Rzymskokatolicka Parafia
pw. św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
archidiecezja warszawska
LUDOBÓJSTWO dokonane przez UKRAIŃCÓW na POLAKACH
Opisy zbrodni (dane za okres 1943–1947)
Miejscowość
II Rzeczpospolita
Czerwonogród
pow. Zaleszczyki, woj. tarnopolskie
współcześnie
rej. Zaleszczyki, obw. Tarnopol, Ukraina
Zbrodnie
Sprawcy:
Ukraińcy
Ofiary:
Polacy
Ilość ofiar:
min.:
67
max.:
127
wydarzenia
nr ref.:
04198
data:
1943
lokalizacja
opis
dane ogólne
Czerwonogród
Ukraińcy zamordowali Kajetana Wartanowicza.
źródło: Żurek Stanisław, „75. rocznica ludobójstwa – grudzień 1943”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
1
min. 1
max. 1
nr ref.:
03836
data:
1943.12.13
lokalizacja
opis
dane ogólne
Czerwonogród
13.XII.43. Czerwonogród, Czortków: Rompach Karol, leśnik, zamordowany.
źródło: Żurek Stanisław, „75. rocznica ludobójstwa – grudzień 1943”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: „1944. luty - marzec - Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu”; w: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław, w: nr 16722/2, s. 219—253
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
1
min. 1
max. 1
nr ref.:
09354
data:
1945.02.02–1945.02.03
lokalizacja
opis
dane ogólne
Czerwonogród
Około godziny 22.ataku dokonały sotnie UPA „Siri Wowky” i „Czernomorci” pod osobistym dowództwem kurinnego Petra Chamczuka „Bystrego”. Upowcy w białych, maskujących ubraniach wdzierali się do domów i zabijali napotkane osoby bez względu na płeć i wiek. Podpalano drewniane zabudowania. Polska ludność ewakuowała się do ustalonych miejsc schronienia (młyn, zamek, kościół i Dom Ludowy), gdzie była broniona przez żołnierzy IB. Czota „Burłaki” z sotni „Siri Wowky” zdołała zdobyć zamek, jednak zgromadzona tam ludność pod osłoną IB została ewakuowana do kościoła. Po zdobyciu zamku próbowała schronić się w nim 4–osobowa rodzina Romachów, w wyniku czego została pojmana i przy użyciu tortur zamordowana. Obrońcy Domu Ludowego zabarykadowali drzwi i okna na parterze i z góry razili napastników strzałami z broni palnej i granatami. Podczas ataku UPA zajęła także klasztor szarytek w Nyrkowie. Zamordowane tam zostały siostry Henryka Bronikowska i Klara Linowska. W schowku pod ołtarzem uratowała się s. Władysława z dwoma kobietami i dwojgiem dzieci. W Czerwonogrodzie w wyniku ataku serca zmarł proboszcz miejscowej parafii, ks. kanonik Szczepan Jurasz, ukrywający się w skalnej grocie. Nad ranem sotnie UPA wycofały się.
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – luty 1945”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: „Biuletyn IPN”, w: nr 1—2 (96—97), styczeń-luty 2009, t. 11
Zginęło, bądź zostało zamordowanych 65 Polaków, 20 zostało rannych, z których część potem zmarła.
„Był to Pierwszy Piątek lutego 1945 [roku] […] — dzień Święta Matki Bożej Gromnicznej […] Udałam się z dziećmi […] do kościoła parafialnego [w Czerwonogrodzie] […] Po sumie Ks. K[anonik Szczepan] Jurasz prosił mnie, żeby powiedzieć S[iostrze] Przełożonej, aby Siostry z dziećmi zeszły na noc [z klasztoru w Nyrkowie] do Czerwonogrodu, bo są złe wiadomości. Myśmy pozostały w klasztorze, zachęcając jednak dzieci, aby poszły na noc do szkoły […] . Dzieci nie chciały się zgodzić na opuszczenie klasztoru […]
Około godz. 21 słychać było ruch sań przejeżdżających drogą w pobliżu klasztoru […] Po pewnej chwili podeszłam do okna […] Wystrzelone rakiety oświeciły Czerwonogród, wtedy zobaczyłam wielu mężczyzn uzbrojonych z karabinami w pobliżu muru [idących] w kierunku wsi […] Ujrzałam białe postacie z pochodniami, jak schodziły w dół, […] pierwsze pożary domów, które są na skraju wsi — miały strzechy słomiane […] Wkrótce strzały karabinowe, ludzie w popłochu, widząc pożary, palące się stodoły, chlewy, ryczące bydło, ratowali się ucieczką, nagle napadnięci ginęli od noży lub kul. Krzyki, jęki ludzkie i wycia zwierząt palących się dolatywały do moich uszu […] .
Wioska otoczona przez banderowców miejscowych ze wszystkich stron. Miejscowi ludzie więc wpadali w ich ręce, gdyż zwoływali ich do siebie. W nocy ciemnej nie poznawali, więc padały ofiary okrutnie masakrowane […]
Nagle zauważyłam, że gromada banderowców zbliża się pod klasztor […] . Zebrałam wszystkie dzieci, wraz z siostrą przełożoną udałyśmy się do kaplicy, aby przygotować się do ostatniej chwili swego życia. Wejściowe drzwi były na noc zabarykadowane. Zaczęto walić w drzwi i rąbać siekierami, wołając «Lachy, otwórzcie» […] Nagle poczułam, że ja umieram, ciemno mi w oczach, zapadam się gdzieś w ciemnej przestrzeni, nagle jakby powstał wielki huk i wielka światłość rozświeciła, to trwało sekundę, w tym momencie z tej światłości usłyszałam polecenie «Chowajcie się pod ołtarz». Ocknęłam się w tym momencie i powtórzyłam te słowa […]
Siostra przełożona szybko odsunęła mensę i natychmiast dzieci tam weszły, ale mi też nakazała, abym była tam z dziećmi. Szybko zasunęła wejście ołtarza i obok weszła do zakrystii, za Nią przyszła jeszcze S[iostra] Bronikowska […] . Ołtarz niewielki, więc było ciasno. Dzieci nie były znów takie małe […] W tym momencie, wierzę do dziś, że gdy ołtarz był tak wypełniony, zostałam natchniona myślą zesłaną od Boga i powiedziałam [do] dzieci: «Odsuńcie się od desek, aby była głucha przestrzeń» […] Gdy wpadli do kaplicy, zapalili świece i zaczęło się poszukiwanie za nami […] . Jedna z dziewczynek poznała przez głos i małą szparę, że to był syn diaka ze wsi Nyrków.
Nagle próbuje ruszyć ołtarz, ale ołtarz był przymocowany do ciężkiego stopnia. Puka więc w ścianę ołtarza tuż przy mnie. Po kilku razach uderzeń z trzech stron, ogłosił: «Pusto, głucho» […] Nagle widzę, że marmur w ołtarzu z relikwiami unosi jeden, podniósłszy obrus. Widzę jego palce nad głową jednej dziewczynki, przerażona, że może on teraz [nas] zauważyć […] Byłam pewna, że mogą zaraz nas wyciągnąć. Odszedł […] , ale strzelił po ścianach bocznych kaplicy […] .
Po chwili poszukiwania przystąpili do rąbania drzwi do zakrystii. Tam była siostra przełożona i druga siostra. Gdy weszli, zaczęli się odgrażać, że jako Lachy będą zaraz spalone […] Słyszałam, jak zmuszano s[iostrę] przełożoną, by powiedziała, gdzie ja jestem i dzieci. Gdy odpowiedziała, że nie wie, bito Ją […] Wyszli znów na poszukiwania na strychu, gdzie zaczęto strzelać wokoło z automatu, myśląc zapewne, że tam jesteśmy. Gdy panowała cisza, zeszli z powrotem. I nanoszono słomy do kaplicy i podpalono, ale na szczęście słoma była wilgotna i tylko się tliła […] .
Po tej czynności wyprowadzono s. przełożoną Klarę Linowską i s. Bronisławę Bronikowską na parter. Będąc schowana w ołtarzu, słyszałam cztery strzały, które zmasakrowały głowę i twarz s. Klary Linowskiej, a s. B. Bronikowskiej wbito w plecy nóż, zadając jej cios śmiertelny. Po tych czynach zbrodniczych zabrano się do grabieży naszych rzeczy”.
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – luty 1945”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: „Siostra Władysława Sobierajska ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo”, fragmenty relacji, ze zbiorów Ewy Siemaszko
Pierwsze strzały postawiły na nogi całą wioskę. Czerwonogród otoczony był płonącymi pochodniami. Ze wszystkich stron raziły kule karabinowe. W trzech krańcach wsi wybuchły pożary. Od strony Szutromieniec spalono zabudowania, skąd uciekali ludzie. Jak się okazało spalono tam 8 domów i zginęło 10 osób. Kto żyw wycofywał się do centrum. Paliło się na przeciwległym krańcu tzw. „kącie”. Tam spalono 14 domów, zginęło 20 osób. Dom Winiarskich został spalony. Tam zginęła Marta Winiarska. W okolicach Domu Ludowego został ciężko ranny w biodro Bronisław Stachurski. Zniesiony z posterunku przez córkę Czesławę i jej koleżankę bardzo krwawił. Nie mogły zatamować krwi. Tymczasem dwaj młodsi bracia bronili dostępu do wnętrza, gdzie leżał ojciec. Wokół słyszano jęki i strzały. Wreszcie dziewczęta po zaopatrzeniu ojca ratowały innych rannych, których przybywało. Rany były okropne. Między innymi rannemu w brzuch Dmytruszyńskiemu Cesia Stachurska wyciągała wełnę z kożucha, wplątaną w ranę. Relacjonuje Czesław Świderski: Strzelanina i dzikie wrzaski podpalaczy mieszały się ze szczekaniem psów i ryczeniem bydła w płonących stajniach, a nadto unosiły się jęki mordowanych ludzi, którzy nie zdążyli uciec z bezpośredniego zagrożenia. Po pierwszych wystrzałach zacząłem ubierać się. Matka obudziła siostrę, która nieprzytomnie wstała na łóżku i zwaliła się z jękiem wołając: jestem raniona w samo serce. Zobaczyłem jak z jej piersi tryskała fontanna krwi. Oddał do niej strzał bandyta stojący już pod naszym oknem. Za chwilę banderowcy wpadli do mieszkania, gdzie na podłodze leżała w kałuży krwi moja siostra Janina. Wyciągnęli z siennika słomę i wokół niej rozpalili ognisko. Matka w tym czasie skryła się w komórce pod sieczkarnią. Ja z bratem ukryłem się w drugim mieszkaniu pod piecem gdzie zostaliśmy zasłonięci przez bandytę szukającego pozostałych mieszkańców domu. Byli to ludzie znajomi, bo od razu rozpoznali moją siostrę, o czym następnego dnia donieśli mojej babce mieszkającej jeszcze w Nyrkowie. Po wyjściu bandytów ugasiliśmy płonąca słomę. Za chwilę wpadli drugi raz i wyciągnęli z drugiego łóżka słomę rozniecając na nowo. Ponownie ugasiliśmy ogień kładąc siostrę na łóżku. Wtedy bandyci zorientowali się że, jest ktoś w domu, kto ranną dziewczynę zabrał. Oblali, więc dom benzyną, podpalili i odeszli. Usłyszeliśmy silne chrapanie siostry i ciszę. Wyskoczyliśmy z płonącego domu obaj z bratem, kryjąc się pomiędzy snopami kukurydzianki opartej o parkan, gdzie przesiedzieliśmy do rana. Na trzecim odcinku obrony od tzw. „lewady” bronili się Wysocki Marcin ze „znariadką”, Wierzbicki Marcin z „mauzerem”, Dąbrowski Ignacy i Okoński Marcin z „pepeszami”. Ci czterej nie zeszli ze swoich stanowisk, mając dobrą osłonę za plecami i kładli pokotem każdego, który wyskoczył z lasu i podążał z zapaloną wiązką słomy do zabudowań. Dopiero, kiedy Marcin Okoński został ranny w szczękę bandyci wdarli się między domostwa. Do tej pory większość mieszkańców zdołała uciec i skryć się w kościele. Nie zdążyła uciec jedynie stara Grzesińska i jej córka Maria Sutyk. Jej półtoraroczna córeczka Hania została znaleziona nazajutrz w kałuży krwi. Zabrała ją i zaopiekowała się do czasu powrotu z frontu ojca, pani Samogowa. Marcin Wysocki mimo odniesionej rany w nogę nie zszedł ze swego odcinka do końca. Po rozwidnieniu się naliczono na tym odcinku 12 kałuż krwi bandyckiej […] W zdobytym zamku napastnicy zamordowali rodzinę Romachów i wszystkich mieszkańców oficyn. Broniąc dostępu do miasteczka od strony zdobytego zamku zginęli Eugeniusz Bobryk i Ignacy Karasowski, 16 letni alojzy Glezner został śmiertelnie ranny. Zmarł po napadzie podobnie jak Bronisław Stachurski. Józef Ryczaj zginął koło swego domu, śpiesząc na ratunek żonie i dziecku. Maria Sutyk zginęła trzymając na ręku półtoraroczną córeczkę Hanię. Po napadzie znaleziono dziecko przy zmarłej matce. Przeżyło. Napastnicy, pomimo znacznej przewagi, nie mogli zdobyć wsi. Zaczęło świtać, gdy usłyszano wołania: „bratia widstupajem” (bracia odstępujemy). Relacja młynarza Szuby: „Byliśmy przygotowani, gdyż młyn był pod lasem, toteż spodziewaliśmy się, że tu odbędzie się pierwsze natarcie bandy. Przed młynem stało 12 furmanek czekających w kolejce na przemiał. Była godzina 21: 30, młyn pracował na pełnych obrotach, wszyscy pracownicy na swoich stanowiskach, podwórko młyna oświetlone. Noc była mroźna, dużo śniegu, ale była też wyjątkowo jasna. Przyszedł Grzybiński i księgowy Żołyński ze słowami:, «ale piękny wieczór, jasno, dużo śniegu – może przeżyjemy tę noc spokojnie». W powietrzu była niepokojąca cisza, którą zagłuszał szum wodospadu, cisza z tych, które zwiastują wielkie nieszczęście. Nagle padły strzały znad wodospadu na młyn. Powstało zamieszanie, ludzie zaniepokojeni kręcili się przy swoich wozach, pracownicy wylegli z młyna. Mieliśmy przedostać się do Domu Ludowego, gdzie był nasz punkt zborny na wypadek napadu. Niestety było za późno, ponieważ byliśmy pod obstrzałem bandy usytuowanej na górze, więc i tak czekałaby nas pewna śmierć. Ludzie w panice ukryli się każdy gdzie mógł, np. bracia Owadowie ukryli się między walcami i ocaleli, zginęła tylko Kasia Rzepiej. Członkowie bandy, aby zamaskować się ubrani byli na biało, tylko czarne punkty na śniegu to ich głowy, kulali się po śniegu w dół z góry. Zaczęła się prawdziwa masakra, zewsząd dochodził zgiełk, hałas, krzyki ludzi, wołanie o pomoc. Wszystko się pali; płoną domostwa, plebania, jęki ludzi mieszają się z rykiem oszalałego bydła, wyciem psów, rżeniem koni, kwikiem świń. W powietrzu dym, smród ‑ śmiertelna zgroza. Dochodzą wieści; zamek, który był jednym z miejsc obronnych, jest mocno atakowany, z zamku obrońcy i ludność, która się schroniła wycofują się do kościoła – to źle; jeżeli zaatakują kościół to koniec. Garnizon w Uścieczku przyrzekł pomoc, toteż wysyłał umówiony znak – wystrzeliwując pięć zielonych rakiet, odpowiedź przyszła natychmiast; na niebie zajaśniało światło zielone, pięć sygnałów. Kieruję obroną usytuowaną w Domu Ludowym, gdzie był wyznaczony punkt zborny dla ludności cywilnej (drugi w zamku i w kościele) Banda podchodzi coraz bliżej Domu Ludowego, ci co bronili go od zewnątrz, kryją się teraz w domu; banda naciera. Obrońcy szczelnie ryglują dolne wejścia i okiennice. Panika wśród chroniącej się tu ludności, krzyki, lament, płacz dzieci. Obrońcy bronią domu z górnych okien budynku, w końcu brak amunicji, zostały tylko granaty. Granaty wyrzucane są przez okna w kierunku bandy, granaty skończyły się – rozpacz. Każdy z obrońców wyjmuje swój osobisty pistolet, każdy nabój «na wagę złota», zostawiają sobie po dwa naboje w kieszeni – dla siebie, – bo nie oddadzą się żywcem w ręce wroga. W kościele, część zgromadzonych tam obrońców walczy dzielnie, nie dopuszczają wejść bandzie od strony zamku. W kościele jest ksiądz Jurasz i bardzo dużo ludzi. Detonacje są coraz silniejsze; banda zwołuje się, ucicha – wycofują się; już dnieje, zbliża się 5 rano. Cisza poranna, umilkły strzały, napastnicy wycofali się, cisza po tragedii, ludzie oszaleli z bólu, strachu, rozpaczy wylegli ze «swoich kryjówek». Nie ma sił, brak łez by opłakiwać pomordowanych i zgliszcza – cały dorobek życia, ludzie rozglądają się, nawołują swoich bliskich. W oficynach zamku znajdują bestialsko zamordowaną rodzinę Romachów – rozebrano ich, wycięto im krzyże na brzuchach i wycięto napisy «koniec lachom», skórę na szyi podcięto i ściągnięto na oczy, nogi i ręce połamane. Miejsca skrwawione, widać, że umierali w męczarniach”. Opowiada Władysława z Romachów, Kucy z Czerwonogrodu: „Urodziłam się w Czerwonogrodzie w 1932 roku w rodzinie Romachów. To właśnie moi rodzice i rodzeństwo zostali w okrutny sposób zamordowani w zamku. Tato miał 39 lat, Mama 37, Siostra Cesia 16, brat Binio 11. Ja uciekłam z Ciocią anielą Szymańską do szkoły tam wraz z naszą nauczycielką p. Eulallą Wendlową przesiedziałyśmy do rana. a moja Babcia Zofia Szymańska ukryła się z księdzem Kanonikiem w pieczarze i tam była świadkiem śmierci księdza, zmarł na atak serca […] Moja Babcia Zofia Szymańską, 67 lat, często opowiadała jak to uciekając spotkała przy kościele księdza Jurasza, postanowili ukryć się w grocie, znajdującej się na zboczu wzgórza. Ktoś jeszcze z nimi był, jakiś chłopiec czy dziewczyna, ale bojąc się, że tam mogą ich znaleźć, odszedł. Babcia została sama z księdzem. Ksiądz się bardzo bał, trząsł się i powtarzał: «Pani Szymańska, co będzie jak oni nas tu znajdą?» Babcia pocieszała księdza, że są bezpieczni. Ksiądz po pewnym czasie zaczął ciężko oddychać, charczeć i przestał się odzywać. Babcia mówiła, że trwało to dość długo. Ksiądz już nic nie mówił, tylko dyszał, po pewnym czasie umilkł. Babcia zaczęła go szarpać, ale już nie żył. I tak z martwym księdzem siedziała do rana. Rano zniesiono księdza do kościoła i włożono do trumny, nie mieścił się w niej, bo była przygotowana dla chłopca, który miał być pochowany 3 lutego. Moi rodzice uciekli w stronę zamku i tam na dziedzińcu zostali w okrutny sposób zamordowani. Tato był w wojsku, jesienią 1944 roku został urlopowany, miał poważną wadę serca, dlatego nie brał udziału w obronie. Tato zawsze mówił, jeżeli nas napadną uciekamy do parku a stamtąd do zamku, tam ukryjemy się w lochach. Niestety oni byli tam wcześniej i moja rodzina wpadła im w ręce. Rozebrali wszystkich do naga, w okrutny sposób męczyli, świadczą o tym kałuże krwi i krzyki i jęki, które słyszeli ukryci w sąsiedztwie. Tatę nie spalili a mamę i siostrę Cesię i brata Binia spalili […] Ciocia chciała żebym się z nimi pożegnała i na drugi dzień zaprowadziła mnie pod kościół, tam wokół kościoła leżeli rzędem wszyscy pomordowani. Ciała złożono do dołu po wapnie”. Za grób dla 47 ofiar posłużył dół po wapnie usytuowany na placu kościelnym. Nie było trumien. Jedną tylko zbito dla księdza Jurasza i wszystkich pochowano we wspólnej mogile. Połączono wszystkich męczenników tej tragicznej nocy razem. Nie było kapłana, który odprawiłby katolickie egzekwie. Tak oto nastąpiła zagłada Czerwonogrodu, miejscowości historycznej, pamiętającej i książąt ruskich i najazdy Tatarów, Turków czy innych, króla polskiego Kazimierza Wielkiego i Kazimierza Jagiellończyka, a także innych możnych tego świata, miejscowości, której niektórzy historycy przypisują przewodnią rolę Grodów Czerwieńskich. Na 17 saniach wywieziono rannych do szpitala w Horodence. Pozostali schronili się w Tłustem lub w Zaleszczykach, by za kilka miesięcy wyjechać w nieznane, jako tzw. „repatrianci”! Z Czerwonogrodu nie pozostało nic! Nie ostał się ani jeden dom, a władze sowieckie przemianowały ten bajeczny zakątek na „Uroczysko Czerwone”!..
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – luty 1945”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Stecki Jerzy, „Zagłada Czerwonogrodu”; w: „Jarosławska Księga Krsowian”, Stowarzyszenie Dziedzictwo Kresów — internet: jaroslawskaksiegakresowian.pl [dostępny: 2021.04.11]
Czerwonogród — to od niego niektórzy historycy wywodzą nazwę Grodów Czerwieńskich, a nawet całej Rusi Czerwonej. Dziś tego miejsca nie ma na mapie. W ciągu jednej tragicznej nocy skończyła się historia tysiącletniego grodu. W ruinach kościoła i pałacu pasie się bydło z ukraińskich gospodarstw. I tylko krzyż na grobie przypomina, że na zawsze zostali tu Polacy. Dżuryn (dopływ Dniestru) spada z wysokości 16 m., tworząc największy wodospad na Podolu. Kasper Kazimierz Karasowski, którego spotkałem przy wodospadzie, był świadkiem zagłady Czerwonogrodu; jako szesnastoletni chłopiec należał do polskiej samoobrony i w święto Matki Boskiej Gromnicznej 1945 r. brał udział w odparciu napadu sotni UPA. Wśród pięćdziesięciu pochowanych potem ofiar znalazł się jego ojciec. „Razem z moją matką owinęliśmy zmarłego ojca prześcieradłem i około 500 metrów ciągnęliśmy go po śniegu do kościoła” – napisał we wspomnieniach. „Na placu kościelnym znajdowała się jama, w której kiedyś gaszono wapno do remontu kościoła. Ofiary napadu włożono do tej jamy”. Nie było trumien, nie było pogrzebu. Bojówki nacjonalistów ukraińskich otoczyły wieś w nocy z 2 na 3 lutego 1945 r., podpalając zabudowania. Część mieszkańców schroniła się w domu ludowym, w młynie i w kościele, ale i tam próbowali wedrzeć się napastnicy. „Mam zastrzeżenia do swojego ojca i innych mężczyzn, którzy kierowali samoobroną za to, że umieścili ją w takim miejscu. Była to dolina o bardzo łatwym dostępie. Czerwonogród po prostu nie nadawał się do takich celów” — twierdzi po latach Karasowski. Wieś spalono. Nie ocalał żaden z 79 domów. W latach 1944—1945 z rąk ukraińskich zginęło tu — zamordowanych niekiedy w bestialski sposób — 125 parafian; miejsca pochowku 75 osób są do dziś nieznane. Pozostali przy życiu opuścili podolską ziemię, osiedlając się głownie na Opolszczyźnie. Wcześniej dwunastu obrońców Czerwonogrodu aresztowano na podstawie fałszywych oskarżeń rodzin ukraińskich z Nyrkowa o napad i rabunek mienia, a następnie skazano na długoletnie więzienia i zsyłki w głąb ZSRS. Karasowski ponad osiem lat spędził w łagrach Gułagu, m.in. na Uralu i Kołymie, by po przeszło rocznym oczekiwaniu wyjechać do Polski […] Władysława Kucy z domu Romach miała wtedy trzynaście lat. Jej rodzice i rodzeństwo zostali w okrutny sposób zamordowani w zamku; młynarz Stanisław Szuba, który kierował obroną w domu ludowym, widział ofiary w zamkowych oficynach: rozebrano ich, wycięto im krzyże na brzuchach i napisy „Koniec Lachom”, skórę na szyi podcięto i ściągnięto na oczy, a nogi i ręce połamano. Ona uratowała się, uciekając z ciocią do szkoły, gdzie wraz z nauczycielką przesiedziały do rana; jej babcia ukryła się z księdzem kanonikiem Szczepanem Juraszem w pieczarze i tam była świadkiem jego nagłej śmierci. Jeszcze w dzień ksiądz odprawiał w kościele uroczystą Mszę św., modląc się ze łzami o pomoc i łaski dla parafian na przyszłe dni, jakby przeczuwając niepewność życia. „Było to wspólne przeżywanie rozstania się z rodzinną parafią, w której znajdował się cudowny obraz Matki Boskiej” – zanotowała po latach s. Władysława, szarytka z klasztoru w Nyrkowie, gdzie dzień później zamordowano dwie siostry. Józef Juzwa zapamiętał, że Maria Sutyk zginęła, trzymając na ręce półroczną córeczkę Hanię. Po napadzie znaleziono żywe dziecko przy zmarłej matce. Napastnicy, mimo znacznej przewagi, nie mogli zdobyć Czerwonogrodu. O świcie odstąpili. Dzięki determinacji obrońców uratowano około tysiąca Polaków z okolicy, którzy tam się schronili. Kilka miesięcy później władze sowieckie zmieniły nazwę opuszczonej wsi na „Uroczysko Czerwone”. W 1995 r. staraniem Stanisława Grabowieckiego, urodzonego w Zaleszczykach, obecnie mieszkańca Tarnowa Opolskiego, ufundowano krzyż z tabliczką ku czci pomordowanych. Mszę św. w ruinach kościoła w Czerwonogrodzie odprawił ks. Kazimierz Grabowiecki. Pięć lat później pan Karasowski postanowił zrobić trwały nagrobek, by szczątków zabitych nie tratowało pasące się tu bydło; w tym celu siedmiokrotnie jeździł na Ukrainę. Zbudowany z czerwonego kamienia pomnik pięćdziesięciu pomordowanych został uroczyście poświęcony 22 października 2000 r. na miejscu zbrodni. „Pamięci tych, co tu zginęli 2 lutego 1945 r. Niech odpoczywają w pokoju” — i tutaj nie ma informacji, że zamordowani zostali przez bojówkarzy UPA tylko dlatego, że byli Polakami. Nad polską mogiłą w dolinie, gdzie kiedyś kwitła wioska, wspólnie modlili się ukraińscy wierni, zarówno grekokatolicy, jak i prawosławni. Niestety, z Polski odważyło się na przyjazd do Czerwonogrodu tylko kilkanaście osób. Autobusem dojechali parafianie z Zaleszczyk z ks. proboszczem Stanisławem Żelą, który odprawił Mszę św. Uczestniczyli w niej kapłani ukraińscy: prawosławny ks. Aleksander Proceszyn z Nyrkowa i greckokatolicki ks. Michał Witowski z Uścieczka.
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – luty 1945”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Kaczorowski Andrzej W. , „Czerwonogród - perła Podola”; w: „Biuletyn IPN”, w: nr 1—2 (96—97), styczeń-luty 2009
Po zagładzie Czerwonogrodu rodziny ukraińskie wniosły fałszywe oskarżenie na 12 Polaków, którzy 2 lutego 1945 roku się bronili. Oskarżono ich o napad i rabunek w Nyrkowie. Aresztowano ich i osadzono w więzieniu w Tłustym […] Dopisano mi dodatkowe dwa lata i sadzono jak dorosłego. Podobnie postąpiono z innymi, którzy nie byli pełnoletni. Podczas pobytu w więzieniu w Tłustym, gdzie siedziało nas dwunastu, miało miejsce dziwne zdarzenie. Do naszej celi NKWD dołączyło Ukraińca, znanego nam banderowca, Danyłę Pastuszuka. Ten oświadczył nam, że został aresztowany przez NKWD i nam wszystkim grozi śmierć. Jedynym ratunkiem jest ucieczka z więzienia. Jemu udało się przemycić młotek i stalowy wybijak, przy pomocy którego będzie można zrobić dziurę w murze i zbiec […] Po dwóch godzinach otwór był gotowy. Zachęcał nas, abyśmy razem uciekli. Bronisław Dmytruszyński i Paweł Krzywy podejrzewali, że jest to prowokacja zmontowana wspólnie przez UPA i enkawudzistów. Zabronili nam zbliżać się do tego otworu. Faktycznie okazało się, że czekali tam już banderowcy z zamiarem zamordowania nas. Nie daliśmy się Danyle Pastuszukowi sprowokować […] Tego, co przeszliśmy nie da się opisać. Życie w gułagach było straszne. Ci, co wrócili, stracili zdrowie. Niektórzy przedwcześnie zmarli.
źródło: Żurek Stanisław, „Kalendarium ludobójstwa – luty 1945”; w: portal: Wołyń — internet: wolyn.org [dostępny: 2021.02.04]
źródło: Krasowski Kasper Kazimierz, wspomnienia; w: Komański Henryk, Siekierka Szczepan, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946”, w: Wrocław 2004, s. 900—901
sprawcy
Ukraińcy
ofiary
Polacy
ilość
w tekście:
65 – 125
min. 65
max. 125
Autorzy niniejszego opracowania informują, że każda korespondencja wysłana na podany poniżej adres portalu Genocidium Atrox może zostać opublikowana — verbatim w całości lub części, wraz z podpisem — chyba że zawierać będzie explicite odnośne zastrzeżenie. Adres Emajl nie będzie publikowany.
Jeśli na Państwa urządzeniu działa klient programu pocztowego — taki jak Mozilla Thunderbird, Windows Mail czy Microsoft Outlookopisane m.in. w Wikipedii — by skontaktować się z Kustoszem/Administratorem i wysłać korespondecję proszę spróbować wybrac link poniżej:
LIST do KUSTOSZA/ADMINISTRATORA
Jeśli natomiast Pan/Pani nie posiada takowego klienta na swoim urządzeniu lub powyższy link nie jest aktywny proszę wysłać Emajl za pomocą używanego przez Pana/Panią konta — w stosowanym programie do wysyłania korespondencji — na poniższy adres:
jako temat podając:
GENOCIDIUM ATROX: CZERWONOGRÓD