Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska
LUDOBÓJSTWO dokonane przez UKRAIŃCÓW na POLAKACH
Opisy zbrodni (dane za okres 1943–1947)
Miejscowość
II Rzeczpospolita
Dominopol
pow. Włodzimierz Wołyński, woj. wołyńskie
współcześnie
rej. Turzysk, obw. Wołyń, Ukraina
info ogólne
miejscowość nieistniejąca
Zbrodnie
Sprawcy:
Ukraińcy
Ofiary:
Polacy
Ilość ofiar:
min.:
336
max.:
533
wydarzenia
nr ref.:
02069
data:
1943.07
lokalizacja
opis
dane ogólne
Dominopol
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
W miejscowościach: Dominipol, Jesionówka, Mikołajówka, Swojczów, Swojczówka, Turża (wszystkie w gminie Werba, pow. Włodzimierz Wołyński), Budy Ossowskie, Kowalówka — Marszałkówka, Kowalówka, Ossa (wszystkie w gminie Turzysk, pow. Kowel), Leżachów (gmina Kupiczów, pow. Kowel), Czosnówka lub Szczęsnówka, Kisielówka (gmina Kisielin, pow. Horochów) i w wielu innych, na wiosnę 1943 roku Ukraińcom ze sztabu UPA we wsi Wołczak udało się namówić około 90 młodych Polaków w wieku 15 — 20 lat do polskiej partyzantki, która rzekomo miała razem z partyzantką ukraińską walczyć z Niemcami na podstawie zawartego porozumienia polsko–ukraińskiego. Polacy broń na noc musieli zdawać do magazynu pilnowanego tylko przez upowców. „Od wiosny 1943 r. partyzanci ukraińscy kwaterowali także w szkole w Dominopolu oraz w prywatnych mieszkaniach wielu Polaków w naszej wsi. Ludzie miejscowi mówili, że te duże wojska ukraińskie przyjechały gdzieś od strony Lwowa. Pamiętam, że mówiono o 2 tysiącach wojaków, a może nawet więcej. Polskie rodziny karmiły ich, prały rzeczy i kwaterowały, były przy tym solennie zapewniane, że między nami będzie pokój i sojusz przeciw Niemcom. Opowiadano mi także, że już w lecie 1942 r. Ukraińcy ogłosili publicznie wezwanie, skierowane przede wszystkim do młodych, silnych Polaków zamieszkałych w naszej okolicy, aby chętnie wstępować do polsko–ukraińskiej partyzantki. Przyjeżdżali nawet osobiście furmankami do polskich domów i zabierali wybranych mężczyzn mówiąc: Będziemy razem wojować, nie pójdziemy tak jak Żydzi do dołu! […] A jednak doszło do najgorszego, zginęli nie tylko prawie wszyscy żołnierze ze wspomnianego oddziału, ich liczba miała dochodzić do 120. Wymordowana została także w bestialski sposób prawie cała moja wieś, w tym moi najbliżsi”.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Kazimierza i Antoniny Sidorowicz z d. Turowska ze wsi Dominopol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Wołyń, w: Zamość 01.05.2003 — internet: www.wolyn.org [dostępny: 2022.04.06]
Coraz częściej wzywano polskich gospodarzy, młodych, silnych, najczęściej po wojsku jako potrzebne im PODWODY. Niestety jak już ktoś do nich pojechał to już prawie nigdy do domu nie wrócił. Ludzie w naszej kolonii po cichu komentowali to jednoznacznie: „Ukraińcy skrytobójczo mordują naszych mężów i synów w lesie, dlatego wciąż nie wracają do swoich domów!”. W ten sposób zaginął bez wieści mój kuzyn Stanisław Hypś lat około 32 z naszej koloni Piński Most oraz wielu innych, przede wszystkim z Dominopola.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Sienkiewicz Antoni
Mój brat Adam Turowski i jeszcze trzech innych gospodarzy z Dominopola, pewnego razu też pojechali wezwani przez Ukraińców, którzy po nich przyjechali do naszej wsi. Opowiadał mi o tym osobiście Marcel Mikulski. Od tej pory ślad po nich i koniach zaginął.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Kazimierza i Antoniny Sidorowicz z d. Turowska ze wsi Dominopol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Wołyń, w: Zamość 01.05.2003 — internet: www.wolyn.org [dostępny: 2022.04.06]
Ukraińcy coraz częściej pojawiali się w polskich wsiach i koloniach i prowadzili ożywioną akcję propagandową. Namawiali młodych mężczyzn i chłopaków polskich, aby wstępowali do powstającego właśnie oddziału polskiej partyzantki w Dominipolu, który będzie walczył wspólnie z UPA przeciwko Niemcom. Znałem wielu chłopaków, którzy do tego wojska zgłosili się pod wpływem tej propagandy na ochotnika, służyli tam dla przykładu: Eugeniusz Buczko lat około 20. Pozostali chłopcy byli z wielu różnych miejscowości, w tym: Jesionówki. Ich kwaterą był budynek naszej dawnej szkoły podstawowej pod lasem, tam mieli swój wojskowy posterunek. Oddział młodych chłopaków, który stacjonował w szkole został przez Ukraińców wyprowadzony w las na jedną z polan, a tam był już ustawiony wcześniej strzelec ukraiński z karabinem maszynowym. Z tej jatki uratował się tylko jeden chłopak, który w chwili likwidacji oddziału mając przepustkę przebywał w swoim domu.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Sienkiewicz Antoni
Na kilka godzin przed krwawą niedzielą 11 lipca 1943 r., nocą kilku uzbrojonych Ukraińców przyjechało furmanką do polskiej wsi Ludmiłopol. Zajeżdżali do polskich rodzin i powoływali silnych, młodych mężczyzn do polsko–ukraińskiej partyzantki, która formowała się w Dominopolu. Zabrali w ten sposób ze sobą kilku Polaków i pojechali w stronę Dominopola. Do celu jednak nie dotarli. Jeszcze tej samej nocy, Ukraińcy dojeżdżając do pierwszych domów wsi Zarudle, tuż obok gospodarstwa Polaka Żukowskiego, nagle niespodziewanie się zatrzymali i kazali zsiąść Polakom z furmanki. Gdy Polacy znaleźli się na łące, Ukraińcy zdradziecko otworzyli do nich ogień i wszystkich wystrzelali. Zginęli wtedy: Feliksiak Józef lat ok. 30, Szymański Henryk lat ok. 30. Puzio Franciszek lat ok. 30, a pozostałych nazwisk nie pamiętam. Jest mi także wiadome, że z domu zabierał polskich mężczyzn Ukrainiec Ostapczuk Pieter, także pochodzący z Ludmiłpola i on także ich potem rozstrzelał. Mordercy albo wcale nie kryli się ze swoją zbrodnią, albo zostali czymś spłoszeni, bo nie zdążyli ukryć ciał pomordowanych, którzy zostali znalezieni nad ranem przy drodze, w miejscu ich rozstrzelania. Ofiary obrabowane zostały także częściowo z rzeczy, które miały na sobie. W miejsce mordu przychodziły potem żony ofiar i ich rodziny i dokonywali rozpoznania swoich chłopców. Wśród tych osób, była też żona Józefa Feliksiaka Antonina, która mi to wszystko później osobiście opowiedziała.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Kazimierza i Antoniny Sidorowicz z d. Turowska ze wsi Dominopol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Wołyń, w: Zamość 01.05.2003 — internet: www.wolyn.org [dostępny: 2022.04.06]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
co najmniej 120 + 1 rodzina
min. 124
max. 126
nr ref.:
02139
data:
1943.07
lokalizacja
opis
dane ogólne
Ukraińcy zamordowali 5 osób z rodziny Uleryków. „W polskiej partyzantce armii Krajowej spotkałem dwóch barci Uleryków: Stanisława lat około 22 i Edwarda lat około 20, opowiedzieli mi wtedy wielką tragedię swojej najbliższej rodziny w Dominopolu, którą osobiście przeżyli, mówili tak: «Nasz tato i dwie nasze siostry wybrali się, aby przerzucać siano na łące, która jest położona w środku wsi Dominopol i od tej pory wszelki ślad już po nich zaginął. My zorientowaliśmy tymczasem, że był napad na Dominopol i uciekliśmy do miasta Włodzimierz Wołyński. Tu zamieszkaliśmy z naszą rodziną na przedmieściu, na ulicy Lotniczej. Niestety ukraińscy bandyci i tu nie dali nam spokoju bowiem jednej nocy napadli znowu na naszą rodzinę i tym razem zdołali zabić naszą mamę oraz naszego młodszego brata. My obaj zdołaliśmy podczas napadu wyskoczyć z domu oknem i tak cudownie zdołaliśmy się potem uratować»”.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Antoniego Sienkiewicza z kolonii Piński Most w powiecie Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Strony o Wołyniu, w: 2009 — internet: free.of.pl [dostępny: 2021.04.11]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
5
min. 5
max. 5
nr ref.:
01563
data:
1943.07.10–1943.07.11
lokalizacja
opis
dane ogólne
Dominopol
We wsi Dominipol pow. Włodzimierz Wołyński [Ukraińcy] uprowadzili do lasu około 50 młodych Polaków, których wcześniej zwerbowali rzekomo do wspólnej walki z Niemcami, i tam ich wymordowali.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
ok. 50
min. 50
max. 50
nr ref.:
01581
data:
1943.07.11
(„Krwawa Niedziela”)
lokalizacja
opis
dane ogólne
Dominopol
Nocą uzbrojona bojówka UPA z Wołczaka wraz z okolicznymi chłopami ukraińskimi dokonała rzezi ludności. Do każdego polskiego domu wpadali Ukraińcy z siekierami, nożami, bagnetami. Po wymordowaniu zastanych w mieszkaniu, przeszukiwali zabudowania gospodarcze. Uciekających zdradzały ślady widoczne po strąconej rosie na trawie. Wymordowali całą wieś, łącznie z dniem 12 lipca 253 Polaków. Domy polskie zajęli Ukraińcy.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, w: Warszawa 2000, s. 950
Sławomir Tomasz Roch spisał relacje świadków. Kazimierz Sidorowicz: „Od wiosny 1943 r. partyzanci ukraińscy kwaterowali w Dominopolu, w szkole i w wielu prywatnych mieszkaniach Polaków. Ukraińcy zapewniali wszystkich na lewo i prawo, że między nami będzie sojusz przeciw Niemcom, że będziemy razem walczyć, ramię w ramię o wspólną sprawę. Jak to potem wyglądało w rzeczywistości przekonaliśmy się 11 lipca w niedzielę. Mieszkańców Dominopola mordowali żołdaki ukraińskie spode Lwowa, chłopi z Kohylna i z Wołczaka”. Pani antonina Sidorowicz z d. Turowska: „Mój sąsiad z Dominopola Marcel Mikulski, który mieszkał tuż obok nas, zaledwie przez drogę, opowiadał mi i mężowi w 1944 r. w Siedliskach pod Zamościem tragiczne losy mieszkańców Dominopola. Pamiętam, że po raz pierwszy opowiadał nam o tym już we Włodzimierzu w lipcu 1943 r., zaraz po pogromie, a potem jeszcze kilka razy po wojnie. Mówił tak: «Już twoja rodzina nie żyje, moje dzieci też już nie żyją, wszyscy zostali zamordowani przez Ukraińców». Potem zaczął po kolei opowiadać przebieg wydarzeń. W nocy z 10 na 11 lipca cała rodzina Mikulskich była w domu. Była noc, matka Marcelego, która tej nocy z jakiegoś powodu nie spała zobaczyła na niebie czerwoną rakietę. Mocno zaniepokojona natychmiast obudziła swoje dzieci i wołała, aby wstawać i uciekać do stodoły, bo coś się zaczyna dziać. Marcel i jego żona Helena zdążyli uciec i schować się w stodole, z nimi ukryła się także matka. Tymczasem dzieci zostały w domu, bowiem rodzice nie chcieli budzić swoje pociechy. Wciąż nie wiedzieli co się naprawdę dzieje, dlatego nie zdawali sobie sprawy z powagi zagrożenia. Gdy tylko znaleźli się w stodole, zobaczyli biegających Ukraińców od domu do domu, którzy za chwilę trafili także na ich podwórko. Nie wiedzieli, że ich akcja jest obserwowana przez troje ludzi ukrytych w stodole i patrzących przez szpary. Ukraińcy zaczęli się gwałtownie dobijać do domu, krzyczeli przy tym: «Otwieraj bo i tak nie uciekniesz. Jak nie otworzysz porąbiemy drzwi». Ponieważ nikt nie otwierał, włamali się do domu i bagnetami pokłuli dzieci Mikulskich. Zginęły wtedy: dwie dziewczynki lat około 12 i 10 oraz chłopiec lat około 8. Dzieci były pokłute w swoich łóżkach, widać stąd, że przerażone tą sytuacją, nawet nie próbowały uciekać tylko pochowały się głębiej w pościel. Odchodzący zbrodniarze zostawili na stole bagnet wbity w blat stołu. Siedzący w stodole drżeli w tym czasie o życie swoich dzieci, po chwili zobaczyli trzech Ukraińców jak opuszczają ich dom i udają się do domu sąsiadów. Na szczęście nie szukali w stodole i nie podpalili zabudowań gospodarczych, Mikulscy nie zauważyli też, aby Ukraińcy zabrali cokolwiek z domu. Marcel opowiadał dalej, że zaraz po odejściu bandytów matka Marcela poszła do domu i znalazła zakłute dzieci. Wróciła do stodoły i opowiedziała rodzicom co się wydarzyło. Po pewnym czasie Mikulscy opuścili stodołę i przenieśli się do ogrodu, gdzie ukryli się w grochu. Po pewnym czasie dostrzegli ponownie nadchodzących Ukraińców, którzy wykopali obok domu grób i wrzucili tam ciała dzieci. Marcel widział także, jak Ukraińcy zakopywali ciała ich sąsiadów Traczyńskich, też brutalnie pomordowanych wcześniej. Z ukrycia rozpoznał ciała Weroniki lat ok. 35 i aleksandra lat ok. 40 Traczyńskich oraz dwie ich dorosłe córki: Eugenię lat ok. 16 oraz druga Felicja lat ok. 14. Mikulscy siedzieli w grochu cały dzień 11 lipca, całą niedzielę. Marcel poinformował mnie także, że słyszał nad ranem ukryty w grochu, dwa strzały dochodzące z obory Turowskich. Jednak nic poza tym nie widział i także później nie słyszał o śmierci mojej najbliższej rodziny, także ja do dziś nie wiem właściwie jak ich zamordowano. Do dziś nie wiem także gdzie pochowano moich rodziców i rodzeństwo oraz innych. Dopiero w nocy z 11 na 12 lipca wycofali się przez położone tam «betony» drogowe do drugiej wioski. O ile pamiętam Marcel opowiadał chyba, że uciekali na Zarudle, a potem do Włodzimierza Wołyńskiego”. antonina Sidorowicz: „Po wojnie spotkałam też pana Bronisława Kraszewskiego, który był moim bliskim sąsiadem w Dominopolu. Tej tragicznej nocy wracał ze wsi Wandywola i gdy już chciał przechodzić przez rzekę Turię, na moście stała bowiem warta ukraińska, z którą nie miał ochoty się widzieć, usłyszał strzały i mrożące krew w żyłach, straszne krzyki mordowanych ludzi. Powoli robiło się jasno, ukrył się więc w pobliskich zaroślach i obserwował uważnie wieś. Wtedy zobaczył, jak w gospodarstwie Ewy i antoniego Turowskich, Ukraińcy wyprowadzają z domu do sadu rodziców: Ewę i antoniego oraz ich troje dzieci. Następnie na jego oczach zaczęli ich po kolei mordować. Na początku zamordowali dzieci, a potem rodziców. Tak pobitych zostawili w sadzie”. Kazimierz i antonina Sidorowiczowie: „Druga córka Wasilewskich, miała na imię Stanisława lat ok. 24, wyszła za mąż za Jana Szulkiewicza i mieszkali ok. 1 km od Dominopola, niedaleko ukraińskiej wioski Rewuszki. Marcel Mikulski opowiadał mi, że oni także zostali zamordowani, a było to tak: «W niedzielę 11 lipca w dzień, na podwórko Jana Szulakiewicza przyszli Ukraińcy i weszli do domu. Stanisława właśnie misiła ciasto, gdy Ukraińcy z miejsca zamordowali jej męża, wtedy ona postanowiła wyjść z domu na dwór. Jednak, gdy Ukraińcy zauważyli, że opuszcza dom zaczęli do niej strzelać i zabili ją w drzwiach jej domu». Marcel Mikulski mówił mi i mężowi, że przebieg tych wydarzeń wie od sąsiada, który był tego naocznym świadkiem”. Kazimierz Sidorowicz: „Leon Buczek, brat Kazimierza opowiadał mi po wojnie, że raniutko w poniedziałek na podwórko Bernackich przyjechało furmankami kilku uzbrojonych w automaty Ukraińców. W tym czasie Kazimierz Buczek siedział w stodole i wszystko widział przez szpary. Nocowali razem z żoną w stodole, gdyż bali się zostawać w domu. Raniutko, żona obudziła się, wstała i powiedziała do Kazika, że idzie zobaczyć, jak się dziatki w domu mają. Gdy była już na podwórku, właśnie nadjechali Ukraińcy i od razu, bez żadnego słowa zaczęli do niej strzelać, zabijając na miejscu. Kazimierz zauważył, że napastnicy mieli zamaskowane twarze chustami, aby nie można ich było rozpoznać. Tymczasem rodzice mocno zaniepokojeni tymi strzałami, wyszli z domu na dwór. Ukraińcy z kolei do nich otworzyli ogień i ich też zabili. Zginął wtedy dziadzio Bernacki lat ok. 50 i jego żona, babcia Bernacka lat ok. 50 oraz żona Kzimierza lat ok. 26 i chłopiec lat ok. 15. Syn Kazimierz Bernacki był po pierwszym ojcu i dlatego nazywał się Buczek. Gdy Kazimierz poznał, jak Ukraińcy obeszli się z jego najbliższą rodziną wyszedł na tyły stodoły i zaczął uciekać na łąki w krzaki, aby bliżej rzeki Turii. Jeden z bandytów dostrzegł go i zaczął gonić na koniu. Kazik uciekał co sił w nogach, Ukrainiec w swej gorliwości bezlitosnego mordowania Polaków chciał długim susem przeskoczyć przez rów. Tym razem jednak z woli Pana naszego przeliczył się i koń się zapadł, unieruchamiając jeźdźca na chwilę. Kazimierz to wykorzystał i przebił bandziora jego własnym bagnetem. Kazimierz opowiadał to później swojemu rodzonemu bratu Leonowi Buczek, a on opowiedział to mi”. Inny mieszkaniec Dominopola Jan Nowaczyński przeżył masakrę, bo zdążył ukryć się w schronie, w ogrodzie pod ziemią. Kazimierz i antonina Sidorowiczowie: „Janek spotkał nas we Włodzimierzu niedługo po napadzie i zaczął opowiadać co się wydarzyło w Dominopolu, mówił tak: «Tej nocy kiedy był napad moja rodzina Nowaczyńskich wraz ze mną nocowała w schronie, który znajdował się w ich ogrodzie, niedaleko rzeki Turii. W nocy usłyszałem strzały i przeraźliwe krzyki mordowanych ludzi w nasze wsi. Ponieważ nasz schron był dobrze zamaskowany, rósł na nim posadzony groch bandyci ukraińscy nie zdołali nas wykryć. Ja i moja żona oraz nasz syn Henryk lat ok. 10 widzieliśmy nawet wyraźnie nogi szukających nas oprawców banderowskich. Przerażeni tym co się działo dookoła nas, przesiedzieliśmy w tym schronie cicho cały dzień, słysząc co jakiś czas krzyki dobijanych ludzi. Dopiero nocą, gdy zrobiło się już dość ciemno i cicho wyszliśmy za schronu i przeszliśmy przez rzekę Turię na drugi brzeg, udając się ostrożnie w stronę polskiej wioski Władysławówki. Jan miał tam rodziców i rodzonych braci, którzy udzielili nam natychmiastowej pomocy. Stamtąd uciekliśmy do Włodzimierza Wołyńskiego». Właśnie wtedy, przebywając w mieście spotkali nas i wszystko nam opowiedzieli. Jest nam wiadomo, że ocalona rodzina Nowaczyńskich po wojnie osiadła w Gdańsku, tam żyła, pracowała i tam odeszła już na wieczną wartę”. Inny naoczny świadek tej strasznej tragedii Franciszek Mikulski, tak opowiadał mi i memu mężowi Kazimierzowi po wojnie, w naszym domu w Siedliskach koło Zamościa: „Jako młode i pełne życia chłopaki, ja Franciszek Mikulski, Jan Zawadzki i Sylwester Mokrecki bawiliśmy się w niedzielny wieczór na zabawie w Budkach Ossowskich. Kiedy po skończonej zabawie wracaliśmy nocą rowerami, już w poniedziałek 12 lipca do Dominopola, na drodze spotkaliśmy znajomego Ukraińca z Rzewuszek, który za pierwszej okupacji sowieckiej był znanym urzędnikiem sowieckim. Ostrzegł nas, abyśmy już nie wracali do swojej wsi, bowiem wszyscy mieszkańcy Dominopola zostali wymordowani z soboty na niedzielę przez Ukraińców. Powiedział do nas wtedy tak: «Nie jedzcie na Dominopol, bo tam już wszyscy zostali zamordowani». Wtedy ja postanowiłem zawrócić z drogi i wróciłem z powrotem do swojej dziewczyny w Budkach Ossowskich, natomiast Mokrecki i Zawadzki nie dawali wiary słowom Ukraińca. Chcieli koniecznie zobaczyć, co tam właściwie się wydarzyło i pojechali dalej rowerami. Gdy przybliżyli się do wioski, spotkali Ukraińców, którzy ich zastrzelili. W jakiś czas później bandyci ukraińscy zamordowali także tego Ukraińca, który ostrzegł nas na drodze. Mord ten był zemstą, właśnie za ten dobry uczynek względem mnie i moich przyjaciół, tam na drodze. Banderowcy wymordowali także całą jego rodzinę, która mieszkała w Rzewuszkach”. Franciszek Mikulski był dobrym przyjacielem tego sowieckiego „Procedatiela” gdzieś się o tym mordzie, widocznie dowiedział.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Kazimierza i Antoniny Sidorowicz z d. Turowska ze wsi Dominopol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Wołyń, w: Zamość 01.05.2003, s. 6—10 — internet: www.wolyn.org [dostępny: 2022.04.06]
Wspomina była mieszkanka Swojczowa pani Władysława Główka z d. Bedychaj, obecnie zamieszkała w Zamościu: „Zanim jednak udała się do szpitala, osobiście opowiedziała mi i nam wszystkim w naszym domu, to co widziała na własne oczy i czego osobiście doświadczyła tam w Dominopolu, podczas straszliwej rzezi ludności tej miejscowości z 10 na 11 lipca, mówiła tak: «Tej nocy cała nasza rodzina spała w domu, nagle ktoś zastukał do drzwi naszego domu. Mój tatuś niczego się nie domyślając wstał z łóżka i spokojnie poszedł otworzyć drzwi. Gdy tylko otworzył drzwi Ukraińcy od razu, bez jednego słowa przebili tatę bagnetem, a on upadł w progu. Potem rzucili się na nas wszystkich i zaczęli mordować kogo popadło pierwszego. Ja też zostałam przebita bagnetem i natychmiast straciłam przytomność!! Na jak długo utraciłam świadomość nie wiem, jednak w pewnym momencie, ocknęłam się i poczułam, że jestem przygnieciona ciałami innych osób z mojej rodziny. Ukraińcy bowiem gdy już pomordowali wszystkich w moim domu, poskładali nasze trupy w mieszkaniu na jedną kupę. Zebrałam w sobie siły i udało mi się wydostać spod tych ciał. Widząc, ze w domu nikogo nie ma i panuje głęboka cisza, wyszłam z domu i instynktownie schowałam się w konopiach, które rosły tuż obok naszego domu. Tam siedziałam i bardzo się bałam, że mnie tu Ukraińcy znajdą i zabiją na miejscu. Po jakimś czasie, jeszcze tej samej krwawej nocy znów usłyszałam ukraińskie głosy, tuż obok naszego domu. Zaczęłam uważnie nasłuchiwać i nagle usłyszałam takie słowa: ‹Tu brak jednej osoby!› Bardzo się przestraszyłam, bo od razu domyśliłam się, że mówią o mnie, bałam się, bałam się, że zaraz zaczną mnie szukać po całej okolicy. ale na szczęście nie zdecydowali się i po chwili gdzieś dalej odeszli, a ja długo jeszcze siedziałam w tych konopiach. W pewnym momencie usłyszałam, że ktoś jedzie na koniu, za chwilę zobaczyłam rzeczywiście, jak Ukrainiec jedzie na koniu, a za nim leci pies. Znów bardzo się wystraszyłam, serce biło mi jak oszalałe, bałam się, że mnie psisko wyczuje i koniec ze mną, na szczęście znów mi się udało!! Tu jednak dłużej nie mogłam zostać, postanowiłam więc uciekać z Dominopola i szukać ratunku u naszej rodziny w Swojczowie. Po drodze widziałam świeżo wykopane doły, przypuszczam, że dla pomordowanych członków naszych rodzin z naszej wsi Dominopol. Przeszłam przez rzekę Turię i dotarłam do mojej cioci Karoliny Rusieckiej, która zaraz się mną zaopiekowała i trochę mnie leczyła»”.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Władysławy Główka z d. Bedychaj ze wsi Swojczów na Wołyniu”, w: Zamość 2003, s. 17—18
Antonina Sidorowicz: „Z mojej rodziny zginęli wtedy:
– Moi kochani rodzice Maria lat ok. 65 i Aleksander lat ok. 70 Turowscy, oraz moje rodzone siostry: Ewa lat ok. 40 i jej mąż Antoni Turowski lat ok. 42, ich dzieci: Ryszard lat ok. 13, Roman lat ok. 10 i Romualda lat ok. 4.
– Druga moja rodzona siostra Anna lat ok. 33 i jej mąż Franciszek Iwanicki lat ok. 35 oraz ich dzieci: Zbysław lat ok. 12 i Roman lat ok. 11.
– Trzecia moja rodzona siostra Stanisława lat ok. 35 oraz jej mąż Stanisław Iwanicki lat ok. 30 i jedna dziewczynka ok. 1,5 roczku, imienia nie pamiętam.
– Czwarta moja rodzona siostra Eugenia lat ok. 18, była jeszcze panną.
– Pierwszy rodzony brat Władysław Turowski lat ok. 30 i jego żona Weronika lat ok. 25 i ich dzieci: Alina lat ok. 3 oraz drugie dziecko – niemowlę około 1 roczku, wydaje mi się, że to był chłopczyk.
– Drugi rodzony brat Adam Turowski lat ok. 25 i jego żona Władysława lat ok. 20 oraz ich jedno dziecko – niemowlę 1 roczek, chłopczyk.
– Trzeci rodzony brat Edward lat ok. 16, był jeszcze kawalerem.
Razem z Władkiem i Weroniką mieszkała moja ciotka Katarzyna Majewska lat ok. 60. Wszyscy wyżej wymienieni, którzy należą do mojej najbliższej rodziny zostali prawdopodobnie bestialsko zamordowani wraz z innymi mieszkańcami Dominopola.Z całym prawdopodobieństwem ich szczątki do dziś spoczywają w obrębie naszego podwórka. Pragnę w tym miejscu wyrazić gorące pragnienie przeprowadzenia, jeśli to tylko możliwe, ekshumacji doczesnych szczątków byłych mieszkańców Dominopola i uroczystego przeniesienia ich na pobliski cmentarz. Byłabym bardzo szczęśliwa gdyby na grobach stanął symboliczny krzyż i mogło być odprawione nabożeństwo za zmarłych.
W Dominopolu zginęli także z mojej rodziny:
– Pierwszy mój stryj Adolf Turowski lat ok. 70 i jego żona Maria z domu Czyżewska lat ok. 65 oraz ich dzieci: syn Mikołaj lat ok. 40 i jego żona Dominika lat ok. 35 oraz ich troje malutkich dzieci, chłopcy i dziewczyny, imion niestety nie pamiętam. Mikołaj był gajowym w lesie Świnarzyńskim i mieszkał na skraju lasu.
– Córka Adolfa i Marii Adela Krawiec lat ok. 35 i jej mąż chyba Stanisław lat ok. 38 oraz ich dzieci: córka Bronisława lat ok. 25, druga córka Maria lat ok. 20 oraz syn lat ok. 13.
– Drugi mój stryj Julian Turowski lat ok. 60 i jego żona Maria lat ok. 55 oraz ich dzieci: córka Władysława lat ok. 30 i jej mąż Leon lat ok. 32, nie pamiętam ich nazwiska oraz ich dzieci: syn Antoni lat ok. 7.
– Trzeci mój stryj Stanisław Turowski lat ok. 45 i jego żona lat ok. 35 oraz ich troje dzieci. Najstarszy syn pojechał do Niemiec na roboty, chyba to było w 1942 r.
– Moja cioteczna siostra Antonina Karagin lat ok. 23 i jej dwoje dzieci, imion nie pamiętam. Mąż Antoniny chyba Bolesław Karagin lat ok. 25, został przez Niemców zabrany na roboty jesienią 1942 r. Po wojnie wrócił jeszcze do Włodzimierza Wołyńskiego, ale co się z nim stało potem już nie wiem. W styczniu 2003 r. do moich rąk trafiła książka Władysława i Ewy Siemaszków. Pragnę uzupełnić listę prawdopodobnych ofiar o tych, których jeszcze sobie przypominam.
1. Bernacki lat ok. 60 i jego żona lat ok. 55 i ich dzieci: chłopiec lat ok. 15 oraz żona syna Bernackiej po pierwszym mężu, Kazimierza Buczek lat ok. 25, żona pochodziła z Budek Osowskich. Rodzina Bernackich sąsiadowała przez miedzę z rodziną Szulakiewiczów […]
15. Pruchacki Władysław lat ok. 30 i jego żona Anna lat ok. 27 i ich troje małych dzieci: syn lat ok. 5 i dwie dziewczynki lat ok. 2 i 4. Pragnę potwierdzić, że w naszej wsi była rodzina o nazwisku Pruchacki, a nie Pluchacki, takich sobie nie przypominam. Władek był Czechem z Kupiczowa.
16. Rakowska Pelagia, wdowa lat ok. 64 i jej dzieci: córka Bożena Bielicka, wyjechała z mężem do Polski jeszcze przed wojną. Druga córka Maria wyszła za mąż do Turzyska i jej też nie było w wiosce w czasie pogromu. Trzecia córka Ewa lat ok. 22, wyszła za mąż za Stefana, nauczyciela w Dominopolu lat ok. 30, wydaje mi się, że dzieci jeszcze nie mieli. Ewa i Stefan zostali zamordowani w czasie rzezi.
17. Uleryk Władysław lat ok. 75 i jego żona lat ok. 70 i ich dzieci: dwóch synów: Stanisław lat ok. 30 i drugi lat ok. 25 oraz dwie córki, jeszcze panny lat ok. 19 i 17.
18. Uleryk lat ok. 65 i jego żona lat ok. 50 i ich dzieci: syn Stanisław Uleryk lat ok. 26 i jego żona Stanisława lat ok. 20 oraz ich jedno dziecko, chyba dziewczynka 1,5 roczku. Córka starych rodziców Uleryków Wiktoria lat 34 i jej mąż Andrys lat ok. 35 oraz ich małe dzieci, dziś już nie pamiętam ile i jak miały na imię.
19. Wasilewski lat ok. 55 i jego żona lat ok. 45 oraz ich dzieci: trzech synów oraz dwie córki. Pierwszy syn Feliks lat ok. 33 i jego żona Stanisława lat ok. 30, oni nie mieli dzieci. Drugi syn Antoni lat ok. 22, był jeszcze kawalerem. Trzeci syn Stanisław lat ok. 17, także kawaler. Pierwsza córka Ewa lat ok. 35 i jej mąż lat ok. 38. Ewa i jej mąż mieszkali w Budkach Osowskich, gm. Werba. Druga córka Wasilewskich, miała na imię Stanisława lat ok. 24 i jej mąż Jan Szulkiewicz.
20. Zawadzki lat ok. 50 i jego żona lat ok. 43 i ich dzieci: syn Jan lat ok. 25 i córka lat ok. 25, ona wyszła za mąż do Turzyska. Jeszcze były małe dzieci, ale imion nie pamiętam. Zawadzki przyjechał do Dominopola jeszcze przed wojną z Radomia i tu się chyba ożenił z jedną z naszych dziewczyn. Jan Zawadzki, kawaler został zastrzelony w poniedziałkowy ranek na drodze, gdy rowerem wracał z zabawy do wsi.
21. Zdończak Paweł lat ok. 50 i jego żona lat ok. 40 oraz ich dzieci: dwie córki Bogusława lat ok. 19 i Urszula lat ok. 15. To były panny. Tej niedzieli w dzień napadu, Bogusława miała wziąć ślub z Hipolitem Potockim. Zdończak przyjechał z Fajsławic w Chełmskiem.
22. W Dominopolu mieszkała też jedna rodzina cygańska: mąż lat ok. 25 i jego żona lat ok. 25 i ich dzieci, ale nie pamiętam jak mieli na imię i rodzice i dzieci. Wiem tylko, że Cygan był kowalem w naszej wsi. Oni też zostali zamordowani”.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Kazimierza i Antoniny Sidorowicz z d. Turowska ze wsi Dominopol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930-1944”; w: portal: Wołyń, w: Zamość 01.05.2003 — internet: www.wolyn.org [dostępny: 2022.04.06]
Tej nocy cała nasza rodzina spała w domu, nagle ktoś zastukał do drzwi naszego domu. Mój tatuś niczego się nie domyślając wstał z łóżka i spokojnie poszedł otworzyć drzwi. Gdy tylko otworzył drzwi Ukraińcy od razu, bez jednego słowa przebili tatę bagnetem, a on upadł w progu. Potem rzucili się na nas wszystkich i zaczęli mordować kogo popadło pierwszego. Ja też zostałam przebita bagnetem i natychmiast straciłam przytomność!! Na jak długo utraciłam świadomość nie wiem, jednak w pewnym momencie, ocknęłam się i poczułam, że jestem przygnieciona ciałami innych osób z mojej rodziny. Ukraińcy bowiem gdy już pomordowali wszystkich w moim domu, poskładali nasze trupy w mieszkaniu na jedną kupę. Zebrałam w sobie siły i udało mi się wydostać spod tych ciał. Widząc, ze w domu nikogo nie ma i panuje głęboka cisza, wyszłam z domu i instynktownie schowałam się w konopiach, które rosły tuż obok naszego domu. Tam siedziałam i bardzo się bałam, że mnie tu Ukraińcy znajdą i zabiją na miejscu. Po jakimś czasie, jeszcze tej samej krwawej nocy znów usłyszałam ukraińskie głosy, tuż obok naszego domu. Zaczęłam uważnie nasłuchiwać i nagle usłyszałam takie słowa: „Tu brak jednej osoby!” Bardzo się przestraszyłam, bo od razu domyśliłam się, że mówią o mnie, bałam się, bałam się, że zaraz zaczną mnie szukać po całej okolicy. Ale na szczęście nie zdecydowali się i po chwili gdzieś dalej odeszli, a ja długo jeszcze siedziałam w tych konopiach. W pewnym momencie usłyszałam, że ktoś jedzie na koniu, za chwilę zobaczyłam rzeczywiście, jak Ukrainiec jedzie na koniu, a za nim leci pies. Znów bardzo się wystraszyłam, serce biło mi jak oszalałe, bałam się, że mnie psisko wyczuje i koniec ze mną, na szczęście znów mi się udało!! Tu jednak dłużej nie mogłam zostać, postanowiłam więc uciekać z Dominopola i szukać ratunku u naszej rodziny w Swojczowie. Po drodze widziałam świeżo wykopane doły, przypuszczam, że dla pomordowanych członków naszych rodzin z naszej wsi Dominopol. Przeszłam przez rzekę Turię i dotarłam do mojej cioci Karoliny Rusieckiej, która zaraz się mną zaopiekowała i trochę mnie leczyła.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Roch Sławomir Tomasz, „Wspomnienia Władysławy Główka z d. Bedychaj ze wsi Swojczów na Wołyniu”, w: Zamość 2003, s. 17—18
Petronela Władyga z d. Rusiecka: „Pamiętam pierwszą ogromną rzeź, jaka była w naszych stronach w dniu 11 lipca 1943 roku we wsi Dominopol, odległej tylko 4 km od Swojczowa […] Zginął tam mój wujek Lipina Franciszek z całą rodziną, która składała się z 6–ciu osób. Ukraińcy opowiadali, że po zabiciu ojca, matki i starszego rodzeństwa, żył jeszcze najmłodszy ich syn, liczył zaledwie dwa latka. Dziecina nie rozumiała co się stało, zrozpaczona, głodna i wyziębiona szarpała zwłoki matki, ojca, brata i siostry, krzyczała przy tym przeraźliwie. Tymczasem ukraińscy zbrodniarze (dziś na Ukrainie — bohaterzy UPA), naśmiewali się z dziecka, tak przez cały dzień, potem to biedne dziecko zabili. Ukrainki opowiadały, że nie mogły przez dłuższy czas domyć podłogi z której wychodziła żywa krew, mówiły, że to kara Boża za znęcanie się nad «detyną» […] szesnastoletnia antonina Uleryk córka, siostry mojej babci, która szczęśliwie zdołała przedostać się do Swojczowa, […] opowiedziała nam ze szczegółami przebieg masakry […] W naszym domu wszyscy obudzili się od razu. Matka mając wtedy ponad pięćdziesiąt lat, otworzyła oprawcom drzwi […] .nie interesowało ich wcale, co mówiła moja matka, w ogóle nie słuchali, tylko jeden z nich uderzył ją kolbą karabinu, a gdy w następstwie silnego ciosu przewróciła się na ziemię, brutalnie zabił. W tym czasie drugi banderowiec zabił ojca, jeszcze w łóżku. Ja sama także zostałam ciężko ranna, byłam uderzona bagnetem w bok tak, że bagnet przeszedł na drugą stronę. Gdy rezun uderzył mnie bagnetem po raz drugi, przekłuł mi rękę na wylot i wtedy straciłam przytomność. Po odzyskaniu przytomności, usłyszałam tylko rzężenie konającego ojca, który leżał we krwi przy łóżku”.
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
ok. 253
min. 253
max. 253
nr ref.:
01763
data:
1943.07.12–1943.07.13
lokalizacja
opis
dane ogólne
Dominopol
Upowcy wyłapali kilkudziesięciu uciekających z tej wsi i wsi okolicznych Polaków przywożąc ich z lewego brzegu rzeki Turia i tutaj wymordowali. „Noc z 12 na 13 lipca ja i mój brat Kazimierz spędziliśmy w zbożu, w wysokim życie, które w tym roku wyjątkowo pięknie obrodziło. W środku nocy, znowu posłyszeliśmy jadących w stronę Dominopola, tym razem na własne oczy zobaczyłem ludzi wiezionych w stronę wybitej wsi. Tym razem to była bardzo znana i lubiana w naszych stronach grupa polskich muzykantów, którzy w większości wywodzili się z jednej rodziny polskiej, o nazwisku Struś. Ukraińcy gdzieś ich dorwali, wsadzili na furmankę i kazali sobie grać po drodze do Lasu Świnarzyńskiego. Od tej chwili wszelki słuch po nich zaginął, jestem prawie pewien, że zostali skrytobójczo i okrutnie zamordowani, może nawet jeszcze tej samej nocy”.
źródło: Żurek Stanisław, „75 rocznica ludobójstwa – lipiec 1943 rok”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Sienkiewicz Antoni
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
kilkadziesiąt
min. 21
max. 99
Autorzy niniejszego opracowania informują, że każda korespondencja wysłana na podany poniżej adres portalu Genocidium Atrox może zostać opublikowana — verbatim w całości lub części, wraz z podpisem — chyba że zawierać będzie explicite odnośne zastrzeżenie. Adres Emajl nie będzie publikowany.
Jeśli na Państwa urządzeniu działa klient programu pocztowego — taki jak Mozilla Thunderbird, Windows Mail czy Microsoft Outlookopisane m.in. w Wikipedii — by skontaktować się z Kustoszem/Administratorem i wysłać korespondecję proszę spróbować wybrac link poniżej:
LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA
Jeśli natomiast Pan/Pani nie posiada takowego klienta na swoim urządzeniu lub powyższy link nie jest aktywny proszę wysłać Emajl za pomocą używanego przez Pana/Panią konta — w stosowanym programie do wysyłania korespondencji — na poniższy adres:
jako temat podając:
GENOCIDIUM ATROX: DOMINOPOL