Rzymskokatolicka Parafia
pod wezwaniem św. Zygmunta
05-507 Słomczyn
ul. Wiślana 85
dekanat konstanciński
m. i gm. Konstancin-Jeziorna
powiat Piaseczno
poprzednie
Saint André (1902)
Znaki Eucharystyczne
(pełna lista: tutaj)
PRZENAJŚWIĘTSZE SERCE i wulkan PELÉE
miejsce wydarzenia: La MORNE ROUGE (Martynika)
rok wydarzenia: 1902
następne
Tumaco (1906)
W 1902 r. na karaibskiej wyspie Martynika (dziś jeden z departamentów zamorskich Francji), odkrytej przez Krzysztofa Kolumba (hiszp. Cristóbal Colón) (1451, Genua – 1506, Valladolid), żeglarza, podróżnika, nawigatora i członka Franciszkańskiego Zakonu Świeckich (tercjarza franciszkańskiego), w 1502 r. – dokładnie cztery stulecia wcześniej - podczas czwartej wyprawy do Ameryki, miał miejsce jeden z największych wybuchów wulkanicznych w XX w., nazywany gdzie niegdzie „największą katastrofą wulkaniczną XX w.” Kataklizm spowodowała Łysa Góra (fr. Montagne Pelée), wulkaniczne wzniesienie w północnej części wyspy. Jego erupcja – a w zasadzie będąca jej konsekwencją tzw. lawina piroklastyczna - zniszczyła zupełnie miasto Saint-Pierre, powodując śmierć około 29 tys. osób. W mieście, zwanym odtąd „grobowcem Karaibów” przeżyć miały tylko trzy osoby (jedna w lochu więziennym, druga na granicy zasięgu owej lawiny, trzecia w grocie nadmorskiej)…
Z historią tego wybuchu związana jest niezwykła historia doświadczona i opowiedziana przez zakonnice zgromadzenia Naszej Pani Ocalenia (fr. Notre Dame de la Deliverance), założonego ok. 44 lata wcześniej przez pierwszego biskupa Martyniki, Szczepana Jana Franciszka (fr. Etienne Jean François) Harpeura (1797, Caen – 1858, Martynika), które pierwszą, najpotężniejszą erupcję przeżyły w wiosce La Morne Rouge, położonej na grzbiecie jednego ze stoków Łysej Góry, topograficznie pomiędzy szczytem a oddalonym o 6 km nadmorskim Saint-Pierre.
Wulkan Pelée obudził się 23.iv.1902 r. Odtąd, aż do 8.v tegoż roku, nad szczytem unosił się nieustannie pióropusz dymu, a okolice nawiedzały nieregularne, z każdym dniem jednakże silniejsze wstrząsy. Na Saint-Pierre i okoliczne wioski od czasu do czasu spadał deszcz popiołów…
Po początkowych wahaniach wielu decydowało się na opuszczenie domów, ale oficjalnego stanowiska nie było. W Saint-Pierre pozostał nawet gubernator z żoną. Zresztą na miejsce opuszczających miasto przybywali ci, którzy tu próbowali znaleźć schronienie, uciekając z wiosek jak się wydawało bardziej zagrożonych…
8.v.1902 r., w święto Wniebowstąpienia Pańskiego, ok. godz. 8:02 Łysa Góra eksplodowała. Nad szczytem utworzył się straszliwy grzyb dymu, który z prędkością 670 km/godz. rozprzestrzenił się na całą okolicę, pogrążając tereny w promieniu 80 km od krateru w ciemnościach. A ze szczytu stoczyła się lawina piroklastyczna, o temperaturze dochodzącej do 1070oC, która pochłonęła wszystko, co znajdowało się na jej drodze. Popłynęła w kierunku miasta Saint-Pierre, błyskawicznie je pokrywając…
Tego dnia największy kataklizm ominął wioskę La Morne Rouge, jako zresztą jedyną w całym sąsiedztwie Saint-Pierre. W wiosce – traktowanej przez mieszkańców Saint-Pierre jako resort - posługiwali ojcowie Zgromadzenia Ducha Świętego pod opieką Niepokalanego Serca Maryi Panny (łac. Congregatio Sancti Spiritus sub tutela Immaculati Cordis Beatissimae Virginis Mariae – CSSp) – duchacze, którzy prowadzili tam, zgodnie ze swoim charyzmatem, szkołę. Jednak centrum ich aktywności stanowił kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (fr. Immaculée-Conception), erygowany w 1851 r., częściowo zburzony w 1891 r. przez cyklon, a następnie rozbudowany. Pomagały im siostry zgromadzenia Naszej Pani Ocalenia, które w większości były Kreolkami (potomkiniami pierwszych kolonizatorów) lub białymi (czyli niedawnymi emigrantami z Europy) - nie było wśród nich Murzynek, co miało znaczenie praktyczne, bowiem społeczności białych i kolorowych nie bardzo się przenikały.
Historię tego dnia tak opisywała jedna z 23 sióstr Naszej Pani Ocalenia, prowadzących w La Morne Rouge ochronkę dla dzieci oraz dom opieki społecznej, siostra Maria od Dzieciątka Jezus (fr. Marie L’Infant Jesus):
„W owym czasie zbliżały się wybory do lokalnego parlamentu Martyniki. W Saint-Pierre bardzo silnym ugrupowaniem byli socjaliści i ugrupowania jakobińskie. Również i w La Morne Rouge, gdzie siedzibę swoją założyło zgromadzenie sióstr, prowadząc pracę misyjną wśród rdzennej ludności, zarówno kreolskiej jak i głównie murzyńskiej, działało prawie 400 z nich, w znamienitej większości Murzynów. Prowadzili oni nieustanną kampanię atakującą kapłanów katolickich, nie stroniąc od gróźb, straszenia śmiercią zakonnic. Dniami i nocami koczowali przez domem zakonnym śpiewając swoje rewolucyjne pieśni…
Podobnie i Saint-Pierre było zalepione bezbożnymi plakatami. Murzyni grozili wtargnięciem siłą do kościołów i konwentu sióstr i zamienieniem ich w teatry. Katedrę w Saint-Pierre chcieli zamienić w salę taneczną, urządzali przed nią diaboliczne sceny i zabawy…
Ataków nie przerwało nawet zagrożenie odżywającym wulkanem Pelée. Przez dwa dni i dwie noce, obawiając się o życie chowałyśmy się w kościele Naszej Pani Ocalenia w La Morne Rouge, modląc nieustannie.
W dniu katastrofy (na dwa dni przed wyborami!) proboszcz, o. Maria (fr. Marie), odprawił Mszę św. o 6:00 rano. O 7:30 Mszę św. rozpoczął o. Bruno. Tuż przed jej zakończeniem, już po Komunii św. , nastąpił wybuch Łysej Góry. Natychmiast do kościoła zaczęli chować się przerażeni mieszkańcy…
Zaczęli tłoczyć się przed konfesjonałem. O. Maria zdecydował się udzielić zbiorowego rozgrzeszenia…
Na szczęście w czasie Komunii św. nie wszystkie Hostie zostały spożyte. O. Bruno zaczął rozdzielać Je ciągle przybywającym. Wystawił też w monstrancji Najświętszy Sakrament…
I wtedy, nagle, przed ołtarzem (pamiętajmy, było to na długo przed Soborem Watykańskim II, gdy Ofiarowanie miało miejsce przy ołtarzu, a nie tak jak dzisiaj na stole ofiarnym…) oczom zdumionych, a jednocześnie przerażonych wiernych w umieszczonej w monstrancji Hostii ukazał się Nasz Zbawiciel, wskazując ręką na Swe Przenajświętsze Serce w koronie cierniowej…
Zgromadzeni padli na kolana i zaczęli szeptać: „Serce Przenajświętsze!” (fr. „Vous le Sacre Coeur!”)…
Twarz Chrystusa była blada, smutna i poważna…
Po par u chwilach (według niektórych relacji po paru godzinach) wizja Chrystusa rozpłynęła się i znikła.
Gdy wyszłyśmy przed kościół oczom naszym ukazał się straszliwy widok. Przed nami, i jakby trochę nad nami, z góry Pelée przetaczała się przeraźliwa chmura, roziskrzana błyskawicami, nieustannie grzmiąca i płynęła w kierunku Saint-Pierre.
Miasto ogarnęły setki pożarów. Był to najstraszliwszy widok jaki kiedykolwiek oczy ludzkie oglądały. Myślałyśmy, że to koniec świata…
Pozostałyśmy na modlitwie przez ten cały dzień grozy. Choć wokół wszystko się paliło, unosiły się chmury dymu i pary, gotował muł i ziemia, La Morne Rouge pozostało nietknięte. Nikt nie zginął. Nikt nie odniósł obrażeń…
Tego dnia doświadczyłam jeszcze jednego cudu. Miałam ze sobą stos obrazków z Przenajświętszym Sercem Pana Jezusa i zaczęłam je rozdawać. Gdy skończyłam okazało się, że w ręku pozostało mi tyle samo, ile na początku […]
Pozostałyśmy z naszymi kapłanami, pomagając ludziom w przygotowaniach do 60 km drogi do Fort de France, stolicy Martyniki. 20.v kapłani i pozostałe siostry zakonne – jako ostatni - opuściliśmy La Morne Rouge, zabierając ze sobą naczynia sakralne, i udaliśmy się do Departamentu Grand’Anse państwa Haiti na wyspie Haiti (dawn. Hispaniola)”…
Wszystkie 23 siostry z La Morne Rouge przeżyły. Zginęło 10 współsióstr, które w tym czasie przebywały w Saint-Pierre.
Administrator diecezjalny rozpoczął formalny proces badania niezwykłych wydarzeń. Wszystkie siostry i wszyscy świadkowie potwierdzili ich prawdziwość. Niektórzy podawali, że widzieli Krew spływającą z Przenajświętszego Serca…
W Saint-Pierre ponoć na niektórych kikutach ścian wypalonych domów przetrwały, acz z wypalonym brzegami, resztki świętokradczych plakatów socjalistycznych…
30.viii.1902 r. podczas jednego z wybuchów wtórnych wulkanu Pelée kolejna lawina piroklastyczna pochłonęła część La Morne Rouge. Przetrwał, jako jeden z nielicznych budynków, kościół Niepokalanego Poczęcia NMP, a w nim łaskami słynąca figurka Matki Bożej, ale zginęło ok. 800 mieszkańców wioski (razem śmierć poniosło tego dnia ponad 1.5 tys. ludzi). Wśród nich był o. Maria, który po katakliźmie 8.v pozostał w wiosce ze swoimi parafianami - mimo tylu zniewag, które od nich otrzymał. Po opuszczeniu wioski i przeniesieniu się do Fort de France, o czym opowiadała siostra Maria od Dzieciątka Jezus, o. Maria powrócił do La Morne Rouge, by towarzyszyć tym, którzy nie mogli jej opuścić: chorym, starszym i ubogim z przytułku przez niego prowadzonego. W posłudze pomagał mu wówczas Murzyn, niejaki Ludwik August (fr. Louis-Auguste) Ciparis, który przeżył tragedię Saint-Pierre w lochu więziennym.
Ową posługę o. Maria pełnił do końca, heroicznie służąc i pomagając swym parafianom…
Popatrzmy na krótką etiudkę o cudownym wydarzeniu (po włosku):
Obejrzyjmy dwie rekonstrukcje wybuchu wulkanu Pelée w 1902 r. wykonane przez pioniera kina, Jerzego (fr. Georges) Méliès (1861, Paryż - 1938, Paryż):
Popatrzmy na dwa inne filmy o erupcji Pelée:
Zobaczymy też film o współczesnym Saint-Pierre:
Mapa okolic:
Opracowanie oparto na następujących źródłach:
angielskich:
francuskich: