakopali żywcem. Małemu dziecku Jana i Anieli Sławskich roztrzaskali główkę o słup.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, w: Warszawa 2000, s. 872—874
W ostatnich dniach sierpnia 1943 roku w niedzielę przed świtem, prawie już wstawał dzień, obudziły mnie odgłosy echa krzyku sąsiedzkich gęsi. Zaniepokoiłem się bardzo tym rannym donośnym hałasem. Zrywam się ze swojego legowiska w stodole i wybiegam na podwórze. Wpadam do śpiącej rodziny w mieszkaniu i stanowczo wszystkich głośno budzę. Matka bardzo strwożona zabiera z posłania młodsze rodzeństwo, chwyta, co było pod ręką z ich ubrań i ucieka w kierunku rzeki Turii. Po drodze przed rzeką, na polu złożonego już w kopy zboża, ukrywa się z młodszym rodzeństwem w tych kopach. Zrozpaczona mówi do mnie, żebym uciekał do naszego kuzyna Józefa Chojnackiego, który mieszkał na wschodniej krawędzi wsi Głęboczycy. Było to od nas niedaleko, około 1,5 kilometra. Po kilkunastu minutach dobiegam do domu Chojnackich. W domu kuzyna nikogo nie zastaję, spostrzegam, że wszystkie drzwi w pomieszczeniach są pootwierane i widzę, że zostały opuszczone tak samo jak nasze. Wtedy nie zastałem z nich nikogo. Dopiero później dowiedziałem się od mojego stryja Stanisława Winiarskiego, któremu również banda UPA wyrżnęła rodzinę, gdy on był wcześniej, wyszedł z domu do obrządku inwentarza. Ukryty w oborze widział, jak mordują jego małoletnie dzieci i rodzinę swojego sąsiada, mojego kuzyna Chojnackiego. Twierdził, że w czasie rąbania siekierami jego rodziny Chojnackiemu z rodziną udaje się niepostrzeżenie wypaść z domu do dobrze krzewami zarośniętego ogrodu. Pod osłoną drzew wbiegają do stojących dziesiątek ze zbożem, w których wszyscy się ukrywają. Może byłoby się im udało zachować życie, gdyby nie pozostawiony w zagrodzie uwiązany na łańcuchu pies, który donośnie wył. Bandyci wpadają do mieszkania, w którym nie było kogo rąbać. Zainteresowali się wyciem psa. Chwytają go i wypuszczają z uwięzi. Pies wyrywa się bandytom i pogonił do tych ukrytych w zbożu. Nie było dla nich ratunku. Banda UPA z Ukraińcami z Dulib i Turyczan morduje. Samego kuzyna Chojnackiego, z wściekłości chyba, że się ukrył, przywiązano łańcuchem do uprzęży konia i tak go wleczono za galopującym zwierzęciem, aż zostały z niego tylko nagie strzępy ciała. Od Chojnackich, których już nie zastałem, wracam w kierunku rzeki. Jadę przez pole, w którym ukrywała się matka z rodzeństwem. Penetruję kilka dziesiątek i widzę, że najdroższa mi osoba, moja Matula, w jednej z dziesiątek zboża leży już nieżywa. Uderzona została ostrzem siekiery bardzo głęboko przez środek głowy, nie dając żadnego ruchu i znaku życia. Rana na głowie jest okropnie opuchnięta, że głowa rozdwaja się z widocznym na wierzchu zakrwawionym mózgiem zalanym zakrzepłą krwią. Nie mogę na ten przerażający widok patrzeć, na tak straszną śmierć mojej Matuli, krwią całej zalanej. Z trwogą, że nie mogę jej już w niczym pomóc, w przerażeniu z obawą zaglądam do innych kup zboża za rodzeństwem. Za siostrami Danutą, lat 6, Czesławą, lat 4 oraz braćmi Janem, lat 14 i Albinem, 2 lata. Żadnego z nich nie odnalazłem. Okropnie strwożony wracałem do domu. Ubieram się w lepszą i grubszą odzież, z domu biorę, co jest pod ręką, trochę żywności i bochenek chleba. Udaję się za rzekę Turię do swego znajomego, Wojtowicza, który za żonę ma Ukrainkę. U Wojtowiczów ukrywam się w stodole, pełnej już zwiezionego z pola zboża. Przebywa już tam ukrytych osiem osób z pobliskich wsi polskich. Niektórzy z nich byli mi znajomymi. Z Głęboczycy naszej Jan Żuk, starszy ze Słowikówki, Kraszewski, lat 18 i Wdowiak, parę lat starszy ode mnie. U Wojtowicza ukrywamy się do paru dni, po których, na pewno przez donos jego żony Ukrainki, zostajemy wszyscy wykryci. Przyjeżdżają po nas upowcy wozem konnym i zabierają wszystkich nas do sądu na śledztwo. Sąd ten mieści się w lesie w opuszczonej gajówce. Jedziemy pod nadzorem UPA, przejeżdżamy po drodze przez pole gęstego łubinu. Widzimy, jak łubin ten przeszukują upowcy z karabinami i kilka grup chłopów z siekierami. Niektórzy z nich niosą oprawione na trzonkach haki, niby bosaki. Widzimy, jak w czasie penetrowania łubinu wykryto kilka ukrywających się dzieci. Były to dzieci Maszki i Szczepańskiego z Głęboczycy. Wszyscy oni w tym łubinie na miejscu zostają zarąbani siekierami albo mordowani hakami. W gajówce upowcy prowadzą z nami śledztwo przez parę dni, każdego z osobna pytali o udział nasz w armii, czy posiadanie broni. Nikt z nas nie mógł odpowiedzieć na żadne z pytań, gdyż z tym się nie spotkał. Nakłaniają nas, byśmy przystępowali do ich organizacji. Po kilku dniach śledztwa przewożą wszystkich do Hajek. Zbliżał się już wieczór. W Hajkach było już ciemno. Umieszczają nas w obszernej zamkniętej pustej oborze. Pod osłoną nocy, która tak nam się trafiła, że była bardzo ciemna i deszczowa, decydujemy i szukamy sposobu i możliwości jakiejś, aby się z tej obory wydostać. Po północy udaje się nam podważyć jedną z bel w ścianie chlewu; przez kilku z nas podważana ustąpiła. W ten sposób, jak najszybciej udaje się nam prawie czołganiem, cicho wydostać poza obręb zabudowań. Pod osłoną nocy udaje się całej grupie, po kilku, przejść w kierunku na Włodzimierz Wołyński.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Winiarski Józef; w: Kulińska Lucyna (red.), „Dzieci Kresów III”, w: Kraków 2009, s. 349—357
źródło: Szarwiło Bogusław, „W Głęboczycy w ostatnich dniach sierpnia”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.btx.pl [dostępny: 2021.04.11]
W końcowych dniach sierpnia 1943 roku, w niedzielę wczesnym rankiem, przed samym wschodem słońca, rodzice moi zajęci byli porannym obrządkiem inwentarza. Reszta rodziny jeszcze spała. W tym czasie z wielkim krzykiem i w rozpaczy przybiega nasza babcia, Anna Zymon, i mówi w przerażeniu, że Ukraińcy w naszej wsi Głęboczycy mordują Polaków. Wtedy rodzice bez zastanawiania się chwytają śpiące nieletnie rodzeństwo, a nas, starszych zrywają z posłania, ojciec mówi zaś do mamy: „Uciekajcie wąwozem w kierunku rzeki Turii”. Sam natomiast siada na konia i woła za nami, że postara się zatrzymać bandę UPA. Ojciec mój był legionistą. Teraz zdaję sobie sprawę, że starał się odwrócić uwagę bandy od nas, tak abyśmy mogli odbiec jak najdalej. Wiedział, że było nam ciężko, bo każdy z nas, starszych, za rękę ciągnął młodszego. Banda całą uwagę zwróciła na ojca, zaczęła go ostrzeliwać z broni palnej. My w tym czasie odbiegliśmy w kierunku rzeki. Uciekaliśmy ile tchu w piersiach. Po drodze słyszeliśmy, jak banda mordowała sąsiadów Zamrzyckich. Widzimy, jak ryzuny z siekierami po podwórzu ganiają za dziećmi sąsiada, jak strzelają za nimi z karabinów. Wszyscy, całą grupą, słyszymy przerażający płacz jego dzieci i rozpaczliwy krzyk sąsiadki Zamrzyckiej, o ratunek wołającej. Nie było dla nas wytchnienia ani czasu na zastanawianie się. Ile tylko w każdym z nas było sił, biegniemy. Na nasze szczęście dobiegliśmy do rzeki. Szukamy brodu, ale tak by nie zostać zauważonym pomiędzy szuwarami i krzakami. Po przejściu rzeki mamy wszystko mokre. Zziębnięci i zmęczeni przedzieramy się przez nadrzeczne krzaki i wysokie szuwary do lasu — już jesteśmy bezpieczniejsi, bo maskuje nas dość duża mgła. W lesie trochę zwalniamy biegu. Babcia obie rodziny, swoją i naszą, kieruje w stronę wsi Stawki, na kolonię stawecką, do naszego wujka Franciszka Tatysa. Całe szczęście, że już idziemy przez las. Strach przed zarąbaniem siekierą nieco słabnie. Jesteśmy zmęczeni i głodni, ale babcia i mama, niosące małe dzieci, wciąż przynaglają do szybszego marszu. Zatrzymujemy się u wujka Tatysa w jego stodole. Tatys nie może uwierzyć w taką zbrodnię, idzie do sąsiada Ukraińca zaczerpnąć wiadomości pod pozorem, że cieli się u niego krowa i potrzebuje pomocy. Żona Ukraińca mówi wujkowi, że syna i męża nie ma w domu, ponieważ otrzymali polecenie stawienia się we wsi ukraińskiej w Turyczanach. Nasza ciotka szykuje nam posiłek. W tym czasie do nas dochodzi ojciec i wraca wujek od Ukraińca. Po krótkiej rozmowie ojca z Tatysem nie czekamy na posiłek, tato decyduje się iść dalej w kierunku Madejowa. Idziemy tam lasem, ale z ojcem czujemy się bezpieczni. Omijamy ukraińskie wsie — Turyczany i Przewały. Już pod wieczór ojciec zatrzymuje się z nami w lesie, sam udaje się zaś do swojego znajomego z wojska. Przynosi nam od tegoż znajomego chleb i mleko i się posilamy. W międzyczasie znajomy ojca wraz z sąsiadami szykują konny wóz, by odwieźć chociaż dzieci do Maciejowa. Sami organizują się w eskortę do ochrony i pieszo wyruszają za wozami. Do Maciejowa docieramy już o zmroku, zatrzymujemy się na placu kościelnym. W Maciejowie w kościele lokujemy się na plebanii — tu gromadzi się już duża grupa ludzi. Siadamy wszyscy na posadzce w kościele. W chłodzie i głodzie, wystraszeni i do cna umęczeni drogą, czekamy rana, drzemiąc. Rano dociera do nas wujek Tatys, ale nie z całą swoją rodziną. Opowiada nam, że przy ucieczce natknął się na patrolujących drogi Ukraińców, uzbrojonych w siekiery i karabiny. Chcąc ich ominąć, ukrył się w krzakach. Grupa bandytów jednak ich dostrzegła i udała się za nimi w pościg. Podczas ucieczki zginęli jego synowie, jeden w wieku 6 lat, a drugi lat 8 […] Z opowiadania mojego stryjecznego brata Eugeniusza Sobieraja wiem, jak mordowano jego rodzinę i jego ojca, Antoniego. W trakcie mordu rodziny pobiegli obaj po zakopany pod gruszą karabin. Nie dobiegli jednak do niego, bo zostali zauważeni przez nadjeżdżających ryzunów. Ukryli się w kopach zboża. Eugeniusz, chowając się w kopę, przewrócił ją. Obok stojących schował się ojciec. Bandyci szukając ich, przewrócili kopy. Kiedy zobaczyli przewróconą, w której był ukryty Eugeniusz, ominęli ją jako już przewróconą, z następnej, która stała, wyciągnęli ojca i zaczęli go mordować. Ojciec, uderzony siekierą w głowę, przewrócił się, leżącego bandyci przerąbali na pół. W tym czasie Eugeniusz stracił przytomność, a po jej odzyskaniu dołączył do grupy uciekającej do Włodzimierza Wołyńskiego. Z innej relacji wiem, jak zamordowano rodzinę naszego sąsiada Grzesiaka. W czasie mordów ukryli się u swego dobrze znajomego Ukraińca, Trochima. On w celu ich ukrycia zlecił im kopanie schronu w obrębie swoich zabudowań. Po wykopaniu dołu, niby na schron, niespodziewanie zabił siekierą, stojących jeszcze w dole, Grzesiaka i jego żonę. Bez obawy zarąbał siekierą trójkę ich nieletnich dzieci i już sam dół zasypał. W ten sposób stał się bohaterem OUN–UPA — bo wojował z Polakami. To był bardzo zażyły, dobry sąsiad, Trochim.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Jaśniewska Kazimiera, „«Wszystko będzie nasze», powiedziała Ukrainka…”, wyszukał i wstawił: Bogusław Szarwiło; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.04.11]
Świadek Lucjan Metrzelski: „W sobotę wieczorem 28 sierpnia przyszedł sąsiad ze swoją rodziną na noc. Zdawało im się, że bezpieczniej będą mogli przetrwać noc. Młodsze rodzeństwo ułożone zostało do snu. Siedząc przysłuchiwałem się rozmowie rodziców z sąsiadem o ciężkiej sytuacji w obliczu panoszącego się w okolicy bezprawia. O szalejących bestialskich mordach, masakrach popełnianych na Polakach. O pastwieniu się, ofiarach mordowanych przez łamanie kości, obrzynaniu członków ciała, wykluwaniu oczu jeszcze żyjącym ofiarom w celu sadystycznym, większym zadawaniu cierpień i męczarni dla uciechy i radości bandytów z UPA. Każda z ofiar przed skonaniem zmuszona była do wykopania sobie dołu w miejscu tortur; o gwałceniu dziewcząt nieletnich, gdyż, jak mówiono, nie wolno ich było zarżnąć przed zgwałceniem. Około północy znużony strachem i snem udaję się do swojej kryjówki w stodole. Budzą mnie strzały z karabinów i zajadłe wycie i szczekanie psa. Zrywam się z posłania. Widzę przez szparę w ścianie stodoły, jak banda UPA morduje ojca. Otoczony gromadą uzbrojonych w karabiny i siekiery, szamoczący się z bandytami, otrzymuje siekierą cios w głowę z tyłu. Zachwiał się do przodu, zgiął w kolanach i upadł twarzą na ziemię w konwulsjach. Matka zdążyła wybiec z przeraźliwym krzykiem: «Och Matko Najświętsza!» i wbiegła przez furtkę do ogródka. Na głośny ryk: «Stij!» zatrzymała się, ale została powalona strzałem i uderzona siekierą już na leżąco. Przerażające krzyki rozpaczy, bez możliwości ratunku, miotającego się rodzeństwa i goniących za nimi morderców. Tak, to już koniec świata dla nich, bez żadnej możliwości ratunku. Oszołomiony masakrą i tragedią rodziny widzę jak sąsiad z wołaniem: «Uciekać, banda UPA morduje!» wybiegł tylnym wyjściem na zewnątrz stodoły. Wypadam za nim i na pewną odległość odbiegliśmy, ale już zauważeni przez upowców, za nami wybiega reszta rodziny sąsiada, ale już odbiec nie zdążyli zastrzeleni kolejno z karabinów i dobijani siekierami. Za nami rzuciło się w pogoń kilku bandytów, strzelając z karabinów w biegu, klękając na kolano i mierząc w nas. Kule syczą wokół uszu, ale odbiegamy coraz dalej. Udało się nam odbiec na taką odległość, że strzały przestały być groźne. Ledwie nam się udało. Po wbiegnięciu do lasu przestrzeń pomiędzy nami a bandą zupełnie się wydłużyła. Na moment przystanęliśmy. Zastanawiamy się chwilę czy wrócić, ale wpływ strachu silniejszy. Zaszyliśmy się w gęstwinę traw i tak przystanęliśmy chwilę ukryci. Wysłuchujemy i wyglądamy, czy nie gonią. Dookoła wioski słyszymy już strzelaninę, przeraźliwe krzyki i wycie bandytów. Znaczyło to, że banda UPA ogarnęła całą wieś. Przez pewien czas przysłuchujemy się strzałom. Zewsząd słychać okropny, przerażający płacz, krzyki rozpaczy, wołania o ratunek, którego już nikt im nie udzieli. Postanawiamy iść dalej. Z lasu wybiegamy do następnej wsi – Grabina. Tam też nie było schronienia. Nie upłynęła nawet godzina, kiedy z jednej i drugiej strony wioski widzimy miotających się w różne strony przerażonych ludzi i jednocześnie słyszymy rozpętaną i nasilającą się strzelaninę z karabinów. Biegnący ludzie ze strachu nie wiedzą, w którą stronę uciekać, każdy kryje się, gdzie tylko może. Każdy ma nadzieję, że może się uda. Sytuacja ta i strzelanina zmusza nas do dalszej ucieczki. Przebiegamy z Grabiny w kierunku pomiędzy wioskami ukraińskimi Duliby i Kulczyn. Widzimy, jak z Kulczyna zabiegają nam drogę. Zmieniamy kierunek ponad moczarami rzeki w lewo, przechodzimy Turię w kierunku na Dolsk. Goniący nas oprawcy przez rzekę nie przechodzą i zawracają. Biegniemy już wolniej do niedużego lasu. Wchodząc do niego bez ostrożności o mało nie wpadlibyśmy na bandę, stała w gromadzie około 40 osób. Tak pilnie słuchała mowy w środku stojącego, że byliśmy niezauważeni. Już długo potem doszliśmy do wniosku, że przygotowywali się do napadu na wieś Święte Jezioro, którą my ostrzegliśmy. Biegniemy ile sił, omijając ukraińskie wsie przybywamy do dużego masywu leśnego, w którym spotykamy dużą gromadę ludzi. Ludność ta zdołała się już tu ukryć. Posiada konie i wozy, jak i różny sprzęt do obrony, najczęściej siekiery i kosy. Z grupą tych ludzi idziemy do miasta Maciejowa, raz tylko zaczepieni w jednej wsi ukraińskiej przez nieliczną grupę patrolową UPA, doszliśmy do Maciejowa. Był już wieczór, otrzymaliśmy posiłek na plebanii u księdza. Na plebanii zebrało się już kilkaset osób. Jak można było, tak nas zakwaterowano po różnych kątach. Z żalem i rozpaczą po zamordowanych na jednej z ławek w kościele usnęło się i tak ten dzień apokalipsy skończył się dla mojej rodziny. Dla mnie rozpoczęły się dni tułaczki bez domu i najbliższych, wśród obcych. Po czasie nieraz przypominają mi się słowa ojców mówiących o bliskim końcu tego świata, może pod wpływem represji, zezwierzęconego bandytyzmu, w obliczu bestialskich mordów panoszących się coraz bardziej. Nie wiedzieli, a może wiedzieć nie chcieli, a może przeczuwali, ale mówić nie sposób było, bo po co straszyć dzieci? Co ma być, niech będzie i taka to konieczność przyszła, jak gdyby koniec ten sobie wypowiedzieli. Tak i zginęli wybici siekierami. Nie świadomi, że ten koniec tego świata miał być tak okrutny. Tak zginęli: ojciec Stanisław, lat 56, matka Helena, lat 43, rodzeństwo, Zofia, lat 18, Helena, lat 15, Marcelina, lat 8, Heronim, lat 6. Krystyna, lat 4, Henryka, lat 2. Z rodziny sąsiada Jana Marnota, z którym to udało nam się wyrwać z tego piekła, zginęli: żona Franciszka lat 40, dzieci, Władysława, lat 14, Marian, lat 12, Bronisława, lat i i Helena, lat 2”.
źródło: Żurek Stanisław, „75.rocznica ludobójstwa – sierpień oraz lato 1943 roku”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Szarwiło Bogusław, „Koniec świata przed świtem 29 sierpnia 1943”; w: „Kresowy Serwis Informacyjny”, w: nr 9/2012
źródło: Metrzelski Lucjan, „Jeden dzień mojej wojny”, Przemyśl, 10 października 1989 r; w: Kulińska Lucyna (red.), „Dzieci Kresów III”, w: Kraków 2009 — internet: old.archives.gov.ua [dostępny: 2021.04.11]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
ok. 250
min. 250
max. 250
Autorzy niniejszego opracowania informują, że każda korespondencja wysłana na podany poniżej adres portalu Genocidium Atrox może zostać opublikowana — verbatim w całości lub części, wraz z podpisem — chyba że zawierać będzie explicite odnośne zastrzeżenie. Adres Emajl nie będzie publikowany.
Jeśli na Państwa urządzeniu działa klient programu pocztowego — taki jak Mozilla Thunderbird, Windows Mail czy Microsoft Outlookopisane m.in. w Wikipedii — by skontaktować się z Kustoszem/Administratorem i wysłać korespondecję proszę spróbować wybrac link poniżej:
LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA
Jeśli natomiast Pan/Pani nie posiada takowego klienta na swoim urządzeniu lub powyższy link nie jest aktywny proszę wysłać Emajl za pomocą używanego przez Pana/Panią konta — w stosowanym programie do wysyłania korespondencji — na poniższy adres:
jako temat podając:
GENOCIDIUM ATROX: GŁĘBOCZYCA